piątek, 12 maja 2017

„Ostatnia klątwa” (2016)

Lata 80-te XX wieku. Osiemnastoletni Johnny Frank Garrett zostaje skazany na karę śmierci za gwałt i zabójstwo zakonnicy. Chłopak cały czas utrzymuje, że jest niewinny, ale dowody zgromadzone przez prokuratora nie pozostawiają ławie przysięgłych żadnych wątpliwości, co do winy oskarżonego. Jedynie Adam Redman ma chwilę zawahania, ale ostatecznie daje się przekonać argumentacji innych przysięgłych. Dziesięć lat później Johnny Frank Garrett zostaje stracony, przedtem dając do zrozumienia osobom odpowiedzialnym za jego tragiczny los, że jego zemsta wkrótce się dokona. Niedługo po egzekucji osoby, które przyczyniły się do skazania Garretta po kolei umierają w zagadkowych okolicznościach. Natomiast dziesięcioletni syn Adama Redmana, Sam, zaczyna chorować, tak poważnie, że jego dni zdają się być policzone. Ojciec chłopca nie ma wątpliwości, że jego stan ma związek z Johnnym Frankiem Garrettem, który jak się dowiaduje został stracony za zbrodnię, której nie popełnił. Jest zdecydowany zrobić wszystko, co w ludzkiej mocy, aby zdjąć klątwę rzuconą przez Garretta i tym samym ocalić życie Sama.

9 listopada 1981 roku siedemnastoletni Johnny Frank Garrett został aresztowany, a następnie oskarżony o zgwałcenie i zamordowanie siostry zakonnej Tadei Benz 31 października tego samego roku. W 1982 roku Garretta skazano na karę śmierci, którą wykonano dziesięć lat później. W 2008 roku ukazał się półtoragodzinny dokument pt. „The Last Word” stworzony przez Jesse'ego Quackenbusha absolwenta uniwersytetu prawniczego w Houston, w którym utrzymywał, że Johnny Garrett był niewinną ofiarą przekrętów ludzi, którzy z racji swojego zawodu powinni stać na straży prawa. Nie tylko „The Last Word” sprawił, że wokół tej sprawy narosły spore kontrowersje, organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka uznały, że na śmierć skazano osobę niepełnosprawną umysłowo, oburzenie u co poniektórych budził również młody wiek straconego. O ułaskawienie Johnny'ego Franka Garretta apelował sam papież Jan Paweł II, ale jego stawiennictwo skutkowało jedynie odłożeniem w czasie zasądzonej egzekucji. Scenariusz „Ostatniej klątwy” autorstwa Bena Kataia i Marca Haimesa został zainspirowany tą autentyczną sprawą – fabułę skonstruowano w oparciu o tezy wysunięte przez Jesse'ego Quackenbusha w jego dokumencie, a reżyserii podjął się Simon Rumley, znany między innymi jako twórca jednego z segmentów wchodzących w skład filmowej antologii pt. „The ABCs of Death”.

