wtorek, 8 lutego 2011

"The Tortured" (2010)

Historia rodziców, którzy stracili małego synka. Został on porwany i zamordowany przez człowieka, który trafił za ten czyn przed Sąd. Jednak kara, którą dostaje nie satysfakcjonuje zdruzgotanych rodziców, więc postanawiają wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę.

Ostatnio chyba nie ma roku, w którym nie dostalibyśmy solidnego kina torture-porn. Obok "I Spit on Your Grave" jest to najlepsza pozycja 2010 roku, jeśli chodzi o krwawe kino. Zresztą smutne byłoby gdyby widzowie widzieli w tym filmie tylko bezsensowną jatkę, ponieważ mimo tytułu, który jasno daje do zrozumienia, o czym przede wszystkim będzie ten film to ma on za zadanie coś uświadomić widzowi - tak, mocne, dobitne przesłanie to największa siła tego obrazu. Nawet jeśli owo przesłanie nie jest zbyt oryginalne... No, ale cóż, ważne, że jest zawsze na czasie.

Zacznijmy od charakterystyki postaci, gdyż bez niej nie ma możliwości, aby ruszyć dalej. Państwo Landry to spokojne, szczęśliwe małżeństwo, które żyje sobie nikomu nie szkodząc w swoim małym świecie. Mimo tego, że przestrzegają prawa to prawo nie interesuje się nimi. Kiedy ginie ich jedyny syn Wymiar Sprawiedliwości odwraca się od nich, stając po stronie mordercy - wymierzając mu zdecydowanie za niską karę za to, co zrobił. Co w takiej sytuacji mają zrobić rodzice? Spokojnie stać i patrzeć, jak bezwzględny morderca wychodzi po paru latach z więzienia i żyje sobie długo i szczęśliwie? Pierwsza połowa filmu jest naprawdę wzruszająca - nawet mnie zakręciła się łezka w oku. Widz już od pierwszych minut filmu zostaje wrzucony w dramat Bogu ducha winnej rodziny. Może obserwować ich rozpacz i poczucie beznadziei. Widzi, jak utrata ukochanego synka powoli wyniszcza ich od środka. I czego pragnie? Właśnie zemsty. Widz podobnie, jak nasi bohaterowie chce, żeby zabójca został dotkliwie ukarany i dopinguje zrozpaczonym rodzicom w trakcie krwawej zemsty.

"Każdego dnia zmagamy się z tym, co przeżył nasz syn. Napastował go olbrzym. Tym był dla dziecka. Potworem. Odpowiednikiem najbardziej odpychających rzeczy. Wyobraźcie sobie, że jesteście nowi na tym świecie. Że jesteście dzieckiem." Czy można winić tych ludzi za to, co zrobili? Ja tego nie potrafię, gdyż jestem zwolenniczką zemsty, szczególnie jeśli rzecz jest tak poważna, jak to miało miejsce w tym filmie.

Jednakże w drugiej połowie filmu, kiedy to jesteśmy świadkami najbardziej odrażających tortur, na jakie tylko może wpaść człowiek widzimy coś jeszcze. Widzimy, że zemsta nie daje ukojenia naszym bohaterom, że jeszcze bardziej ich niszczy. Powoli dochodzą do wniosku, że to wszystko nie zwróci im syna, ale równocześnie nie mogą się już wycofać, w imię sprawiedliwości. Ten film nie jest peanem na cześć zemsty, na cześć brania sprawiedliwości we własne ręce. Ten film to potępia. Pokazuje, że zemsta czasem gorzej szkodzi tym, którzy się na nią porywają, niż osobie, która na nią w pełni zasłużyła.

UWAGA SPOILER UWAGA SPOILER

W zakończeniu reżyser daje nam ostatni dowód na to, że zemsta nie służy niczemu dobremu, że czasem może być ślepa. Państwo Landry skierowali swój żal na całkowicie niewinną osobę, a co gorsza przez przypadek sprawili, że ów mężczyzna był przekonany, że naprawdę jest winny zabójstwa ich syna. Przez swój czyn stali się tacy sami, jak ich wróg. Stali się tak samo bezwzględnymi, odrażającymi mordercami. Reżyser już nie pokazał nam sceny, w której dowiadują się o swoim błędzie, ale jestem przekonana, że świadomość tego, że w tak okrutny sposób torturowali niewinnego człowieka zniszczyła ich do reszty. A świadomość widza? W końcu on im dopingował przez cały czas trwania ich krwawej zemsty? Z jakim uczuciem pozostaje widz, kiedy uświadamia sobie, że chciał śmierci zupełnie niewinnego człowieka?

KONIEC SPOILERA KONIEC SPOILERA

Skoro przesłanie mamy już za sobą to teraz zajmę się realizacją. Mimo tego, że w filmie zagrały dość znane twarze - Jesse Matcalfe i Erika Christensen to montaż pozostawia niestety wiele do życzenia. Nie wiem, ale cały czas miałam wrażenie, że oglądam jakąś niskobudżetową produkcję. Kamera za często latała po planie bez zbytniego celu, co trochę wytrącało mnie z równowagi. Pewnie te zabiegi były celowe, aby ukazać jak największą realistyczność obrazu, ale mnie osobiście nie przypadły do gustu. Za to zupełnie inaczej ma się sprawa ze scenami tortur. Tutaj nie ma żadnych wpadek, są one tak realistyczne i naturalne, jak być powinny w tego typu filmach. Ale zaznaczam, że nie są przeznaczone dla każdego. Jeśli ktoś nie przepada za takim kinem to lepiej niech sobie odpuści, gdyż przesłanie chociaż ważne nie występuje tutaj na pierwszym miejscu. Na pierwszym miejscu są odrażające tortury przeznaczone tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

"The Tortured" choć posiada mało oryginalną fabułę - ile to już było filmów o starej dobrej zemście? - to jednak zasługuje na naszą uwagę z tego względu, że reżyserowi znakomicie udało się zaprezentowanie reakcji rodziców po stracie dziecka (w czym przysłużyła sie także przekonująca gra aktorów) oraz decyzji, którą podejmują, aby ocalić siebie, która w końcu i tak ich niszczy. Psychologia bohaterów jest tutaj ogromnie ważna i myślę, że każdemu szybko rzuci się to w oczy. Ale ważne są też tortury, co już w dużej mierze ogranicza liczbę potencjalnych widzów, do których skierowana jest ta produkcja.

2 komentarze:

  1. "Mimo tego, że przestrzegają prawa to prawo nie interesuje się nimi."
    To zdanie nie ma sensu. Poza tym to fajna recenzja, ale film raczej nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wystarczy trochę pomyśleć to na pewno zrozumiesz te zdanie - to taki skrót myślowy. Ludzie którzy uważają, że to oni są dla prawa, a nie prawo dla nich na pewno zajarzą:)

    OdpowiedzUsuń