niedziela, 11 kwietnia 2021

„Violation” (2020)

 

Miriam przyjeżdża wraz ze swoim partnerem Calebem do swojej siostry Grety, która mieszka z mężem Dylanem w domu pod lasem, gdzie niedługo ma się odbyć przyjęcie. Relacja kobiet nie należy do najcieplejszych, ale Miriam ma nadzieję, że uda im się puścić w niepamięć zadawnione nieporozumienia i zacząć od nowa. Greta najwyraźniej też tego chce, ale nie potrafi ukryć swojego rozdrażnienia niektórymi zachowaniami siostry. Z Calebem Miriam też od jakiegoś czasu się nie układa, dlatego otwiera się przed swoim szwagrem, który zawsze był do niej życzliwie nastawiony. Ich przyjaźń kończy się jednak pewnego strasznego poranka. Dylan dopuszcza się rzeczy niewybaczalnej, a w Miriam z czasem budzi się pragnienie zemsty.

Kanadyjski obraz klasyfikowany jako dramat/horror, „Violation”, jest pełnometrażowym debiutem reżyserskim Dusty'ego Mancinelliego i Madeleine Sims-Fewer, którzy są również autorami scenariusza, a Sims-Fewer ponadto wcieliła się w pierwszoplanową postać Miriam. Oni sami uważają, że „Violation” nie jest ani horrorem, ani dramatem, tylko plasuje się gdzieś pomiędzy tymi dwoma gatunkami. Film jest kojarzony głównie z twórczością Larsa von Triera, ale twórcy zdradzili, że większy wpływ miał na nich Michael Haneke, a konkretnie jego „Ukryte” i „Funny Games”. Niemniej Sims-Fewer na gruncie aktorskim, w kreacji Miriam, wzorowała się trochę na postaci odgrywanej przez Charlotte Gainsbourg w „Antychryście” Larsa von Triera, która wywarła na niej ogromne wrażenie. „Violation” po raz pierwszy został pokazany we wrześniu 2020 roku na Toronto International Film Festival. Potem gościł jeszcze na paru innych festiwalach filmowych, a szerzej zakrojona dystrybucja (internet) rozpoczęła się w marcu 2021 roku.

To nie miał być standardowy film zemsty. Dusty Mancinelli i Madeleine Sims-Fewer słusznie zauważyli, że w tego typu historiach brutalna zemsta ma działać na publiczność oczyszczająco. Działalność samotnego mściciela (najczęściej samotnej mścicielki) jest obliczona na aprobatę, poklask odbiorców. „Violation” natomiast zmierza do czegoś wprost przeciwnego. Mancinelli i Sims-Fewer poza tym uświadomili sobie, że nie widzieli jeszcze filmu zemsty, w którym rzeczony akt byłby wymierzony w osoby bliskie, takie, którym się ufało, których się kochało. Jedną z najbardziej problematycznych rzeczy w „Violation” okazała się dla mnie nielinearna struktura scenariusza. Mancinelli i Sims-Fewer od początku tak to poukładali, ale potem przećwiczyli jeszcze chronologiczne ułożenie historii, co tylko utwierdziło ich w przekonaniu, że przy takim podejściu, traci ona swoją poezję. Nie wątpię w to, bo gdy podejmie się ten minimalny wysiłek i wyobrazi sobie liniową wersję „Violation”, to można wyciągnąć jeszcze dalej idące wnioski. Mnie ten myślowy eksperyment tylko upewnił, że to jedna z tych filmowych propozycji, jakie zwykle opisuje się słowami „przerost formy nad treścią”. Prawdę mówiąc nie przepadam za tym określaniem, ale do tego przypadku wyjątkowo mi pasuje. Nie znajduję lepszych słów na oddanie mojej własnej reakcji na to widowisko, któremu swoją drogą, według mnie, najbliżej do thrillera, co najwyżej z drobnymi naleciałościami horroru. Uważam, że miał nawet zadatki na thriller psychologiczny, ale w mojej ocenie ten potencjał zaprzepaszczono. Z jednej strony „Violation” „stroi się w ciuszki” kina exploitation, płynie na tej fali, ale też w pewnym sensie porusza się w przeciwnym kierunku. Pod prąd, odbiegając od standardu UWAGA SPOILER rape and revenge KONIEC SPOILERA. Taka tam reinterpretacja owego nurtu – trochę inne podejście do opowieści o doznanej krzywdzie i wymierzaniu sprawiedliwości na własną rękę. Koncepcja w sumie całkiem odżywcza. Zawsze to coś innego, a przynajmniej niepospolitego, ale czy głębokiego? Ujmę to tak: więcej głębi znajduję w takich prostych, dzisiaj już mogących uchodzić za banalne horrorach, jak „Pluję na twój grób” Meira Zarchiego, czy „Ostatni dom po lewej” Wesa Cravena. Konwencja mogła się już nieco zużyć, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że swoich zdeklarowanych zwolenników nadal posiada, tyle że podatny grunt z biegiem lat zdaje się kurczyć. „Violation” też nie miał łagodnie obchodzić się z widzem. Też miał wywoływać ekstremalnie nieprzyjemne emocje i wygląda na to, że znalazła się przynajmniej jedna osoba, która przeżyła nieciekawe sensacje żołądkowe. A że zdarzenie (wymioty) miało miejsce w trakcie zdjęć, to... uwieczniono je dla potomnych. Mówiąc wprost: męka Madeleine Sims-Fewer, której będziemy mogli bardzo dokładnie przyjrzeć się w jednym długim ujęciu (skojarzenia z „Funny Games” uzasadnione, bo twórcy nie ukrywają, że była to jedna z produkcji, z której czerpali inspirację) nie była udawana. „Violation” otwiera ponura, utrzymana w onirycznej, może nawet trochę surrealistycznej atmosferze scenka osadzona w leśnej głuszy, stanowi jedynie część większej całości. Historii o wilku, jego zdobyczy i kręcącej się w pobliżu umęczonej kobiecie. Ta przypowiastka z pogranicza jawy i snu to największy ukłon w stronę tak zwanego kina artystycznego. Posępne, ale i tchnące niezaprzeczalnym naturalnym pięknem zdjęcia, wyśmienicie współbrzmiące z nastrojową muzyką (wpadający w ucho, utrzymany w wysokiej, operowej? tonacji, mocno przygnębiający utwór), mogą być oczywiście odebrane jako nieznajdujące satysfakcjonującego uzasadnienia dla tej historii, jako usilne zabieganie o miano tak zwanego kina wysokiego. Ja w każdym razie takie nieprzyjemne wrażenie odnosiłam śledząc „historię z leśnych ostępów”, opowieść o bezwzględnych prawach natury, wyraźnie naszpikowaną dość zawoalowanym symbolizmem. Niemniej stanowiło to pewną ucztę dla zmysłów – treść treścią, ale forma na pewno zjawiskowa.

