poniedziałek, 5 maja 2014

„Contracted” (2013)


Samantha zostaje zaproszona przez swoją przyjaciółkę, Alice, na domówkę. Aby odreagować niesnaski ze swoją dziewczyną Sam szuka pocieszenia w alkoholu. Kiedy jest już mocno podpita nagabuje ją nieznajomy mężczyzna, BJ. Szybki seks w samochodzie już nazajutrz skutkuje niemiłymi konsekwencjami. Początkowo Samantha jest przekonana, że złe samopoczucie jest wynikiem zwykłego kaca, ale coraz poważniejsze objawy każą jej przypuszczać, że padła ofiarą jakiejś choroby przenoszonej drogą płciową.

Horror twórcy „Madison County”, Erica Englanda, przez krytyków porównywany do kanadyjskiego „Thanatomorphose” z 2012 roku, nie bez powodu, bo zbieżności fabularne, aż nadto rzucają się w oczy. Tak zwani znawcy podzielili się w swoich opiniach na temat „Contracted” na dwa obozy – jedni docenili zamysł Englanda, a inni prześcigali się w niepochlebnych recenzjach. Dla mnie seans tego filmu był prawdziwie sentymentalną podróżą do czasów świetności body horrorów, które obecnie odchodzą w zapomnienie.

Systematyczny rozpad ludzkiego ciała – to myśl przewodnia „Contracted”, w dodatku pomimo niskiego budżetu przedstawiony niezwykle realistycznie. Profesjonalna, acz wyzbyta z wszelkiego efekciarstwa realizacja sprawiła, że już od pierwszych minut seansu wiedziałam, że trafiłam w przysłowiową dziesiątkę. England ma w głębokim poważaniu zdobycze nowoczesnej technologii (i chwała mu za to) – przenosi swoich widzów do czasów świetności filmowego horroru, kiedy to prym wiodły fizycznie obecne na planie rekwizyty oraz przerażające charakteryzacje. Już samo to powinno zachęcić zagorzałych wielbicieli prawdziwych, nieupiększanych efektami komputerowymi straszaków, jeśli jakimś cudem potencjał tkwiący w fabule filmu będzie dla nich niezauważalny.

Przez wzgląd na podobieństwa do zamysłu „Thanatomorphose” nie mogę przyznać Englandowi oryginalności, aczkolwiek jestem przekonana, że znajdzie się ogromna rzesza odbiorców, która nie miała jeszcze styczności z takim podejściem do nurtu zombie movies. Twórcy już od pierwszych etapów przemiany Samanthy dają nam do zrozumienia, w co tak naprawdę ewoluuje dziewczyna (tutaj żadnego zaskoczenia miało nie być), jasno sugerują, że wkrótce stanie się żywym trupem, jakich pełno w światowej kinematografii. Siła tego obrazu tkwi w powolnym procesie przemian fizycznych, klimacie oraz podtekstach. Otóż, mamy młodą kobietę, która usilnie poszukuje swojego miejsca na świecie. Jej osobowościowy bunt (jak to widzi jej matka, gwiazda kina grozy z dużym stażem, Caroline Williams) objawia się przede wszystkim eksperymentowaniem ze swoją seksualnością. Po poznaniu niepokornej lesbijki, Nikki, Sam zmienia orientację na homoseksualną, uzależnia się od swojej dziewczyny i odrzuca wszelkie zaloty płci przeciwnej, ku niezadowoleniu matki. Choć nasza bohaterka ma wąskie grono przyjaciół najlepiej czuje się w towarzystwie Nikki i hodowanych przez siebie kwiatów, dlatego raczej nie dziwi, że po odkryciu dziwnej choroby toczącej jej organizm przenoszonej drogą płciową (England tutaj przestrzega przed przygodnym seksem i niebezpieczeństwem gwałtu) nie jest skora do szukania pomocy u kogokolwiek, poza lekarzem pierwszego kontaktu. Klimat „Contracted” przywodzi na myśl takie obrazy, jak „May”, „American Mary”, czy „Excision”. England zadbał, aby w parze z delikatnymi scenami gore szła surowa atmosfera wszechobecnego rozkładu. Jak się okazuje takie oszczędne podejście do tematu robi bardziej wstrząsające wrażenie, aniżeli hektolitry sztucznej posoki bryzgającej po ścianach. Rozpad cielesny Samanthy jest wręcz odczuwalny na skórze widza i nie tylko dlatego, że twórcy szczególny nacisk położyli na realizm akcentów gore, ale również dzięki odtwórczyni roli głównej. Utalentowana Najarra Townsend sprawiła, że pomimo trudnej, chwilami wręcz dziwacznej charakterologii jej kreacji paradoksalnie wprost nie sposób się z nią nie utożsamić. Jeśli ktoś zdoła w takim samym stopniu jak ja wczuć się w niewygodne położenie Samanthy i w równie niewygodny sposób odbierze ten chory klimat filmu poczuje się naprawdę nieswojo. Wystarczy zadać sobie pytania: co też ja uczyniłbym na miejscu Sam? Jak bym się czuł, gdyby moje ciało nagle z dnia na dzień zaczęło obumierać na moich oczach? Odpowiedzi być może zagwarantują wam taką schizę, jak mnie, a to klucz do właściwego przeżywania „Contracted”.

