Stronki na blogu

czwartek, 21 kwietnia 2011

"Pogrzebany" (2010)


Paul, pracujący w Iraku Amerykanin, budzi się w zakopanej trumnie. Mężczyzna nie wie, jak się tam znalazł, ani dlaczego, a jego jedynym "przyjacielem" okazuje się telefon komórkowy, który znajduje przy sobie. Rozpoczyna się walka o przetrwanie - podczas, gdy w wąskiej przestrzeni jest coraz mniej tlenu Paul próbuje telefonicznie skontaktować się z kimś, kto mógłby mu pomóc. Wkrótce zaczyna do niego dzwonić człowiek, który jest odpowiedzialny za jego uwięzienie żądając pieniędzy.

Hiszpański reżyser Rodrigo Cortes proponuje nam thriller, który w ostatnich dniach był tak szumnie reklamowany przez media. Już sam fakt tego rozbuchania medialnego skutecznie zraził mnie do tej produkcji, więc sięgnęłam po nią stosunkowo późno, kiedy nie miałam już czego oglądać. Jednakże moje złe przeczucia okazały się błędne, gdyż "Pogrzebany" zdecydowanie należy do tych lepszych dreszczowców. Nie będę odkrywcza stwierdzając, że film utrzymuje klaustrofobiczny nastrój. Już sam fakt pogrzebania żywcem u niejednego widza wzbudzi nieprzyjemne odczucia. Ale reżyser nie poprzestaje tylko na miejscu akcji, gdyby tak było cała dramaturgia sytuacyjna stosunkowo szybko by się posypała. Cortes podsyca atmosferę również oświetleniem - nie ma ingerencji sztucznego światła tylko takiego, jakim akurat dysponuje Paul. Najpierw śledzimy akcję w rozproszonym świetle zapalniczki Zippo, a następnie dzięki latarce, a wszystko to przerywane jest okresowymi momentami całkowitego zaczerniania ekranu - w tych momentach słyszymy tylko przyśpieszony oddech naszego bohatera.

UWAGA SPOILERY UWAGA SPOILERY

O ile nastrój wypada rewelacyjnie to fabuła niestety miejscami strasznie kuleje. Paul czasami zachowywał się wręcz irracjonalnie. Oczywiście można to złożyć na karb stresu wywołanego przez sytuację w jakiej się znalazł, ale mimo tego i tak te nielogiczne sceny psuły mi seans. Zacznijmy od sławetnej zapalniczki - Paul zapala ją nieustannie, doskonale wiedząc, że przez to traci cenny tlen. Ale jeśli dodam do tego fakt, że ogień jest obecny również wtedy, kiedy Paul wykręca numer na komórce i rozmawia przez nią to robi się po prostu absurdalne. W końcu telefony mają coś takiego jak wyświetlacz - nie potrzeba światła, żeby móc wykręcić jakiś numer. Jeśli dodamy do tego fakt, kiedy mężczyzna dzwoni do przyjaciółki swojej żony i zamiast jej cokolwiek wyjaśnić rzuca w nią obelgami to te wszystkie nieścisłości zwyczajnie robią się śmieszne, wybijając widza z tej osobliwej atmosfery. Kwestia namiaru numeru telefonu przez FBI także jest odrobinę niejasna. W końcu Hollywood przyzwyczaiło nas do tego, że wystarczy im minuta rozmowy, aby móc namierzyć czyjś telefon. A tutaj? Nic z tego.
KONIEC SPOILERÓW KONIEC SPOILERÓW

Cały seans "Pogrzebanego" opiera się na obserwowaniu rozpaczliwej sytuacji naszego bohatera przerywanej od czasu do czasu jakąś rozmową telefoniczną. Paul jest jedyną postacią widzianą przez nas na ekranie, więc siłą rzeczy aktor odgrywający jego rolę musiał być przekonujący. Tutaj twórcy się postarali, wybierając na tę zaszczytną pozycję Ryana Reynoldsa, który w tym jednym filmie pokazał nam chyba całą gamę profesjonalnie odegranych uczuć - od rozpaczy poprzez wściekłość na bezsilnej rezygnacji kończąc. Reynolds był najmocniejszym aspektem filmu pomijając oczywiście klimat. Zakończenie w tym przypadku mogło być tylko jedno - Paul mógł wydostać się z pułapki lub nie i mnie osobiście finał równocześnie zaskoczył, jak i zadowolił. Może w końcowych scenach jest odrobinę za dużo dramaturgii i przesady, co niejednego widza może zirytować, ale ja nawet się wzruszyłam, co nieczęsto mi się zdarza podczas oglądania filmu. W "Pogrzebanym" można również doszukiwać się niejakiego przesłania, które do oryginalnych bynajmniej nie należy - w końcu produkcji stawiających w złym świetle system państwa, który w krytycznej sytuacji opuszcza swojego obywatela było już całe mnóstwo. Dodam jeszcze tylko, że choć wydawać by się mogło, że w filmie niewiele się będzie działo przez wzgląd na specyficzne miejsce akcji to reżyser również w tym aspekcie nas zaskakuje, bo dzieje się mnóstwo i gwarantuję, że dramat Paula przyciąga uwagę oraz nieustannie trzyma widza w napięciu.

"Pogrzebany" jest całkiem solidnym thrillerem oscylującym na krawędzi tragicznego dramatu. Mimo licznych nielogiczności fabularnych myślę, że zasługuje na uwagę. W końcu zawsze można przymknąć oko na te niedociągnięcia, próbując wczuć się w rozpaczliwą sytuację głównego bohatera - mnie to się udało i przyznam szczerze, że odczuwałam niejaki dyskomfort. W końcu nikt nie marzy o pochowaniu żywcem.