niedziela, 8 lutego 2015

Marc Elsberg „Blackout”


W ciągu jednego zimowego dnia w niemalże całej Europie następuje przerwa w dostawie prądu. Szybko okazuje się, że niemożliwe jest szybkie uporanie się z awarią. Pracownicy elektrowni i władze poszczególnych państw są bezradni, a początkowa dezorientacja Europejczyków szybko zamienia się w agresję. Tymczasem włoski programista, były haker, Piero Manzano, odkrywa nieprawidłowości w zainstalowanych niedawno licznikach inteligentnych. Kolejne fakty, które udaje mu się poznać dzięki swoim informatycznym zdolnościom utwierdzają go w przekonaniu, że Europa padła ofiarą terrorystów. Niestety, próby uświadomienia władz stawiają go w kręgu podejrzanych. Manzano zostaje zmuszony do połączenia sił z Amerykanką Lauren Shannon, w ostatnich latach mieszkającą w Paryżu i pracującą w charakterze operatorki telewizji CNN. Wspólnie starają się trafić na trop winnych pogrążenia całego kontynentu w chaosie i przekonać władze o niewinności Piera.

Technothriller austriackiego pisarza, Marca Elsberga, w 2012 roku uhonorowany Wissensbuch des Jahres, w kategorii „Rozrywka”. Pomysł na książkę zrodziły elektroniczne szczoteczki, które uświadomiły Elsbergowi, energetyczną zależność wszystkich krajów europejskich. Posiłkując się licznymi opracowaniami, w tym raportem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Republiki Federalnej Niemiec na temat długotrwałych i wielkopowierzchniowych skutków wyłączenia prądu autor stworzył prawdziwie dystopijną, jakże prawdopodobną wizję chylącego się ku upadkowi świata.

„Już niedługo społeczeństwo amerykańskie się przekona, że tym razem nie da się tak po prostu wysłać armii w jakiś oddalony rejon świata. Bo nie wiadomo dokąd. I nagle zda sobie sprawę, jak bardzo jest bezradne. Jak bezradny jest ich rząd, ich bogaci i możni przedstawiciele, tak zwane elity, cały system, w którym już od dawna nie czują się dobrze, a już na pewno nie czują się bezpiecznie, ale i tak wolą go od czegoś nieznanego. Zrozumieją, że zostali zostawieni sami sobie już dawno temu. Że nastała nowa epoka, w której muszą i mogą zdobywać dla siebie własne terytoria.” 

W swojej książce zatytułowanej „Sekundę za późno” William R. Forstchen również przedstawił przewidywane skutki długotrwałej awarii prądu, aczkolwiek swój pomysł wtłoczył w znaną apokaliptyczną konwencję. Elsberg w swoim pokaźnym tomiszczu (okładka wydawnictwa W.A.B. zachwyca uwielbianym przeze mnie minimalizmem) odciął się od tych wszystkich zalewających rynek apokaliptycznych powieści, przedstawionych z punktu widzenia zwykłych obywateli, tkwiących w centrum chaosu. Swój scenariusz przedstawił głównie z naukowej i politycznej perspektywy (choć, jak zaznaczył w posłowiu niektóre wątki troszkę ponaciągał), sporadycznie przeskakując na nieznajdujące się przy władzy postacie, ale jedynie w celu marginalnego odmalowania czytelnikom szerszego obrazu koszmaru, z jakim przyszło zmierzyć się Europejczykom. Fabuła przede wszystkim skupia się na postępowaniu ludzi z najwyższego szczebla, pracowników elektrowni oraz informatyków zaopatrujących ich w programy. Elsberg bardzo szczegółowo przedstawia nam próby zażegnania kryzysu przez władze niemieckie i pracowników Europolu w Hadze. Wspomina również o Włoszech i Francji, ale prawie całkowicie pomija takie potęgi, jak Wielka Brytania, czy Unia Europejska - być może nie był tak zaznajomiony z ustrojem tych państw, aby ryzykować wgłębianie się w jego struktury organizacyjne. W każdym razie owe kraje, na których się skupia aż nadto uświadamiają czytelnikom pewne niewygodne prawdy, które w przyszłości mogą doprowadzić Europę na skraj przepaści.

„To oniemiałe społeczeństwo, które już nie jest społeczeństwem, bo gdzieś po drodze zapodziało swe wartości i swoją wspólnotowość, w desperackim pędzie za odurzeniem przez posiadanie coraz więcej, przez wieczny wzrost. Doszło do końca swojej drogi.”

Elsberg mówi: jesteśmy ułomną rasą całkowicie uzależnioną od elektryczności. Jeśli nam ją zabrać w krótkim czasie staniemy się słabsi od zwierząt. Wydaje nam się, że w porównaniu do naszych przodków staliśmy się potęgą, a tak naprawdę nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z brakiem, czegoś, co naszym pradziadom w ogóle nie było potrzebne do codziennej egzystencji. Powieść Elsberga pokazuje, że to nie człowiek jest panem tego świata tylko jego wynalazek. Jeśli go zabraknie nie będzie pożywienia, wody, benzyny, pomocy medycznej. Przestanie obowiązywać praworządność, każdy będzie musiał zadbać o siebie w iście anarchistycznych realiach. Pieniądz z czasem przestanie mieć większą wartość – bogacze zrównają się z niższą klasą społeczną, a jedynym gwarantem dostatku będzie siła fizyczna. Jedynie klasa polityczna będzie ponad to (przynajmniej dopóki starczy jej zapasów agregatów prądotwórczych), ale bez ciągłości komunikacyjnej i szybkiego transportu nie będzie w stanie błyskawicznie przeciwdziałać licznym zagrożeniom ze strony agresywnego społeczeństwa. Prawdopodobne? Owszem i dokładnie o to autorowi chodziło. Po co straszyć czytelników modną ostatnimi czasy, nieprawdopodobną epidemią zombie, jak można wstrząsnąć nim czymś tak mało wyszukanym, jak długotrwała awaria prądu. Tyle wystarczy, aby nakreślić nam obraz nas samych – słabej rasy niepotrafiącej zrezygnować z codziennych wygód, które determinuje elektryczność. Żeby bardziej uwiarygodnić swoją historię Elsberg obszernie odnosi się do nauki i informatyki, za pośrednictwem kilku kluczowych bohaterów. Poza politykami ważną rolę w powieści odgrywa włoski programista, Piero Manzano oraz operatorka CNN, Lauren Shannon. Barwny duet, przemierzający Europę w poszukiwaniu sojuszników, którzy wykorzystaliby fakty, jakie udało im się odkryć i tym samym mogli przywrócić dopływ prądu. Ich liczne, pełne napięcia przygody, utrzymane w survivalowej konwencji pozwalają czytelnikom oderwać się od ogrzewanych sztabów kryzysowych ludzi u władzy i zapoznać się z tą nową, dystopijną rzeczywistością. Prosty, acz niewzdragający się przed naukowymi objaśnieniami (w taki sposób, aby nawet laik mógł je łatwo przyswoić) styl Marca Elsberga oraz krótkie rozdziały przeskakujące od jednej postaci do innej, od jednego państwa europejskiego do innego warunkują niepozwalającą na nudę różnorodność. Survival, terroryzm, dyplomacja, nauka, technika i wreszcie jakże znany motyw prześladowania przez władze jedynego człowieka, który może uratować świat przed całkowitą zagładą. Autor porusza tyle różnych wątków, aby każdy znalazł tutaj coś dla siebie. Sytuację w obliczu rychłej apokalipsy przedstawia na wielu poziomach, przybliżając dosłownie każdy możliwy aspekt życia w tej przerażającej rzeczywistości i czyni to w iście mistrzowskim, narracyjnie pomysłowym stylu.

„Blackout” jest lekturą skierowaną do dosłownie każdego czytelnika, bez względu na jego preferencje gatunkowe. Marc Elsberg łączy różne konwencje, ale jego nadrzędnym celem jest wstrząsnąć rozleniwioną ludzkością i uświadomić jej ułomność, a to wszystko z wykorzystaniem bardzo prawdopodobnego scenariusza. Czyżby po Michaelu Crichtonie nowym mistrzem technothrillera miał zostać ten Austriak? Jeśli inne jego książki poziomem dorównują „Blackout” to jest to całkiem możliwe.

Za książkę bardzo dziękuję grupie wydawniczej

4 komentarze:

  1. Mam w planach, książka zapowiada się fantastycznie )

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka zrobiła na mnie wrażenie, a jej 800 stron przeczytałam w mgnieniu oka. Jestem ciekawa czy wydawnictwo pokusi się o tłumaczenie Zero Elsberga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Obił mi sie gdzieś ten tytuł o uszy jednak jakoś nigdy nie miałam okazji, aby przeczytać recenzje tej książki. Bardzo zostałam przez Ciebie zachecona i zapisuje sobie tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka mnie zainteresowała, a po przeczytaniu opisu jestem już prawie w 100% pewna, że kiedyś po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń