Stronki na blogu

sobota, 19 lipca 2014

„Porwani przez obcych” (1998)


Rodzina McPhersonów wraz z osobami towarzyszącymi spotyka się na kolacji z okazji Święta Dziękczynienia. Kiedy gasną światła trzech braci wychodzi na zewnątrz, aby sprawdzić bezpieczniki. Ku swojemu przerażeniu natrafiają na statek istot pozaziemskich, którym zakłócają eksperymentowanie na ciele krowy. Ich pośpieszny powrót do domu i fantastyczna opowieść, którą przekazują reszcie członków rodziny początkowo nikogo nie przekonują. Dopiero taśma z nagraniem feralnych wydarzeń z zewnątrz wywołuje panikę. Sytuacja dodatkowo pogarsza się, gdy Obcy zaczynają prezentować swoje moce oraz podejmują próby wejścia do domu.

W 1989 roku Dean Alioto nakręcił przeszło godzinny found footage o ataku Obcych, zatytułowany „U.F.O. Abduction”, który nie cieszył się wielkim zainteresowaniem wśród widzów. Dopiero w 1998 roku reżyserowi udało się pozyskać wystarczający budżet do nakręcenia filmu podejmującego ten temat. Telewizyjny horror science fiction pt. „Porwani przez obcych” Alioto również utrzymał w raczkującej wówczas stylistyce „kręcenia z ręki” i mockumentary. Co zaskakujące pomimo niewielkiego budżetu produkcji tej udało się wywołać w Stanach Zjednoczonych lekkie kontrowersje. Alioto wyciął napisy końcowe (które dodał dopiero jakiś czas później) i wtłoczył w rzekomo znalezione w domu McPhersonów nagranie, obrazujące ich kilkugodzinną walkę z istotami pozaziemskimi, komentarze „ekspertów”, uwiarygodniające autentyczność taśmy. W efekcie spore grono obywateli USA uległo sile sugestii – ot, taka powtórka z radiowej audycji „Wojny Światów” Orsona Wellesa z 30 października 1938 roku tylko na mniejszą skalę. A pamiętajmy, że były to czasy sprzed powstania utrzymanego w podobnej konwencji „Blair Witch Project”, który dzięki większej kampanii oszukał pokaźniejszą ilość widzów, ale wcale nie był pierwszym tego rodzaju przedsięwzięciem filmowym, jak co poniektórzy chcieliby myśleć. Alioto wpadł na to rok wcześniej i dopiero reakcja bardziej sceptycznych od Amerykanów Nowozelandczyków, którzy rozpoznali aktorów grających w „Porwanych przez obcych” zdekonspirowała Deana Alioto. W polskiej telewizji film wyświetlono już z napisami końcowymi.

Wydaje mi się, że tak mała popularność „Porwanych przez obcych” w Polsce jest przede wszystkim wynikiem małego budżetu i jednorazowego wyświetlenia w telewizji, bowiem o niskiej jakości nie może tutaj być mowy. Ten film w każdym aspekcie dyskredytuje komercyjny „Blair Witch Project”! Więcej: gdyby wszystkie „kręcone z ręki” produkcje prezentowały się tak, jak ta pewnie zapałałabym sympatią do tej, jak dotąd, mocno irytującej mnie mody. Dean Alioto dokonał czegoś wręcz niebywałego – napisał fantastyczny scenariusz i pomimo niewielkiego budżetu (albo może dzięki niemu) w mocno realistycznym stylu oddał go na małym ekranie.

Historia rodziny McPhersonów, pokazana nam za pośrednictwem kamery jej szesnastoletniego członka, w gatunku science fiction nie odznacza się niczym oryginalnym. Alioto wręcz uparcie podąża utartym schematem, ale robi to tak sprawnie, że zamiast nużyć brakiem większej inwencji zwyczajnie zatapia widza w swojej opowieści. Właściwie od początku wiemy, jak zakończy się koszmar McPhersonów i ich partnerów, ale to wcale nie przeszkadza nam w utożsamieniu się, a co za tym idzie dopingowaniu protagonistom w ich nierównej walce. Akcja, niczym w home invasion, w całości rozgrywa się w stojącym na uboczu domu i jego okolicach. Taki zabieg w połączeniu z brakiem prądu, a więc niemożnością telefonicznego, czy radiowego skontaktowania się ze światem zewnętrznym pomógł twórcom w stworzeniu mocno klaustrofobicznego klimatu pułapki bez wyjścia. Zaskoczyła mnie również stylistyka found footage, która w innych filmach, przez zbyt dużą chwiejność obrazu na ogół mnie razi. Tutaj również nasz nastoletni operator często kierował oko kamery w ściany i podłogi, ale Alioto dzięki temu udało się wprowadzić w akcję swego rodzaju aurę paranoi, co w połączeniu z mroczną kolorystyką robi naprawdę piorunujące wrażenie – w przeciwieństwie do innych horrorów z tego nurtu. Aby natchnąć tę produkcję jeszcze większym realizmem twórcy, co jakiś czas przerywali seans ostrzeżeniem o drastyczności następnych scen (choć naprawdę brutalne nie były) oraz komentarzami rzekomych specjalistów, którzy badali autentyczność nagrania McPhersonów przed jego podaniem do publicznej wiadomości. Co paradoksalne realizm „Porwanych przez obcych” tkwi również w obrazowaniu przybyszów z Kosmosu. Ilekroć w polu widzenia pojawia się jakiś kosmita kontury jego wizerunku mocno się rozmywają, tak jakbyśmy patrzyli na jego sylwetkę przez mgłę. To powinno mnie denerwować, bo zawsze optowałam za dosłownością, ale tutaj również zaskoczyłam samą siebie winszując takiemu zabiegowi. W końcu niski budżet nie pozwalał na porywające efekty komputerowe, czy przekonujące kostiumy, a więc twórcy zdecydowali się na najlepsze z możliwych wyjść – pokazać tyle, aby zaakcentować obecność nieznanego, ale równocześnie tuszując ewentualne niedoróbki kiepską jakością obrazu.

Z tych kilku zamazanych manifestacji Obcych wnoszę, że rodzinie McPhersonów zagrażały Szaraki, ale mogę się mylić, bo naprawdę nie sposób im się dokładnie przyjrzeć. Dzięki ich nadprzyrodzonym zdolnościom mamy okazję podejrzeć kilka naprawdę niepokojących scen. Dziewczyna jednego z McPhersonów, Renee, (znakomita Emmanuelle Chriqui, znana mi z „Drogi bez powrotu”) traci przytomność, toczy pianę z ust i dostaje drgawek. Pomimo przepalonych bezpieczników wszystkie urządzenia elektryczne, co jakiś czas się włączają. Czerwone lasery kosmitów palą skórę swoich celów. Rozlegający się nagle piszczący dźwięk ogłusza naszych protagonistów, którzy też z czasem dostają krwotoków z nosa. Ale i tak największą siłą tego filmu są relacje międzyludzkie i namacalna wręcz panika niemalże wszystkich członków rodziny. Nie wiem, jakim cudem dysponując tak niskim budżetem Alioto udało się opłacić tych owszem mało znanych, ale jakże profesjonalnych warsztatowo aktorów. Patrząc na ich silne przerażenie momentami naprawdę można uwierzyć, że ogląda się amatorską relację z koszmaru prawdziwej, nie fikcyjnej rodziny. Z tej całej gromadki zdecydowanie najciekawsza charakterologicznie była mała Rosie, która po podejrzeniu martwego kosmity nabiera dziwnych jak na swój wiek cech. Komentarz zamieszczony przez psychologa sugeruje opętanie, a patrząc na jej nieludzkie opanowanie i próby uspokajania dorosłych można chyba śmiało przyjąć tę tezę. Poza tym znalazło się również miejsce dla blond panikary, odważnego awanturnika, racjonalnego (jak na warunki, w których się znalazł) Afroamerykanina, matkę alkoholiczkę, która myślała jedynie o winie, nawet po zniknięciu jej synów i tak dalej, bowiem nasza rodzinka jest naprawdę liczna.

Moim zdaniem wszystko w „Porwanych przez obcych” stoi na naprawdę wysokim poziomie, pomimo niskiego budżetu. Amatorska realizacja wespół z ciemną kolorystyką i miejscami chwiejnym obrazem tworzą naprawdę mroczną atmosferę wszechobecnego szaleństwa. Ciekawe charakterologicznie postaci znacznie urozmaicają seans, a oszczędne epatowanie efektami specjalnymi i stylizacja na autentyczność nagrania mocno wzmagają realizm sytuacyjny. Naprawdę jestem w szoku, że ten horror odbił się tak cichym echem na opinii publicznej, bo jest naprawdę niebywały!

2 komentarze:

  1. Dawno oglądałem, oj dawno:) Pamiętam, że w tym filmie mocno wkurzało mnie zachowanie aktorów, a wisienką na torcie była kobieta z kieliszkiem w ręku, która co chwila domagała się, by rodzinka dała sobie spokój z kosmitami i zasiadła do konsumpcji przy stole;) Nie wiem, czy w rzeczywistości wykazałaby się tak stoickim spokojem i obojętnością względem inwazji kosmitów. Co do reszty nie mam zastrzeżeń, choć czasami wadziły mi sztywne dialogi. Ale być może za bardzo czepiam się szczegółów. Film nadrabia za to klaustrofobiczną scenografią i efektami świetlnymi imitującymi nalot kosmitów na posiadłość McPhersonów. Jeśli podobał ci się ten film, to w wolnej chwili zerknij na ten:
    https://www.youtube.com/watch?v=tIQRMRQkW1Q

    Jeszcze nie oglądałem, ale mam w planach. Zwiastun prezentuje się nieźle. Ciekawe, jak wypada całość.

    OdpowiedzUsuń
  2. w sam raz na dzisiejszy wieczór z moją lubą

    OdpowiedzUsuń