Nie zwykłam ferować wyroków w oparciu o tezy wysnuwane przez twórców filmów fabularnych, seriali i dokumentów. W dzisiejszych czasach takie zachowania są dosyć powszechne, aczkolwiek moim zdaniem skrajną nieodpowiedzialnością jest nawoływanie czy to do skazania / podtrzymania zasądzonej kary, czy do uniewinnienia danego osobnika tylko na podstawie tego, co zobaczy się na ekranie (mowa o rekonstrukcjach, nie autentycznych nagraniach), choćby nawet w licznych doniesieniach medialnych. Jako, że nie mam dostępu do całego zgromadzonego materiału dowodowego w sprawie Johnny'ego Franka Garretta, a jest ona z gatunku tych, które budzą spore wątpliwości, nie mam wyrobionego zdania na ten temat. Został stracony, więc uwolnić już się go nie da, nie jestem jednak przekonana, czy powinien zostać pośmiertnie zrehabilitowany. Mogę wypowiadać się jedynie o kreacji tej postaci stworzonej na potrzeby filmu, która wcale nie musi być odbiciem jej rzeczywistego wizerunku. Scenarzyści „Ostatniej klątwy” wyszli z założenia, że Johnny Garrett nie ponosił winy za przypisane mu czyny, a wręcz padł ofiarą manipulacji zdeprawowanego prokuratora. W końcu lekko upośledzony umysłowo, wypchnięty poza margines życia społecznego, młody mężczyzna może być doskonałym kozłem ofiarnym dla kogoś, kto myśli wyłącznie o rozwoju swojej kariery zawodowej. Johnny'ego Franka Garretta trudno uznać za klasycznego antybohatera, bo jego pragnienie zemsty jest całkiem zrozumiałe. Widz w przeciwieństwie do niego może jednak spojrzeć na całą sytuację chłodnym, obiektywnym okiem, przez co powinien szybko dojść do skądinąd słusznej konkluzji, że przysięgli również są ofiarami. Na sali sądowej uznali Garretta za winnego zarzucanych mu czynów to jest gwałtu i morderstwa zakonnicy, ale nie zrobili tego z takich samych pobudek co prokurator. Padli ofiarami manipulacji, przekrętu osób, które z racji swojego zawodu powinni stać na straży prawa, co z punktu widzenia skazanego nie ma rzecz jasna większego znaczenia. W końcu ten fakt nijak nie przyczynia się do poprawy jego losu. Po krótkim prologu rozgrywającym się na sali sądowej na początku lat 80-tych następuje przeskok w czasie o całą dekadę. Właściwa akcja filmu toczy się więc na początku lat 90-tych, a sposób w jaki sportretowano owe minione realia to z mojego punktu widzenia jeden z nielicznych plusów „Ostatniej klątwy”. Obok braku tak powszechnych w dzisiejszych czasach zdobyczy nowoczesnej technologii jak smartfony, czy tablety twórcy akcentowali ten „powrót do przeszłości” pastelowymi barwami, którymi operowali tak sprawnie, że właściwie mimowolnie przeniosłam się myślą do kolorowych, beztroskich czasów mojego dzieciństwa. Brzmi idyllicznie wiem, ale w horrorze taka sielanka nie może nie iść w parze z wyraźną groźbą, dlatego też już we wstępnych partiach filmu dano widzom do zrozumienia, że czołowym bohaterom filmu grozi ogromne niebezpieczeństwo. Wynika ono z klątwy rzuconej przez człowieka wkrótce potem straconego za zbrodnię, której nie popełnił. Klątwy rzuconej na tych, którzy przyczynili się do jego śmierci oraz ich najbliższych (znowu teoria, jak ja ją nazywam „resortowych dzieci” – no wiecie, oburzające przekonanie, że potomkowie sprawców różnego rodzaju zbrodni powinni być piętnowani za winy swoich przodków).

