wtorek, 29 września 2020

Konrad Możdżeń „Chodź ze mną”

 

Recenzja przedpremierowa

Wrocław. Dariusz Drzewiecki, właściciel prosperującego klubu o nazwie Wiecznie Żywa znajduje siedzibę na kolejny. Podziemne pomieszczenia, gdzie od dziesiątków lat ludzka noga nie postała. Już w czasie trwania prac remontowych Dariusza spotyka tutaj coś nieprzyjemnego i wielce zagadkowego, ale to bynajmniej nie krzyżuje planów mężczyzny. Niedługo później klub Golden Calf zostaje otwarty. Część personelu przechodzi z Wiecznie Żywej, w tym barman Bartosz Długowski zwany Długim, który szybko zderza się z najprawdziwszym koszmarem w pokoju na zapleczu. W tym samym pomieszczenie trochę wcześniej jego koleżanka z pracy, Marzena Janicka przeżyła coś podobnego. Podczas gdy ona upiera się, że to miejsce jest przeklęte, on woli myśleć, że to z tą dziewczyną jest coś nie tak. Tajemnicza energia tymczasem rośnie w siłę. Coraz więcej osób ma powody przypuszczać, że w zimnych murach lokalu Golden Calf kryje się coś nie z tej ziemi. Jakaś zgnilizna, która od bardzo dawna toczy to miejsce. A teraz przypadkiem została uwolniona.

Konrad Możdżeń. Pochodzący z Wrocławia, w którym jest bezgranicznie zakochany, studiował socjologię na Uniwersytecie Wrocławskim, członek zespołu muzycznego o nazwie Bethel, prowadzący bloga Listy z Miasta Wiatraków, fan prozy Marka Krajewskiego i Roberta Ćwirleja, który własne teksty zaczął tworzyć na przełomie 2006 i 2007 roku. Ale dopiero w 2020 roku wkroczył na rynek wydawniczy. Możdżeń trafił pod skrzydła wydawnictwa Vesper, które dobrze wie, jak wypromować nowego pisarza. Magicznie opakowana powieść „Chodź ze mną”, liczące sobie przeszło pięćset pięćdziesiąt stron (drobnym drukiem) tomiszcze, wzbogacone nastrojowymi grafikami Michała Loranca, to pierwsza publikacja Możdżenia w formie książkowej. A na swoją kolej czeka już zbiór opowiadań, których akcja osadzona jest w Wielkopolsce. Autor pełnokrwistego horroru „Chodź ze mną” ma nadzieję, że już wkrótce ukaże się drukiem. A tymczasem zaprasza do przeklętego wrocławskiego klubu, który na kartach jego debiutanckiej powieści otwiera się w 2015 roku.