Przeprowadzając nas przez kolejne etapy przemian zewnętrznych Samanthy England sięgnął wyżyn body horroru. Minimalizm to recepta na daleko idący realizm i reżyser bez wątpienia zdawał sobie z tego sprawę. Zaczyna się dosyć niewinnie – od obfitego krwotoku z pochwy, podkreślonego pojedynczym robakiem wypadającym ze środka (to robactwo, toczące organy rozrodcze Samanthy było prawdziwie odstręczającym strzałem w dziesiątkę). Z czasem kobieta zacznie ni z tego, ni z owego słyszeć trudny do zniesienia hałas, a jej ciało zaczną znaczyć delikatne żyłki prześwitujące przez skórę. Wypadanie zębów, włosów i paznokci (to ostatnie robi naprawdę niemiłe wrażenie – bardzo powolne odrywanie paznokcia na naszych oczach… brrr!), odpadnięcie strzępka skóry przy ustach i wreszcie prawdziwie elektryzująca charakterystyka żywego trupa tuż przed końcowym etapem przemiany. Podbiegłe krwią oczy, z którego jedno zachodzi koszmarnym bielmem w połączeniu z zepsutymi zębami i żyłami wijącymi się po twarzy Sam sprawiły, że całkiem inaczej spojrzałam na tematykę zombie. Dotychczas w kinematografii dane mi było obserwować jedynie efekt końcowy, który nie robił na mnie większego wrażenia. Zupełnie inaczej sprawa ma się w przypadku powolnej degeneracji. Czy byłam zniesmaczona? Oczywiście, że tak, co zaskakuje biorąc pod uwagę raczej delikatne podejście do aspektów gore. Wszystko załatwiło powolne ujęcie tematu, zamiast daleko idącej akcji, która zawsze zabija klimat.

Kocham ten film. Właściwie tyle mogłabym powiedzieć gwoli podsumowania. Czy to kogoś zachęci do seansu nie wiem, ale jestem przekonana, że wielbiciele starszego kina grozy, kręconego z wykorzystaniem rekwizytów, aniżeli bzdurnego CGI oraz entuzjaści body horrorów i nietypowych rozwiązań w zombie movies wiele stracą, jeśli odpuszczą sobie ten film, bo jest w nim wszystko, czego prawdziwy szoker potrzebuje. Natomiast pod inny adres odsyłam poszukiwaczy daleko idącego efekciarstwa i zawrotnego tempa akcji, bo tego na pewno tutaj nie uświadczą.

