Stronki na blogu

niedziela, 13 kwietnia 2014

Przegląd reżyserów kina grozy # David Cronenberg

W trzecim przeglądzie pokrótce przybliżę filmografię najpopularniejszego twórcy body horrorów, Davida Cronenberga. Poniżej znajdziecie całkowicie subiektywny ranking prawie wszystkich filmów tego reżysera, które dotychczas udało mi się zobaczyć. Odpuściłam jedynie takie obrazy, jak „Niebezpieczna metoda”, „Pająk”, „Wschodnie obietnice” i „Crash: Niebezpieczne pożądanie” (chociaż dwa pierwsze filmy są doskonałe), ponieważ nie poruszają się ani w estetyce kina grozy, ani science fiction, więc oczywistym jest, że nijak nie przystają do poniższej listy.

1. „Mucha” (1986)

Remake filmu z 1958 roku, wpisujący się do kanonu najlepszych body horrorów w historii kinematografii. Wielokrotnie nagradzany, w tym Oscarem za charakteryzację, co biorąc pod uwagę to, co Cronenberg tutaj pokazał w ogóle nie dziwi. Powolna przemiana człowieka w oślizgłą muchę, daleko posunięta deformacja ciała, scena porodu potomka „muszego człowieka”, a to wszystko z wykorzystaniem niezwykle realistycznych, odstręczających wizualnie rekwizytów, bez posiłkowania się efektami komputerowymi. Ambitne podteksty, których w filmach Davida Cronenberga zawsze jest pełno. Tutaj dotykają przede wszystkim problemu nieprzystosowania do swojego ciała i trudów macierzyństwa, choć dla wielu widzów „Mucha” zawsze będzie sztandarowym obrazem, traktującym o strachu społeczeństwa przed AIDS. Mistrzostwo klimatu, aktorstwa i efektów specjalnych, o którym nigdy się nie zapomina!

2. „Wściekłość” (1977)

Nietypowe podejście do tematyki wampiryzmu. Opowieść o kobiecie, która po operacji przeszczepu skóry wykształca pod pachą oślizgłą mackę, która karmi się ludzką krwią, zamieniając swoich żywicieli w oszalałe bestie. Siłą tego obrazu jest przede wszystkim przerażająca charakteryzacja ludzkich bestii, ale nie należy zapominać o oryginalnym pomyśle i hipnotyzującym, surowym klimacie grozy. W podtekstach można się tutaj doszukiwać nieufności reżysera do nowoczesnej medycyny.

3. „Videodrome” (1983)

Legendarny horror science fiction obrazujący negatywny wpływ kinematografii na psychikę ludzką. Cronenberg skupia się tutaj przede wszystkim na brutalnej pornografii, która za pośrednictwem nielegalnego programu pt. „Videodrome” dosłownie infekuje umysł każdego, kto miał nieszczęście go obejrzeć. Dziewczyna głównego bohatera po seansie owego spektaklu przemocy wręcz błaga go, aby poprzekłuwał jej uszy, nie waha się również przed gaszeniem papierosa na swojej piersi. Ale to jeszcze nic. Jej chłopak wkrótce przemieni się w żywy odtwarzacz video – za pośrednictwem otworu w swoim brzuchu będzie mógł wsuwać w swoje ciało nagrania z rozkazami od tajemniczych twórców „Videodromu”. Media żyją w naszych umysłach – dokładnie o tym traktuje ten film, tyle, że obrazuje to bardziej dosłownie, aniżeli tylko w sferze stricte psychologicznej. W „Videodromie”’ media ożywają w ciele człowieka, zamieniając go w dziwaczny przekaźnik. A widz patrząc na to wszystko zastanawia się, czy David Cronenberg kiedyś się wypali i skończy z tą dalece pomysłową, hipnotyzującą oryginalnością.

4. „eXistenZ” (1999)

Produkcja science fiction będąca krytyką uzależnionego od wirtualnego świata społeczeństwa, zobrazowana w typowym dla Cronenberga dosłownym stylu. Cielesne konsole, pełne wnętrzności gadów i płazów, które łączą się z graczem za pośrednictwem pępowin, mających symbolizować swego rodzaju związek macierzyński. Sceneria odstręczającej, pełnej oślizgłych rekwizytów wirtualnej rzeczywistości to kwintesencja body horroru, w którym to Cronenberg wiedzie prym, a w połączeniu z przygnębiającym, jakże prawdziwym przesłaniem robi naprawdę niezapomniane wrażenie.

5. „Dreszcze” (1975)

Przedsmak „Wściekłości”, która tematycznie bardzo zbliżyła się do „Dreszczy”. Pełen surowego klimatu i scen gore obraz opowiadający o folgowaniu swoim zbrodniczym zapędom. Typowy dla filmów Cronenberga burzyciel, naukowiec, który znajduje sposób na infekowanie ludzi dziwacznymi pasożytami. Ich nosiciele zamieniają się w wyzbyte wszelkich ludzkich uczuć maszyny do zabijania człowieczeństwa. Takiego popisu gore zniesmaczającego nawet dziś ze świecą szukać w kinematografii z lat 70-tych.

6. „Potomstwo” (1979)

Jeden z najbardziej charakterystycznych filmów Davida Cronenberga, nakręcony w okresie jego rozwodu i walki o opiekę nad dzieckiem. To istotne fakty w kontekście tematyki „Potomstwa”, traktującego przede wszystkim o macierzyństwie, ale również o zgubnym oddziaływaniu medycyny na bezpieczeństwo społeczeństwa. Zdeformowane dzieciaki bestialsko mordujące członków rodziny głównego bohatera, w jakiś niepojęty sposób związane z fanatycznym psychiatrą, przeprowadzającym tajemnicze zabiegi na jego żonie. Cronenberg, nie licząc miażdżącego zakończenia nie stara się tutaj szokować rozlewem krwi, a raczej przesłaniem i duszącym klimatem, będącym zapowiedzią naszej rychłej zguby w starciu z medycyną eksperymentalną.

7. „Skanerzy” (1981)

Nagrodzony dwoma Saturnami horror science fiction, który doczekał się swojego sequela. Pełna jakże realistycznych krwawych efektów specjalnych (ze szczególnym wskazaniem na wybuchającą głowę) wizja kontrolowania umysłów, tworzenia zdolnych zabijać siłą woli telepatów. Choć film bazuje na oklepanym schemacie walki dobra ze złem chyba każdy, kto go obejrzy przyzna, że jak dotąd nie powstał równie klimatyczny, znakomicie zrealizowany i odegrany straszak o kontroli umysłu. Przy tej produkcji nawet „Podpalaczka” Stephena Kinga wydaje się być bajeczką dla grzecznych dzieci.

8. „Martwa strefa” (1983)

Nagrodzona Saturnem ekranizacja powieści Stephena Kinga, która przez fanów pisarza często jest dyskredytowana przez wzgląd na kilka zmian wprowadzonych w fabułę. Jednakże moim zdaniem „Martwa strefa” jest odbiciem reżysera, nie autora (jeśli ktoś szuka ducha Kinga niech po prostu przeczyta książkę), który choć nie miał tutaj wielkiego pola do epatowania scenami gore wtłoczył jedną maksymalnie odstręczającą scenę samobójstwa za pomocą nożyczek. To samo tyczy się innowacyjności. Cronenberg musiał trzymać się ram opowieści Kinga, przez co wyzbył się swoich wirtuozerskich wizji. Co nie znaczy, że nie zrekompensował sobie tego charakterystycznym dla swojej twórczości surowym klimatem grozy. O wiele lepiej czuje się we własnych, innowacyjnych pomysłach, ale to nie znaczy, że nie potrafi stworzyć godnej uwagi adaptacji, która w oderwaniu od książki wypada nadzwyczaj przyzwoicie.

9. „Nagi lunch” (1991)

Jeden z nielicznych filmów Davida Cronenberga, który tylko w połowie mnie zadowolił. Adaptacja powieści Williama S. Burroughsa, nawiązująca również do jego innych utworów, utrzymana w mocno psychodelicznym klimacie. Myślę, że największym błędem było przepełnienie fabuły taką mnogością podtekstów, które owszem wywołują wrażenie swego rodzaju daleko idącej ambitności, ale równocześnie tak mocno komplikują fabułę, że w pewnym momencie zwyczajnie nużą. Niszczący wpływ narkotyków na ludzki umysł, krytyka homoseksualizmu, mizoginizm – to wszystko wtłoczone w jeden film szybko prowadzi do przesytu. Na szczęście efekty specjalne (ze szczególnym wskazaniem na karaluchowate maszyny do pisania i współżycie gejów, z których jeden jest odstręczającym stworem z mackami) to typowe dla Cronenberga, pomysłowe, zniesmaczające widowisko i tak na dobrą sprawę jedynie przez wzgląd na nie można sięgnąć po „Nagi lunch”.