Stronki na blogu

piątek, 12 czerwca 2015

Jo Nesbø „Krew na śniegu”

Premiera 17 czerwca 2015 roku

Olav pracuje dla Daniela Hoffmanna, jednego z dwóch działających w Oslo handlarzy narkotykami i żywym towarem. Jego specjalizacją jest eliminowanie wskazanych przez szefa ludzi. Ich układ komplikuje się, kiedy Hoffmann zleca Olavowi zabicie jego niewiernej żony, Coriny. Płatny morderca zakochuje się w niej i ukrywa ją w swoim mieszkaniu. Aby ocalić ich oboje łączy siły z konkurencją swojego szefa, Rybakiem.

Norweski pisarz Jo Nesbø zdobył międzynarodową popularność serią kryminalną z Harry’m Hole. Jego powieści sprzedają się w dużych nakładach w wielu krajach, a recenzje krytyków literackich zazwyczaj są mocną entuzjastyczne. Nesbø jest laureatem Nagrody Rivertona, Szklanego Klucza oraz nagrody norweskich księgarzy – wszystkie wyróżnienia otrzymał za powieści wchodzące w skład cyklu o Harry’m Hole, choć autor ma na swoim koncie również kilka pozycji spoza tej serii. Taką książką, niezwiązaną z opus magnum Nesbø jest „Krew na śniegu”, króciutka powieść, która zdążyła już zaskarbić sobie sympatię norweskich krytyków.

Przyznaję ze wstydem, że nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z serią o Harry’m Hole, właściwie to lektura „Krwi na śniegu” była moim pierwszym spotkaniem z prozą najpopularniejszego norweskiego pisarza literatury kryminalnej. Mam wątpliwości, czy wybór tej pozycji na początek był trafny, bo nie sposób nie zauważyć, że napisano ją w wielkim pośpiechu. Nie wiem, czy taki był zamysł autora, czy zwyczajnie „goniły go terminy”, ale jakie motywy by nim nie kierowały odniosłam wrażenie, że bądź co bądź ciekawa koncepcja fabularna zasługiwała na większe rozbudowanie. Trochę ponad sto pięćdziesiąt stron to za mało, żeby należycie zaprezentować tę historię czytelnikom, ale na szczęście nie we wszystkich aspektach. Największym, niekwestionowanym superlatywem „Krwi na śniegu” jest główny bohater, płatny morderca z sumieniem, Olav. Wychowywany przez kochającą go matkę alkoholiczkę, maltretowaną przez męża, w dorosłym życiu mężczyzna kieruje się zasadami moralnymi, które utrudniają mu pracę dla jednego z dwóch największych gangsterów w Oslo. Jego wielki szacunek do kobiet uniemożliwia mu zajęcie się stręczycielstwem, więc przyjmuje propozycję Hoffmanna objęcia posady płatnego mordercy, eliminującego jedynie jednostki mające coś poważnego na sumieniu, szczególnie z drugiego obozu przestępczego światka, zarządzanego przez tak zwanego Rybaka. Siłą tej postaci jest przeogromny dystans do samego siebie i intrygująca ambiwalentność. Z jednej strony płatny morderca, a z drugiej uczuciowy, szukający miłości, sympatyczny osobnik, który nie zawaha się pomóc bliźniemu w potrzebie. Obdarzony cynicznym i autoironicznym poczuciem humoru Olav właściwie przy każdej nadarzającej się okazji podrzuca jakąś adekwatną do aktualnych wydarzeń ciekawostkę, którą wyczytał w jakieś książce, po czym dodaje skromnie, że może się mylić, bo tak właściwie nic nie wie o świecie, który go otacza i nie potrafi robić nic, poza zabijaniem. Jednocześnie nieustannie dając dowody swojej nieprzeciętnej błyskotliwości, z której notabene nawet nie zdaje sobie sprawy. W zestawieniu z pobieżnym potraktowaniem wszystkich wątków „Krwi na śniegu” postaci Olava  Nesbø poświęcił najwięcej uwagi, wręcz skontrastował jego dogłębny rys psychologiczny z akcją powieści.

„Co sprawia, że dociera do nas świadomość naszej śmiertelności? Co się wydarza w dniu, gdy nagle już wiemy, że to nie tylko ewentualność, ale cholerny fakt, że nasze życie się skończy?”

Autorem bez wątpienia kierowało pragnienie opowiedzenia historii w stylu noir. Najsilniej sygnalizuje to postać Coriny, żony szefa Olava, którą ten ma wyeliminować. Zamiast tego mężczyzna ukrywa ją we własny mieszaniu i przystępuje do wdrażania w życie planu zabójstwa swojego pracodawcy. Wątek romansu przez ciągłe uzewnętrznianie się ckliwej kobiety, jest aż nadto przesłodzony, ale na szczęcie opisywanie wspólnego pożycia Olava i Coriny Nesbø ograniczył do absolutnego minimum. Dzięki temu nie byłam zmuszona zbyt długo obcować z płomiennymi deklaracjami wdzięcznej i całkowicie oddanej swojemu wybawcy kobiety. Tym bardziej, że przez wzgląd na skrótową konstrukcję fabularną powieści, właściwie pozbawioną mylących tropów, już na początku tego niebezpiecznego romansu domyśliłam się, jak będzie prezentował się jego finał. Równolegle z romantycznym członem fabuły Jo Nesbø snuje stricte gangsterską historię, opartą na przemyślnym planie wyeliminowania Daniela Hoffmanna, opracowanym przez Olava. Dialogi pomiędzy poszczególnymi bohaterami autor rozpisał wręcz po mistrzowsku – z dowcipną przenikliwością i swego rodzaju trafiającą w sedno surowością, idealnie oddającą sposób rozumowania reprezentantów światka przestępczego. Podobny sukces odniósł przy odmalowywaniu zimowej scenerii, czym dosłownie przeniósł mnie w realia mroźnej Norwegii. Ale niestety nie zdołał należycie oddać innych, równie ważnych części składowych właściwej akcji powieści. Cała intryga, jak już wspomniałam jest przewidywalna, głównie przez brak większego rozbudowania poszczególnych wątków. Wszystkie wydarzenia następują po sobie w matematycznym porządku, finał jednego wydarzenia, zapoczątkowuje następne jednocześnie sygnalizując czytelnikom, jak się skończy. Jedyny wyjątek to przebieg ataku na Hoffmanna, opisany równie pobieżnie jak pozostałe wątki pod koniec powieści i szczerze mówiąc wbrew zapewnieniom norweskich krytyków bardziej dowcipny, aniżeli brutalny. Jednak pomimo swojej przewidywalności ta historia ma sobie, jakąś trudną do sprecyzowania siłę, która co prawda mnie nie zelektryzowała, ale też nie znużyła. Być może magnesem, przyciągającym mnie do kart „Krwi na śniegu” był znakomicie scharakteryzowany Olav, którego los nie był mi obojętny. Z tego też powodu tak silnie przypadł mi do gustu finał powieści, podczas którego autorowi ten jeden raz udało się mnie zdezorientować i zaskoczyć.

Pokaźne grono wielbicieli prozy Jo Nesbø z całą pewnością sięgnie po tę pozycję bez przykładania jakiejkolwiek wagi do mojej krytyki – i bardzo dobrze, bo nie chciałabym nikogo zniechęcać do jego ulubionego pisarza. Natomiast osoby, które tak jak ja dotychczas nie miały okazji zapoznać się z żadną pozycją literackiej gwiazdy norweskiego kryminału mogą być odrobinę rozczarowani, jeśli oczywiście preferują bardziej rozbudowane powieści. Ale jak gustują w takich szybkich, treściwych opowieściach, na dosłownie jeden wieczór mogą zaryzykować lekturę „Krwi na śniegu” – bo chyba głównie z myślą o takich czytelnikach ona powstała.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu