środa, 22 czerwca 2016

Alexandra Burt „Gdzie jest Mia?”


Estelle Paradise budzi się w szpitalu, nie pamiętając ostatnich wydarzeń. Lekarz informuje ją, że została znaleziona w samochodzie na dnie wąwozu z raną postrzałową głowy, na skutek której straciła ucho. Stosunkowo szybko Estelle przypomina sobie, że zanim trafiła do szpitala jej siedmiomiesięczna córeczka, Mia, zaginęła bądź została zamordowana. To wspomnienie przywołuje następne fragmentaryczne urywki z ostatniego okresu jej życia – ślub z prawnikiem Jackiem Connorem, narodziny ich córki i trudy rodzicielstwa, w większości samotnego, przez wzgląd na zawodowe obowiązki jej męża. Estelle przypomina sobie również swoje narastające zdystansowanie do Mii, wywołane ciągłym zmęczeniem i sporadycznie ogarniające ją pragnienie wyrządzenia jej krzywdy. Nie może sobie jednak przypomnieć okoliczności zaginięcia córeczki, ale jest skłonna przychylić się do zdania przedstawicieli organów ścigania i Jacka, podejrzewających, że to ona odpowiada za zniknięcie Mii. Mąż za zgodą Estelle umieszcza ją w Klinice Psychiatrycznej Creedmoor, gdzie w kolejnych miesiącach doktor Ari stara się dopomóc jej w odzyskaniu wspomnień i tym samym rozwiązać niepokojącą zagadkę zniknięcia siedmiomiesięcznego dziecka.

Alexandra Burt urodziła się w Niemczech, skąd po ukończeniu studiów wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdzie objęła stanowisko tłumaczki. Zajmowanie się tekstami innych rozbudziło w niej pragnienie pisania własnych historii. Zaczęła od opowiadań, które ukazywały się w Internecie i na łamach różnych magazynów literackich, ale z czasem przyszła koncepcja na powieść. Chociaż sama jest szczęśliwą żoną i matką w swoim debiutanckim thrillerze psychologicznym postanowiła poruszyć problemy młodych małżeństw, mierzących się z trudem rodzicielstwa i w przemyślny sposób sportretować wątek zniknięcia siedmiomiesięcznego dziecka wespół ze wszystkimi następstwami tego wydarzenia. Krytycy wprost rozpływali się w zachwytach nad pierwszą powieścią Burt, zwracając uwagę na szybkie tempo akcji, psychologiczną głębię i pomysłową narrację. „Gdzie jest Mia?” z czasem zaczęła być kojarzona z „Dziewczyną z pociągu” Pauli Hawkins, głównie przez swoją konstrukcję i emocje, jakie rozbudzała w czytelnikach, ale ja bardziej skłaniałabym się do zestawiania tego przedsięwzięcia z książką Gilly Macmillan zatytułowaną „Dziewięć dni”, przez wzgląd na ich mocno zbliżone fabuły.

„Gdzie jest Mia?”, jak u Alfreda Hitchcocka, zaczyna się od mocnego uderzenia, czyli informacji, że siedmiomiesięczna córeczka aktualnie przebywającej w szpitalu Estelle Paradise zaginęła przed paroma dniami. Jednocześnie Burt sugeruje czytelnikom, że dziewczynka została zamordowana, najpewniej przez własną matkę, która nie jest w stanie przywołać w pamięci tamtego wydarzenia. Umysł raczy ją jedynie przebłyskami krwi i świadomością, że straciła swoje jedyne dziecko, ale początkowo nie podsuwa jej szczegółów tego tragicznego wydarzenia. Amnezję wywołał stan, w jakim obecnie się znajduje – postrzał w głowę, który zdaniem policji był jej własnym dziełem. Z czasem Estelle zaczyna sobie przypominać ostatni okres swojego życia, dzięki czemu czytelnicy stopniowo zapoznają się z okolicznościami całej intrygi. Alexandra Burt znalazła „złoty środek” na zgłębianie psychiki głównej bohaterki, posługując się nim również w budowaniu suspensu. Elementem, który dopomógł jej w osiągnięciu owych dwojakich korzyści była ostrożnie dozowana narracja retrospektywna. Już pierwsze strony powieści dają nam do zrozumienia, że klucz do rozwiązania zagadki zniknięcia Mii znajduje się w przeszłości Estelle, ale przez wzgląd na amnezję kobiety zarówno my, jak i ona sama musimy uzbroić się w cierpliwość. Płyniemy nurtem jej wspomnień, w porządku chronologicznym wypływających na powierzchnię, a więc najpierw jesteśmy zmuszeni skonfrontować się z jej egzystencją w roli żony i matki, z niecierpliwością oczekując finalizacji niepokojącego wydarzenia, o rychłym zaistnieniu którego wiemy dzięki ujęciu tematu z dwóch perspektyw czasowych. Wiemy, co się wydarzy, ale nie wiemy jak, a pragnienie zajrzenia pod płaszczyk rzeczonej tajemnicy jest tak silne, że z niecierpliwością wyczekujemy finału. Jak to nie jest suspens w najczystszej postaci to już nie wiem, co nim jest, ale nie doceniłabym Burt, gdybym poprzestała na wyszczególnieniu tylko tego jednego zabiegu. Fragmentaryczne retrospekcje, z którymi na początku obcujemy pomimo uwierającego pragnienia poznania wszystkich okoliczności zaginięcia, czy też śmierci Mii, nie sprawiają wrażenia niepotrzebnego wodolejstwa, przeciągania wszystkiego w czasie, celem tylko i wyłącznie nawarstwiania ciekawości u czytelnika. Cel stopniowego przybliżania nam ostatniego okresu życia głównej bohaterki, Estelle Paradise, był dużo bardziej złożony i ambitny, ponieważ obok intrygi kryminalnej Burt pragnęła poruszyć problem dotykający wiele małżeństw, rozdartych pomiędzy rodzicielstwem i innymi egzystencjalnymi potrzebami oraz obowiązkami. Przez wzgląd na narrację, jaką obrała autorka najdokładniej możemy przyjrzeć się sytuacji Estelle Paradise. Znamy jej aktualne położenie i stopniowo odkrywamy nieodległą przeszłość, ale pomiędzy tymi dwoma okresami przez długi czas widnieje czarna dziura, którą kobieta w towarzystwie czytelnika stara się zapełnić wspomnieniami. Przeskoki w przeszłość głównej bohaterki początkowo procentują niezbyt chwalebną postawą kobiety, ale z czasem, jeśli głębiej się nad tym zastanowić jej zachowanie zasługuje raczej na współczucie, aniżeli potępienie. Mając „z tyłu głowy” ewentualność, iż za zniknięcie siedmiomiesięcznej Mii może odpowiadać Estelle zapoznajemy się z jej próbami odnalezienia się w nowej sytuacji życiowej, w roli matki i żony, bez takiego wsparcia męża, jakiego ewidentnie potrzebuje. Zachowanie Jacka, spędzającego większość czasu w pracy z pozycji bezstronnego obserwatora można zrozumieć, bowiem mężczyzna staje przed koniecznością zapewnienia bytu swojej rodzinie, ale (co również nie dziwi) Estelle ma do niego pretensje o tak częstą nieobecność. Podczas, gdy w życiu Jacka zaistniał konflikt pomiędzy potrzebą wspierania rodziny i zarabiania na jej utrzymanie, Estelle zaczyna borykać się z poważniejszym problemem, tj. niechęcią do własnej córki, która generuje różnego rodzaju złowieszcze impulsy.

Po przeprowadzce do kamienicy należącej do Jacka, przy North Dandry 517 w Nowym Jorku, Estelle i Mia zostają same. Kobieta może korzystać głównie z pomocy sąsiada, gdyż Jack ze względu na zobowiązania zawodowe musiał na jakiś czas zająć inne lokum. Wydarzenia mające miejsce w problematycznej kamienicy, w której jak wiemy niedługo dojdzie do tragedii, Burt sportretowała z dbałością o najmniejsze, nawet nieistotne szczegóły, nieśpiesznie odkrywając przed czytelnikami ogrom zagubienia Estelle i być może powoli kiełkującego w niej szaleństwa. Obszerne opisy miejsc, ale przede wszystkim kondycji psychicznej głównej bohaterki, przerywane incydentami mającymi miejsce w teraźniejszości, w tym pobytem w Klinice Psychiatrycznej Creedmoor i fascynującym procesem odzyskiwania wspomnień, jakiemu ją poddano, dają czytelnikowi dogłębny wgląd w całą intrygę, praktycznie zmuszając go do dzielenia emocji z Estelle. Nieustanne akcentowanie zagubienia głównej bohaterki, przygnębienia i samotności wzbudza litość do jej osoby. Kobietę przerosła samotna opieka nad niemowlęciem, do tego stopnia, że zaczęła sobie wyobrażać, iż jej córka została opętana i żywi głęboką niechęć do jej osoby, dlatego stara się minimalizować ich kontakty fizyczne i przezwyciężyć chęć wyrządzenia krzywdy dziecku. Nic więc dziwnego, że na tym etapie pozostająca w zakładzie psychiatrycznym Estelle nabiera przekonania, że zabiła własną córkę, za czym opowiada się również opinia publiczna, żywo zainteresowana jej przypadkiem. Burt nieustannie daje czytelnikom do zrozumienia, że winę za zniknięcie córki ponosi Estelle, czy to bezpośrednio (odpowiadając za jej śmierć), czy pośrednio (nie zawiadamiając policji o jej zaginięciu i pozwalając, żeby ktoś wyniósł ją z mieszkania), ale niezwykle empatyczny sposób, w jaki wyłuszcza jej historię sprawia, że jakie rozwiązanie całej zagadki by nie było ciężko spoglądać na jej postać przez pryzmat modelowego czarnego charakteru. I nie sposób nie potępić postawy mediów, jak zwykle w takich przypadkach ferujących wyroki, bez poszanowania zasady domniemania niewinności. Wydaje mi się, że „Gdzie jest Mia?” o wiele lepiej sprawdza się, jako dojrzałe, szczegółowo sportretowane (co zdumiewa, jeśli wziąć pod uwagę, że to powieściowy debiut) studium psychologiczne, aniżeli rasowy kryminał, kładący szczególny nacisk na obfitującą w zaskakujące zwroty akcji, dynamiczną sprawę zaginięcia dziecka. Bo wytypowanie winnego nie nastręcza większych trudności, a i na rozwój całego policyjnego dochodzenia Burt nie położyła dużego nacisku, głównie koncentrując się na stanie emocjonalnym Estelle Paradise: ofiary bądź sprawczyni całego zamieszania. Biorąc pod uwagę rozczarowujące zakończenie (choć fabuła stwarzała możliwość finalnego „zagrania czytelnikowi na nosie” i zaserwowania naprawdę wstrząsającego, zaskakującego akcentu) myślę, że Alexandra Burt powinna swoją dalszą twórczość ukierunkować na psychologię, z mrocznymi aspektami, ale bez nadmiernego zbaczania w motywy kryminalne, bo po lekturze „Gdzie jest Mia?” nie mam najmniejszych wątpliwości, że w kreśleniu intrygujących sylwetek rozchwianych psychicznie postaci czuje się najlepiej – i poprzez tę sferę dostarcza czytelnikowi najsilniejszych emocji.

Alexandra Burt zdradziła, że pracuje nad swoją drugą powieścią, ale jej koncepcja nie jest jeszcze znana. Mam jednak nadzieję, że w kolejnej publikacji nie zrezygnuje z psychologicznego zacięcia i pozostanie przy dojrzałym, drobiazgowym warsztacie, bo jej debiut chyba nikomu nie pozostawi wątpliwości, że te dwie części składowe mogą zapewnić jej międzynarodowy rozgłos. I oczywiście ufam, że polscy wydawcy nie zapomną o tej autorce i będą nas raczyć jej kolejnymi dziełami, bo pierwszy dłuższy utwór Alexandry Burt pomijając wszystko inne rozbudził we mnie ogromny apetyt na jej prozę, stwarzając podejrzenie graniczące z pewnością, że niedługo jej nazwisko będzie znane w wielu krajach. Jeśli oczywiście nie zejdzie poniżej poziomu, jaki zaprezentowała w „Gdzie jest Mia?”.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

4 komentarze:

  1. Oj, teraz to mi narobiłaś smaku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi też :))) mam tą książkę i czekam tylko na więcej czasu :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna książka.Czyta się jednym tchem

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam, świetna książka. Momentami trudna psychologicznie ale czyta się jednym tchem... A jak skończysz zaskoczy zakończeniem. Polecam

    OdpowiedzUsuń