Stronki na blogu

sobota, 21 maja 2011

"Baby Blues" (2008)


Na pewnej farmie ma miejsce tragedia. Trójka dzieci oraz niemowlę zmagają się z najgorszym wrogiem, jakiego tylko można sobie wyobrazić - własną matką. Chora psychicznie kobieta próbuje zabić swoje dzieci.
Najstarszy z nich, dziesięcioletni Jimmy robi wszystko, aby uratować swoje rodzeństwo.

Film ponoć zainspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami, a czytając liczne artykuły o syndromie Baby Blues, który jest dosyć powszechnym zjawiskiem u kobiet po porodzie jestem w stanie uwierzyć w większość fabuły filmu. Kiedy już myślę, że Amerykanie nie są w stanie nakręcić porządnej produkcji grozy pojawia się obraz taki jak ten i moje spojrzenie ulega diametralnej zmianie. "Baby Blues" jest thrillerem, ale gwarantuję, że szokuje o wiele bardziej niż niejeden horror. Ten film gra na emocjach widza, wprawia go w zdumienie i na pewno nie należy do przyjemnych w odbiorze - takiego dyskomfortu nie czułam od czasu pamiętnej "Dziewczyny z sąsiedztwa" na podstawie powieści Jacka Ketchuma.

Na początku seansu dominują pastelowe kolory - słoneczna pogoda, beztroskie zabawy dzieci i spokojna atmosfera. Ale to szybko się zmienia, gdyż niemalże cały film jest istnym koszmarem, koszmarem dzieci terroryzowanych przez własną matkę. Tan film jest do tego stopnia brutalny, że aż ciężko było mi na to patrzeć, ale błędem byłoby mylić brutalność z nagromadzeniem krwawych scen, gdyż nie ma ich tu znowu tak wiele. Twórcy postawili raczej na autentyczność rozgrywanych wydarzeń, przemoc oraz dramatyzm, a to wszystko przy wykorzystaniu minimum obrzydliwych scen. Ten obraz nie ma obrzydzać, ale szokować i na tej płaszczyźnie spisuje się znakomicie. Widz siłą rzeczy identyfikuje się z dziecięcymi bohaterami, dopinguje im i drży na myśl o krzywdzie, jaką może wyrządzić im matka. To co się dzieje podczas tego seansu to jedna wielka tragedia - wszystko rozgrywa się wbrew nadziejom widza. Tutaj nie ma szczęśliwych zwrotów akcji - jest tylko przemoc, współczucie dla tych biednych dzieci i rezygnacja względem tego, czego jesteśmy świadkami.

Wbrew przynależności gatunkowej ten film posiada również parę mrożących krew w żyłach scen, jak na przykład: niepokojące obrazy stracha na wróble, zakrwawionego niemowlaka oraz matki odzianej w poplamioną posoką koszulę nocną dzierżącej tasak w dłoni. Cała fabuła filmu oparta jest głównie na szaleńczej, beznadziejnej ucieczce dzieci przed matką, która niczym natrętny upiór ciągle depcze im po piętach. Zdawać by się mogło, że takie przedstawienie akcji szybko znudzi widza... Nic z tych rzeczy! Jeśli ktoś posiada choć odrobinę empatii oraz potrafi wczuć się w los głównych bohaterów, identyfikować się z nimi oraz współczuć im to na pewno nie przejdzie obok tej pozycji obojętnie. To jeden z tych obrazów, który wbija się w pamięć widza i przez długi czas nie pozwala o sobie zapomnieć. Już sam wybór ofiar, małych dzieci oraz ich oprawczyni jest strzałem w dziesiątkę, jest kluczem do emocji widzów.

Wiele osób rozczarowanych jest zakończeniem i ja niestety również do nich należę. Takie rozwiązanie akcji wydało mi się do tego stopnia naciągane, żeby nie rzec kompletnie bezsensowne, że znacznie obniżyło to moją ocenę tego filmu. Już nawet częściowy happy end byłby lepszy od tego, co zaserwowali nam na koniec twórcy. A szkoda, bo tak wspaniały thriller w moim mniemaniu zasługuje na trochę bardziej sensowny finał, a już na pewno na bardziej przemyślany.

Mimo nieudanego zakończenia myślę, że "Baby Blues" jest jednym z najlepszych thrillerów, z jakimi miałam do czynienia. Szokujący, porażający, wzruszający i w okrutny sposób grający na skrajnych emocjach widza. Mało jest takich obrazów, więc tym bardziej zasługuje on na naszą uwagę. Jeśli ktoś jeszcze nie zaznajomił się z tą pozycją to dobrze radzę o nadrobienie zaległości. Ja żałuję tylko, że zapoznałam się z nią tak późno, bo takich wrażeń nie zaznałam już dawno podczas oglądania jakiegokolwiek filmu.