Stronki na blogu

środa, 19 września 2012

„The Orphan Killer” (2011)

W dzieciństwie Marcus i Audrey byli świadkami brutalnego morderstwa swoich rodziców. Po tym wydarzeniu trafili do sierocińca, w którym chłopiec zaczął niepokojąco się zachowywać, co owocowało okrutnymi karami ze strony opiekujących się nim zakonnic. Tymczasem Audrey szybko adoptowano. Przez pół życia, najpierw w sierocińcu, a następnie zakładzie zamkniętym Marcus planował krwawą zemstę na ludziach, którzy w dzieciństwie przysporzyli mu tyle krzywd. Po wyjściu na wolność postanowił wprowadzić swoje plany w życie.
Niskobudżetowy slasher Matta Farnswortha, zauważalnie wyznający zasadę: jeśli chcesz nakręcić horror, ale nie posiadasz znaczącego budżetu i żadnego pomysłu na fabułę nakręć slasher, a na pewno się sprzeda. Slasher, owszem wyszedł, ale czy ma szansę się sprzedać, to już inna sprawa. Fabuła właściwie streszcza się w jednym zdaniu: mamy grupkę niewinnych ludzi z Audrey na czele oraz zamaskowanego mordercę, który po kolei pozbawia ich życia. Za sprawą retrospekcji z dzieciństwa Audrey i Marcusa widz stosunkowo szybko odkryje jakże banalne motywy sprawcy. Jednakże, pragnę zaznaczyć, że owe „powroty do przeszłości” następują bez żadnego ostrzeżenia, co chwilami dezorientuje. Ponadto wpływają negatywnie na stopień zaskoczenia – widz stosunkowo szybko rozszyfruje całą, nazwijmy ją na wyrost, intrygę fabularną. Tak dalece przewidywalna historia, rzecz jasna, szybko znudzi wymagającego odbiorcę, który z czasem będzie wręcz z utęsknieniem wypatrywał kolejnych scen mordów – tylko po to, aby otrzymać, choćby minimalną dawkę rozrywki po nużących dialogach, które przedwcześnie zdradzają wszystko, co w finale mogłoby wprawić widza choćby w szczątkowe zdumienie.
Sceny mordów bardziej nasuwają na myśl obraz gore, aniżeli slasher. I mimo ewidentnego braku wiarygodności (ilość krwi jest nieproporcjonalnie wielka w stosunku do zadanych ofiarom obrażeń) epatowanie przemocą, jak dla mnie, jest jedynym plusem tego filmu. Głównie ze względu na pomysłowość twórców odnośnie eliminacji poszczególnych ofiar. Nasz zamaskowany morderca rezygnuje z ustalonego modus operandi na rzecz różnorodności. Narzędzia zbrodni również zmienia, jak przysłowiowe rękawiczki. Przykładowe „popisy” zabójcy: duszenie drutem kolczastym, wbicie widelca w tętnicę szyjną, ucięcie głowy nożem, szatkowanie siekierą, śmiertelne okaleczenie twarzy maczetą, dźganie śrubokrętem i tak dalej, i tak dalej. Jednak w zalewie tych wszystkich narzędzi zbrodni zauważyłam, że nasz antagonista szczególnie upodobał sobie drut kolczasty, co zmusiło mnie do zastanowienia, czy aby reżyser nie jest wielbicielem „Drogi bez powrotu”:) W każdym razie nie można zarzucić twórcom oszczędności w rozlewie sztucznej krwi, bo jak na slasher można chyba śmiało powiedzieć, że posoka leje się tutaj strumieniami.
Nie chciałabym, żeby ktoś po tym, co napisałam odniósł wrażenie, ze „The Orphan Killer” jest jakimś wielce interesującym obrazem. Pomimo tak wielkiego nagromadzenia krwawych scen, obawiam się, że nawet grupa docelowa produkcji Farnswortha, czyli wielbiciele gore nie znajdą tutaj zbyt wiele dla siebie. Obok przewidywalnej, szczątkowo nakreślonej osi fabularnej denerwuje również nietrafiona ścieżka dźwiękowa – piosenki słyszalne w trakcie scen mordów są tak dalece niedopasowane do aspektu wizualnego, że aż niezmiernie irytujące. Już pomijam fakt, że „The Orphan Killer” jest produkcją całkowicie pozbawioną niepokojącego klimatu (choć twórcy zauważalnie się o niego starają), ale jak na film gore zaskakuje również stopień obrzydliwości. Skoro kręci się obraz, który w zamiarze ma zniesmaczyć odbiorcę to dobrze byłoby, gdyby choć jedna brutalna scena to osiągnęła. Niestety, brak jakiegokolwiek realizmu oraz przesadzona groteskowość mordów sprawiają, że cały ten niewyobrażalny rozlew krwi przeżywamy wręcz bezboleśnie – przynajmniej ja nie czułam absolutnie nic, podczas kolejnych, coraz to bardziej ekstremalnych zabójstw niewinnych ofiar. Nie nudziły mnie, a to już coś, ale byłabym troszkę bardziej zadowolona, gdyby choć na chwilę podniosły mi poziom adrenaliny w organizmie.
Skoro to kino niszowe to nie ma, co liczyć na profesjonalną obsadę. Diane Foster, w roli głównej, była tak samo sztuczna, jak bohaterowie drugoplanowi, o których nawet nie warto wspominać. Podobała mi się za to postać mordercy w fantazyjnej masce na twarzy – no, przynajmniej do chwili, gdy się odezwał. Jako tajemnicza „niemowa” w stylu Michaela Myersa, Walter Masterson wypadł o wiele lepiej.
Chcecie do bólu sztucznego rozlewu krwi ze szczątkową, niemalże zerową fabułą, rażąco słabą realizacją i irytującą ścieżką dźwiękową? Jeśli tak zapraszam na seans „The Orphan Killer”. Natomiast widzom poszukującym w kinie grozy czegoś więcej stanowczo odradzam.

2 komentarze:

  1. This website was... how do you say it? Relevant!! Finally I have found
    something that helped me. Thanks a lot! raspberry ketone lean advanced weight loss
    My web-site : raspberry ketone complaints

    OdpowiedzUsuń