Stronki na blogu

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Chevy Stevens „Pod czujnym okiem”’


Doktor Nadine Lavoie pracuje w szpitalu psychiatrycznym w mieście Victoria na kanadyjskiej wyspie. Lekarka boryka się z uciążliwą klaustrofobią, której źródła pochodzą z jej zapomnianej przeszłości oraz świadomością uzależnienia od narkotyków córki Lisy, która mieszka na ulicy. Pewnego dnia przyjmuje na oddział zamknięty nową pacjentkę, niedoszłą samobójczynię, Heather Simeon. Dowiaduje się od niej, że jakiś czas spędziła wraz z mężem Danielem w centrum ratowania życia duchowego „Rzeka Życia”, kierowanym przez charyzmatycznego guru, Aarona Quinna. To wyznanie przywołuje w pamięci lekarki fragmenty zapomnianych wydarzeń z okresu jej dorastania, kiedy to wraz z matką i starszym bratem spędziła kilka miesięcy w ubogiej wówczas komunie, prowadzonej przez Aarona. Teraz przywódca sekty cieszy się dużym poważaniem w społeczeństwie, a jego centrum pomaga wielu zagubionym ludziom. Jednak odzyskane po kilkudziesięciu latach wspomnienia z traumatycznych relacji z Aaronem każą jej sądzić, że mężczyzna nadal dopuszcza się nielegalnych czynów, w czym utwierdza ją Heather. Nadine postanawia za wszelką cenę odnaleźć inne ofiary Quinna i postawić go przed wymiarem sprawiedliwości, nie bacząc na zagrożenie, jakie czyha na każdego, kto przeciwstawi się jego woli.

Thriller psychologiczny, docenianej przez krytykę i czytelników, kanadyjskiej pisarki, Chevy Stevens. Dotychczas nie miałam okazji spotkać z jej twórczością, ale po tym, co przeczytałam w „Pod czujnym okiem” nie dziwi mnie, że zaskarbiła sobie tak wielką sympatię. Wydawcy współczesnej literatury grozy bardzo chętnie przypisują psychologię każdemu lekko dotykającemu tej tematyki dreszczowcowi, ale tak szczerze mówiąc już dawno nie natrafiłam na czysty, bezkompromisowy thriller psychologiczny, w którym najważniejszą rolę odgrywałaby psychika postaci, zarówno tych negatywnych, jak i pozytywnych. Chevy Stevens mnie zaskoczyła nie tylko trzymającą w napięciu fabułą, dotykającą leżącej w sferze moich zainteresowań problematyki, ale przede wszystkim tak poważnym podejściem do bohaterów, od losów których wręcz nie można się oderwać.

„Umysł próbował znaleźć proste wytłumaczenie, uzasadnić to, co się stało, jak w arytmetyce: jeden plus jeden równa się dwa. […] Ale życie nie funkcjonuje na takich zasadach. Dobrzy ludzie umierają o wiele za wcześnie, a pacjenci mimo naszych najlepszych starań i tak znajdują sposób, żeby pożegnać się z tym światem.”