Postacie. Z nimi też miałam ogromny problem. Po części była to wypadkowa nieliniowej narracji – jestem pewna, że przy zachowaniu ciągłości wydarzeń, łatwiej przychodziłoby mi poznawanie czterech osób, które niemiło spędzają razem czas. Miriam i Caleb zostali zaproszeni na przyjęcie przez siostrę tej pierwszej, Gretę, i jej męża Dylana do ich domu, wzniesionego w bezpośrednim sąsiedztwie bezkresnego, gęstego lasu pełnego dzikiej zwierzyny, którą ku ubolewaniu Miriam gospodarze włączają do swojej diety. Przyjechali wcześniej, żeby pomóc w przygotowaniach, ale w przypadku Miriam również w celu poprawienia stosunków z Gretą. Siostry od jakiegoś czasu toczą coś, co można by nazwać cichą wojną – jest między nimi jakiś konflikt, jakieś zadawnione urazy, nieporozumienia. Miriam chce puścić to wszystko w niepamięć, zacząć od nowa, ale ona wydaje się być w o tyle bardziej komfortowej sytuacji, że to nie ona była stroną poszkodowaną w tej siostrzanej relacji. Toksycznej relacji, jeśli przyjąć perspektywę Grety, którą, jak można wywnioskować z rozmowy przy ognisku, Miriam udało się wreszcie przyjąć. Ale nie zawsze tak było – był czas, kiedy Miriam nie widziała niczego złego w swoim według niej opiekuńczym, według Grety chorobliwie zaborczym, stosunku do jedynej siostry. Miriam widziała siebie jako rycerza w lśniącej zbroi. Zawsze śpieszącą Grecie na ratunek, nawet jeśli sobie tego nie życzyła. Perspektywa Miriam zdążyła się już poszerzyć, zdaje się, że rozumie już, że niechcący krzywdziła tym osobę, którą niewątpliwie darzy bezgraniczną miłością. Greta chciałaby zapomnieć i żyć dalej, ale problem w tym, że Miriam nie może się oprzeć rozdrapywaniu tych starych ran. Mówi, że chce zacząć od nowa, oddzielić grubą krechą to co było, od tego co jest teraz, ale nie potrafi tak po prostu przejść nad tym do porządku dziennego. Chce się wytłumaczyć, chce żeby Greta wszystko dobrze zrozumiała. A każda taka próba wyprowadza Gretę z równowagi. Kobieta nawet nie stara się ukryć swojej irytacji nieustępliwym powracaniem przez Miriam do drażliwych tematów. Pocieszenia Miriam nie szuka u swojego męża, Caleba, bo ich związek już od dłuższego czasu przechodzi poważny kryzys. Powiernika główna postać znajduje w Dylanie, mężczyźnie, z którym zawsze dobrze się jej rozmawiało. Łatwo się domyślić, jak to się rozwinie. W paru miejscach scenarzyści jednakże ewidentnie podjęli trud nadania tej historii nieobliczalności, ponad wszelką wątpliwość starali się odciągnąć uwagę widza od rzeczy, które w innym rozstawieniu dla każdego, komu nie jest obca ta konwencja, pod którą Dusty Mancinelli i Madeleine Sims-Fewer tak czy inaczej się w „Violation” podpinają, zapewne byłyby oczywiste. Uczucia, jakie niesie, zasłużona czy nie, zemsta i dość ryzykowne, odważne nawet, przedstawienie źródła tego destrukcyjnego aktu. UWAGA SPOILER Reżyserom i scenarzystom tego przedsięwzięcia wprawdzie zależało, żeby publiczność nie miała wątpliwości, że doszło do gwałtu, ale różnie można odczytywać myśli agresora (dwuznaczność komplikująca obraz Dylana) – można dojść do wniosku, że on sam tkwi w fałszywym przekonaniu, że Miriam też tego chciała KONIEC SPOLLERA. Przekonaniu, które kobieta celowo w nim podtrzymuje. Wypada jeszcze nadmienić, że twórcy „wbrew tradycji” bardziej rozebrali pana niż panią. I to pana, jak nader dokładnie będziemy mogli się przyjrzeć, słusznych rozmiarów... No, skorzystano z protezy. Boleśnie powolne, intensywne przeprowadzenie widza przez kolejne etapy zupełnie niekatartycznej działalności wdrożonej przez mocno skrzywdzoną, i to w dwójnasób, kobietę. Doprowadzoną do ostateczności, albo raczej kobietę, która rzuciła się w przepaść w płonnej nadziei na zaleczenie straszliwych ran, jakie jej zadano. Wzięła prawo w swoje ręce, wybrała starą, niedobrą zemstę. Bezwzględną, bestialską, (auto)destrukcyjną siłę, której w żaden sposób nie można zatrzymać. Upuszczanie krwi, wspomniane wymioty, piłowanie i najlepsze, spuszczanie resztek w toalecie – na takie scenki mogą liczyć zwolennicy brutalnych klimatów, entuzjaści tak zwanego krwawego kina grozy. Radzę jednak nie spodziewać pokaźnej dawki graficznej przemocy, twórcy „Violation” podchodzą do tego bardziej od psychologicznej strony. Nieznośnie intymny, przybrudzony, ponury, klaustrofobiczny klimat zbrodni, która zamiast uśmierzać ból tylko go potęguje. Jątrzy rany, które prawdopodobnie nigdy się nie zabliźnią. Szkoda, że z taką samą starannością, z taką konsekwencją, ogromnym skupieniem, twórcy „Violation” nie odmalowywali swoich postaci. Niezbyt pogłębione, żeby nie rzec mocno powierzchowne, „dziurawe” portrety psychologiczne poszczególnych postaci, które na dodatek wchodzą w pełne denerwujących niedomówień interakcje. Chciałoby się na przykład baczniej przyjrzeć dawnym urazom Grety, uważniej prześledzić skomplikowaną relację sióstr, nie wspominając już o, też w moim poczuciu rozpaczliwie wymagających rozwinięcia, problemach Miriam i Caleba.

Pierwszy pełnometrażowy film Dusty'ego Mancinelliego i Madeleine Sims-Fewer, klasyfikowany jako mieszanka dramatu z horrorem (według mnie thriller), kanadyjski, bardzo dobrze przyjęty przez krytyków obraz pod tytułem „Violation”, jakoś szczególnie do mnie nie przemówił. Niezupełnie. Szczerze mówiąc, co nie zdarza mi się często, sporo sobie po tym przedsięwzięciu obiecywałam. I może w tym właśnie tkwi problem – za dużo chciałam. Może gdybym drastycznie zaniżyła oczekiwania względem tego nietypowego filmu zemsty, mój odbiór „Violation” byłby znacznie lepszy. Trudno powiedzieć. Wiem tylko, że spotkał mnie spory zawód, mimo że trochę dobrych rzeczy udało mi się w nim wypatrzyć. Trochę.

12 komentarzy:

  1. Witam
    Szukam filmu o aparacie fotograficznym
    który tak jakby porywał osoby fotografowane do środka.
    Potem oglądały świat z wnętrza aparatu.
    O jaki film może chodzić???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne filmy o morderczych aparatach, które w tej chwili przychodzą mi do głowy, to "Zabójcza cisza" (2014) i "Polaroid" (2019). Ale to raczej nie to:/

      Usuń
  2. Hm,to może spróbujemy z innymi filmami których szukam od lat :)
    Jeden był parodią Leona Zawodowca.
    Pamiętam dwie scenki,jedna na dachu wieżowca/bloku.
    Główny bohater ze snajperką czeka na swój cel.
    Nagle przylatuje gołąb i zasłania mu celownik.
    Po chwili przylatują kolejne i zaczyna się walka snajpera z gołębiami.

    W drugiej scenie nasz bohater siedzi w poczekalni
    chyba u psychologa,bardzo się stresuje i zaczyna pocić.
    Poci się do tego stopnia że musi wsadzać gazety pod pachy
    a pot leje się z nich jak z kranu :)

    Drugi film to czarna komedia,z lat 80 plus minus.
    Grupa absolwentów spotyka się po latach w swojej dawnej szkole.
    Przyjeżdżają tam na zaproszenie jednego z uczniów.
    Gdy już są wszyscy okazuje się że nie mogą opuścić szkoły
    a osoba która wszystkich zaprosiła(nie wiadomo kto)
    zaczyna kolejno mordować gości,w ramach zemsty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszego prawie na pewno nie widziałam, a drugi brzmi jak "Krwawy odwet" (1986).

      Usuń
  3. Szkoda...ale Krwawy Odwet to nie to,w filmie o który mi chodzi obecna jest cała klasa a nie wybrane osoby,no i całość filmu jest utrzymana w klimacie "horroru familijnego" jeśli można tak to ująć :D

    Horror ale na wesoło.

    Ten pierwszy film oglądałem w TVP1 około 20 lat temu.
    Gdzie bym nie pytał,nikt nic nie wie i nie kojarzy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja też niestety nie kojarzę. Còż, poczekamy może komuś coś zaświta, bo ten drugi, a właściwie trzeci, sama bym chętnie obejrzała:)

      Usuń
  4. Przypomniałem sobie o jeszcze jednym zapomnianym filmie ;)

    To był film "azjatycki",tzn chyba indyjski ale w koprodukcji.
    Głównym bohaterem był mantryk,czyli mistrz tantry używający mantry :D
    Siedział w więziennej celi,ściany ozdobił mantrami i za pomocą swoich mocy sterował ludźmi na zewnątrz.
    Głównie policjantami aby umożliwić sobie opuszczenie więzienia.

    Pamiętam końcową scenę gdy policja i mantryk walczą w jakiejś starej szopie w strugach deszczu i błocie...

    Bardzo fajny horror,znalazłem go przypadkiem na stronie ekino :)
    tam mieli fajne opcje zakładek,można było wybrać gatunek i kraj
    w ten sposób poznałem sporo filmów o których nie miałbym pojęcia że w ogóle powstały bo nie rzadko były to filmy niezależne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poniżej znajduje się lista kilku moich ulubionych filmów.
    Wrzucam ją tutaj po to aby spytać czy istnieją inne,mniej lub bardziej podobne do tych :)


    La Migliore Offerta (2013)
    La science des rêves (2006)

    Joi Sun Ho/Written By
    (azjatycka wersja Między Piekłem a Niebem,tzn takie mam skojarzenia)


    Interstate 60
    Mr. Destiny
    The Family Man
    Stranger Than Fiction


    Retroactive
    What Dreams May Come

    Beetle Juice
    The Frighteners (1996)

    Corpse Bride
    What Lies Beneath
    House of Dreams 2011
    Others
    Home 1986

    The Orphanage 2007
    The Sixth Sense
    Premonition 2007
    Kurosawa Dreams
    Bai She Chuan
    Photographer of the Elves
    Spirited Away: In the Land of the Gods
    Sun Taam
    Derriere les Murs
    Aku No Hana

    Frequency (2000)
    The Master (2012)
    The Island of Dr. Moreau
    The Raven 1963
    Dracula: Dead and Loving It
    High Anxiety (1977)
    The Samsara (2001)
    Bom-yeo-reum-ga-eul-gyeo-wool Geu-ri-go Bom

    DreamKeeper
    Kitaro
    Aragami
    Journey to the West: Conquering the Demons

    A Tale of Legendary Libido
    The Forbidden Legend Sex And Chopsticks :D
    Saekjeuk shigong / Sex Is Zero (2002)

    Murder She Said (1961)


    The Colour of Magic
    Going Postal
    Hogfather
    Wyrd Sisters

    Dance of the Vampires (1967)

    Twin Peaks (series)
    Mulholland Drive
    Blue Velvet
    The Grandmother

    Vertraute Fremde

    Volver (2006)
    Spanish Movie (2009)

    Grający z talerza
    Zapomniany diabeł
    Igraszki z diabłem
    Umarli ze Spoon River

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W azjatyckim kinie nie pomogę - nie moje klimaty.
      A co do listy:
      Widzę, że lubisz Lyncha, więc jeśli jeszcze nie widziałeś, to sprawdź "Tajemnice Silver Lake" (2018) i "Zwierzęta" (2017). I może (tylko może) "Może pora z tym skończyć" (2020), dość specyficzny, dziwny... wyśmienity film.
      Długo by wymieniać filmy podobne do Twoich ulubionych horrorów nastrojowych, ale na przykład: "Nawiedzony" (1995), "Nawiedzony dom" (1963) - uwielbiam, ale pewnie już widziałeś - "Nie oglądaj się teraz" (1973), "Opętanie" (1999) i "Mroki pamięci" (2006) to tak odrobinę w klimacie "Co kryje prawda", "Skjult" (2009), "Mroczny las" (2003), "Drzwi obok" (2005), może "La cara oculta" (2011) i "Dziwny lokator" (2004) Ci się spodobają, choć nie bardzo kojarzę go z wymienionymi przez Ciebie nastrojówkami. "Next of Kin" (1982), "Boys in the Trees" (2016), "Goście" (1988), "Jezioro śmierci" (2019)...
      Co do klimatów horroro/thrillero-komediowych, czarne komedie, to sprawdź może "Na przedmieściu" (1989), "Włóczęgę" (1992), "Zręczne ręce" (1999), "Nieuchwytnego wroga" (1983) i "Jak wykończyć panią T." (1999).

      To tak na szybko:)

      Usuń
  6. Jeśli chodzi o Lyncha to zapomniałem wspomnieć o
    Nagim lunchu z 1991 :D

    Zbrodnie czasu (2007) Los Cronocrímenes
    są podobne w pewnym sensie do tych czterech

    Interstate 60
    Mr. Destiny
    The Family Man
    Stranger Than Fiction


    no i Wkraczając w pustkę (2009)
    film który obejrzałem niedługo po otrzymaniu inicjacji Dzogczen
    od mistrza Czogjala Namkhai Norbu :>

    PS.Ja mam czas,możesz wymieniać tak długo jak zechcesz ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Koleżanka dziś na nocy opowiadała mi o filmie
    w którym chodziło o jakieś robaki w tunelu :>
    Jakaś pani naukowiec wpadła na pomysł by pozbyć się robaków w tunelu
    za pomocą innych robaków ale jej robaki wcale nie zaczęły niszczyć tamtych w tunelu tylko się z nimi krzyżować
    i tak powstał nowy gatunek.

    Podobno film nosi tytuł Intruz
    ale nie mogę znaleźć niczego oprócz tego z 2013
    i 2015.

    OdpowiedzUsuń