Wyłazi taki spod ziemi, zabiera mnie na wycieczkę, której pozazdrościć mógłby mu sam Stephen King, a potem jeszcze wyraża swoją wdzięczność za udział w tej eskapadzie. „Zakładam, że na którymś z etapów zapoznawania się z tekstem mogłeś zadać sobie pytanie: Dlaczego? Co nim kierowało? Czy człowiek, który to napisał jest normalny?” - to fragment wyrwany z dość obszernego posłowia „Chodź ze mną”. I nie, czytając tę powieść nawet przez myśl mi nie przeszło, że pan Możdżeń to człek nienormalny. Za to zastanawiałam się, co jest z tym krajem (nie pierwszy raz zresztą), że takie zdolne bestie chowają się gdzieś po kątach. „Siedzą w swoich lochach”, pisząc do szuflady albo wrzucając teksty do internetu i czekają, aż jakieś wydawnictwo się nimi zainteresuje. Do niektórych los nigdy się nie uśmiecha. Inni, tacy jak Konrad Możdżeń, na szczęście w końcu dostają swoje pięć minut... Ej, tylko nie pięć minut! Tak się zastanawiam, czy ten facet zdaje sobie sprawę z tego, jak wielki talent posiada. Posłowie dodane do „Chodź ze mną” na to nie wskazuje. A przecież nawet ślepy widzi, że ta powieść to horror kompletny. A przynajmniej mam nadzieję, że wszyscy to zobaczą. Wszyscy, którzy w jakimś stopniu interesują się szeroko pojętym horrorem. Bo to jedno z tych dzieł, w których odnaleźć się powinien zarówno zwolennik opowieści o zjawiskach nadprzyrodzonych, kładących szczególny nacisk na klimat narastającej grozy, jak i człowiek skłaniający się bardziej w stronę prozy ekstremalnej, historii szczodrze podlanych „czerwonym sosem”. „Chodź ze mną” to w mojej ocenie doskonała mieszanka tych dwóch kultur. Organizmów, które w świecie przedstawionym przez Możdżenia tworzą symbiotyczny związek, który dla niejednego mniej rozeznanego w horrorze odbiorcy, może być małym szokiem. Bo jak to tak stapiać ghost story z gore? Długoletni fani gatunku wiedzą, że to się zdarza, ale żeby aż tak? „Chodź ze mną” to powieść napisana przez człowieka, który ewidentnie nie jest zainteresowany powierzchowną pisaniną – tworzeniem dynamicznie rozwijających się historii, w których nie znajdziemy ani trójwymiarowych postaci, ani szczegółowych, plastycznych opisów miejsc i wydarzeń, ani umiejętnego dawkowania napięcia. Pierwsza opublikowana powieść Konrada Możdżenia imponuje językowym rozmachem. Autor „Chodź ze mną” z niesamowitą drobiazgowością podchodzi do tworzenia mrocznego świata przedstawionego. Ukochanego Wrocławia, któremu nadaje iście nadzwyczajny wymiar. Coś nie z tego świata czai się w podziemiach. W nowym klubie Dariusza Drzewieckiego, raczej antypatycznego gościa, który dopiero co odrestaurował te od dziesiątków lat nieodwiedzane przez ludzi wnętrza. Oczywiście będąc zupełnie nieświadomym potwornej mocy, która od wieków tutaj tkwi. A teraz, jak można się tego spodziewać, to tajemnicze zło da się we znaki nie tylko nowemu właścicielowi tego leciwego obiektu. Wypełznie z wilgotnych, śmierdzących czeluści Wrocławia, by siać zniszczenie. Kontynuować proceder rozpoczęty wiele lat wcześniej. Podejrzewam, że część odbiorców „Chodź ze mną” już podczas przechodzenia przez prolog tej grubaśnej powieści, fragment datowany na pierwszą połowę XX wieku (później autor będzie co jakiś czas przerywał właściwą akcję umownymi ustępami z dziennika kogoś żyjącego na przełomie XIX i XX wieku), domyśli się po jaki konkretnie motyw Możdżeń tutaj sięgnie. To znaczy jeden z wielu, bo „Chodź ze mną” to nie tylko opowieść gore, horror ekstremalny, który gwarantuję, nie szczęści szczegółowych makabrycznych opisów, których myślę nie powstydziłby się sam Clive Barker. Właściwie to moim zdaniem „Chodź ze mną” makabrycznością przewyższa większość znanych mi publikacji mistrza Barkera. Sporo tego, ale oczywiście ważniejsze jest to, że Możdżeń niewiele (jeśli w ogóle coś) pozostawia wyobraźni odbiorców. To znaczy w swoich krwawych i zazwyczaj, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, mocno kreatywnych kawałkach. Bo jest się nad czym zastanawiać. Zachodzą w Golden Calf zjawiska na wskroś tajemnicze. Zjawiska straszne, nadnaturalne, które niewątpliwie będą eskalować. Konrad Możdżeń sprawi, że dosłownie każdą komórką swojego ciała będziecie czuć tę zgniłą obecność skradającą się za Waszymi placami. Nie oglądajcie się! Czytajcie dalej, nawet czując na karku oddech tego czegoś. Powiew najczystszego zła, przed którym zapewne nie uchronią się bohaterowie tej fenomenalnej opowieści. A Wy?

