Zbiór opowiadań dwudziestu polskich autorów, zmęczonych współczesną modą na
zakochane w śmiertelniczkach wampiry, które ani myślą krzywdzić ludzi. Pragnąc
przywrócić dobrą reputację krwiopijcom nasi rodzimi pisarze w swoim wspólnym
dziele przeniosą czytelników w złowrogie światy, zdominowane przez klasyczne
sylwetki wampirów – bezwzględne kreatury, pałające nienawiścią do całej rasy
ludzkiej. „Księgę Wampirów” wzbogacono mrocznymi grafikami autorów Anny Marii
Faraś-Pągowskiej, krótkim wstępem Sylwii Błach o miernej kondycji dzisiejszej
kinematografii i literatury wampirycznej oraz posłowiem Marcina Pągowskiego,
pokrótce przytaczającym nam historię naszych wierzących w nieumartych przodków,
praktykujących specjalne pochówki osób, co do których istniało podejrzenie, że
po śmierci będą terroryzować żyjących (chłopak naprawdę zna się na temacie).
Wydaniu naprawdę nie można niczego zarzucić – Studio Truso, mówiąc kolokwialnie,
odwaliło kawał dobrej roboty, z myślą o czytelnikach-kolekcjonerach, ale czy
równie dobrze wypadły same opowiadania? Moim zdaniem, jak najbardziej! Ukłon
autorom należy się już za sam pomysł wskrzeszenia prawdziwych wampirów, ale
samymi intencjami antologie nie żyją – liczy się też poziom tekstów, a ten
biorąc pod uwagę inne antologie plasuje się naprawdę wysoko.
W całej antologii
znalazłam aż siedem perełek, parę bardzo dobrych opowiadań grozy oraz kilka
przeciętnych tekstów, które choć czyta się wyśmienicie są pozbawione
charakterystycznych elementów, co to sprawiłyby, że na dłużej zostałyby w
pamięci. Najlepiej zaprezentował się Marcin Pągowski. Jego „Casus de Strigis” zachwyca główną bohaterką z ciętym języczkiem,
licznymi nawiązaniami do filmów grozy, klimatem rodem z „Drakuli” Brama Stokera
(szczególnie w trakcie przytaczania fragmentów dziennika świadka przypadku
wampiryzmu z przeszłości) oraz klasycznym, ale jakże wspaniale opisanym
polowaniem na krwiopijcę. Kawał naprawdę świetnej prozy! Dawid Kain nie
zostawał daleko w tyle. „Anna” to
bardzo nietypowe spojrzenie na sylwetkę wampirzycy, wykańczającej swoje
nastoletnie ofiary poprzez wymuszanie na nich utraty kilogramów, w iście
sielskim klimacie przedmieścia. „Potrójne
morderstwo Rozalii Wajs” Pawła Mateji początkowo przypomina odrobinę „Wywiad
z wampirem” Anne Rice, ale potem… istne szaleństwo! Rzeczywistość miesza się z
fikcją, w znaną nam materię wkrada się nieznane i robi się naprawdę dziwacznie.
Artur Olchowy w swoim „Zrób to sam” prezentuje
nam media przyszłości, zabawiające swoich widzów nabijaniem ludzi na pal, w
celu konstrukcji lampy na przyjęcie. Opowiadanie równie krwawe, jak „Lustra” Pauliny Kuchty, której warsztat
chyba nigdy mnie nie zawiedzie. Z jej tekstu bije prawdziwa miłość do makabry,
ale nie rozczarowuje również oryginalna fabuła, skupiająca się na dziewczynie,
która znalazła nietypowy sposób na pisanie bestsellerów. „Ruda” Artura Kuchty wręcz mnie zahipnotyzowała swoim nietuzinkowym
pomysłem na fabułę – wredny pies wampir! Nie gorszy od swoich poprzedników był
Tomasz Siwiec. Jego „Ewa” opowiada o
wampirzycy energetycznej z cechami sukkuba, która wykańcza swoich wybranków
podczas aktów płciowych. Czyta się jak marzenie – podobnie zresztą, jak
wszystkie wyżej wymienione teksty.
Troszkę słabiej od wspomnianych autorów, ale na tyle dobrze, żeby nie mieć
poczucia straconego czasu wypadają Sylwia Błach, która troszkę chyba
inspirowała się „Underworld’em” (i dobrze, bo kocham ten film), Kamil Czepiel
zachwycający gotyckim klimatem i dojrzałym stylem, ale troszkę męczący przez
swoją niechęć do dialogów, Krzysztof T. Dąbrowski, który postawił na humor oraz Juliusz Wojciechowicz czerpiący pomysł ze „Stay Alive”. Spośród tych wszystkich
dobrych, acz pozbawionych jakichś bardziej charakterystycznych akcentów opowiadań
na czoło wysuwa się bardzo nastrojowy „Latarnik”
Roberta Rusika, osadzony w jakże atrakcyjnej dla fanów horrorów scenerii –
starej latarni morskiej, w której zagnieździło się zło. Niezgorzej wypadł też
Łukasz Radecki. Jego „Ćma”, choć
opowiedziana za pomocą drażniących mnie krótkich zdań intryguje konstrukcją -
zderzeniem zapatrywań niczego nieświadomej ofiary i jej przyszłego oprawcy. Autor
ubarwił swoją opowieść również trafnymi przemyśleniami na temat nastolatek zakochanych
w pseudowampirach. Przewidywalna historia, ale tak właśnie miało być, o czym
autor wspomina w finale, czym przy okazji kpi sobie z zadowolonego ze swej
rzekomej błyskotliwości czytelnika (tak, tak ze mnie też). „Wampir” Grzegorza Gajka był troszkę przydługi, a co za tym idzie
chwilami nużący. Ale za to poziom odrobinę zawyżył pomysł - wizja przyszłości z
mieszaniem ras wampirów. Podobała mi się natomiast dowcipna osobowość „Srampira” Marcina Rojka, ze szczególnym
wskazaniem na jego słuszną filozofię upadku mentalności ludzkości w XXI wieku,
choć szczerze mówiąc slangowy język chwilami troszkę mnie męczył. Michał
Stonawski również skrytykował współczesne ogłupiające mody, z tym, że on skupił
się na zagrożeniach płynących z bezrefleksyjnego korzystania z portali
społecznościowych i czatów. Jego „Wampir.pl”
może i fabularnie jest konwencjonalny (krwiopijca wychodzi na żer), ale nie
dość, że dobrze się go czyta to jeszcze zaskakuje zakończeniem.
Na koniec zostawiłam sobie kilka tekstów, które głównie ze względu na moje
oczekiwania mrożącej krew w żyłach grozy mocno mnie zawiodły. „Veto” Macieja Kaźmierczaka ciekawie
wtłacza postać wampira do polityki, ale równocześnie odniosłam wrażenie, że
autor wzdragał się przed pójściem na całość, fabularnie troszkę się wycofał, w
efekcie serwując mi historię z niewykorzystanym potencjałem (przy okazji nie
wiedziałam, że ktoś jeszcze używa zwrotu „mimika twarzy”…). Ale pod kątem stylu
śmiem twierdzić, że młody autor ma zadatki na naprawdę dobrego pisarza. Wyrobi
się, na pewno. Zawiodły mnie również „Kły
i kolczyki” Kazimierza Kyrcza Jr o mężczyźnie, który potrafi wyczuwać
wampiry energetyczne, głównie przez wzgląd na brak mocniejszych, wbijających
się w pamięć akcentów. Długi „Fort na
wzgórzu” Marcina Rusnaka niezmiernie mnie znużył, ale tylko dlatego, że nie
przepadam za konwencją fantasy, w której autor osadził swoją opowieść, co nie
znaczy, że wielbicielom tego gatunku tekst również się nie spodoba. „Samotnie…” Marcina Podlewskiego
odrzuciły mnie miłością wampirów oraz pozbawionym jakiejkolwiek grozy,
konwencjonalnym polowaniem klanu wampirów na swojego niefrasobliwego bliźniego.
Taka bardziej przygodówka, aniżeli horror, którego po tej antologii
oczekiwałam.
Jak już wspomniałam wcześniej, pomimo kilku słabszych tekstów
zamieszczonych w „Księdze Wampirów”, ogólny poziom antologii jest naprawdę zadowalający.
Wizje okrutnych wampirów we współczesnym świecie gwałconym „zmierzchopodobnymi
tworami” są jak najbardziej pożądane przez wielbicieli klasycznych, prawdziwych
sylwetek krwiopijców. Za taką inicjatywę należą się autorom medale – wszystkim,
zarówno tym, których opowiadania mnie zachwyciły, jak i tym, którym w moim mniemaniu
poszło troszkę gorzej. Brawo Polska!
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu