Stronki na blogu

niedziela, 17 marca 2013

„247°F” (2011)

Recenzja na życzenie
Czwórka przyjaciół wyjeżdża do chatki nad jeziorem, aby tam poddać się beztroskiej zabawie. Kiedy trójka z nich zostaje zamknięta w saunie impreza zamienia się w koszmar – muszą walczyć z wciąż rosnącym gorącem, które powoli ich zabija.
Teen-horror zrealizowany w Gruzji przez duet reżyserski, Levana Bakhia i Beqa Jguburia, z amerykańską obsadą. Właściwie to byłam przekonana, że widziałam już wszystkie możliwe pułapki, zgotowane przez scenarzystów bohaterom horrorów. Z takich bardziej oryginalnych pamiętam wyciąg narciarski („Frozen”), solarium („Oszukać przeznaczenie 3”, „Koszmar następnego lata”) i jacuzzi („Walentynki”), ale jak widać na niniejszym przykładzie wyobraźnia twórców jest nieograniczona i niejednym jeszcze może nas zaskoczyć.
Chociaż pomysłowi na fabułę nie można zarzucić braku oryginalności to już cała otoczka realizatorska utrzymana jest w typowych teen-horrorowych klimatach. Mamy grupkę mało inteligentnych młodych ludzi – cnotliwą Jennę, typową final girl, naznaczoną tragiczną przeszłością (zadomowiona już w horrorze, drażniąca mnie aktorsko Scout Taylor-Compton); rozrywkową i humorzastą Renee (średnia kreacja Christiny Ulloa); pijącego i ćpającego na potęgę, dowcipnego Michaela (przystojniaczek Michael Copon) oraz najmądrzejszego z całej gromadki Iana (przyzwoity Travis Van Winkle). Początkowo, jak to zwykle w teen-horrorach bywa widz zostanie zmuszony do wysłuchania przydługich dyskusji protagonistów o niczym, obserwując ich beztroskie podejście do życia oraz delikatne obchodzenie się Renee z główną bohaterką - mającą problemy psychiczne Jenną, która po upływie trzech lat od osobistej tragedii nadal nie może poradzić sobie z depresją. Akcja nabierze tempa dopiero po wejściu młodych ludzi do sauny, która na skutek głupiej pomyłki zamieni się w prawdziwą pułapkę. Muszę przyznać, że choć fabułę prawie całkowicie pozbawiono krwawych scen, stawiając na psychologię postaci, uwięzionych w „piekarniku” to twórcy przynajmniej postarali się o właściwe dozowanie napięcia – choć klimatu grozy tutaj nie uświadczymy to należy oddać filmowcom sprawiedliwość, iż umiejętna realizacja (poza drażniącą uszy ścieżką dźwiękową) wespół z oryginalnym miejscem akcji i ciekawymi wydarzeniami, mającymi miejsce w saunie skutecznie przyciągają uwagę. Oczywiście, niektóre zachowania bohaterów mogą wydać się, lekko mówiąc, irracjonalne, aczkolwiek można przymknąć na to oko, zrzucając winę na ich fatalne położenie oraz alkohol i narkotyki. UWAGA SPOILER Z pewnością wielu widzów rozbawią okoliczności, w jakich trójka młodych ludzi ugrzęzła w saunie – otóż, pijany i naćpany Michael nieopatrznie zatarasował drzwi drabiną… Sytuacja troszkę naciągana, aczkolwiek przy pewnej dozie dobrej woli można uwierzyć we wrodzoną głupotę chłopaka, która w połączeniu z używkami zgotowała jego przyjaciołom prawdziwe piekło – i to dosłownie KONIEC SPOILERA.
Nie mam nic przeciwko teen-horrorom, więc może dlatego całkiem znośnie bawiłam się podczas seansu. Twórcy zaserwowali mi ciekawe podejście do tego nurtu, skupiając się przede wszystkim na aspektach psychologicznych protagonistów (podobnie, jak we „Frozen”) zamiast epatować nadmierną przemocą, co w połączeniu z umiejętnie stopniowanym napięciem może nie całkowicie, ale po części mnie zainteresowało. Na pewno nie jest to żadne wbijające się w pamięć arcydzieło, aczkolwiek w nudny wieczór, w celach czysto rekreacyjnych można obejrzeć – jeśli tylko akceptuje się mało ambitne horrorki z wyjeżdżającą gdzieś i pakującą się w kłopoty młodzieżą.