Rok 1888, dzielnica Whitechapel w Londynie. Prostytutka, Mary Ann Nichols,
zostaje bestialsko zamordowana. Komisarz policji, Charles Warren, oddaje sprawę
inspektorowi Frederickowi Abberline’owi, który nawet nie przypuszcza, że waz ze
swoim asystentem, George’m Godley’em, stoi przed najtrudniejszym dochodzeniem w
całej swojej karierze. Kiedy zaczynają ginąć kolejne prostytutki, a przerażeni
ludzie wychodzić na ulicę Abberline, naciskany przez swojego przełożonego i
premiera obstawia mundurowymi niemalże całą Whitechapel, co i tak nie przynosi
pożądanego rezultatu. Korzystając z pomocy jasnowidza, Roberta Jamesa Leesa,
inspektor trafia na trop aktora Richarda Mansfielda, który obecnie gra główną
rolę w jakże pasującej do ówczesnego londyńskiego koszmaru, sztuce pt. Doktor
Jekyll i pan Hyde”. Podejrzenia Abberline’a skupiają się również na George’u
Lusku, który podżega londyńską biedotę do powstania przeciw władzy. Natomiast,
kiedy inspektor zaczyna korzystać z pomocy wybitnego lekarza rodziny
królewskiej, Sir Williama Gulla, jego uwagę zwraca stangret John Netley i zięć
Gulla, doktor Acland. Jednak najbardziej przerazi go trop prowadzący do księcia
Alberta, który wedle plotek często odwiedzał dom publiczny w Whitechapel.
Brytyjski „Kuba Rozpruwacz” Davida Wickesa powstał w setną rocznicę
morderstw w dzielnicy Whitechapel w formie dwuodcinkowego miniserialu i jak
dotychczas w moim mniemaniu stanowi najrzetelniejsze filmowe kompendium wiedzy
o historycznych, acz jakże przerażających wydarzeniach z epoki wiktoriańskiej. Nagrodzony
Złotym Globem za wspaniałą kreację Michaela Caine’a i Emmy za najlepsze
fryzury. Ponadto nominowany do kolejnych dwóch Złotych Globów i Eddie’go. Po
przeczytaniu kompletnej historii Kuby Rozpruwacza spisanej przez
najpopularniejszego badacza tego przypadku, Paula Begga, byłam przekonana, że w
zalewie tych wszystkich plotek, legend i faktów krążących wokół tej sprawy nie
ma możliwości wiernie oddać tego wszystkiego na ekranie. I David Wickes,
oczywiście sporo opuścił – na przykład zabrakło zeznań świadków przebywających
na miejscach zbrodni chwilę przed i chwilę po którymś z morderstw. Ponadto
twórcy nie wspomnieli o uporczywym przesłuchiwaniu marynarzy. I wreszcie
zabrakło ważnego dla ówczesnego dochodzenia zatrzymania elegancko odzianego
mężczyzny, w pobliżu miejsca zbrodni, którego jednak nie zdecydowano się zabrać
na posterunek. To oczywiście niektóre z wydarzeń mających miejsce w trakcie
śledztwa tropem Kuby Rozpruwacza zdaniem Paula Begga, ale to wcale nie znaczy,
że to on przekazał opinii publicznej kompleksową prawdę. Być może bliższy
faktów był właśnie David Wickes, który wspólnie z Derekiem Marlowe’m, jak sam
twierdzi, napisał scenariusz w oparciu o oficjalne dokumenty Scotland Yardu, w
finale oczywiście dodając coś od siebie.
W trakcie tego długaśnego seansu miałam nieodparte wrażenie, że tylko
Brytyjczycy mogli w tak wiernym stylu oddać klimat czasów wiktoriańskich. W
przeciwieństwie do amerykańskiego, płynnego pod kątem atmosfery „Z piekła rodem”, w „Kubie Rozpruwaczu” bez przerwy odczuwa się pewną angielską
toporność. Widać ją w egzaltowanym aktorstwie, ostrych konturach,
konserwatywnych kostiumach i oszczędnym, jak na XIX wiek brudzie. Absolutnie
nie uświadczymy tutaj tej sławetnej rozdmuchanej, hollywoodzkiej aury.
Brytyjskość tego kryminału przebija zewsząd, tworząc naprawdę miłe dla oka
widowisko, które zapewne dla osób przyzwyczajonych do efekciarskich
amerykańskich superhitów okaże się całkowicie niezjadliwe, ale z pewnością
zadowoli koneserów tych osobliwych europejskich kryminałów. Klimat znacznie
potęguje, w moim mniemaniu, mistrzowska, melancholijna ścieżka dźwiękowa,
skomponowana przez Johna Camerona oraz rzecz jasna jakże zbliżona do
historycznego tła tego feralnego dla Londynu roku 1888 rewolucyjna postawa jego
mieszkańców.
Cała akcja filmu skupia się na drobiazgowym śledztwie inspektora Fredericka
Abberline’a, który wraz ze swoim asystentem, George’m Godley’em, systematycznie
podąża od jednego podejrzanego do drugiego. Jego dochodzenie nabiera tempa po
rozmowie z jasnowidzem, Leesem, z usług którego korzysta królowa Wiktoria.
