niedziela, 1 lipca 2012

James Herbert „Ciemność”

Poszukiwacz duchów, Chris Bishop, wchodzi do owianego złą sławą domu, zwanego Beechwood, na spokojnej, londyńskiej, Willow Road. W środku zastaje 37 poćwiartowanych ciał ludzi należących do sekty, którzy w ten makabryczny sposób postanowili odebrać sobie życie. Niecały rok później do Bishopa zgłasza się córka dyrektora Instytutu Badań Parapsychologicznych, prosząc go o pomoc w ponownym zbadaniu Beechwood. Chris po długim namyśle najmuje się u jej ojca, a tymczasem na Willow Road dochodzi do aktów gwałtu i przemocy – ludzie bez żadnych widocznych przyczyn zostają opanowani żądzą mordu. Nasi badacze stosunkowo szybko odkrywają, że winę za to ponosi nienaturalna Ciemność, która opanowała Beechwood wraz z dzielnicą willową, na której stoi. Muszą znaleźć sposób na zneutralizowanie tego niecodziennego wroga, zanim zawładnie całym miastem.
„Ciemność łapczywie dni jasne pożera,
Ciemność żąda i wszędzie dociera.
Ciemność słucha, patrzy i czeka,
Ciemność dniem rządzi, z triumfem nie zwleka.
Czasem w milczeniu ciemność nadchodzi,
Czasem w radosnych werbli powodzi.”
Dean R. Koontz „Księga wszelkich smutków”                                                                     

Wydana po raz pierwszy w 1978 roku, jak dotąd najlepsza powieść Jamesa Herberta, jaką czytałam. Początkowo autor stawia na klimat. Mieszkańców Willow Road opanowują złe przeczucia, które zdaje się kondensować tajemnicza Ciemność, wdzierająca się do ich domów, bezlitośnie pochłaniając każdy promyk światła. Oczywiście, bohaterowie nie zdają sobie sprawy z nadnaturalnego wymiaru owej Ciemności, nawet nie rejestrują jej obecności, ale czytelnik o niej wie. Dzięki sugestywnym, pobudzającym wyobraźnię opisom powoli, acz systematycznie opanowującej Willow Road morderczej Ciemności, odbiorca niejako wbrew sobie zaczyna odczuwać lekki dyskomfort psychiczny, intuicyjnie wyczuwa, że oto w fabułę wkrada się wątek nadprzyrodzony – nieznana siła, która bynajmniej nie zamierza okazywać litości protagonistom powieści. A przy okazji również czytelnikowi, który bez nadmiernego wysiłku ze swojej strony da się wciągnąć w ten hipnotyzujący, ale równocześnie przerażający nastrój wszechobecnego, niezdefiniowanego zagrożenia. Po wyburzeniu Beechwood Ciemność wylewa się na ulice Londynu, zamieniając zwyczajnych ludzi w krwiożercze bestie. Oczywiście, z czasem dowiemy się, czym tak naprawdę jest tajemnicza siła, czyhająca na życie naszych bohaterów. Autorzy literatury grozy, w swoich książkach, traktujących w większym lub mniejszym stopniu o specyfice mroku, wyraźnie skłaniają się do terminologii biblijnej, w której zło zawsze było porównywalne z ciemnością. Na przykład Dean Koontz w swojej „Księdze wszelkich smutków”, której fragment przytoczono wyżej pisze „Gdy dobro to jasność, a zło - zmierzch ponury. Zło świat otacza grobowca murem Nadchodzą; koniec, strach i mrok”. Analogicznie do fabuły „Ciemności” to nie opętani żądzą mordu ludzie są antagonistami tej powieści, lecz bezpośredni katalizator ich szaleństwa, nasza tytułowa bohaterka, która wedle ogólnie przyjętej terminologii symbolizuje najczystsze Zło. Ale tylko symbolizuje, ponieważ Herbert znalazł również drugie, dosłowne wytłumaczenie dla jej obecności. Ale to niech już pozostanie tajemnicą:)