(źródło: https://www.facebook.com/Konrad-Mo%C5%BCd%C5%BCe%C5%84-strona-autorska-106579504253841/)

Kto jeszcze nie miał okazji odwiedzić Wrocławia, szansa właśnie się pojawia. Czytając pierwszą powieść Konrada Możdżenia będziecie się czuć zupełnie tak, jakbyście tam byli. Jakbyście naprawdę – fizycznie, nie tylko w wyobraźni – stali przy barwnych i w większość dogłębnie przedstawionych postaciach, wokół których konsekwentnie zagęszcza się jakaś koszmarna, niszczycielska energia. Atmosfera jest coraz to upiorniejsza. Niezdefiniowane, acz z całą pewnością śmiertelne niebezpieczeństwo, a więc wrażenie zaszczucia, narasta praktycznie nieprzerwanie. Od grozy aż kipi. Zgnilizna wychodzi z ukrycia. Przedostaje się do ostatniego pomieszczenia na zapleczu nowo otwartego kluby Golden Calf, a stąd do ludzkich dusz. Pierwszą osobą, która przyjmuje do wiadomości prawdę o tym miejscu jest barmanka Marzena Janicka. Młoda, bardzo sympatyczna kobieta z traumatyczną przeszłością, która tak naprawdę od dawna wierzy w duchy. W przeciwieństwie do jej kolegi z pracy, także niemającego w życiu lekko, Bartosza 'Długiego' Długowskiego, który niedługo po niej przeżywa w małym pokoiku na zapleczu coś, delikatnie mówiąc, niecodziennego. On jednak uparcie wmawia sobie, że koszmar, jaki go tam spotkał, to nic innego jak narkotyczne wizje. Efekt wziętych wcześniej używek. Pomiędzy tą dwójką narasta konflikt. Choć Długi ma powody, by wierzyć Marzenie, to w sumie trudno mu się dziwić, że nie potrafi przyjąć jej oglądu sytuacji. Coraz bardziej rozpaczliwie i trochę jak tonący brzytwy, chwyta się racjonalnego myślenia, co z kolei skłania go do diametralnej zmiany swojego nastawienia do Marzeny. Długi z coraz większą wrogością spogląda na barmankę opowiadającą niestworzone historie. Wierzącą w zabobony dziewczynę, która według niego powinna poszukać specjalistycznej pomocy. Z drugiej strony przecież wciąż pamięta tę niepojętą obecność, która nawiedziła go na zapleczu klubu raczej aroganckiego biznesmena, Dariusza Drzewieckiego. Pamięta, ale ani myśli zaakceptować faktu, że to miejsce jest przeklęte. W tej sytuacji trudno nie współczuć Marzenie, bo w końcu Możdżeń nie pozwala nam zwątpić w istnienie jakiejś nadnaturalnej siły tkwiącej w tych wrocławskich podziemiach. W piwniczym pomieszczeniu, które przyciąga wybrane dusze. Uzależnia bardziej niż heroina. Zniewala umysły i niczym Pazuzu bierze w posiadanie ludzkie ciała. A następnie... Jedno Wam mogę zdradzić: będzie jatka. Jeśli myśleliście, że Możdżeń już wcześniej „wyemitował najbardziej makabryczne filmiki”, krwawe obrazy zrodzone w swojej bogatej wyobraźni, to spotka Was (nie)miła niespodzianka. Jestem przekonana, że nie braknie odbiorców, którzy z odrazą, ale i narastającą (nie)zdrową ciekawością, wręcz z zapartym tchem będą śledzić rozwój tej sytuacji. Bardziej obyci z prozą ekstremalną odbiorcy może i z dużym niesmakiem nie będą na to patrzeć. Może i nie będzie ich ogarniał najprawdziwszy wstręt na widok tych wszystkich bezeceństw dokładnie rozpisanych przez, aż trudno uwierzyć, debiutującego pisarza, który poza wszystkim innym daje tutaj hipnotyzujący wyraz swojej fascynacji miastem, w którym mieszka. Ale właśnie ta obszerność, bądź co bądź śmiałych, opisów i niemała pomysłowość tchnąca z tych obrazków, ma ogromną szansę nawet te osoby, które zdążyły już zapoznać się z całą masą krwawych historii, wprawić w swego rodzaju zdumienie. Chorobliwą fascynację? Obsesję, uzależnienie na miarę tego, jakie tajemniczy pokoik we wrocławskim podziemiu budzi w niektórych śmiertelnikach? Jeśli o mnie chodzi to tak, opętała mnie ta powieść. I tak, równie silnie jak bohaterów „Chodź ze mną” opętywało nie tyle samo podziemne pomieszczenie, ile jakaś mroczna, zwyrodniała, do szczętu zepsuta, przeraźliwie zła siła, którą po dekadach trwania w zapomnieniu niechcący uwolniono. Wiem to, bo jak już dałam do zrozumienia, ja bardziej żyłam w świecie przedstawionym przez Konrada Możdżenia, niż tylko o nim czytałam. Całą sobą weszłam w tę zachwycająco klimatyczną, niesamowicie trzymającą w napięciu historię o nawiedzonym obiekcie. A więc po staremu? No nie, bo choć Możdżeń istotnie korzysta ze sprawdzonych, dobrze znanych fanom gatunku motywów, to dodaje sporo od siebie. I w ogóle sam sposób, w jaki to wszystko naświetla tchnie swoistą unikatowością. Pozostaje się z wrażeniem, że z czymś takim jeszcze się nie spotkało. A przecież powinno to brzmieć znajomo... Innymi słowy Konrad Możdżeń udowodnił mi, że wchodzi w poczet tych raczej nielicznych artystów, którzy na starych fundamentach potrafią wznieść coś swojego. Coś, co daje poczucie świeżości. Niedookreślonej. Niełatwej do sprecyzowania. Po prostu „Chodź ze mną” ma w sobie to coś, co sprawia, że spragniony mocnych wrażeń człowiek nie potrafi się od tego odkleić. W każdym razie ja wsiąkłam, a czy Wy też dacie się debiutantowi opętać? Eee, na pewno tak!

Można? Można. Tak robi się horror, Proszę Państwa. Właśnie takiego pióra boleśnie brakuje mi na rynku wydawniczym. Takich utworów, jak „Chodź ze mną” debiutanta Konrada Możdżenia, stanowczo zbyt mało pojawia się na polskim rynku (i wliczam w to także polskojęzyczne wydania zagranicznych autorów). Powieści tak dojrzałych warsztatowo, napisanych z tak oszałamiającym rozmachem. Powieści, które pokazują piękno i bogactwo naszego języka. I wydobywają najczarniejszy, najbrudniejszy, lepki, duszący mrok nie tylko z mocno klaustrofobicznych pomieszczeń w podziemiach Wrocławia. „Chodź ze mną”: paranoiczna, schizofreniczna, makabryczna, upiorna, uparcie trzymająca w niewyobrażalnie silnym napięciu, pochłaniająca opowieści o nawiedzonym miejscu. Publikacja, która moim zdaniem posiada wszystko, co szanujący się horror powinien posiadać. A nawet jeszcze więcej. Więc... mówcie, co chcecie, dla mnie to arcydzieło współczesnej literatury grozy. To powinien być nasz (znaczy polski) towar eksportowy. Tak, tak, cały świat powinien dowiedzieć się o Konradzie Możdżeniu i jego według mnie mistrzowskim horrorze, co się „Chodź ze mną” zowie. Wybuchowej mieszance prozy ekstremalnej z wyśmienicie nastrojową prozą paranormalną i psychologiczną. Ideał!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

7 komentarzy:

  1. Kolejna bardzo pozytywna recenzja, chyba będę musiał zrobić miejsce dla "Chodź ze mną" na początku listy priorytetów do przeczytania. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie wczoraj zaczęłam czytać tą powieść i mam nadzieję, że będę miała podobne odczucia do Twoich.

    OdpowiedzUsuń
  3. A "Windę" od Vespera Koleżanko planujesz czytać? Bo widzę, że nie widzę i martwię się, że umknęła Twojej uwadze ;)
    ilsa

    OdpowiedzUsuń
  4. Buuu, smuteczek. Spodobałaby Ci się, albo nie znam się na horrorach;)
    ilsa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na pewno nie, ale przecież nie trzeba się znać, żeby lubić:)

      Usuń