Stronki na blogu

niedziela, 5 maja 2013

„Piła mechaniczna” (2013)

Recenzja na życzenie
W miasteczku Newt w Teksasie dochodzi do linczu rodziny Sawyerów – okrutnych morderców, na czele których stał rosły, opóźniony w rozwoju mężczyzna ze skórzaną maską na twarzy, dzierżący w ręku piłę mechaniczną. Z pożaru roznieconego przez rozwścieczonych mieszkańców miasteczka cało wychodzi jedynie niemowlę, Heather, która zostaje przygarnięta przez małżeństwo, pragnące dziecka. Dwadzieścia lat później dziewczyna dowiaduje się, że została adoptowana, gdy prawnik jej prawdziwej babci prosi ją o przyjazd do Newt, celem przyjęcia odziedziczonego po niej dworu. Dziewczyna wraz z trójką znajomych wyrusza na spotkanie ze swoimi korzeniami oraz… zamaskowanym kuzynem, któremu również udało się przed laty przeżyć.
W 1974 roku Tobe Hooper nakręcił kultowy już, bezkompromisowy obraz, zatytułowany „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, któremu z punktu widzenia współczesnego widza wiele można zarzucić, ale w stosunku do brudnego, pełnego wszechobecnej degeneracji klimatu nawet najwięksi krytycy do dzisiaj czują respekt. Jego opowieść o opóźnionym w rozwoju Leatherface’ie głównym bohaterem czyni atmosferę zepsucia - piłę mechaniczną spychając na plan drugi, wbrew tytułowi, sugerującemu nieprzerwany rozlew krwi. Podobny zabieg w 2003 roku zastosował Marcus Nispel w swoim remake’u obrazu Hoopera, bo choć zbudowany przez niego klimat jest znacznie delikatniejszy, jeśli chodzi o wszechobecną degenerację to reżyserowi udało się znaleźć „złoty środek” w oświetleniu, sprawiając, że największa groza, paradoksalnie, odczuwalna jest podczas scen, kręconych w pełnym świetle Teksasu. Chociaż wersja Hoopera doczekała się trzech sequeli, twórcy „Piły mechanicznej” postanowili całkowicie się od nich odciąć, kręcąc swoją alternatywną kontynuację, równocześnie nie biorąc pod uwagę również remake’u i jego prequel’a (niedługo trzeba będzie mieć doktorat, żeby się w tym połapać), choć wielbiciele wersji Nispela, zauważą mały ukłon w ich stronę w postaci personaliów mordercy - Jedidiah Sawyer, takie samo imię w 2003 roku nadano jednemu z członków rodziny Hewittów.
Reżyser „Piły mechanicznej”, John Luessenhop, postanowił zrezygnować z wizytówki oryginału i jego remake’u nie chcąc, bądź nie potrafiąc stworzyć tego charakterystycznego klimatu. Na początku, kiedy czwórka młodych ludzi (plus autostopowicz, którego w filmie z tej serii, jak widać zabraknąć nie mogło) zmierza do miasteczka Newt w stanie Teksas twórcy mieli szansę zbudować atmosferę, rodem z remake’u, podsycając tajemniczość i zagrożenie, czyhające na naszych protagonistów, nawet w promieniach palącego słońca. Niestety, taki cel wymagałby zbyt wiele wysiłku, a Luessenhop kręcił przecież film, który w technologii 3D miał trafić do kin, wprost przed oczy masowych odbiorców, liczących (w jego mniemaniu) na nieustającą akcję i rozlew krwi. W momencie pojawienia się już nie Leatherface’a tylko Jeda (kolejna próba odcięcia się od starych wersji na rzecz wymuszonej oryginalności), który nie bacząc na nic będzie sobie hasał z piłą po odziedziczonym przez Heather dworze i… wesołym miasteczku, pełnym ludzi o jakimkolwiek klimacie tym bardziej nie będzie mogło być mowy, bowiem iluzja wyalienowania naszych protagonistów całkowicie pryśnie, a jak wiadomo im więcej na planie statystów tym mniejsza szansa na zbudowanie aury wszechobecnego zagrożenia. Jak na slasher przystało twórcy pokusili się również o odpowiednio niskie IQ głównych bohaterów, którzy między innymi pomimo nieznajomości autostopowicza zostawią go samego w domu pełnym kosztowności, dziwiąc się potem, że skusiła go chęć łatwego zarobku. Takich bezsensów jest niestety o wiele więcej, a największy w moim mniemaniu wyłania się pod koniec seansu, wyrasta z próby natchnienia fabuły swego rodzaju oryginalnością w tym skostniałym podgatunku horroru, a mianowicie motywu odwetu mieszkańców na zdegenerowanej rodzince Sawyerów. Tutaj filmowcy bardzo postarali się o maksymalne usprawiedliwienie Jeda, pozostawiając antagonistyczne cechy „szanowanym” obywatelom Newt. Podobny zabieg zastosował Jonathan Liebesman w prequel’u remake’u z 2006 roku, ale choć wówczas większą winą obarczono szeryfa Hoyta, aniżeli Leatherface’a widz cały czas pamiętał, do jakich czynów jest zdolny – współczuł mordercy z piłą, ale równocześnie czuł do niego odrazę. Natomiast tutaj w pewnym momencie będziemy potępiać tylko i wyłącznie opętanych żądzą zemsty mieszkańców miasteczka, dopingując Jedowi, co w finale uraczy nas niewyobrażalnym wręcz absurdem. UWAGA SPOILER Jakoś nie mogę uwierzyć, że policjant, który w kluczowej scenie opowiada się po stronie mordercy, w następnym ujęciu tak spokojnie sobie odchodzi, pozostawiając go na wolności. I co ważniejsze, nie jestem w stanie pojąć decyzji Heather, która mając w głębokim poważaniu śmierć swoich znajomych wybiera „więzy krwi” i postanawia chronić swojego kuzyna, równocześnie nasyłając go na swoich wrogów (absurdalna scena po napisach końcowych) KONIEC SPOILERA.
Skoro już ponarzekałam na bezsensowną fabułę czas przejść do plusów tej produkcji. Otóż, zauważyłam, że pomimo niemożności twórców w kwestii stworzenia odpowiedniego klimatu, przekonujących charakterologicznie postaci, ze szczególnym wskazaniem na osobę mordercy, którego w moim mniemaniu mocno sprofanowano, postarali się przynajmniej o maksymalnie przekonujące sceny gore – szczególnie wbija się w pamięć przecinanie na pół chłopaka i widok „pracowni” Jeda, pełnej rozczłonkowanych ciał. Obawiałam się trochę, że Luessenhop zasugeruje się tytułem i zaserwuje nam regularną jatkę, ale na szczęście pamiętał, że w tej serii to raczej niewskazane – ważniejszy jest umiar, ale dopracowany, aniżeli mało realistyczne rozlewy sztucznej posoki.
Luźne plany Hollywoodu przewidują „Piłę mechaniczną 4” w 2014 roku, aczkolwiek po seansie niniejszego obrazu mam szczerą nadzieję, że nie powstanie – nie chciałabym, żeby jeszcze bardziej sprofanowano Leatherface’a, choć nie wiem, czy jest to w ogóle możliwe po tym, co zaserwował nam Luessenhop. W każdym razie krwawe sceny to chyba troszkę za mało, abym z czystym sumieniem mogła polecić „Piłę mechaniczną” komukolwiek poza osobami, niezaznajomionymi z innymi filmami z tej znanej serii. No, ale chociaż plakaty ładnie się prezentują:)

12 komentarzy:

  1. Tego typu horrory są bardzo schematyczne i przewidywalne. Brak im powiewu świeżości i nowatorskiej fabuły.Widzę, że i w przypadku „Piły mechanicznej” nie jest inaczej. No cóż, jednak spasuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uch, szkoda. Wczoraj się nakręciłem na seans, a tu taka miażdżąca opinia. Chyba sobie odpuszczę, mam zatrważającą dużą listę filmów do obadania, by tracić czas na chłam. Nawet jeśli to kultowy Leatherface.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten film jest bardzo fajny ogladnij

      Usuń
  3. Mnie już wystarczająco odstraszył pierwszy zwiastun produkcji, który prezentował się bardzo słabo. Wiadomo, że nie musiało to oznaczać złego filmu, jednak pojawiło się ostatnio kilka ciekawszych produkcji i człowiekowi może być szkoda czasu na oglądanie czegoś takiego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Plakaty są piękne, ale podziękuję w takim razie.
    O, Buffy, widziałaś to: https://www.facebook.com/photo.php?v=10200364577651721
    Omnomnomnom!! Co prawda ździebko taka powiększona o kilka bohaterów wersja "Nieznajomych", ale obejrzę chętnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fakt, psychologiczną strona filmu całkowicie niewiarygodna. Gdyby chociaż zadbano o jakąś bardziej przekonującą traumę Heather, jakieś załamanie które uprawdopodobniło jej przejście na drugą stronę, po tym jak dosłownie chwilę wcześniej widziała makabryczne zabójstwo jej przyjaciela. Poza tym jednak ta całkowita niejdonoznaczość moralno-etyczna filmu ma swój urok i klimat.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli jak widzę, mamy podobne wrażenia po seansie:) Niestety film mocno naciągany, jeśli weźmie się pod uwagę zachowanie głównych bohaterów. Poza tym najbardziej wnerwiało mnie to właśnie "usprawiedliwienie" Leatherface'a- z groźnego i zatrważającego psychopaty zrobili biednego kozła ofiarnego, któremu momentami się współczuje:/ W przypadku legendy horroru, jaką jest Leatherface zabieg taki to strzelenie sobie w stopę z pistoletu. Masa niedorzecznych sytuacji i próby zrobienia z filmu dzieła oryginalnego ostatecznie stoczyło całe przedsięwzięcie na manowce. Godne uwagi są właśnie te krwawe sceny, choć przy całym bałaganie nie jest to w stanie uratować produkcji. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przesada z tymi wszystkimi rebootami i remake`ami. Po co robić na nowo coś, co jest tak dobre?

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo krytycznych głosów, i tak planuję obejrzeć ten film. Ale najpierw zaserwuję sobie poprzednie części sagi o panu L. Zwłaszcza że widziałem jedynie dwa remake'i (tak, tak - wstyd się do tego publicznie przyznawać)...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze nie widziałam. Bałam się obejrzeć chyba, mając w pamięci kultową wersję Hoopera ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. proponuje następną teksańską masakre zrobic w starszym wydaniu lata 74 bo lata wspułczesne troche niepasują moim zdaniem i wiecej krwi i flaków planów jest dużo typu że thomas je czyjś mózg ciąg ie za sobą goscia przecietego nie dokonca na pół, wyrywa komuś kdegosłup to ma być poprostu źeś jakiej nikt niewidział tytu może być teksanska masakra w teksasie

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie podobała się ta część Piły.Uważam za dosyć oryginalne uczynienie Letherface antybohaterem i to, że kuzynka stanęła po jego stronie. Dobrze się bawiłam oglądając ten film.

    OdpowiedzUsuń