Jakiś czas temu obiecałam sobie, że obejrzę tyle filmów z listy video nasty, ile tylko zdołam, ale
kiepska dystrybucja w Polsce, jak na razie umożliwiła mi dotarcie do garstki
tych „paskudnych obrazów”. Ufam, że z czasem zdołam obejrzeć wszystkie, a póki
co w kolejnym cyklu (na raty) zaprezentuję te kilka produkcji, z którymi już
się zapoznałam.
„Boogeyman” (1980), reż. Ulli Lommel
Slasher, czerpiący z
wciąż żywej w Stanach Zjednoczonych legendy o potworze czającym się pod łóżkami
i w szafach w pokojach dzieci oraz nawiązujący do przesądów, mówiących iż
stłuczenie lustra sprowadza na człowieka nieszczęścia, którym przeciwdziałać
może jedynie zakopanie szkła. Film otwiera sekwencja terroryzowania rodzeństwa,
Lacey i Willy’ego oraz ich matki, przez jej kochanka. Brutal zostaje zadźgany
przez chłopczyka, po czym akcja przeskakuje o kilka lat do przodu. Na skutek
stłuczenia lustra, które było świadkiem zbrodni na Lacey spada przekleństwo.
Duch gnieżdżący się w nim wychodzi na zewnętrz i rusza na łowy. Szczerze mówiąc
nie mam bladego pojęcia, dlaczego „Boogeyman” trafił na listę video nasty. Być może przyczyniła się do
tego początkowa scena zabójstwa ojczyma przez dziecko, bo choć pozbawiona
większego efektu gore w pojęciu
Brytyjczyków taka tematyka mogła przekraczać granice dobrego smaku. Późniejsze
sceny, nawet dla ówczesnej jeszcze nieobytej z filmową przemocą publiki również
nie epatują jakąś większą makabrą – to już pierwszy lepszy, średnio krwawy slasher z tego okresu typu „Piątek
trzynastego”, czy „Bal maturalny”’ był bardziej brutalny. Oryginalności scenom
mordów również przyznać nie można, bo nie licząc moim zdaniem najlepszego
zabójstwa w samochodzie, ograniczają się one do szablonowych ujęć dźgania
ofiar. „Boogeyman” często był oskarżany o inspirację „Halloween” Johna
Carpentera, głównie przez początkowy mord dokonany przez dziecko oraz
zamaskowaną postać antagonisty, ale reżyser odżegnywał się od tych zarzutów. W
wersji pociętej w Wielkiej Brytanii film dopuszczono do dystrybucji w 1992
roku, a nieocenzurowanej dopiero w 2000 roku.
„Pluję na twój grób” (1978), reż. Meir Zarchi
Rape and revenge do dziś uważany
za jeden z najgorszych filmów w historii, głównie przez krytyków. Reżyser
utrzymywał, że inspiracją do scenariusza była historia zgwałconej kobiety,
której pomógł przejść przez chorą procedurę wymierzania sprawiedliwości sprawcy.
Nie tylko Wielka Brytania zakazała sprzedaży taśm z ową produkcją, uczyniły to
również Irlandia, Norwegia, RFN i Islandia, twierdząc, że propaguje przemoc
wobec kobiet (!). W moim mniemaniu scenariusz jest swego rodzaju krzykiem o pomoc dla pokrzywdzonych
kobiet, którym w każdym systemie prawnym pozostaje jedynie wymierzanie
sprawiedliwości na własną rękę, ponieważ gwałciciele albo zostają uniewinniani,
albo dostają śmiesznie niską karę (w Polsce na przykład zakrawa to na kabaret).
Fabuła skupia się na maksymalnie drastycznym zbiorowym gwałcie na niewinnej
kobiecie, którą na skutek tych wydarzeń dotyka swoisty Efekt Lucyfera. Ofiara
staje się oprawcą i na własną rękę dokonuje średnio krwawej zemsty. Brak muzyki
(a bo reżyser nie mógł żadnej dopasować), klimat wszechobecnego zepsucia,
odstręczające sylwetki gwałcicieli i przede wszystkim raniąca swoim daleko
idącym okrucieństwem fabuła przyczyniły się do wyklęcia tego obrazu w
niektórych kręgach, tzw. znawców, ale jednocześnie zaskarbiły sobie sympatię
wielbicieli bezkompromisowego, pełnego przemocy kina grozy. W Wielkiej Brytanii
w wersji skróconej o 7 minut i 2 sekundy „Pluję na twój grób” dopuszczono do
sprzedaży dopiero w 2001 roku, ale w 2003 roku wydłużono odrobinę wcześniej
ocenzurowane ujęcia. W 2010 roku film poddano kolejnej obróbce i do dzisiaj
funkcjonuje na brytyjskim rynku w wersji skróconej o 3 minuty.
„Oblicza śmierci” (1978), reż. John Alan Schwartz
Dokumentalizowany obraz, prezentujący różne oblicza śmierci wśród ludzi i
zwierząt z punktu widzenia głównego bohatera i równocześnie narratora. Swego
czasu tymczasowo zakazany w Australii, Norwegii, Nowej Zelandii, Finlandii i
oczywiście Wielkiej Brytanii, choć świat obiegła nieprawdziwa informacja, że
jego dystrybucję wstrzymano w 40 krajach, co zapewne tylko pomogło w reklamie.
Kontrowersyjność „Oblicz śmierci” wzięła się z osobliwego podejścia do nazwijmy
to fabuły, która bez żadnego wytchnienia dla widza skupia się tylko i wyłącznie
na migawkach krwawych wypadków, katastrof, kanibalizmu, autopsji, konsumpcji
wśród zwierząt i ich eksterminacji przez rasę ludzką. Właściwie mogłabym tak
wymieniać bez końca, ponieważ reżyser nie przepuścił prawie żadnej możliwości
przedmiotowego potraktowania ludzkiego i zwierzęcego ciała. Kolejnym elementem,
który przyczynił się do ogólnego wzburzenia zarówno ówczesnych krytyków, jak i
widzów była informacja, że wszystkie nagrania ukazane w filmie są prawdziwe, co
z czasem okazało się sporym zmyśleniem. Tylko kilka sekwencji ukazywało
prawdziwe sceny śmierci. Dla współczesnych odbiorców, znających dokument
„Mieszkańcy Ziemi” z 2005 roku, „Oblicza śmierci” pod kątem makabryczności mogą
okazać się odrobinę niesatysfakcjonujące, ale w latach 70-tych rzeczywiście
mogły wywoływać odruchy wymiotne. W Wielkiej Brytanii produkcję Schwartza
dopuszczono do sprzedaży dopiero w 2003 roku, wcześniej wycinając 2 minuty i 19
sekund nagrania, skupiającego się na okrucieństwie wobec zwierząt.