czwartek, 3 lipca 2014

„Madhouse” (2004)


Clark Stevens dostaje staż w zakładzie psychiatrycznym, Cunningham Hall. Już pierwszego dnia zaprzyjaźnia się z młodą lekarką, Sarą, która oprowadza go po nowym miejscu pracy. Już ten wstępny obchód uzmysławia Clarkowi, że dyrektor szpitala, dr. Franks nie traktuje dobrze swoich pacjentów. Najcięższe przypadki przetrzymywane są w brudnej piwnicy, w ciasnych, ciemnych izolatkach, a pozostali chorzy są przemocą zmuszani do posłuszeństwa. Kiedy Clark poznaje elokwentnego lokatora podziemia, Bena, i zaczyna widywać chłopca, przemykającego po korytarzach ośrodka postanawia z pomocą Sary rozwiązać zagadkę tajemniczych praktyk dr. Franksa.

Debiutancki film Williama Butlera, wielbicielom kina grozy znanego z drugoplanowych ról w horrorach z lat 80-tych i 90-tych (m.in. „Terror Night”, „Piątek trzynastego 7”, „Teksańska masakra piłą mechaniczną 3”, remake „Nocy żywych trupów”). Dysponując stosunkowo niewielkim budżetem Butlerowi udało się stworzyć jeden z ciekawszych horrorów nastrojowych, których akcja rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym, pomimo ewidentnej inspiracji innymi tego typu dziełami.

Motyw szpitala psychiatrycznego jest tak często poruszany w kinie grozy, że można chyba bezpiecznie przyjąć, iż wyrobił sobie już pewien schemat, którego w mniejszym lub większym stopniu trzyma się każdy scenarzysta, umieszczający akcję w tej osobliwej scenerii. „Madhouse” (polskie oficjalne tłumaczenie „Dom szaleńców”, ale przez przyzwyczajenie pozostanę przy oryginalnym tytule) standardowo trzyma się konwencji ghost story, podanej w realiach ośrodka dla psychicznie chorych, z czego wyłamuje się jedynie z finale. Już prolog, w którym naszym oczom ukazują się makabryczne sylwetki zakrwawionych pacjentów i lekarek, poprzeplatane z mrocznymi korytarzami wywołuje skojarzenia z remake’iem „Domu na Przeklętym Wzgórzu”. Szybki montaż, dzięki któremu przed naszymi oczami jedynie przemykają owe niepokojące migawki, chociaż nie jest niczym nowym w kinie grozy, zachwyca solidnym dopracowaniem i daleko idącym realizmem. Dlatego też niezmiernie cieszył mnie fakt, że Butler zdecydował się umieścić tego rodzaju sekwencje jeszcze w kilku późniejszych partiach filmu. To z pewnością pomogło w budowaniu klimatu grozy, który przecież i tak był bardzo gęsty, dzięki szarpiącej nerwy ścieżce dźwiękowej, oszczędnemu oświetleniu i nade wszystko posępnej scenerii, zaniedbanego szpitala psychiatrycznego. Co ciekawe Butler zamiast postawić na zaskakujące jump scenki, tak często wtłaczane w horrory nastrojowe, o wiele silniej zaakcentował charakteryzację, przede wszystkim cięższych przypadków, przebywających w podziemiach. Odstręczająca aparycja chorych w połączeniu z przerażającym miejscem, w którym zmuszeni byli przebywać nadała im wymiaru swego rodzaju potworności, co zamiast wzbudzać współczucie w widzu wywoływało w nim jedynie odrazę i niepokój. Ciekawy i co ważniejsze bardzo udany zabieg, znacząco podnoszący poziom adrenaliny we krwi, ilekroć Clark przekraczał próg mrocznej piwnicy.

Obok straszenia sferą fizyczną twórcy postawili również na domniemany wątek nadprzyrodzony, uosabiany przez bladego chłopca przemykającego po korytarzach ośrodka. Widzą go jedynie pacjenci i Clark, co sprawia, że tak do końca nie wiemy, czy mamy tutaj do czynienia z duchem, czy prozaicznymi halucynacjami. Jedno jest pewne – każdorazowe manifestacje chłopca, podobnie jak wątki z ciężko chorymi pacjentami, dopracowano w najdrobniejszych szczegółach. Zadbano o odpowiednio mroczną aurę i oszczędną, a co za tym idzie przekonującą charakteryzację dziecka, zdolnego dowolnie przekształcać swoje niematerialne oblicze. Kolejnym urozmaiceniem fabuły jest tajemnicza postać Bena, zamieszkującego w jednej z izolatek. Gdy Clark nabiera przekonania, iż personel Cunningham Hall poddaje pensjonariuszy okrutnym praktykom, nawiązuje kontakt z inteligentnym Benem, którego jednak aż do końca niedane mu będzie ujrzeć. Słyszymy jedynie jego głęboki głos, podczas gdy cała sylwetka ukrywa się w cieniu. Ale żeby tego nie było mało wkrótce personel szpitala zacznie ginąć. Tutaj na szczególną uwagę zasługuje zamordowanie doktor Hendricks, której zaaplikowano tak potężną dawkę elektrowstrząsów, że w chwili zgonu pluła tkanką i krwią. Naprawdę mocna scena, choć kolor i konsystencja krwi (podobnie, jak w późniejszych partiach filmu) pozostawia wiele do życzenia. Szukając minusów „Madhouse” dostrzegłam jedynie chwilowe niedopracowania oświetlenia – pomiędzy ujęciami zmienia się iluminacja i nasycenie barw. Poza tym nie dostrzegłam jakichś większych niedoróbek. Chociaż finał, który w zamyśle miał zaskakiwać przewidziałam już na początku (po przeczytaniu przez Clarka ustępu z książki Franksa) i szczerze mówiąc, choć wydawał się jedynym właściwym w kontekście fabuły, nie pokazał mi niczego, czego już wcześniej w kinie grozy bym nie widziała. Ale to jedynie subiektywna ocena (nie faktyczna niedbałość twórców), a co za tym idzie zakończenie każdy widz może widzieć na swój sposób.

Obsada, jak na film pozbawiony większego budżetu zaskakuje profesjonalizmem. Główni bohaterowie tej „sztuki”, Joshua Leonard, Jordan Ladd i oczywiście Lance Henriksen całkiem przekonująco wcielili się w swoje role, ale na uwagę zasługują też niełatwe kreacje aktorów odgrywających psychicznie chorych. W końcu mieli dosyć „twardy orzech do zgryzienia”.

Moim zdaniem „Madhouse” to jeden z lepszych horrorów nastrojowych, których akcja toczy się w szpitalach psychiatrycznych. Znakomity montaż, gęsty klimat grozy, intrygująca, acz pozbawiona większej oryginalności fabuła i charakteryzacja chorych zdecydowanie przemawiają na korzyść tej produkcji. Naprawdę nieźle jak na film debiutanta.

6 komentarzy:

  1. Z chęcią obejrzę ten film. Lubię grać w survival horrory, w których rozgrywka polega właśnie na eksploracji szpitala psychiatrycznego lub innego podobnego ośrodka, więc chętnie obejrzę też film w tym motywem, mimo że pewnie niczym oryginalnym mnie nie zaskoczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawa jestem, ostatnio żaden horror mnie nie powalił, tego jeszcze nie widziałam, więc chętnie obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeden z moich ulubionych horrorów z psychiatrykiem w roli głównej mimo, że wnosi niczego nowego do filmowej grozy. Ale nie to się przecież liczy. Pomimo schematu film urzeka upiorną charakteryzacją chorych oraz budzącą niepokój scenografią. Ma też kilka scen, które potrafią wpaść w pamięć. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam ten film, widziałam ze 3x.. byłam ciekawa czy Ci się spodoba ;)
    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie dość dobry. Oglądałam jakiś czas temu. Mimo skromnego budżetu niezły. Do uzupełnienia tematyki polecam ciekawą sesję fotograficzną w opuszczonych, zamkniętych zakładach psychiatrycznych. Swoją drogą fascynujące i bardzo smutne miejsca.
    http://www.jeremyharris.com/#mi=2&pt=1&pi=10000&s=0&p=4&a=0&at=0

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dobry film. Trzyma w napięciu. Aktorzy idealnie dopasowani do swoich ról.

    OdpowiedzUsuń