Stronki na blogu

sobota, 7 stycznia 2012

"The Maze" (2010)

Kilkoro przyjaciół wchodzi do labiryntu na polu kukurydzy, aby pobawić się w ciekawą odmianę gry w chowanego. Błądząc w pojedynkę pomiędzy łanami kukurydzy powoli odkrywają, że nie są tam zupełnie sami. Zakapturzony mężczyzna podąża za nimi krok w krok i bynajmniej nie ma względem nich przyjaznych zamiarów.

Najnowszy slasher Steve'a Shimeka, który zdecydował się na popularną w horrorze scenerię rozległego pola kukurydzy. Od "Dzieci kukurydzy", "Smakosza 2" i "Husk" miejsce akcji odróżnia jedynie forma owych pól kukurydzy, z których zrobiono swoistą atrakcję turystyczną, generując je na labirynt. "The Maze" zauważalnie dzieli się na trzy części i jak to często w horrorach bywa jakościowo różnią się diametralnie.

Wprowadzenie do filmu wypada chyba najsłabiej. Nasi bohaterowie błądzą nocą w labiryncie i niczym rozbrykane dzieciaki bawią się w chowanego. Zdawać by się mogło, że ich wędrówki w pojedynkę, pośród ciemności w łanach kukurydzy będą znakomitą okazją do stworzenia osobliwego klimatu grozy. Nic bardziej mylnego. Zauważalnie twórcy starają się budować jakąś atmosferę zagrożenia - świadczy o tym nastrojowa ścieżka dźwiękowa i próby przestraszenia widza przez zaskoczenie, ale w moim odczuciu owe chwyty nie zdały egzaminu. Ani razu nawet nie podskoczyłam w fotelu, a co tu dopiero mówić o przerażeniu - za to wynudziłam się śmiertelnie. Z uwagi na ciekawą, sprawdzoną w horrorze scenerię reżyser nie powinien mieć problemów z budowaniem klimatu, wystarczyło jedynie pójść krok dalej... Szkoda, że nie wykorzystał tej szansy. Druga część filmu stawia na dynamiczną akcję. Rozpoczyna się systematyczna eliminacja naszych protagonistów przez osobnika w czerwonej bluzie z kapturem. Niestety, nadal brakuje klimatu grozy. Sceny mordów do oryginalnych na pewno nie należą, ale przyznaję plusik twórcom za umiarkowanie w epatowaniu przemocą. Wyważone dawki krwawych scen dodają tej produkcji odrobinę więcej realizmu, co z pewnością nie miałoby miejsca, gdyby reżyser zdecydował się na wnętrzności ludzkie latające po ekranie. Dodatkowo cieszy fizyczna obecność sztucznej krwi na planie, co jest rzadkością we współczesnych filmach grozy. Pod koniec akcja znowu na chwilę zwalnia. Obserwujemy pracę policjantów, którzy starają się rozwikłać zagadkę rzezi na polu kukurydzy. Trochę znużyły mnie niekończące się rozmowy gliniarzy oraz przesłuchania jednej z bohaterek tego obrazu. Zdecydowanie należało je skrócić. Natomiast zakończenie, przez wielu tak zachwalane, nie pokazało mi niczego godnego zapamiętania. Szczerze mówiąc to liczyłam na coś odrobinę zaskakującego, a w rzeczywistości dostałam standardowy finał, który spotkać można w niezliczonej liczbie slasherów.

"The Maze" to kolejny, schematyczny slasherek,. z całą gamą nielogicznych zachowań bohaterów, paroma scenami mordów i brakiem jakiegokolwiek klimatu grozy. Aczkolwiek myślę, że z braku laku można poświęcić dla niego odrobinę swojego czasu - w końcu wreszcie znalazł się horror z 2010 roku pozbawiony jakichkolwiek efektów specjalnych. Jako relaksująca rozrywka nadaje się idealnie. Jeśli ktoś zdecyduje się na seans radzę wyłączyć myślenie i po prostu gapić się w ekran - to chyba jedyna właściwa recepta na obcowanie z "The Maze", bowiem w przeciwnym razie irytujące zachowania protagonistów mogą zepsuć całą przyjemność oglądania.

2 komentarze: