Stronki na blogu

wtorek, 10 czerwca 2014

„Lizzie Borden Took an Ax” (2014)


Końcówka XIX wieku. W Fall River mieście w stanie Massachusetts wpływowa rodzina Bordenów cieszy się dużym szacunkiem sąsiadów. Andrew Jackson dzieli swój czas pomiędzy zarabianiem dużych pieniędzy, dwie dorosłe córki Emmę i Lizzie oraz ich macochę Abby. Poważne kłopoty wychowawcze sprawia mu jedynie Lizzie. Dziewczyna ignoruje zakazy ojca, manipuluje nim, kradnie i notorycznie kłamie, co prowadzi do ciągłych konfliktów z jej macochą. Kiedy pewnego dnia Andrew Borden i jego żona zostają zamordowani we własnym domu prokuratura wnosi akt oskarżenia przeciwko Lizzie, która utrzymuje, że jest niewinna.

Głośne podwójne morderstwo z 4 sierpnia 1892 roku, o które podejrzewano Lizzie Borden na trwałe już zakorzeniło się w amerykańskiej popkulturze. Sprawę wielokrotnie poruszano w literaturze i kinematografii, a dyskusje, co do prawdziwej tożsamości sprawcy trwają do dziś. Szczerze mówiąc nie do końca rozumiem tę amerykańską histerię na punkcie tragicznych wydarzeń w Fall River. Jakkolwiek ciekawe z kryminalistycznego punktu widzenia (drastyczność zbrodni, niekompletny materiał dowodowy i nieosądzenie winnego) nie wyróżniają się zanadto na tle innych, podobnych spraw. Być może tę spiralę nakręcili mieszkańcy Fall River, którzy wydali własny sąd nad oskarżoną – dorośli wykluczyli ją ze społeczeństwa, a dzieci z zapałem przystąpili do wymyślania makabryczno-humorystycznych wierszyków o jej domniemanym czynie. Teraz po upływie ponad wieku Lifetime Television ponownie „wskrzesza” historię Lizzie Borden w swoim niskobudżetowym thrillerze, wyreżyserowanym przez Nicka Gomeza, współtwórcy głośnego serialu „Dexter”. Choć całą sprawę potraktowano troszkę po macoszemu, opuszczając wiele kluczowych dla śledztwa wątków moim zdaniem „Lizzie Borden Took an Ax” jak na obraz telewizyjny realizacyjnie prezentuje się na tyle przyzwoicie, aby przykuć uwagę nawet doskonale znającego tę historię widza.

„Lizzie Borden siekierę wzięła
Czterdzieści razy matkę grzmotnęła
Gdy zobaczyła, co uczyniła
Jeszcze jednym ojca dobiła.”

Rola tytułowa przypadła w udziale znakomitej Christinie Ricci, która tak dogłębnie wczuła się w tę postać, że aż miło było patrzeć. Jej dumna twarz z szaleńczym błyskiem w oku idealnie współgrała z wizją reżysera, który zauważalnie chciał stworzyć mocno stronniczą historię, wymierzającą oskarżycielski palec w Lizzie Borden. Na ogół taki brak obiektywizmu w filmach opartych na prawdziwych wydarzeniach, w których po dziś dzień istnieją wątpliwości, co do tożsamości sprawcy mocno mnie irytuje. Za przykład niech tutaj posłuży „Oskarżona Amanda Knox”, gdzie twórcy również jasno dają do zrozumienia, że winna była tytułowa bohaterka (na ten rok zaplanowano nowy film oparty na kanwie tej sprawy, „The Face of an Angel” z Kate Beckinsale w roli głównej – może w nim uświadczymy większego obiektywizmu). Wracając jednak do „Lizzie Borden Took an Ax” takie nachalne oskarżanie podejrzanej przez scenarzystę jakoś specjalnie mi nie przeszkadzało i bynajmniej nie dlatego, że również opowiadam się za jej winą (nie wiem kto zabił i wolę tutaj nie wyrokować), ale przez wzgląd na kreację Ricci, która była następstwem takiego szkieletu fabularnego. Moment, w którym Lizzie znajduje ciało ojca ze zmiażdżoną twarzą i krzyczy za pokojówką sugeruje nam, w jakim kierunku będą zmierzać dalsze wydarzenia. Ricci spogląda na ojca, krzyczy raz, na chwilę przerywa (i właśnie wtedy widzimy jej kamienną, wyzutą z wszelkich uczuć twarz) i znowu wrzeszczy. Jej dalsze beztroskie zachowanie w trakcie śledztwa, które w rzeczywistości mogło być następstwem szoku, w wersji Gomeza ma dobitnie udowadniać jej winę. To w połączeniu z niszczeniem dowodów i obecnością w domu w trakcie brutalnych mordów jej rodziców (z kilkugodzinnym odstępstwem czasowym) wywołuje wiele uzasadnionych wątpliwości, które prokurator wykorzystuje w akcie oskarżenia. Problem w tym, że brakuje dowodów rzeczowych (trzonka od narzędzia zbrodni – siekiery i krwi na ciele oskarżonej), a więc przed widzami pozostaje jedynie perspektywa głośnej sprawy sądowej, opartej na poszlakach, czyli głównie zeznaniach świadków, którzy jak każdy wie wcale nie muszą mówić prawdy. 

Oprócz sprawnie zrealizowanej, wciągającej fabuły ze znakomicie wykreowaną główną bohaterką zadowolił mnie montaż – szybkie migawki obrazujące mocne uderzania siekierą w Bordenów. Choć barwa i konsystencja krwi pozostawia wiele do życzenia to dosłowne epatowanie makabrą i tak znacznie urozmaica cały, oparty głównie na śledztwie i sprawie sądowej seans. W zestawieniu z innymi telewizyjnymi thrillerami ten naprawdę może poszczycić się sporym profesjonalizmem, tak realizacyjnym jak i fabularnym. Choć kilka opuszczonych faktów i ewidentna stronniczość mogą nieco rozczarować widzów doskonale znających tę historię.

Kolejne spotkanie z kiedyś autentyczną, a obecnie popkulturową postacią dla mnie okazało się dosyć interesujące. Kilka rzeczy oczywiście można było poprawić, ale w kontekście czysto rozrywkowego thrillera, bez nadmiernych odniesień do historii prezentuje się całkiem przyzwoicie. Tak więc, „Lizzie Borden Took an Ax” polecam poszukiwaczom tego rodzaju kryminalnych opowieści, poruszających jakże skomplikowaną interpretacyjnie znaną sprawę podwójnego morderstwa.