Mężczyzna zdradza mu, że miał wizję, w której ujrzał człowieka o dwóch
twarzach. Ilustratorka, Emma Prentiss (znakomita Jane Seymour), z którą
Abberline swego czasu miał romans i miejscowy dziennikarz zabierają Leesa na
teatralną adaptację powieści Roberta Louisa Stevensona pt. „Doktor Jekyll i pan
Hyde”. Wówczas to jasnowidz, ku swojemu przerażeniu widzi znanego aktora,
Richarda Mansfielda, zmieniającego swoje oblicze na identyczne z jego wizji
(bardzo przekonujące, płynne efekty komputerowe). To był pierwszy wątek, który
pozytywnie mnie zaskoczył (notabene w 1990 roku Wickes wyreżyserował filmową
adaptację książki Stevensona również z Caine’m w roli głównej). Otóż, filmy i
książki zainspirowane działalnością Kuby Rozpruwacza na ogół opuszczają fakt
zbieżności tego przedstawienia w Londynie z krwawymi mordami prostytutek
(ostatnią książką, którą czytałam i która o tym wspomniała była „Autobiografia
Kuby Rozpruwacza”, którą notabene zapewne napisał sam Paul Begg). Richard
Mansfield, jak można się było tego spodziewać trafia na sam szczyt listy
podejrzanych Abberline’a, ale inspektor sprawdza też kilka innych zamieszanych
w sprawę osób. Przede wszystkim rewolucjonistę, George’a Luska. Jego liderska działalność
była pretekstem dla twórców do oddania ówczesnych nastrojów londyńskiej
społeczności, która w obawie przed nieuchwytnym psychopatą wyszła na ulicę.
Cieszy mnie, że scenarzyści nie zapomnieli o tych wydarzeniach, bo właśnie owe
strajki najsilniej przyczyniły się do nieśmiertelności tego seryjnego mordercy.
Z uwagi na fakt, że prostytutki z Whitechapel były patroszone z chirurgiczną
precyzją wielotorowe śledztwo Abberline’a skupiało się również na ludziach
mających jakieś przeszkolenie z zakresu medycyny – studentów tego kierunku,
rzeźników, lekarzy, artystów itp., co z czasem kazało mu szukać porady o
najznakomitszego lekarza w Wielkiej Brytanii, który świadczył swoje usługi również
rodzinie królewskiej. William Gull stał się dla Abberline’a kimś w rodzaju
mentora, a nawet dzięki swoim teoriom na temat rozdwojenia osobowości kimś na
kształt dzisiejszego profilera.
Zadziwiające, że Wickesowi w jeden trzygodzinny film udało się wtłoczyć
wszystkie ważniejsze aspekty śledztwa tropem Kuby Rozpruwacza, ze szczególnym
wskazaniem na głównych podejrzanych Abberline’a. Nie zapomniał nawet wspomnieć
o chwilowych podejrzeniach księcia Alberta i teorii, że morderców tak naprawdę
było dwóch. W trakcie seansu jedynie parę, mniej znaczących faktów opuszczono
bądź odrobinę zmodyfikowano, ale w finale zaserwowano nam już czystą fantazję
(choć niejednego propagatora teorii spiskowych może ona przekonać), co w tego
rodzaju kryminale było chyba potrzebne. Wszak widzowie zawiedliby się, gdyby
twórcy nie pokusili się o jakieś, choćby fikcyjne z punktu widzenia historii
rozwiązanie tej zagadki. Wedle oficjalnych informacji Wickes nakręcił kilka
różnych wariantów finału, a mnie przyszło zobaczyć UWAGA SPOILER ten znany mi już z „Z piekła rodem”, choć różniący
się paroma szczegółami. Hmm, już wiem, skąd Hughesowie czerpali inspirację… KONIEC SPOILERA. No, i na koniec bardzo
cieszyło mnie odżegnanie się twórców od plotek, że jakoby ostatnia ofiara Kuby
Rozpruwacza była w ciąży. Wiele źródeł upiera się przy tej teorii, więc poważni
„rozpruwaczologowie” mają spory problem z prostowaniem tych fantastycznych pogłosek.
Moim zdaniem ten obraz, poza zakończeniem, to całkiem wierne kompendium
wiedzy o śledztwie tropem Kuby Rozpruwacza. Parę faktów oczywiście pominięto,
co nieco dodano, a wiele rzeczy z punktu widzenia współczesnych śledczych się
zdezaktualizowało (na przykład listy od mordercy oraz połowa nerki przesłana
Luskowi, które wedle niektórych „rozpruwaczologów” albo nie miały miejsca, albo
były fałszywkami), ale summa summarum
obraz Davida Wickesa prezentuje się naprawdę zacnie. I to pod kątem
prawdziwości historycznej, jak i klimatu i skrupulatności w podejściu do
dochodzenia Abberline’a. Dla osób pasjonujących się przypadkiem Kuby Rozpruwacza
jest to wręcz produkcja obowiązkowa, ale ci, którzy nie znają tej historii, a
nie mają czasu na czytanie książek również mogą śmiało zacząć od tego obrazu. Choć
radzę nikomu nie spodziewać się porywających efektów specjalnych, licznych
zwrotów akcji, czy dynamicznej fabuły – to nie jest tego rodzaju kryminał!
Widziałam go już bardzo dawno i muszę powiedzieć, że bardzo byłam zadowolona wtedy z tego, co zobaczyłam. Uwielbiam takie kryminały i nawet żadne efekty specjalne nie są mi w tym przypadku już potrzebne. Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy pasjonują się historią Rozpruwacza.
OdpowiedzUsuń