Sam pomysł na fabułę „Ostatniej klątwy”, będący swoistą kompilacją autentycznych wydarzeń i produktów wyobraźni scenarzystów jawił się całkiem obiecująco. Stracenie niewinnego człowieka, klątwa rzucona na jego oprawców i ich bliskich, która wprowadza jakże nośną w tym gatunku tematykę zemsty i moim zdaniem dostarczająca najsilniejszego ładunku emocjonalnego krzywda, jaka spotyka dziesięcioletniego chłopca „pokutującego” za błąd popełniony przed dekadą przez jego ojca zasiadającego wówczas w ławie przysięgłych, która uznała Johnny'ego Franka Garretta za winnego gwałtu i morderstwa zakonnicy. To wszystko stanowi niemalże idealną zbitkę motywów, jakich oczekuje się od horroru nastrojowego, denerwujące wycofanie twórców zaprzepaszcza jednak spory potencjał drzemiący w warstwie tekstowej. Simon Rumley jakby uparł się tak kierować ekipą, żeby niemalże każdorazowo umniejszać siłę rażenia sekwencji, które powinny trzymać w napięciu oraz momentów szczytowej grozy. Na domiar złego scenarzystom brakowało inwencji – uraczyli mnie co prawda kilkoma całkiem pomysłowymi, wiarygodnie sportretowanymi makabrycznymi wstawkami, ale nie udało mi się ustrzec przeświadczenia, że była to jedynie „kropla w morzu potrzeb”, mały dodatek do, co tu dużo mówić, nudnawej nijakości. Nauczycielka wbijająca sobie ołówki w nozdrza na oczach zdezorientowanych dzieci, rozsmarowywanie niewiarygodnie dużej ilości krwi wydobywającej się z ciała zabitej muchy po przedniej szybie samochodu, klimatyczne migawki na ekranie telewizora, w których przewijają się czasem zakrwawione, czasem okaleczone twarze ludzi, z których najbardziej upiorne wrażenie robią osobnicy z pozszywanymi ustami (podkład dźwiękowy w tym miejscu niemalże wbija w fotel), czy wreszcie zapamiętałe oranie paznokciami własnej ręki – wszystko to chwilowo wybijało mnie z letargu, w jaki niestety wpadłam już po zapoznaniu się z początkowymi sekwencjami „Ostatniej klątwy”. Szybko wszak zauważyłam, że Simon Rumley kompletnie nie był zainteresowany konsekwentnym przeprowadzaniem mnie przez proces stopniowo zagęszczającej się atmosfery nadnaturalnego zagrożenia. Większą wagę zdawał się przykładać do uwypuklania przygnębiającej sfery scenariusza egzystującej głównie w ramach konwencji dramatu. Poruszył mnie dramat małego chłopca walczącego o życie na oczach zdruzgotanej matki, poruszyła mnie również niesprawiedliwość, jaka spotkała młodego mężczyznę, który tuż przed śmiercią poprzysiągł zemstę i wreszcie poruszyło mnie jego trudne życie na wolności przybliżone za pośrednictwem kilku kwestii innych osób tj. smutny obraz niepełnosprawnego umysłowo młodego człowieka, wyłączając księdza zmagającego się z ostracyzmem społecznym. Nie zrekompensowało mi to jednak niemiłosiernych dłużyzn co chwilę wkradających się w scenariusz, głównie w formie nudnawego, niepotrzebnie poszarpanego śledztwa Adama Redmana. W tę rolę z całkiem niezłym skutkiem wcielił się Mike Doyle, ale nieporównanie bardziej radowała mnie znakomita kreacja Dodge'a Prince'a odgrywającego postać Sama. Devin Bonnee jako Johnny Frank Garrett zwracał natomiast uwagę swoim przeszywającym, w pewnym sensie demonicznym spojrzeniem.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby scenariusz „Ostatniej klątwy” po kilku uprzednich przeróbkach trafił w ręce bardziej utalentowanego reżysera, twórcy który rozumie, że w tego typu filmach najważniejsze jest maksymalne skupienie na budowaniu atmosfery sukcesywnie potęgowanego zagrożenia, moglibyśmy dostać może nie absolutny hit, ale przynajmniej całkiem godnego reprezentanta współczesnego kina grozy. W mojej ocenie nad scenariuszem należało popracować dłużej głównie dlatego, że warstwie tekstowej brakowało inwencji i intrygującej ciągłości, chwilami odnosiłam wręcz wrażenie, że fabułę pocięto tylko po to, aby szybciej dobić do mocno przewidywalnego finału. Po części, bo jednak wydarzenia, które z mojego punktu widzenia nie jawiły się atrakcyjnie rozciągnięto w czasie tak dalece, że chwilami oczy same mi się zamykały. Krótko mówiąc w mojej ocenie Simon Rumley się nie popisał (scenarzyści po części też) – wielka szkoda, bo sam zarys fabuły jawił się nader obiecująco.

4 komentarze:

  1. Hm, ostatnio widziałam w kinie trailer do filmu o łudząco podobnej fabule. Tak się zastanawiam, czy to czasem nie było to ;3 Pomysł wydał mi się bardzo ciekawy, więc jeżeli łączy się to z dokładnie tą opowieścią, to chętnie sięgnę po książkę ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, ale walnęłam głupotę! Przy pisaniu poprzedniego komentarza, byłam przekonana, że chodzi o książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie w kinie widziałaś trailer właśnie tego filmu;)

      Usuń
  3. No rzeczywiście, zwiastun hula w mediach od jakiegoś czasu i korci mnie żeby sięgnąć, bo pomysł wydaje się z potencjałem. Niestety kolejne recenzje, które czytam, oddalają mnie od tego filmu :P

    OdpowiedzUsuń