28 komentarzy:

  1. Nie oglądałam „Thanatomorphose” więc nie wiem o co biega, ale fabuła „Contracted” brzmi naprawdę apetycznie. Pomysł z "zawirusowaniem" po szybkim numerku prowadzący do stanie się zombie, to dla mnie coś oryginalnego, dlatego koniecznie muszę obejrzeć tę produkcję, zwłaszcza że jak piszesz jest to idealne pozycja dla wielbicieli klasycznego kina grozy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja. Z pewnością po jej przeczytaniu obejrzałbym film, ale zrobiłem to kilka dni wcześniej i w zupełności zgadzam się opinią. Film jest niesamowicie klimatyczny i realistyczny. Powolna akcja wciąga i niemal na własnej skórze można poczuć to co przeżywa główna bohaterka. Najlepszy horror jaki obejrzałem w 2014.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaintrygowałaś mnie - oglądam! :) Szczerze przyznam, że żywe trupy mi się przejadły, ale na nowo wracam do tej tematyki, sięgając zarówno po klasyki, jak i nowości (filmowe, jak i książkowe). Więc Twoja propozycja mnie bardzo zachęciła, zwłaszcza, że film ma do zaoferowania ciekawie podejście do tematyki zombie. Dzięki za tę recenzję, bo gdyby nie ona, pewnie nie trafiłbym szybko na ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  4. to z czym wystartować na początek ? „Thanatomorphose” czy "Contracted" ? i który Aniu uważasz za lepszy w pełnym tego słowa znaczeniu- który jest lepszy dla Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Thanatomorphose" jedynie czytałam. Jeszcze nie oglądałam. Póki co (jak oczywiście opis fabuły jest w Twoim guście) obejrzyj może "Contracted", bo "Thanatomorphose" w Polsce jest praktycznie nieosiągalny:/

      Usuń
  5. Obejrzałam ten film i mam mieszane uczucia. Z jednej strony, tak jak piszesz, klimat i bardzo realistyczne sceny robią swoje, ale liczne niewyjaśnione kwestie nie do końca mi się podobały, nie potrafiłam też tak do końca wczuć się w sytuację dziewczyny, może dlatego, że te trzy dni i bardzo szybka jej metamorfoza jakoś mnie nie przekonała, a'propos nie wiem czy zauważyłaś, ale jak Sam była u Alice, już pod koniec filmu, to zapomniano o zrobieniu jej oczka, a właściwie zrobiono, ale troszkę inne, chwilę później Sam znowu ma mleczną gałkę oczną. Muszę jednak przyznać, że "finałowa" scena seksu wywołała u mnie mdłości, to chyba jedna z mocniejszych scen jakie widział, obrzydlistwo. Podsumowując, film jest specyficzny, nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobał, ale fajerwerków nie był.

    OdpowiedzUsuń
  6. W pełni zgadzam się z Renatą Sz. Film zaliczony, odhaczony i pójdzie w niepamięć. Po pierwsze - końcówka do d..y.- nic nie zrozumiałam - to ona w końcu zabiła tą matkę? a policja co - stała i patrzyła się? nie słychać strzałów, więc zakładam, ze ona uciekła i że będzie druga część...? totalnie bez sensu... końcówka żadna... po drugie - jak ona drugi raz przyszła do tego lekarza, to facet po objawach - sugerując że jest to jakiś wirus i widząc pacjentkę - wypuścil ją w miasto sugerując, żeby "ograniczyła kontakty z innymi"???? żaden szanujacy się lakrz nie zrobiłby czegoś takiego - od razu wezwałby służby sanitarne i laska trafiłaby na kwarantannę!!!! z lekarza zrobili konowała... ręce mi opadły! ogólnie rzecz biorąc - pomysł na film fajny, ale zepsuty przez reżysera! jak już nic nie ma do oglądania, to można wciągnąć - moja ocena: 4/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, czy tak od razu kwarantanna by była. Lekarz wiedział, że wirus zombizmu przenosi się drogą płciową, tak jak wirus HIV. A nosicieli HIV jakoś nie izolują...
      Co do zakończenia to nie wiadomo, czy zabiła matkę, czy zginęła itp. bo reżyser kierował ten film do osób, którzy lubią sobie sami niektóre kwestie dopowiedzieć, więc co sobie nie dopowiesz będzie dobre;)