Od czasu masowego samobójstwa wyznawców sekty Jima Jonesa w Jonestown w Gujanie w 1978 roku artyści bardzo chętnie sięgają po mniej lub bardziej inspirowane tą tragedią historie, ale rzadko udaje im się przekonująco oddać psychologię ludzi, porzucających wszystko, aby poświęcić się jakiejś idei, propagowanej przez charyzmatycznego guru. Chevy Stevens wyszło to znakomicie, głównie dzięki zdolności maksymalnego utożsamienia się ze swoimi bohaterami, co czuje się na każdej stronicy tej powieści, ale również dojrzałemu stylowi, przede wszystkim skłaniającemu się ku drobiazgowym opisom psychiki protagonistki. To z jej perspektywy już na początku powieści poznamy psychologię sekty i jej psychopatycznego przywódcy. Po rozmowie z nową pacjentką, niegdyś będącą członkinią dużego centrum „Rzeka Życia”, kierowanego przez Aarona Quinna, Nadine Lavoie fragmentarycznie przenosi się do przeszłości. Z retrospekcji dowiadujemy się, że w okresie dorastania spędziła kilka miesięcy w komunie Aarona wraz z nieodpowiedzialną matką i starszym bratem Robbiem. Lekarka pamięta początki rządów Aarona i jego agresywnego brata, Josepha. Wówczas to zaledwie dwudziestodwuletni chłopak zdołał przekonać grupę hipisów, że ma moc uzdrawiania, kontaktowania się z zaświatami i porozumiewania z dyktującym mu prawa Światłem. Pozornie Aaron stworzył zagubionym duszyczkom swego rodzaju azyl od zepsutej cywilizacji w koegzystencji z Naturą. Ale duże luki w pamięci Nadine, które oczywiście stopniowo będą „wypływać na powierzchnię”’, świadczą o tym, że nastoletnia wówczas dziewczynka przeżyła w komunie tak wielką traumę, że jej umysł był zmuszony zepchnąć ją w niepamięć. Na skutek różnych wydarzeń związanych z nowoczesnym centrum Aarona Stevens, co jakiś czas będzie przytaczać nam krótkie retrospekcje z przeszłości głównej bohaterki, które z czasem odmalują przed nami obraz prawdziwie zdegenerowanej jednostki, bezlitośnie manipulującej słabymi osobnikami, w celu odniesienia własnych korzyści. Autorce obce są jakiekolwiek kompromisy. Przy kreowaniu guru „Rzeki Życia” przekracza wszelkie granice dobrego smaku, co prawda unikając drobiazgowych opisów jego odrażających czynów, ale na tyle dobrze je nakreślając, aby żaden czytelnik nie miał wątpliwości, co skrywa się pod dobroduszną maską tego degenerata. Niegdyś Aaron nie miał najmniejszych oporów, aby perswazją i siłą wymuszać na swoich wyznawcach daleko idące posłuszeństwo, eliminując uparte osoby nienawiścią wzbudzaną do nich u pozostałych członków sekty. Z biegiem czasu pamięć Nadine na tyle się odblokowuje, aby popchnąć ją do amatorskiego śledztwa, śladem ofiar obecnie szanowanego właściciela dużego centrum uzdrawiania duchowego. Jednak brak jakichkolwiek dowodów nie pozwala zaangażować się policji, a zaalarmowany jej posunięciami Aaron ani myśli biernie czekać na efekty działań Nadine. Wraz z odkrywaniem kolejnych faktów o Quinie napięcie wzrasta – chwilami Stevens osiąga prawdziwe wyżyny suspensu, szczególnie, gdy w akcję powieści zostaje wmieszana córka Nadine.

Poza oddawaniu się śledztwu i pracy Nadine sporo czasu spędza na ulicy w poszukiwaniu swojej dorosłej córki, Lisy. Po śmierci ojca dziewczyna uzależniła się od twardych narkotyków i uciekła z domu, nie chcąc utrzymywać żadnych kontaktów z matką. Teraz mieszka na ulicy, a Nadine nie wiedząc, jakie błędy wychowawcze popełniła, pragnie jedynie skontaktować się z nią i odzyskać jej miłość. Jak skończy Lisa oczywiście łatwo się domyślić, ale nie sposób przewidzieć jej przeszłości, równie jeśli nie bardziej traumatycznej od dzieciństwa jej matki. W tym aspekcie Stevens również nie idzie na żadne kompromisy, rysując przed coraz bardziej rozszerzającymi się oczami czytelnika prawdziwie wstrząsający obraz niewyobrażalnie skrzywdzonej dziewczyny. Nie mam żadnych wątpliwości, że ten wątek wstrząśnie każdym, nawet najbardziej zatwardziałym sercem.

„Pod czujnym okiem” to prawdziwie wstrząsająca powieść o charyzmatycznym potworze w ludzkiej skórze i jego ofiarach, która chyba nikogo nie pozostawi obojętnym. Nagromadzenie napięcia i psychologii jest tutaj tak nieznośnie ogromne, że chwilami aż nie można uwierzyć w odwagę autorki. Naprawdę zdziwię się, jeśli książka nie okaże się prawdziwym hitem, bo zasługuje na to, jak mało która.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze:

  1. No Kobieta, udało Ci się mnie zachęcić, takie książki bardzo lubię. Co prawda sekciarskie wyczyny nie są żadną nowością, jednak emocjonująca historia, ukazująca zło w czystej postaci, to coś zdecydowanie dla mnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nazwisko pisarki już parę razy widziałam na różnych stronach, ale jakoś dłużej się przy tekstach o niej nie zatrzymywałam. Teraz widzę, że to był błąd. Na szczęście da się go naprawić, tytuł już zanotowany, będę wypatrywać tej powieści.

    OdpowiedzUsuń