sobota, 23 kwietnia 2016

„Powrót do Heaven’s Veil” (2016)


W 1985 roku guru Jim Jacobs i przeszło czterdziestu członków jego sekty Heaven’s Veil popełnili samobójstwa. Przeżyła jedynie pięcioletnia Sarah. Dwadzieścia pięć lat później Maggie Price wraz z bratem i kilkorgiem znajomych postanawia nakręcić dokument o ranczu, na którym przed laty doszło do zbiorowego samobójstwa. Kobieta ma nadzieję, że poznanie wszystkich faktów o sekcie pomoże jej zrozumieć samobójstwo ojca, który ćwierć dekady temu pracował nad sprawą kościoła Jacobsa z ramienia FBI. Rolę przewodniczki Maggie proponuje Sarah, która po namyśle przyjmuje ją, wierząc, że dzięki tej wyprawie pozna swoje korzenie. Niedługo po dotarciu na ranczo The Veil domorośli dokumentaliści świadkują niepojętym zjawiskom, wskazującym, że to miejsce jest nawiedzone, najprawdopodobniej przez Jima Jacobsa i jego trzódkę.

„Powrót do Heaven’s Veil” w reżyserii Phila Joanou to ghost story delikatnie zainspirowana prawdziwym wydarzeniem, która pierwotnie miała być utrzymana w stylistyce found footage. Jednak pod wpływem pozostałych członków ekipy, scenarzysta Robert Ben Garant, który wcześniej rozpisał fabułę między innymi „Klątwy Jessabelle”, postanowił zmodyfikować projekt dostosowując go do tradycyjnej realizacji. Po dołączeniu do obsady Jessici Alby producent, Jason Blum, nakłonił Garanta do wprowadzenia kolejnych poprawek w scenariuszu, mających na celu rozbudować powierzoną jej postać. Choć liczne modyfikacje scenariuszy nie są niczym nadzwyczajnym na etapie pracy nad filmem w tym konkretnym przypadku niezdecydowanie twórców mogło rzutować na ostateczny kształt produkcji. Choć na realizację filmu przeznaczono cztery miliony dolarów, a obsadę uświetniła hollywoodzka gwiazda nie zdecydowano się na dystrybucję kinową, rozpowszechniając dziełko Joanou za pośrednictwem platformy „wideo na żądanie” oraz na płytach DVD i Blu-ray.

Jeśli weźmie się pod uwagę dzisiejsze częste plastikowe oprawy wizualne w kinie grozy, tendencję twórców do gloryfikowania żywych, silnie skontrastowanych barw, kolorystyka „Powrotu do Heaven’s Veil” może mile zaskoczyć. Zdjęcia bowiem całkowicie pozbawiono pastelowych barw, uderzając w wyblakłe odcienie ciemniejszych reprezentantów palety, co chwilami sprawiało nawet wrażenie obcowania z produkcją niezrealizowaną w kolorze, szczególnie w momentach, w których dominowała czerń. Kolejnym superlatywem „Powrotu do Heaven’s Veil” jest dynamiczny, acz nieprzekombinowany montaż, który spotęgował wydźwięk kilku jump scen, reminiscencji i nastrojowych kolaży: serii szybko następujących po sobie klimatycznych obrazków. Doskonałym przykładem umiejętnego wykorzystania dobrodziejstw płynących z montażu jest scena wejścia młodych dokumentalistów do zniszczonej chatki, kiedy to tuż po otwarciu przez nich drzwi wejściowych widzimy na korytarzu zjawę podążającą w ich kierunku w krótkich przebłyskach z wykorzystaniem techniki  poklatkowej. Wszystkie wspominki Sarah na ranczu The Veil również ożywiono licznymi, niespodziewanymi manifestacjami nieznanego, dzięki zdolnościom montażystów i pogrywaniu reżysera na oczekiwaniach widzów wyrobionych przez lata obcowania z konwencjonalnymi straszakami poprzez ujęcia wkomponowane w akcję w najmniej spodziewanych momentach. Tutaj za przykład niech posłuży moment zbliżania się pięcioletniej dziewczynki do trupa spoczywającego pod płachtą. Zbliżenie na jego nieruchomą dłoń każe sądzić, że w następnym ujęciu kończyna niespodziewanie się poruszy, zmuszając odbiorcę do poderwania się z fotela. Dlatego świadomie przygotowujemy się na taką sytuację, nawet nie biorąc pod uwagę innej ewentualności, choćby szkaradnych zjaw z nagła wchodzących w kadr. Bardziej wymagająca część opinii publicznej najprawdopodobniej skwituje owe zabiegi lekkim wzruszeniem ramion i konstatacją, że przecież jump sceny, choćby nawet diablo skuteczne to prymitywny zabieg, mający na celu nie tyle przerażenie oglądającego, co zaskoczenie go. I będą mieli absolutną rację, tyle że współczesne mainstreamowe ghost stories są praktycznie zdominowane przez tego rodzaju triki, na domiar złego rzadko odnoszą pożądany skutek, głównie przez niemożność wyczucia odpowiedniej chwili przez twórców i oczywiście mało który dystrybuowany na dużych ekranach horror może się poszczycić taką konsekwencją w niwelowaniu pastelowych barw.

Skoro więc ekipa „Powrotu do Heaven’s Veil” pod przewodnictwem Phila Joanou z taką wprawą podeszła do technicznych aspektów produkcji, dlaczego ich projekt zderzył się ze wzmożoną krytyką? Cóż, nie wiem, jak zapatrują się na to inni widzowie, ale ja największą winą obarczyłabym rozproszoną narrację i papierowych bohaterów. Fabuła w przeważającej mierze eksploatowała znane motywy, wtłoczone w pospolitą konwencję grupki domorosłych dokumentalistów zamierzających zbadać owiane złą sławą miejsce. W tym przypadku niegdysiejszą siedzibę sekty Jima Jacobsa, ranczo The Veil, dzisiaj oddane na pastwę nieubłaganych zjawisk atmosferycznych. Zarówno wątek nawiedzenia punktu docelowego młodych filmowców (nastrojowy zakątek, przypominający nieco miejsce akcji „Charlie’s Farm”, ale bardziej złowieszcze), jak i motyw sekty w kinie grozy nie są żadnych novum, ale akurat stereotypowość w najmniejszym stopniu mi nie przeszkadzała. Za to sposób, w jaki wyłuszczoną ową w gruncie rzeczy prościutką opowieść pozostawia wiele do życzenia. Scenarzysta wplótł we właściwą akcję liczne retrospekcje obrazujące dzieje kościoła Jima Jacobsa, przede wszystkim skupiając się na jego osobliwych staraniach oddzielenia duszy od ciała oraz zdolnościach uzdrawiania. Ale pomijając fakt, że odtwórcy roli guru, Thomasowi Jane’owi zabrakło charyzmy (tak bardzo, że aż człowiek się zastanawiał, jakim cudem jego trzódka z taką uwagą „wchłaniała” każde jego słowo) Garant przez większą część seansu nie zachował jakiejkolwiek równowagi pomiędzy dwoma płaszczyznami fabuły. W ten sposób zamiast nieco rozbudować chociaż wątek przewodni szczególnie w środkowej partii seansu serwował swoiste zajawki obu ustępów, bez zagłębiania się w szczegóły, przy okazji spłaszczając psychologiczne aspekty całej intrygi. W ten oto sposób dobre kreacje Jessici Alby i Lily Rabe, pomimo, że były czołowymi postaciami „Powrotu do Heaven’s Veil” sportretowano tak nieciekawie, że właściwie nie miało się okazji odpowiednio wczuć w sytuację którejkolwiek z nich. O ich towarzyszach nawet nie wspominając, gdyż twórcy zauważalnie potraktowali ich w kategoriach „armatniego mięsa”, do czasu zgonu robiąc z nich elementy tła dla wspomnianych kobiet. Twórcy tak nieubłaganie, bez choćby najmniejszego poczucia dramaturgii skakali z wątku przewodniego w minione dzieje, że z czasem zupełnie straciłam zainteresowanie rozwojem fabuły, mimowolnie odpływając gdzieś myślami i ożywiając się jedynie w przebłyskach akcentowania obecności nieznanego. Dopiero ostatnia partia nieco wybiegła poza ramy ciasnej konwencji i co ważniejsze Joanou zachował w niej ciągłość przyczynowo-skutkową, pozwalającą mi w całości skoncentrować się na koszmarze młodych ludzi. Zaskoczył mnie również zwrot akcji, ale nie na tyle, żebym mogła mówić o jakimś druzgocącym uderzeniu.

