Stronki na blogu

niedziela, 8 września 2013

Rob Zombie, B.K. Evenson „Panowie Salem”


W przeszłości miasto Salem w stanie Massachusetts borykało się z plagą wiedźm, wyznawczyń Szatana, dla którego gotowe były oddać życie. Trudnego zadania ich zgładzenia poddali się ówcześni łowcy czarownic, którym udało się zniszczyć cielesną powłokę wiedźm kosztem przekleństwa rzuconego na ich kolejne pokolenia. Teraz po kilku stuleciach Salem znowu pada ofiarą mrocznych mocy, w centrum których tkwi Heidi Hawthorne, miejscowa didżejka. Gdy pewnego dnia jakiś zespół określający się mianem „Panów” przysyła jej płytę z mrożącym krew w żyłach nagraniem Heidi zgodnie ze zwyczajem stacji radiowej puszcza ją w eter. Tym samym nieświadomie doprowadza miasto do zguby.

„Ujrzała go przywiązanego do słupków łóżka i powoli nakłuwanego igłami. Ujrzała go z wyłupionymi oczami, kiedy kucała przy nim i cięła mu genitalia brzytwą, pozwalając krwi tryskać na brzuch. Zobaczyła też siebie, jak rozrywa mu klatkę piersiową, wciska ręce w głąb ciała i wyrywa serce, które następnie zaczyna jeść. Było gumowate i twarde, jak kiepsko ugotowany kalmar.”

Mający swoją premierę w 2012 roku horror Roba Zombie, znanego muzyka heavymetalowego oraz twórcy między innymi takich obrazów, jak „Dom 1000 trupów”, „Bękarty diabła” i remake’u kultowego „Halloween” Johna Carpentera, podzielił krytyków, którzy prześcigali się w wyrażaniu swoich maksymalnie pochlebnych i miażdżąco negatywnych opinii. Z widzami sprawa wyglądała podobnie, bowiem „The Lords of Salem” w przeważającej większość przypadł do gustu wielbicielom gatunku, nie starając się przypodobać masowym odbiorcom, a co za tym idzie wśród tych przypadkowych widzów zyskał sporą rzeszę przeciwników. W porozumieniu z docenianym przez krytykę pisarzem, Brianem Evensonem Rob Zombie postanowił spróbować swoich sił w dotychczas omijanej epice. Obaj panowie przenieśli na karty powieści fabułę filmu, nade wszystko starając się poprawić wszelkie niedoróbki, które zarzucono im po premierze produkcji Zombie.

Lektura „Panów Salem” przywiodła mi na myśl stylistykę Clive’a Barkera, Edwarda Lee i Johna Eversona, nastawioną przede wszystkim na szokowanie czytelnika sporą dawką gore. Podobnie, jak to ma miejsce w przypadku znanych twórców prozy ekstremalnej Zombie i Evenson stawiają na prostą historię okultystyczną, aczkolwiek w przeważającej większości przedstawioną na pograniczu jawy i snu głównej bohaterki, Heidi Hawthorne. Czerpiąc inspirację z niechlubnej sławy miasta Salem w stanie Massachusetts autorzy zdecydowali się na umiejscowienie akcji w tymże miejscu równocześnie zapożyczając niektóre jego fakty historyczne. O czarownicach z Salem słyszał już chyba każdy, więc nie dziwi fakt, że książka głównie o nich traktuje – nierządnicach Szatana, przyzywających go do naszego świata, w którym gotowe są mu służyć. Okultystyczna fabuła powieści pozostawiła autorom pole do szokowania nie tylko rozlewem krwi, ale również licznymi bluźnierstwami, bowiem nasze wiedźmy nie wahają się przed obrzucaniem wulgaryzmami wszystkiego, co święte. Ich czarne msze, jak można się tego spodziewać nie mogą się również obyć bez ofiar. Zombie i Evenson w makabrze zawędrowali dosyć daleko – przypalanie noworodka, obdzieranie ze skóry, wydłubywanie oczu, to tylko niektóre z ich odstręczających pomysłów na eliminacje poszczególnych ofiar, ale błędem byłoby traktować „Panów Salem” tylko i wyłącznie przez pryzmat makabreski. Dzięki bardzo ciekawej charakterologicznie postaci Heidi, byłej narkomanki, didżejki w miejscowej rozgłośni radiowej oraz co najważniejsze potomkini sławnego łowcy czarownic, autorzy kreślą czytelnikom pełną odniesień do historii Salem oraz wątków okultystycznych fabułę, w której dominującą rolę odgrywa tajemnicza płyta zespołu Panów, która jak się z czasem okaże wyzwala w niektórych mieszkankach miasta najgorsze instynkty. Podczas, gdy w Salem mają miejsce trudne do wyjaśnienia mordy rytualne Heidi boryka się z przerażającymi snami, w których widuje żądne jej krwi upiory oraz puste mieszkanie w jej kamienicy, z którego emanują mroczne siły. Wątki z pogranicza jawy i snu, pełne idealnie wyważonej grozy i makabry, choć mają za zadanie jedynie urozmaicić dosyć prostą i w gruncie rzeczy mocno przewidywalną fabułę, prezentują się wręcz doskonale – jeśli za wyznacznik doskonałości literatury z gatunku horroru uważać zdolność autorów do nakreślenia duszącej, pełnej okropieństw i nadnaturalnych aspektów oś fabularną to obcując ze snami Heidi chyba każdy odbiorca przyzna, że całkowicie spełniły one swoje zadanie.

„Skóra na jej twarzy zaczęła się psuć i odrywać od reszty ciała, odsłaniając kości. Usta odpadły, ujawniając szczękę i zgniłe zęby. Brakowało oczu, w czaszce ziały tylko dwa czarne otwory.”

Zombie i Evenson, szczególnie na początku powieści urozmaicili fabułę małą dawką czarnego humoru, widocznego głównie w trakcie dowcipnych dialogów pomiędzy Heidi i jej kolegami z pracy, ale również w odniesieniu do właścicielki kamienicy, w której mieszka dziewczyna oraz jej sióstr – styl i sposób bycia kobiet przywodzi na myśl hipisowski ruch i równocześnie wywołuje skojarzenia z kultowym „Dzieckiem Rosemary”, co zauważyła również krytyka zarzucając filmowi, na podstawie którego powstała książka bezkrytyczne powielanie motywów Iry Levina. Tak na marginesie dodam, że niezmiernie ciekawi mnie, co stało się ze Steve’m – autorzy chyba zapomnieli domknąć jego wątek, co przez wzgląd na moje zamiłowanie do zwierząt niesamowicie mnie męczy…

Wątpię, żeby „Panowie Salem” przypadły do gustu osobom rzadko obcującym z literacką grozą, bowiem w gruncie rzeczy prosta fabuła oraz epatowanie głównie makabrą ma zdać egzamin tylko w ramach gatunku, bez pretendowania do czegoś ambitniejszego. Dla mnie to akurat plus – liczyłam na mocną, mroczną rozrywkę i dokładnie to dostałam. I choć fabuła nie grzeszy jakąś daleko idącą innowacyjnością oraz zaskakującymi zwrotami akcji (wespół z finałem, który choć przewidywalny wydaje się być jedynym słusznym rozwiązaniem) to stylowi i elementom stricte horrorowym nie można absolutnie niczego zarzucić. Słowem: idealna lektura do poduszki dla wielbicieli gatunku!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

4 komentarze:

  1. Ja jestem przekonana. Podoba mi się to, że tutaj nie ma żadnej głębi, tak jak to niektórzy autorzy horrorów chcą na siłę wepchnąć jakieś dziwne puenty. Horror to horror, ma 'bawić', a nie umoralniać, dlatego ja chętnie sobie przeczytam o tych makabrach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dodać, nic ująć, dokładnie takiej książki się spodziewam, więc mam zamiar ją przeczytać i to jak najszybciej :) A później pewnie przyjdzie kolej na film.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam dokładnie takie samo zdanie na temat horroru, jak Paulina, dlatego ponad wszelką wątpliwość przeczytam tę książkę i już wiem, że będę zadowolony :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Steve został z żoną pisarza o ile dobrze pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń