Olav pracuje dla Daniela Hoffmanna, jednego z dwóch działających w Oslo
handlarzy narkotykami i żywym towarem. Jego specjalizacją jest eliminowanie
wskazanych przez szefa ludzi. Ich układ komplikuje się, kiedy Hoffmann zleca
Olavowi zabicie jego niewiernej żony, Coriny. Płatny morderca zakochuje się w
niej i ukrywa ją w swoim mieszkaniu. Aby ocalić ich oboje łączy siły z
konkurencją swojego szefa, Rybakiem.
Norweski pisarz Jo Nesbø zdobył międzynarodową
popularność serią kryminalną z Harry’m Hole. Jego powieści sprzedają się w
dużych nakładach w wielu krajach, a recenzje krytyków literackich zazwyczaj są
mocną entuzjastyczne. Nesbø jest laureatem Nagrody
Rivertona, Szklanego Klucza oraz nagrody norweskich księgarzy – wszystkie
wyróżnienia otrzymał za powieści wchodzące w skład cyklu o Harry’m Hole, choć
autor ma na swoim koncie również kilka pozycji spoza tej serii. Taką książką,
niezwiązaną z opus magnum Nesbø jest „Krew na śniegu”, króciutka powieść, która
zdążyła już zaskarbić sobie sympatię norweskich krytyków.
Przyznaję ze wstydem, że nie miałam jeszcze okazji zapoznać
się z serią o Harry’m Hole, właściwie to lektura „Krwi na śniegu” była moim
pierwszym spotkaniem z prozą najpopularniejszego norweskiego pisarza literatury
kryminalnej. Mam wątpliwości, czy wybór tej pozycji na początek był trafny, bo
nie sposób nie zauważyć, że napisano ją w wielkim pośpiechu. Nie wiem, czy taki
był zamysł autora, czy zwyczajnie „goniły go terminy”, ale jakie motywy by nim
nie kierowały odniosłam wrażenie, że bądź co bądź ciekawa koncepcja fabularna
zasługiwała na większe rozbudowanie. Trochę ponad sto pięćdziesiąt stron to za
mało, żeby należycie zaprezentować tę historię czytelnikom, ale na szczęście
nie we wszystkich aspektach. Największym, niekwestionowanym superlatywem „Krwi
na śniegu” jest główny bohater, płatny morderca z sumieniem, Olav. Wychowywany
przez kochającą go matkę alkoholiczkę, maltretowaną przez męża, w dorosłym życiu
mężczyzna kieruje się zasadami moralnymi, które utrudniają mu pracę dla jednego
z dwóch największych gangsterów w Oslo. Jego wielki szacunek do kobiet
uniemożliwia mu zajęcie się stręczycielstwem, więc przyjmuje propozycję
Hoffmanna objęcia posady płatnego mordercy, eliminującego jedynie jednostki
mające coś poważnego na sumieniu, szczególnie z drugiego obozu przestępczego
światka, zarządzanego przez tak zwanego Rybaka. Siłą tej postaci jest
przeogromny dystans do samego siebie i intrygująca ambiwalentność. Z jednej
strony płatny morderca, a z drugiej uczuciowy, szukający miłości, sympatyczny
osobnik, który nie zawaha się pomóc bliźniemu w potrzebie. Obdarzony cynicznym
i autoironicznym poczuciem humoru Olav właściwie przy każdej nadarzającej się
okazji podrzuca jakąś adekwatną do aktualnych wydarzeń ciekawostkę, którą
wyczytał w jakieś książce, po czym dodaje skromnie, że może się mylić, bo tak
właściwie nic nie wie o świecie, który go otacza i nie potrafi robić nic, poza
zabijaniem. Jednocześnie nieustannie dając dowody swojej nieprzeciętnej
błyskotliwości, z której notabene nawet nie zdaje sobie sprawy. W zestawieniu z
pobieżnym potraktowaniem wszystkich wątków „Krwi na śniegu” postaci Olava Nesbø poświęcił najwięcej uwagi, wręcz
skontrastował jego dogłębny rys psychologiczny z akcją powieści.
„Co sprawia, że dociera do nas świadomość naszej
śmiertelności? Co się wydarza w dniu, gdy nagle już wiemy, że to nie tylko
ewentualność, ale cholerny fakt, że nasze życie się skończy?”
Autorem bez wątpienia kierowało pragnienie
opowiedzenia historii w stylu noir. Najsilniej sygnalizuje to postać Coriny, żony
szefa Olava, którą ten ma wyeliminować. Zamiast tego mężczyzna ukrywa ją we
własny mieszaniu i przystępuje do wdrażania w życie planu zabójstwa swojego
pracodawcy. Wątek romansu przez ciągłe uzewnętrznianie się ckliwej kobiety,
jest aż nadto przesłodzony, ale na szczęcie opisywanie wspólnego pożycia Olava
i Coriny Nesbø ograniczył do absolutnego minimum. Dzięki temu nie byłam
zmuszona zbyt długo obcować z płomiennymi deklaracjami wdzięcznej i całkowicie
oddanej swojemu wybawcy kobiety. Tym bardziej, że przez wzgląd na skrótową
konstrukcję fabularną powieści, właściwie pozbawioną mylących tropów, już na
początku tego niebezpiecznego romansu domyśliłam się, jak będzie prezentował
się jego finał. Równolegle z romantycznym członem fabuły Jo Nesbø snuje stricte
gangsterską historię, opartą na przemyślnym planie wyeliminowania Daniela
Hoffmanna, opracowanym przez Olava. Dialogi pomiędzy poszczególnymi bohaterami
autor rozpisał wręcz po mistrzowsku – z dowcipną przenikliwością i swego
rodzaju trafiającą w sedno surowością, idealnie oddającą sposób rozumowania
reprezentantów światka przestępczego. Podobny sukces odniósł przy odmalowywaniu
zimowej scenerii, czym dosłownie przeniósł mnie w realia mroźnej Norwegii. Ale niestety
nie zdołał należycie oddać innych, równie ważnych części składowych właściwej
akcji powieści. Cała intryga, jak już wspomniałam jest przewidywalna, głównie
przez brak większego rozbudowania poszczególnych wątków. Wszystkie wydarzenia
następują po sobie w matematycznym porządku, finał jednego wydarzenia,
zapoczątkowuje następne jednocześnie sygnalizując czytelnikom, jak się skończy.
Jedyny wyjątek to przebieg ataku na Hoffmanna, opisany równie pobieżnie jak
pozostałe wątki pod koniec powieści i szczerze mówiąc wbrew zapewnieniom
norweskich krytyków bardziej dowcipny, aniżeli brutalny. Jednak pomimo swojej
przewidywalności ta historia ma sobie, jakąś trudną do sprecyzowania siłę,
która co prawda mnie nie zelektryzowała, ale też nie znużyła. Być może magnesem,
przyciągającym mnie do kart „Krwi na śniegu” był znakomicie scharakteryzowany
Olav, którego los nie był mi obojętny. Z tego też powodu tak silnie przypadł mi
do gustu finał powieści, podczas którego autorowi ten jeden raz udało się mnie
zdezorientować i zaskoczyć.
Pokaźne grono wielbicieli prozy Jo Nesbø z całą
pewnością sięgnie po tę pozycję bez przykładania jakiejkolwiek wagi do mojej
krytyki – i bardzo dobrze, bo nie chciałabym nikogo zniechęcać do jego
ulubionego pisarza. Natomiast osoby, które tak jak ja dotychczas nie miały
okazji zapoznać się z żadną pozycją literackiej gwiazdy norweskiego kryminału
mogą być odrobinę rozczarowani, jeśli oczywiście preferują bardziej rozbudowane
powieści. Ale jak gustują w takich szybkich, treściwych opowieściach, na
dosłownie jeden wieczór mogą zaryzykować lekturę „Krwi na śniegu” – bo chyba
głównie z myślą o takich czytelnikach ona powstała.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu