Stronki na blogu

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

"Porzuceni" (2006)

Marie, obecnie mieszkająca w Ameryce, wraca do rodzinnej Rosji, aby dowiedzieć się czegoś o swoich rodzicach, których nie znała. Zatrzymuje się na starej rodzinnej farmie, gdzie spotyka mężycznę, który twierdzi, że jest jej bratem bliźniakiem. Wkrótce oboje zaczynają widzieć swoich sobowtórów.

Hiszpański reżyser Nacho Cerda w swoim filmie "Porzuceni" prezentuje nam całą gamę elemetów tak bardzo charakterystycznych dla horrorów nastrojowych. Jego ghost story obfituje w mrożące krew w żyłach sceny i myślę, że niejednego widza naprawdę będą w stanie przerazić. Zasługą takiego stanu rzeczy jest umiejętne budowanie klimatu grozy wspomagane przez nastrojową muzykę, która nie ukrywając najmocniej daje się widzom we znaki w najmniej spodziewanych przez nich momentach. Jest to niewątpliwie najmmocniejszy akcent filmu, bowiem mrocznej atmosferze tego obrazu nie można absolutnie niczego zarzucić. Dodajmy do tego miejsce kręcenia - opustoszała farma otoczona bezkresnymi lasami; dom, którego wewnętrzny wystrój sprawia iście upiorne wraznienie. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o sobowtórach - duchach naszych bohaterów. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam upiorną wersję Marie naprawdę coś we mnie drgnęło, a nieczęsto mi się to zdarza podczas oglądania horrorów. Te duchy wyglądają naprawdę przerażająco, a co chyba najgorsze wyskakują w pole naszego widzenia w najmniej spodziewanym momencie, co tylko dodaje nam dodatkową dawkę strachu. Uświadczyny tutaj również kilku krwawych scen, ale zamysłem rezysera nie było epatowanie przemocą, więc przeciwnicy kina gore mogą śmiało sięgnąć po tę pozycję

Ale niestety nie wszystko wygląda tak różowo. Mimo wielu plusów, obraz ten posiada także kilka maknamentów. Myślę, że nie są one jakoś nadzwyczaj znaczące, ale mnie odrobinę popsuły seans. Po pierwsze fabuła choć dynamiczna i na pewno wciągająca posiada kilka mało logicznych rozwiązań, które skutecznie przypominają widzowi, że jest to tylko jeszcze jeden horror nastrojowy i miejscami przeszkadzają mu odpowiednio wczuć się w ten osobliwy, tajemniczy klimat filmu. Po drugie obsada nie bardzo mnie zadowoliła. Oczywiście, naszej głównej bohaterce odegranej przez Anastasię Hille nie można zbyt wiele zarzucić, ale za to Karel Roden nie spisał się najlepiej, zabrał tej produkcji odrobinę realizmu, gdyż w ogóle nie przekonał mnie do swojej postaci.

Myślę, że ten film powinien zobaczyć każdy wielbiciel kina grozy, nie tylko nastrojowego, ale również i krwawego. Fabuła obfitująca w całą masę przerażających scen, wartką akcję i skądinąd nieprzewidywalne zakończenie zasługuje na naszą uwagę. Dawno nie było już horroru, który choć na chwilę by mnie przestraszył, czy choćby zaskoczył (tanie chwyty polegające na wyskakiwaniu upiorów niewiadomo skąd i niewiadomo kiedy), a jeśli chodzi o tę pozycję to miejscami naprawdę przyprawiała mnie o mocniejsze bicie serca. Nie wiem, może miałam dzień sprzyjający strachowi, ale myślę, że prędzej zasługą takiego stanu rzeczy był kilmat filmu oraz rzecz jasna wygląd samych duchów.

2 komentarze:

  1. Hiszpanie po raz kolejny nie zawodzą. Film bardzo przypadł mi do gustu i miał naprawdę kilka scen, które sprawiły, że serducho biło szybciej - zupełnie identyczne odczucia, jakie Tobie Buffy towarzyszyły. Muszę przyznać - i przyznaję to z czystą satysfakcją - że jest to jeden z najlepszych horrorów, jakie w ostatnim czasie oglądałam. Klimat oraz ogólne wykonanie przyprawiają o gęsią skórkę. Świetny film...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jednak film chwilami jest starszny - a już myślałam, że to ja miałam jakiś dziwny dzień, ale widzę, że Tobie także podniósł adrenalinę. Powiem Ci, że dawno nie było horroru z takim klimatem - zdecydowanie jeden z najbardziej klimatycznych obrazów ostatnich lat.

    OdpowiedzUsuń