„Powrót do Heaven’s Veil” paroma elementami deklasuje większość współczesnych horrorów głównego nurtu: podejściem do jump scen, oprawą wizualną i montażem, ale oceniając go całościowo głównie przez rozproszoną narrację i szczątkowe rysy psychologiczne wszystkich bohaterów nie mogę oddać mu wybicia się ponad przeciętność. Twórcy mieli w rękach właściwe wszystkie asy potrzebne do stworzenia naprawdę interesującego straszaka, z trudniejszych zadań wywiązując się całkiem zadowalająco, ale wiele zepsuli zbytnim pośpiechem, który rzutował na ciągłość akcji, tym samym obniżając poziom mojego zainteresowania fabułą oraz sylwetkami poszczególnych bohaterów, notabene sprawiając, że nijak nie potrafiłam się z nimi utożsamić, ani sympatyzować z którymkolwiek z nich. Naprawdę ubolewam nad tą pobieżnością, bo gdyby nie ona „Powrót do Heaven’s Veil” mógłby okazać się bardzo solidnym, choć oczywiście mało odkrywczym horrorem.

6 komentarzy:

  1. Myślę, że mogłabym obejrzeć. Ale nie teraz, bo nie mam humoru i jeszcze bym się zdołowała horrorem. ;/

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;]
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Twoją recenzją w całej rozciągłości. Od siebie dodam jeszcze, że w scenariuszu, niestety, pojawiło się kilka sporych błędów i niekonsekwencji. Np. FBI, po wkroczeniu na teren rancza na pewno przeszukałoby je w całości i znalazło ten odosobniony domek. A jeżeli nikt nie odnalazł chatki to nikt nie odnalazł taśm, a co za tym idzie nikt nie miał pojęcia, że nie było to zwyczajne zbiorowe samobójstwo. Czemu więc ojciec Maggie popełnił samobójstwo? Nie mógł przecież wiedzieć, że przeszkodził w zmartwychwstaniu. Co jeszcze mi się rzuciło w oczy to to, że z ciała w chatce po 25 latach, przy takiej ilości szczurów i robactwa, zostałyby jedynie same kości. Szkoda pomysłu, bo film po dopracowaniu scenariusza mógłby być naprawdę niezły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popełnić samobójstwo mógł po prostu dlatego, że nie poradził sobie ze wspomnieniami ogromu owej tragedii, chociaż dla agenta FBI to byłoby trochę nietypowe, więc może tłumaczę to na siłę;)
      Zauważyłam też jeszcze jedną nieścisłość, albo przespałam dogranie tego wątku;) Otóż, dwoje dokumentalistów rusza po pomoc (po auto potrzebne do przewiezienia drogiego sprzętu), a po jakimś czasie dalej są na ranczo i zawiadamiają innych o śmierci jednego z nich nie mówiąc im nawet, czy dotarli do jakiegoś zaludnionego miejsca i dlaczego tak szybko wrócili (bo raczej dotychczas powinni już nieco bardziej oddalić się od reszty, no chyba że naprawdę bardzo wolno szli).

      Usuń
  3. Obejrzałabym chyba głównie ze względu na Jessicę.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobra recenzja. Skuszę się na ten film tylko z powodu głównej bohaterki - J. Alby ,ale dzięki Twojej opini wiem czego mogę się spodziewać po tym "straszaku"

    OdpowiedzUsuń
  5. Scena ukrzyżowania była nie na miejscu i przesadzona.

    OdpowiedzUsuń