      Usuń
  7. droga Buffy - nie chcę się z Toba sprzeczać, jednak nie masz racji pisząc, że lekarz wiedział, iż wirus przenosi się drogą płciową - on to tylko PODEJRZEWAŁ! nie miał żadnej pewności, czy nie przenosi się np. drogą kropelkową! dlaczego twierdzisz, że lekarz wiedział, że to jest akurat wirus zombie??? przecież nie wiedział, z czym mają do czynienia! podejrzewał "jakiegoś" wirusa z serii STD, jednak nie wiedział JAKIEGO ! tam nie pada ani jedno słowo z jego ust o wirusie zombie! - podejrzewał on JAKIEGOŚ wirusa przenoszonego drogą płciową na pierwszej wizycie u niego głównej bohaterki, jednak już na drugiej wizycie nie był już niczego pewien - sam stwierdził, że nie wie, z czym mają do czynienia! więc mając taką pacjentkę, widząc jej objawy i nie wiedząc, jakiego wirusa złapała i jak do końca on się przenosi - żaden szanujący się lekarz nie wypuściłby jej do domu! nikt nie pozwoliłby sobie na taki błąd i ewentualny koniec kariery medycznej - wiem co mówię - skończyłam medycynę, więc wiem co nieco w tym temacie :) poza tym już na pierwszej wizycie, widząc te "żyłki" na jej brzuchu, powinien ją zbadać ginekologicznie, zrobić usg i wymazy - przecież to juz był etap, na którym z pochwy wypadały jej larwy much, wiec na pewno by to odkrył i laskę już na pierwszej wizycie odizolował od społeczeństwa! nie wspominając już o drugiej wizycie, gdzie laska miała czerwone oczy i odpadały jej paznokcie... dlatego uważam że już w tym momencie film stał się całkowicie abstrakcyjny, nierealny, przerysowany i bzdurny, a z lekarza zrobili konowała i tyle :) natomiast szczerze mówiąc - miałam nadzieję, że film nie pójdzie w kierunku zombie, tylko rzeczywiście jakiegoś tajemniczego wirusa, który powoduje rozpad ciała i że lekarze i naukowcy będą szukać leku, i np. okaże sie, że już kogoś zaraziła, etc... a tu d..pa - zwykły film o zombiaku z głupim zakończeniem... jak ktoś lubi takie filmy, to zapewne mu się spodoba - ja jednak myślałam, że skończy się "szczęśliwie", że nawet jak będzie tym zombie, to ją złapią, wyleczą czy coś... no nic, obejrzane i zapominam :) polecam tylko fanom zombie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "nie miał żadnej pewności, czy nie przenosi się np. drogą kropelkową"
      To w takim razie dlaczego sam się nie zaraził? Już sam fakt, że przebywał z główną bohaterką i sam tego nie złapał powiedział mu, że droga kropelkowa odpada;)
      Na drugiej wizycie w końcówce 54 minuty filmu jasno mówi, że wygląda mu to na wirus przenoszony drogą płciową, więc skąd wiesz, że podejrzewał co innego?
      Że wymazu z pochwy nie zrobił to też się dziwię, ale nie zauważyłam w tym jego gabinecie żadnego sprzętu do tego przeznaczonego (to chyba był lekarz ogólny, a nie ginekolog...). I zanim powiesz, że tylko konował nie ma sprzętu USG to zapraszam do mojego ośrodka, w którym nawet ginekolog go nie ma, nie wspominając już o lekarzu pierwszego kontaktu. Dla mnie takie zachowanie lekarza było zrozumiałe, dla Ciebie nie i ok, co kto lubi.
      Mnie jedynie zirytowało tak długie czekanie na wyniki krwi. Toż, nawet w Polsce na cito można je dostać po kilku godzinach.
      Co do twierdzenia, że film jest tylko dla fanów zombie to nie do końca się zgodzę, bo ja ich fanką nie jestem, a film mi się spodobał właśnie dlatego, że nie porusza się po oklepanym schemacie zombie movies (apokalipsa zombie i walka kilku niedobitków z żywymi trupami) tylko podchodzi do tej tematyki od innej strony.
      A happy endy w hororach dla mnie są samobójstwem, więc mnie taki finał jak najbardziej zadowolił.

      Usuń
    2. "wiedział, że to jest akurat wirus zombie"
      A tu akurat nie chodziło mi, że lekarz nadał nazwę wirusowi. Ja ją nadałam na potrzeby rozmowy, bo w tym samym zdaniu pisałam o wirusie HIV i chciałam uniknąć nieporozumień, o który wirus mi w danym momencie się rozchodzi.

      Usuń
  8. droga Buffy - sama sobie zaprzeczasz - najpierw piszesz, ze lekarz "wiedział że to jest wirus przenoszony drogą płciową", nawet wiedział według ciebie, że to jest wirus zombie (haha- rozpoznał chyba po oczach) - a potem piszesz, że lekarz powiedział, że "wygląda mu to" na wirus przenoszony drogą płciową... kobieto - między "wiedzieć" coś na pewno a "wyglądać na coś" jest duuuuuża różnica!
    po drugie - sam fakt nie przenoszenia się choroby drogą kropelkową nie zwalnia nikogo z kwarantanny! - można przecież zarażac w inny sposób - np. tak właśnie jak przedstawił reżyser - droga płciową; można to robic celowo - przytoczę tu wspomnianego przez ciebie wirusa HIV, do którego "porównujesz" wirusa zombie (oczywiście porównania nie ma, bo z wirus HIV jest realny, a w filmie jest wirus wymyślony,fikcyjny, dlatego porównanie tu jest żadne) - w tv było głośno o facecie, który specjalnie zarażał swoje pratnerki HIVem! dlatego droga przenoszenia się choroby nie zwalnia lekarza z podjęcia dezycji o kwarantannie! po drugie - skoro to był lekarz ogólny, to chyba ma kolegów ginekologów, którzy mogliby to usg zrobić, prawda? więc brak sprzętu u niego w gabinecie nie zwalnia go absolutnie z dalszych skierowań do innych specjalistów i dalszej diagnostyki! współczuję ci Twojego ośrodka, w którym ginekolog nie ma usg - lepiej go zmień, zanim nabawisz się jakiegoś świństwa, a on nie bedzie mógł go wykryć, bo nie ma usg :) w moim ośrodku akurat ginekolog ma usg... więc Tobie współczuje! na tym skończmy ta bezsensowną polemikę - ja mam swoje zdanie, ty masz swoje - i w dlaszym ciągu uważam, że film nadaje się tylko dla fanów zombie, końcówka jest do d..., a z lekarza zrobili konowała;

    OdpowiedzUsuń
  9. a, i jeszcze jedno - "happy end w horrorach..." - to dla Ciebie był horror??? a to dziwne, bo jakoś się na nim nie bałam... nawet się ani razu nie przestraszyłam... dla mnie to był tylko thriller z fajnymi efektami rozpadania się ciała - do horroru to mu jeszcze daleko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie napisałam, że lekarz wiedział, że to wirus zombie tylko wiedział, że przenosi się drogą płciową. Ja wiedziałam, że to wirus zombie, bo już tyle filmów o zombiakach widziałam, że potrafię rozpoznać objawy;)
      Po drugie gdybym do horroru przypisywała tylko filmy na których się bałam (gore nie ma przerażać, a horrorem jest) to jedynie jeden film byłby dla mnie horrorem. Ja patrzę na konwencję filmu, a nie na moje subiektywne odczucia. Idąc Twoim tokiem rozumowania dla mnie nie istaniałoby coś takiego, jak komedia, bo na żadnej się nie śmiałam...
      Co do reszty Twoich wynurzeń to po tonie wnoszę, że nie warto wchodzić z Tobą w polemikę, bo na wymianianiu się poglądami Ci nie zależy tylko na odmawianiu mi mojego zdania, którego i tak nie zmienisz. Jak podchodzę do kogoś z szacunkiem, a w zamian dostaję jeden wielki hejt to olewam, bo szkoda mojego czasu.

      Usuń
  10. No nie, najpierw pisze, że w realnym świecie takich lekarzy nie ma, a potem dodaje żeby HIV nie używać jako argument, bo to przecież tylko film. Zdecyduj się kobieto, czy przenosisz film na życie w całości czy tylko po fragmentach, które potwierdzają twoją tezę. A co do twoje definicji horroru to napisz do filmowców, żeby klasyfikowali filmy po twoim poziomie strachu. Co za brednie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "A co do twoje definicji horroru to napisz do filmowców, żeby klasyfikowali filmy po twoim poziomie strachu."

      Tylko, że w nurtach body horror i zombie movies próżno szukać strachu, bo te odmiany horroru już z definicji mają nade wszystko szokować i zniesmaczać odbiorców (mówię o tej nowej definicji horroru powstałej po bomie gore w latach 80-tych, a nie tej z XIX wieku, którą laicy się posługują).
      Nie ma co się kłócić. Zrobiłam błąd wchodząc w polemikę z tą panią, bo po pierwszym wpisie myślałam, że chce się powymieniać poglądami, a okazało się, że koniecznie chce mnie zmusić do swojego toku myślenia. Każdy może mieć inne zdanie i wymieniać się nim z szacunkiem, a nie wyśmiewając się z kogoś, kto patrzy na coś inaczej. Więcej - wyśmiewając się z ludzi, którzy nie mieszkają w wielkich miastach i ich służby zdrowia nie stać na full wypas opiekę... Z takiego założenia wychodzę, ale czasem niestety trafiam na rozmówców, którzy innym prawa do głosu odmawiają:/ Przykre, ale prawdziwe.

      Usuń
    2. No też tak pomyślałem - gore i strach?
      Co poradzisz? Są rozmówcy i krzykacze. Ja odnośnie tego filmu mam nieco inne zdanie od twojego. Chociaż zachowanie lekarza dla mnie było logiczne. Ale film nie bardzo mi się podobał, za mało krwawych scen. Ale ciebie nie zamierzam nakłaniać do myślenia tak jak ja. Każdy powinien mieć prawo myśleć co chce. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Ostra dyskusja :)

      Ja nie widziałem tego filmu (może obejrzę, bo lubię zombie movies i body horror), ale argumenty Anonimowej w sumie mają sens. Rzeczywiście wygląda na to, że scenariusz po macoszemu traktuje tego lekarza i ten cały wątek... Tzn. to wcale nie musi znaczyć, że to jest zły film. Może filmowcy po prostu nie chcieli robić filmu o lekarzach walczących z tajemniczym wirusem. Interesowało ich pokazanie czegoś innego. Ale ta sytuacja z lekarzem rzeczywiście wydaje się być niezbyt logicznie pokazana, trudno się z tym nie zgodzić.

      Usuń
    4. Dla mnie wszystko tam było logiczne. Głównie dlatego, że nigdy nie słyszałam o kwarantannie osób chorujących na coś przenoszonego drogą płciową. Jedyne, co moim zdaniem było naciągane to tak długie czekanie na wyniki krwi.
      A czy logika anonimowej ma sens?
      "droga płciową; można to robic celowo - przytoczę tu wspomnianego przez ciebie wirusa HIV, do którego "porównujesz" wirusa zombie (oczywiście porównania nie ma, bo z wirus HIV jest realny, a w filmie jest wirus wymyślony,fikcyjny, dlatego porównanie tu jest żadne"
      Hmm, a z lekarzem prawdziwym mamy do czynienia? Przecież to też postać fikcyjna, tak samo jak choroba Samanthy... Równie dobrze można powiedzieć - nie spodziewajcie się po lekarzu z filmu takiego zachowania, jak po tych w realu, bo on był wymyślony;) Chociaż nawet w realu spotkałam się z takimi lekarzami, co guzik wiedzieli o chorobie, ale do innych specjalistów skierowania nie dali. Więc tym bardziej nie zarzucałabym tutaj nielogiczności tylko co najwyżej zaniedbań lekarskich.

      Usuń
    5. Jeśli bohaterka przychodzi do lekarza i opadają jej paznokcie, gnije (tak jak przedstawiają to jpeg-i z recenzji) i takie tam, to chyba każdy, nawet najgorszy lekarz, by ją zatrzymał w szpitalu albo natychmiast odesłał na dodatkowe badania (m.in. na przykład do ginekologa skoro sam jest ogólnym), i w końcu na pewno trafiłaby na kwarantannę czy jakąś obserwację - to wydaje się być logiczne. Jeśli dobrze rozumiem to są argumenty Anonimowej z pierwszych komentarzy i wydaje mi się, że mają sens.

      Ale jak napisałem - nie widziałem filmu, więc może tam to rzeczywiście jest przestawione tak, że wzbudzi irytację kogoś obeznanego z medycyną (takiego jak Anonimowa), a normalny widz (taki jak ja) by sam z siebie tego nie zauważył albo by mu to nie przeszkadzało, albo może nawet przedstawienie lekarza w ten sposób było zamiarem reżysera i ma jakiś sens w świecie przedstawionym filmu (np. jako czarny humor).

      Wiem, że w realu są źli lekarze, ale czy ten z filmu miał być takim złym lekarzem? Czy jest przedstawiony jako kompetentny lekarz? Bo jeśli tak, to Anonimowa ma rację co do tego filmu.

      Usuń
    6. W filmie przedstawiono go, jako takiego prostego, prowincjonalnego gościa, który jest przygotowany do leczenia np. grypy, ale zupełnie bezradny w świeżych przypadkach, jeszcze nieznanych medycynie. A przynajmniej ja tak go odebrałam. Nie był z natury złym facetem, ale takim ciapowatym kolesiem, błądzącym we mgle, który z jakiegoś powodu wszystko wolał robić sam, niż radzić się specjalistów.
      Ja wiem, że Anonimowa ocenia medycynę przez pryzmat swojego wykształcenia i wcale jej tego nie zabraniam. Ja oceniam przez pryzmat pacjentki, która tak przywykła do podobnych zachowań w realu, że nie może napisać, że scenariusz jest nielogiczny, bo w jej świecie to norma. Co wcale nie znaczy, że kogoś, kto obcuje z wyłącznie kompetentnymi lekarzami takie zachowanie tego fillmowego nie będzie irytowało. Żyjąc w kraju w którym słyszy się, że osoba umierająca na raka musi czekać na miejsce w szpitalu parę miesięcy raczej zakłada się, że jakby umierała wskutek ginicia też swoje by musiała odczekać. Ot, mój cynizm z którego słynę;)

      Usuń
    7. "Nie był z natury złym facetem"

      Z tym "złym lekarzem" chodziło mi o to, czy źle wykonywał swój zawód, a nie czy był złym, czy niemoralnym człowiekiem.

      "Żyjąc w kraju w którym słyszy się, że osoba umierająca na raka musi czekać na miejsce w szpitalu parę miesięcy raczej zakłada się, że jakby umierała wskutek ginicia też swoje by musiała odczekać."

      Może szpital w filmie jest finansowany z NFZ-u :)

      Z tego co piszesz wynika, że lekarz był niekompetentny, więc chyba można powiedzieć, że to co pokazali ma swój sens... Hmm, pewnie powinienem po prostu sam obejrzeć ten film, a nie się tutaj mądrzyć :D Sorry za te komentarze.

      Usuń
    8. Tak mi się wydaje, że był taki lebiodowaty. Dopóki nie widział zagrożenia globalnego (przenoszenie drogą płciową, a nie kropelkową) to nie robił wszystkiego, co w jego mocy, aby zadbać o dobre samopoczucie pacjentki. Nie dlatego, żeby chciał ją świadomie krzywdzić tylko żył nadzieją, że to jednak nic groźnego i może samo przejdzie. Ale to tylko moje spojrzenie, bo wprost twórcy nie mówią o jego motywach.
      Czy to ma sens nie wiem, być może tłumaczę coś, co jest nielogiczne na swój pokrętny sposób, bo mam takie spaczone spojrzenie na świat;) Anonimowa ma inne zdanie i być może to ona jest bliższa prawdy. Musisz sam obejrzeć, żeby ocenić, a za komenty nie przepraszaj, bo zawsze miło mi się z Tobą konwersuje.

      Usuń
  11. Hej, obejrzałem sobie ten film i moje trzy grosze na jego temat (teraz kiedy już jestem zaznajomiony)...

    Chyba się zgadzam z Anonimową co do lekarza - nie jest to zbyt dobrze przemyślane i realistycznie pokazane. Ale z drugiej strony nie ma sensu się o to czepiać, bo ten film nie jest zainteresowany pokazywaniem jak lekarz by reagował na taki przypadek - gdyby nie komentarze Anonimowej, to pewnie nie zwróciłbym uwagi na lekarza i to czy traktuje swoją pacjentkę realistycznie, czy nie. (Poza tym ten film nie jest w stanie pokazać tego w sposób realistyczny.) To taka tam, na wpół dramatyczna, historia pokazująca transformację dziewczyny w żywego trupa, zestawiająca jej przemianę z rozpadającym się życiem prywatnym i kruchą psychiką. I to głównie taką, może trochę pretensjonalną metaforą, byli zainteresowani filmowcy.

    Co do tego, że ten film nie jest w stanie realistycznie pokazać lekarza, to chodzi mi o to, że ewidentnie widać, że nie mieli na to budżetu. Gabinet lekarski jest kręcony w taki sposób, żeby unikać ujęć, które by go szczegółowo pokazały. Pierwsze ujęcie (to które ustala, że znajdujemy się w gabinecie lekarski) składa się ze zbliżenie na szkolną skrzynkę z kondomami, potem pokazuję ścianę z plakatami ostrzegającymi przed chorobami, a potem wchodzi lekarz i kamera skupia się na nim, i na bohaterce. Właściwe nie można stwierdzić, czy naprawdę kręcili w prawdziwym gabinecie lekarskim (nie wspominając już o szpitalu). Podobnie jest z samochodową kraksą z końcówki filmu (nakręcona w taki sposób, aby jej nie pokazywać) i z paroma innymi rzeczami.

    W Stanach i Kanadzie jest dość prężna scena filmowców kręcących takie bez-budżetowe filmy grozy czerpiące z kina niezależnego i mumblecore, które łączą jakieś klasyczne elementy horroru z bardziej introspekcyjnym spojrzeniem na bohaterów. Pod tym względem podobnymi filmami (też w podgatunku zombie film) są Deadgirl (z 2008), czy (ostatnio widziałem) The Battery (Ben & Mickey vs. the Dead).

    OdpowiedzUsuń
  12. Obejrzałam ten film tylko dlatego, że znalazłam u Ciebie tę świetną recenzję i zainteresowała mnie ona na tyle, że byłam ciekawa, jak to się mają dzisiaj body horrory, które przecież okres świetności mają za sobą. I o dziwo to naprawdę dobry film, choć niestety chyba nie dla wszystkich. Rzeczywiście mocno przewidywalny, bo przecież doskonale wiemy, w co zamienia się nasza pechowa bohaterka, ale jednak podczas seansu nie można się nudzić. Przemiany fizyczne porażają realizmem i to jest ogromny plus. Dlatego bardzo dziękuję za tę recenzję, ponieważ kolejny raz moje odczucia po seansie pokrywają się z Twoimi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Sięgając jak zwykle po Twojego bloga kiedy chcę obejrzeć jakiś świetny horror, czy thriller natrafiłam właśnie na contracted. Czekałam wczoraj aż pieprze mi się serial, który oglądam i dałam sobie 15 minut na ten film, z myślą, że kiedyś go dokończę, bo chciałam iść wcześniej spać. Jak możesz się łatwo domyślić tak się nie stało, bo najpierw obejrzałam cały film :D Jest dobry, tak jak piszesz. Ja tylko do końca nie byłam pewna co się stanie, czy ona stanie się zombie, czy po prostu umrze. Dzięki za polecenie. Teraz mam ochotę na Thanatomorphose.

    OdpowiedzUsuń
  14. Oglądałem ten film to jakaś porażka !!!!

    OdpowiedzUsuń