Najstaranniej przedstawioną postacią jest Chris Bishop – Herbert poświęca mu zdecydowanie najwięcej miejsca, aczkolwiek protagonistów drugoplanowych również nacechował sporą dozą wiarygodności. Cyniczny Bishop określa siebie mianem „poszukiwacza duchów”, ale w rzeczywistości zajmuje się wyjaśnianiem zjawisk paranormalnych metodami naukowymi. Wierzy, że nauka i technika, jeśli nie teraz to na pewno w przyszłości pozwoli nam wejrzeć w tak zwaną sferę duchową i dogłębnie ją zrozumieć. Herbert obdarzył głównego bohatera tragiczną przeszłością (stratą córeczki i w pewnym stopniu również żony), która nakierowała go na obecną profesję. Towarzyszami Bishopa są Jessica i jej niewidomy ojciec, Jacob Kulek – właściciel Instytutu Badań Parapsychologicznych – którzy, podobnie jak on wierzą, że nauka i sfera nadprzyrodzona są ze sobą ściśle powiązane, aczkolwiek wystrzegają się cynizmu, którym odznacza się Chris, odnośnie istnienia duchów w ścisłym tego słowa znaczeniu. Mamy więc sceptyka; wierzącego w duchy, specjalistę od metafizyki i żeński pierwiastek, pełniący przede wszystkim rolę ozdobnika. Niezbędną pomocą naszym „poszukiwaczom duchów” będzie służyć kobieta medium, która posiada pewne predyspozycje do przewidywania zamiarów Ciemności. Akcja cały czas prowadzona jest dwutorowo – poznajemy wydarzenia z punktu widzenia czwórki głównych bohaterów oraz przez pryzmat ofiar, co pozwala nam zagłębić się w centrum ich morderczych instynktów, tych najgorszych, ukrytych na dnie podświadomości zapędów ludzkich, które zostają aktywowane w trakcie ich spotkania z Ciemnością.

James Herbert doskonale synchronizuje tutaj nastrój z makabrą. Niczym Clive Barker przedstawia czytelnikowi świat pełen extremy, w którym króluje perwersyjny seks ściśle związany z krwawymi mordami. Jedynym szczegółem, sygnalizującym odbiorcy, że nie ma do czynienia z prozą Barkera jest barwny, pełen drobiazgowych opisów styl Herberta, w którym nie ma miejsca na jakiekolwiek niedopowiedzenia. Co naturalnie przenosi czytelnika w koszmarne realia, kreowane przez autora, zamieniając go w bezsilnego uczestnika tego szaleństwa. Śledząc wejście badaczy parapsychologii do Beechwood oraz wydarzenia, którym tam świadkowali, moją pierwszą myślą było „Clive Barker może się schować”. Powodem mojego zszokowania było fałszywe przekonanie, iż zdążyłam już na tyle poznać prozę Herberta, że niczym już nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Byłam pewna, że nawiedzony dom w wyobrażeniu tego autora jest równoznaczny z dziwnymi odgłosami, samoistnie zamykającymi się drzwiami, przemykającymi cieniami i innymi podobnymi subtelnościami, charakterystycznymi dla nurtu gotyckiego. Tym bardziej, że wcześniejszymi wykładami, poświęconymi parapsychologii zasygnalizował mi, że tym razem wybierze schemat znany z między innymi „Nawiedzonego” Shirley Jackson. Mówiąc kolokwialnie Herbert zrobił mnie w konia i pozostawił w stanie permanentnego wytrzeszczu. Jednym słowem, pisarz przypomniał mi, żebym wyzbyła się cwaniactwa, ponieważ on jeszcze nie powiedział swojego ostatniego słowa, że nadal ukrywa jakieś asy w rękawach, a w jego prozie drzemie ukryty potencjał, który jeszcze nie raz przeniesie czytelnika na niezbadane tereny ludzkiej wyobraźni. Myślę, że osoby, które z twórczości Herberta, jako pierwszą przeczytają „Ciemność” nie zrozumieją, o czym mówię. Ale ktoś, kto najpierw pozna jego bardziej klimatyczne powieści, uparcie podążające utartym schematem, a następnie sięgnie po tę pozycję może przeżyć porównywalne do mojego, głębokie zdziwienie. Ta książka zwyczajnie nie pasuje mi do Jamesa Herberta, co świadczy tylko o szerokim spektrum zdolności, jakie niewątpliwie posiada.

Trzy lata wcześniej Herbert również poruszył temat szaleństwa, zamieniającego ludzi w żądne krwi bestie, w powieści „Mgła”, jednak wówczas autor nie zdecydował się na ten jeden, ostateczny krok w stronę extremy . W tym przypadku nie ma mowy, o jakimkolwiek wycofywaniu się – tutaj jego pióro, wręcz nurza się w makabrze, poruszając niewygodne tematy tabu i niczym w nurcie gore oddzierając ciało człowieka z aspektów duchowych, uprzedmiotowując je do celów o podłożu wyłącznie makabrycznym.  A szaleńcy z „Ciemności” odznaczają się naprawdę sporą dozą wyobraźni w sianiu zniszczenia. Za przykład niech posłuży tutaj podcięcie gardła śpiącej żonie i obcięcie nóg swojemu psu za pomocą elektrycznej maszyny do przycinania żywopłotów albo przytwierdzenie człowieka do ściany z wykorzystaniem pistoletu na kołki lub sprzedaż mięsa poćwiartowanej żony przez pewnego rzeźnika. Tak, istna makabra.

Pod koniec Herbert zdecydowanie skłania się ku charakterystycznej dla siebie schematyczności. Rząd w końcu dostrzega zagrożenie i ogłasza stan wyjątkowy. Czwórka naszych bohaterów podwaja wysiłki, aby powstrzymać, zarażającą coraz większą grupę ludzi Ciemność, ale ich beznadziejne próby walki z nieuchwytnym, niematerialnym przeciwnikiem zdają się być z góry skazane na niepowodzenie. Czy znajdą w końcu niezawodny sposób na zneutralizowanie siły wroga?

Jednak czuję się w obowiązku przestrzec osoby, które poszukują prozy w stylu Edwarda Lee, czy Clive’a Barkera, bo choć Herbert nie stroni tutaj od opisów niewyobrażalnych okrucieństw to cały czas pamięta, że najłatwiej jest zniesmaczyć odbiorcę, natomiast prawdziwą sztuką jest wprawienie go w stan paraliżującego przerażenia. „Ciemność”, choć w wielu miejscach szokuje, większy nacisk kładzie na aspekt strachu. I choć zagorzały wielbiciel horrorów może zapomnieć o przerażeniu to przynajmniej powinien spodziewać się lekkiego niepokoju. Herbert o wiele więcej miejsca poświęca budowaniu atmosfery grozy, aniżeli szafowaniu obrzydliwościami, ale na obu polach dociera tam, gdzie wielu pisarzom, zarówno krwawych, jak i nastrojowych horrorów, nigdy nie będzie dane postawić stopy. Geniusz w najczystszej postaci!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

7 komentarzy:

  1. Jedna z moich ulubionych powieści Herberta ^^ Może nie najlepsza, choć to już subiektywne zdanie, uwielbiam ghost story, także zdecydowanie bardziej wolę serię z Davidem Ashem, jeśli jeszcze na nią nie wpadłaś, polecam :) Wracając do "Ciemności" - zgadzam się, naprawdę fajna lektura, plus dynamiczna akcja, także czyta się błyskawicznie (w porównaniu do np. "Włóczni", przez którą nie zdołałam przebrnąć...). Poza tym przez to, że bohaterzy wciąż są w ruchu, miałam silne skojarzenie z survival horrorem. No nic, świetna powieść, może za jakiś czas do niej wrócę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Siemka. Aniu, podasz swoje gadu? Pogadamy o horrorach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z kolei czytałem wieki temu i wtedy mi nie podeszła. Nawet nie do końca pamiętam co mi w niej nie zagrało. Jednak jakoś nie czuje potrzeby odświeżania.
    Z Herberta duże wrażenie zrobiły na mnie" "Nawiedzony" i "Inni". To jak dla mnie jego osobiste wyżyny.

    OdpowiedzUsuń
  4. muszę się wreszcie wziąć za Herberta, zwłaszcza, że książka leży na półce od paru... lat ;)

    recenzja prawie taka długa jak sama książka. super! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą recką to w ogóle śmiesznie wyszło. W trakcie czytania robiłam sobie notatki, żeby o niczym nie zapomnieć, a kiedy po skończonej lekturze zajrzałam w nie doszłam do wniosku, że zamiast sklecać reckę z notatek muszę raczej skrócić notatki:) Tak się w nich rozpisałam, że notatki były dwa razy większe niż recka powyżej:)

      Usuń
  5. Acha... czyli... sama nie wiem czy czytać :P W takim razie chyba się jakoś specjalnie palić do niej nie będę :D

    Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Moim zdaniem książka jest znakomita. Zarówno wielbiciele nastrojówek, jak i makabry znajdą tutaj coś dla siebie.

      Usuń