Stronki na blogu

środa, 29 maja 2013

„Jack Reacher: Jednym strzałem” (2012)

Tajemniczy snajper zabija pięć osób. Wszystkie ślady prowadzą do Jamesa Barra, weterana, który zostaje postawiony w stan oskarżenia. Podczas przesłuchania sugeruje śledczemu i prokuratorowi, aby odnaleźli Jacka Reachera, tak zwanego Ducha, który izoluje się od społeczeństwa, starannie zacierając wszelkie ślady, mogące do niego prowadzić. Po obejrzeniu wiadomości o schwytaniu Barra, Jack postanawia połączyć siły z jego obrończynią i znaleźć dowody na niewinność jego kolegi z wojska.
Ostatnimi czasy dosyć głośno było o najnowszym filmie Christophera McQuarrie i bynajmniej jego kinowa dystrybucja nie była najważniejszym czynnikiem popularności „Jacka Reachera”. Niniejszego obrazu najbardziej oczekiwali wielbiciele cyklu książek Lee Childa o weteranie żandarmerii (w filmie piechoty morskiej), który prowadząc wędrowny tryb życia wielokrotnie nagina prawo, aby sprawiedliwości stała się zadość. Jak się okazało wybór Toma Cruise’a do tej roli jeszcze przed premierą spotkał się z ogólnym niezadowoleniem wśród widzów, przede wszystkim przez wzgląd na jego posturę nieodpowiadającą potężnej, wysokiej sylwetce powieściowego Reachera. Jeśli o mnie chodzi to nie jestem zagorzałą fanką twórczości Childa – styl ma całkiem smaczny, aczkolwiek zawsze traktowałam jego książki wyłącznie przez pryzmat czystej rozrywki, bez nadmiernych ekscytacji. Z tego względu, mimo, że w pełni rozumiem niezadowolenie czytelników, sympatyzujących z książkowym Reacherem w ogóle nie przeszkadzał mi Cruise w tej roli. Powiem nawet więcej: jest to aktor, którego zawsze darzyłam daleko posuniętym zamiłowaniem, bowiem nie zwykłam przedkładać życia osobistego sław (które w najmniejszym stopniu mnie nie interesuje) ponad zawodowe, a aktorstwu Cruise’a naprawdę nie ma, czego zarzucić. W przypadku kreacji Reachera nie miał się zanadto czym popisać, ponieważ specyfika tej postaci nie dopuszcza przesadnej mimiki – opiera się na stateczności i powadze, co wcale nie oznacza, że nie posiada poczucia humoru, które niejednokrotnie podczas seansu wywoływało uśmiech na mojej twarzy i było jednym z kluczowych elementów, rozbudzających we mnie głęboką sympatię do tej postaci.
„Jack Reacher: Jednym strzałem” to mieszanka thrillera z filmem akcji, z przewagą, na szczęście, tego pierwszego. Po filmie hollywoodzkim spodziewałam się ciągłych pościgów, strzelanek i walk wręcz z maksymalnym wykorzystaniem efektów specjalnych. Oczywiście, te integralne dla sensacji elementy również się pojawiają, aczkolwiek bardziej skupiają się na nasyceniu fabuły umiarkowanym dynamizmem, aniżeli popisywaniu się nowoczesną technologią. Świetnym przykładem może być tutaj scena walki przed barem, kiedy to Reacher w swój zwykły, jakże sympatyczny, luzacki sposób rozprawia się z pięcioma napastnikami – uprzednio lojalnie ich ostrzegając, co nacechowano sporą dozą idealnie współgrającego z akcją komizmu. Właściwie cała oś fabularna skupia się tylko i wyłącznie na Reacherze, który za pomocą zwykłej dedukcji, opartej na dowodach, potrafi rozwikłać najbardziej skomplikowane zagadki kryminalne. Partnerująca mu w śledztwie młoda prawniczka, córka prokuratora nieodmiennie usuwa się na drugi plan, mając być jedynie ozdobą dla głównego bohatera, w czym zawinił nie tyle scenariusz, ale beznamiętna kreacja Rosamund Pike, która nie potrafiła wykrzesać z siebie większych, przekonujących widza emocji.
Sama intryga kryminalna, choć skomplikowana nie odznacza się jakimiś większymi zaskakującymi fajerwerkami. Ot, mamy pięć zastrzelonych ofiar, a zadaniem Reachera jest udowodnić niewinność oskarżonego, odnaleźć prawdziwego sprawcę i ukarać go. Rezultaty jego śledztwa, tak pełnego dynamizmu, dowcipu i porażającej dedukcji z pewnością nie pozostawią widzów w stanie oszołomienia, aczkolwiek należy oddać twórcom sprawiedliwość, że udało im się tak mało spektakularne śledztwo przedstawić w tak wciągający sposób, w czym szczególne zasługi miała charakterystyka cwanego Jacka Reachera.
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po tym filmie niczego nadzwyczajnego i w gruncie rzeczy niczego takiego nie dostałam, aczkolwiek nie podejrzewałam, że seans tak mocno mnie zaangażuje i nawet, jeśli szybko o nim zapomnę to nie mogę powiedzieć, aby w jakimkolwiek stopniu mnie znużył. Jedno jest pewne: tej kreacji Cruise’a nigdy nie puszczę w niepamięć – znakomita postać, której nie można nie polubić.
Za płytę DVD bardzo dziękuję sklepowi internetowemu FilmFreak
Płyta DVD zawiera reportaż poświęcony walkom i broni z filmu oraz kod, dający dwutygodniowy darmowy dostęp do bazy ponad 2 tys. ebooków – promocja ważna tylko do 31 grudnia tego roku.