Stronki na blogu

piątek, 25 lipca 2014

Anders de la Motte „Gra”


Henrik HP Pettersson znajduje telefon komórkowy, który zaprasza go do Gry, polegającej na wykonywaniu niebezpiecznych zadań w rzeczywistości. Szukający poklasku HP początkowo jest zachwycony adrenaliną, jakiej dostarcza mu Gra oraz swoją coraz większą popularnością na portalu internetowym, gromadzącym jego i innych graczy filmiki z akcji. „Życie na krawędzi”, na usługach tajemniczego Przywódcy, sterującego Grą tak go uzależnia, że nawet, gdy popada w niełaskę i całe zakrojone na szeroką skalę przedsięwzięcie obraca się przeciwko niemu myśli tylko o tym, jak odzyskać zaufanie swoich oprawców.
Tymczasem policjantka pracująca w Biurze Ochrony Rządu, Rebecca Normen, po udanej akcji zostaje przeniesiona do elitarnej Grupy Alfa. Jej życie u boku przygodnego kochanka i upragniony awans stwarzają pozory idyllicznej egzystencji, do czasu aż jej traumatyczna przeszłość zaczyna rzutować na teraźniejszość. Ktoś zostawia w jej szafce wiadomości, sugerujące, że wie, jakiej zbrodni dopuściła się przed laty. Na domiar złego pośrednio zostaje wmieszana w śmiertelnie niebezpieczną Grę, od której tak uzależnił się HP.

Pierwsza część trylogii szwedzkiego autora, Andersa de la Motte, który obecnie jest dyrektorem do spraw bezpieczeństwa w firmie IT. Debiutując „Grą” pisarz wyznaczył sobie miejsce na rynku skandynawskim z dala od kryminałów, z których północna Europa słynie. Celował raczej w bardziej nowatorską niszę, której owszem blisko do sensacji, ale opartej na innowacyjnym w literaturze szwedzkiej pomyśle (choć w kinematografii spotykałam się już ze zbliżoną tematyką).

„Zadania obejmują pobicia, pożary, działania sabotażowe, nawet morderstwa! Otwórz gazetę, a dowiesz się, do jakich zdarzeń dochodzi codziennie! […] Sprawdź jakikolwiek serwis informacyjny, a od razu natkniesz się na Grę.”

Bez zbędnych, przydługich wstępów de la Motte już na początku objaśnia nam reguły Gry, w której decyduje się wziąć udział jeden z głównych bohaterów, Henrik HP Pettersson. Każdy Gracz zobowiązany jest wykonywać zadania przesyłane na nowoczesny telefon komórkowy, przez tajemniczego Przywódcę. Każdą akcję musi nagrywać na potrzeby internautów, choć w pobliżu zawsze czuwa drugi Gracz, który filmuje wszystkie wydarzenia z boku. Za każdą poprawnie wykonaną akcję dany śmiałek otrzymuje punkty, które zamieniane są na dolary. Ponadto, jeśli zadba o efektywność ma szansę zostać Graczem Tygodnia, jeśli oczywiście zdobędzie największe uznanie internautów. Za pośrednictwem telefonu komórkowego każdy może przejrzeć aktualne rankingi wszystkich biorących udział w Grze – im więcej punków tym wyższe miejsce na liście. Pierwsze zadanie, polegające na odebraniu parasola pasażerowi pociągu rozbudza apetyt HP, ale jak się można tego spodziewać poziom trudności z czasem wzrośnie. Co oczywiście nie zatrzyma pragnącego poklasku, lekko anarchistycznie nastawionego do władz i uzależnionego od adrenaliny HP. Od zwykłej kradzieży przejdzie do zamachów, w ogóle nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Myśląc jedynie o jak najszybszym objęciu miejsca lidera w rankingu graczy. Podczas gdy de la Motte już od pierwszej strony mocno zaintrygował mnie wydarzeniami, w centrum których tkwił HP mocno spowalniał akcję w chwilach skupienia na Rebecce Normen. Kobieta pracuje dla elitarnej jednostki Biura Ochrony Rządu, przez co autor aż za często konfrontował mnie z nużącymi w porównaniu do Gry HP ćwiczeniami i akcjami w terenie. Przygodny romans Normen również nie nadał tej postaci jakichś wyrazistszych cech, na miarę tych, które posiadał męski główny bohater. Jedynie przybliżana fragmentarycznie przeszłość kobiety i groźby podrzucane do jej szafki od czasu do czasu przyśpieszały wątki z nią w roli głównej. Ale nie na tyle, żebym wprost nie mogła się doczekać, aż akcja znów skupi się na HP.

Rebekkę i HP, jak można się tego spodziewać coś łączy i co jest typowe dla tego typu powieści w pewnym momencie ich przygody spotkają się w jednym punkcie. Ale nie zdradzę, na czym polega ich znajomość, bo autor przed wyjawieniem tego stosuje naprawdę godne mistrzów suspensu dezorientowanie czytelnika i zaskakiwanie go nagłymi zwrotami akcji – zresztą to samo czyni z chłopakiem Normen. Prawdziwego przeznaczenia i reguł Gry można się szybko domyślić, podobnie przeszłości Rebekki, ale relacjami międzyludzkimi i zachowaniem protagonistów de la Motte już mocno zaskakuje. Co rzecz jasna tylko podnosi poziom tej rozrywkowej lektury. A byłoby jeszcze lepiej gdyby nie styl autora – prosty, naszpikowany slangiem, często z naleciałościami języka angielskiego mnie mocno raził, ale w zamyśle autora ta powieść miała trafić przede wszystkim w gusta nowego pokolenia, które używa takiego języka na co dzień. Unikał kwiecistych, złożonych zdań i trudnego nazewnictwa, aby nie zdezorientować nastoletnich odbiorców, co w efekcie rzeczywiście przyciągnęło ich uwagę. Ja za to dostałam porywającą, pełną licznych zwrotów akcji fabułę, więc ten jeden raz mogłam przymknąć oko na to kaleczenie języka.

„Grę” mogę z czystym sumieniem polecić osobom pragnącym dynamicznej, oryginalnej jak na literaturę skandynawską rozrywki, których oczywiście zanadto nie razi język potoczny. Czytelnicy, którzy na co dzień posługują się miejskim slangiem zapewne będą wprost zachwyceni tą lekturą. Pozostali mogą jedynie zasmakować w problematyce książki, z uprzednim przymknięciem oczu na warsztat Andersa de la Motte.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

3 komentarze:

  1. Czytałem tę książkę dawno temu, w wydaniu [geim] - dobra, ale nie na tyle, żebym sięgnął po kolejne części. Swoją drogą, ta nowa okładka jest bardzo "filmowa" - ciekawe, czy to tylko taki chwyt marketingowy, czy Szwedzi/Hollywood rzeczywiście szykują ekranizację. A w podobnych klimatach baardzo polecam serial Chosen z 2013 - też o takiej właśnie morderczej "grze".

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie to książka na jeden rak w dodatku kompletnie nie w moim stylu pisana ale doczytałam do końca i żyje

    OdpowiedzUsuń