wtorek, 28 października 2014

Jefferson Bass „Złodziej kości”


Bill Brockton, antropolog sądowy i założyciel największego na świecie ośrodka badań nad rozkładem ludzkich zwłok, zwanego Trupią Farmą zostaje poproszony przez znajomego prawnika z Knoxville o zbadanie DNA ekshumowanego mężczyzny, celem ustalenia jego ojcostwa. Z pozoru rutynowa sprawa zamienia życie Billa w prawdziwy koszmar. Okazuje się, że zwłoki pochowano bez kończyn, a doktor Brockton zostaje zaangażowany w tajną akcję prowadzoną przez FBI. Jego zadaniem jest przekonanie podejrzanego o nielegalny handel organami pozyskiwanymi z ludzkich zwłok o zainteresowaniu współpracą. Bill jest świadom, że zdobywanie dowodów dla FBI może zagrozić jego reputacji i posadzie na Uniwersytecie Tennessee, ale ostatecznie zgadza się pomóc.

Jefferson Bass – pseudonim duetu autorów, pod którym kryją się dziennikarz Jon Jefferson i Bill Bass, założyciel Trupiej Farmy, pierwszego na świecie ośrodka badań nad rozkładem ludzkich zwłok. „Złodziej kości” jest piątą odsłoną serii o Billu Brocktonie, antropologu, trudniącym się tym samym, co Bill Bass i zarazem bezpośrednią kontynuacją „Kości zdrady”. Nie oznacza to, że do pełnego zrozumienia fabuły „Złodzieja kości” wymagana jest znajomość poprzedniej części. Jednakże, jeśli ktoś planuje zapoznać się też z „Kośćmi zdrady” radzę zacząć od nich, ponieważ autorzy szczegółowo streszczają w piątce wydarzenia z poprzedniego tomu, łącznie z personaliami mordercy.

„Ludzie biorą pożyczki hipoteczne pod zastaw swoich domów. Dlaczego nie pozwolić im zastawić ciała? Czy ciała nie są naszym majątkiem? Dlaczego jedyną osobą, która nie może zarobić na przeszczepie narządów i tkanek – a jest to już przemysł wart miliardy dolarów – jest dawca?”

Tym razem Jefferson i Bass nie ograniczyli się do jednego wątku kryminalnego, jak w „Kościach zdrady”. Akcja „Złodzieja kości” rozgrywa się kilkutorowo. Najpierw wychodzi na jaw, że na cmentarzu w Knoxville został pochowany mężczyzna, którego przed pochówkiem pozbawiono kończyn (z czasem okaże się, że takich niekompletnych zwłok jest więcej). Następnie doktor Bill Brockton zostaje zwerbowany do sprawy handlu ludzkimi organami, nielegalnie pozyskiwanymi z nieboszczyków, prowadzonej przez FBI. Ponadto autorzy sporo miejsca poświęcą poprzedniemu dochodzeniu, przy którym pracował Brockton, a które teraz rzutuje na jego życie prywatne – więcej o tym wątku nie napiszę, żeby nie spoilerować, ale muszę zaznaczyć, że byłam ukontentowana takim rozwinięciem fabuły „Kości zdrady”. Ostatnim szeroko opisywanym motywem jest rekonwalescencja patologa, Eddie’go Garcii, który przy poprzednim śledztwie stracił dłonie na skutek promieniowania. Teraz mężczyzna szuka sposobu na odzyskanie kończyn, w czym może mu pomóc Brockton, który głęboko wniknął w światek transplantologii. Początkowo Jefferson i Bass całkiem zgrabnie łączą wątki obyczajowe z kryminalnymi, poruszając masę etycznych zagadnień dotyczących pozyskiwania ludzkich zwłok do celów medycznych. Brockton zawiązuje współpracę z Glenem Faustem, pracownikiem wielkiej firmy, OrthoMedica, która trudni się sprzedawaniem materiałów medycznych, sztucznych stawów i sprzętu rehabilitacyjnego. Ponadto dla FBI inwigiluje Raymonda Sinclaira, dyrektora Centrum Tkanek i Usług Okołotkankowych, który zajmuje się dystrybuowaniem organów i tkanek pozyskanych z dobrowolnie przekazanych przez dawców ciał. Organy Sinclair przekazuje do przeszczepów, badań medycznych oraz szkoleń lekarzy. Według FBI ostatnio miał spore problemy ze znalezieniem dawców, a więc zaczął pozyskiwać zwłoki na czarnym rynku. Zadaniem Brocktona, którego Trupia Farma cieszy się sporym zainteresowaniem donatorów jest zdobycie przychylności Sinclaira propozycją sprzedaży jego firmie potrzebnych części ciał. Jak można się tego spodziewać z biegiem trwania lektury wątki śledztwa FBI i prawnika z Knoxville zazębią się.

„Ponieważ z dnia na dzień robiło się coraz cieplej, tempo rozkładu stopniowo się zwiększało. Po trzech tygodniach od jej przybycia oczodoły patrzyły pusto w aparat, a kości policzkowe i podbródek przebiły resztki skóry. Blond włosy zostały zabarwione oleistą szarością kwasów tłuszczowych ulatniających się z jej ciała, a palce nosiły drobne ślady zębów małych mięsożernych zwierzątek.”

Jak przyznają sami autorzy w posłowiu w „Złodzieju kości” zawarli więcej terminów medycznych niż w poprzednich odsłonach serii. W niektórych aspektach okazało się to bardzo pouczające i skłaniające do myślenia – szczególnie mowa tutaj o globalnym problemie pozyskiwania dawców narządów oraz nielegalnym handlu ludzkimi organami. Ale poparte faktami przełomowe osiągnięcia w transplantologii odrobinę mnie zmęczyły. Autorzy chwilami zbyt duży nacisk kładli na specjalistyczne szczegóły, na czym traciły wątki kryminalne. Taki zabieg wprowadził spory dyskomfort, przede wszystkim po szczególnie trzymających w napięciu wątkach, które raptownie stawały w miejscu, aby pisarze mogli rozlegle przytoczyć czytelnikowi nużące detale medyczne. Zakończenie intrygi również od pewnego momentu było dla mnie przewidywalne, aczkolwiek żeby dojść do prawidłowych wniosków musiałam trochę pogłówkować. Kolejnym minusem jest kilka irytujących zbiegów okoliczności w trakcie śledztwa, co w tego rodzaju literaturze jest mocno niewskazane. Ale znalazły się też plusy. Kiedy akcja już w pełni skupia się na inwigilacji Sinclaira przez Brocktona jego życie w bardzo szybkim tempie zamienia się w koszmar. Zaczyna tracić wszystko, co osiągnął, łącznie z sympatią swojej asystentki Mirandy Lovelady (uwielbiam tę bohaterkę, tak samo zresztą jak relacje pomiędzy nią i doktorem), co wprowadza mocny klimat zaszczucia. Ponadto diablo interesujące są również szczegóły współpracy pomiędzy Sinclairem i Brocktonem – dzięki niej oraz pracy Billa na Trupiej Farmie czytelnik może obcować z kilkoma odstręczającymi wątkami. Wspomniana już dramatyczna rekonwalescencja Eddie’go Garcii oraz fakty z poprzedniego śledztwa, w którym brał udział Bill, rzutujące na jego życie prywatne również przedstawiono z zachowaniem ścisłych zasad tworzenia suspensu. Cała intryga, choć udało mi się przewidzieć jej finał chwilami silnie się gmatwa, dezorientując czytelnika, za co również należy pochwalić autorów.

Ogólnie rzecz biorąc „Złodziej kości” to całkiem solidny thriller, który odrobinę traci na przydługich szczegółach medycznych oraz paru zbiegach okoliczności. Gdyby je nieco okroić mógłby okazać się równie znakomity, co „Kości zdrady”, ale niestety Jeffersona i Bassa miejscami troszkę poniosło. Abstrahując jednak od tych mankamentów myślę, że wielotorowa intryga oraz atmosfera zaszczucia przypadną do gustu wielbicielom tego rodzaju literatury. Z przymrużeniem oka można się całkiem dobrze bawić w trakcie lektury, choć o wiele bardziej polecam poprzednią część.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze:

  1. Znam osobę, którą ta pozycja na pewno zainteresuje, więc dziękuję za recenzję i podaję dalej :-)

    CAT
    http://catinthewell.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za ten wpis! Ja skorzystałem z oferty Thaisun https://thaisun.pl/ – i byłem zachwycony.

    OdpowiedzUsuń