Stronki na blogu

środa, 12 listopada 2014

„Rogi” (2013)


Ig Perrish przygotowuje się do postępowania sądowego, w którym wystąpi w roli oskarżonego o zabójstwo swojej dziewczyny, Merrin. Chociaż chłopak utrzymuje, że jest niewinny mieszkańcy jego rodzinnego miasteczka już wydali na niego wyrok. Borykający się z ostracyzmem rodziny i przyjaciół oraz niemogący pogodzić się z przedwczesną śmiercią ukochanej Ig postanawia oczyścić swoje imię i pomścić Merrin. Próbuje na własną rękę odnaleźć mordercę, w czym znaczącej pomocy udzielają mu rogi, które pewnego ranka wyrosły z jego czoła. Od tego momentu w obecności Iga nikt nie jest w stanie opanować prawdomówności.

Adaptacja powieści Joe’go Hilla, wyreżyserowana przez Alexandre Aja twórcę między innymi „Bladego strachu” i remake’u „Wzgórz mających oczy”. „Rogi” miały swoją premierę w 2013 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto, ale do szerszej dystrybucji kinowej trafiły dopiero w roku 2014. Jak sam reżyser zaznaczał w wywiadach film w zamyśle miał wiernie oddawać miszmasz gatunkowy zaproponowany przez Hilla, stąd wiele czarnego humoru i romansu, w mniemaniu Aja niepsujących klimatu osaczającej grozy. Przyznaję, że nie czytałam literackiego pierwowzoru (boję się zaryzykować kupna prozy Hilla po niesatysfakcjonującym spotkaniu z jego zbiorkiem opowiadań), dlatego też nie jestem w stanie ocenić, w jakim stopniu twórcy filmu zmodyfikowali fabułę powieści i czy jej wielbiciele będą zadowoleni z efektu. Krytycy podzielili się na dwa obozy, prześcigając się w negatywnych i pozytywnych recenzjach, ale opinia publiczna w większości zaakceptowała dzieło Aja.

Twórcy „Rogów” bardzo starali się upodobnić miejsce akcji do miasteczka Twin Peaks, co miało być hołdem dla Davida Lyncha. Aja zatrudnił nawet twórcę zdjęć kilku filmów Lyncha, Fredericka Elmesa. W moim mniemaniu efekt tej współpracy był dokładnie taki, jaki być powinien. Miejscami można wyczuć delikatne naleciałości klimatu typowego dla Lyncha, ale przez lwią część seansu Aja daje po prostu siebie. W nieco bogatszej oprawie od tej, do której przyzwyczaił nas w swoich horrorach, ale jego fani na pewno zauważą jego indywidualny styl w tworzeniu atmosfery.

Chociaż „Rogom” gatunkowo najbliżej do dark fantasy pierwsza połowa filmu mocno posiłkuje się czarną komedią i romansem. Liczne retrospekcje z dzieciństwa Iga i paczki jego najbliższych przyjaciół tchną magiczną, sielankową atmosferą, ale też obrazują widzom początki wielkiej miłości głównego bohatera i nowej mieszkanki miasteczka, Merrin. Równolegle z tymi przeszłymi wydarzeniami będziemy obcować z teraźniejszą tragedią dorosłego Iga, który po śmierci dziewczyny boryka się z ostracyzmem społecznym. Scenarzysta Keith Bunin idealnie rozpisał mentalność małych, zaściankowych społeczności, w których nie istnieje domniemanie niewinności. Sąsiedzi Iga jeszcze przed rozprawą sądową wydali na niego wyrok, nie bacząc na usilne zapewniania chłopaka, że nie miał nic wspólnego z morderstwem ukochanej. Osobista strata, potęgowana odrzuceniem społecznym Iga jest wręcz namacalna. Ta niełatwa egzystencja napiętnowanego chłopaka z miejsca wzbudziła moją sympatię do niego, co też w kontekście takiego scenariusza było ważnym zadaniem dla twórców. Oprócz wzbudzającej litość roli ważne było również aktorstwo Daniela Radcliffe’a, który w remake'u „Kobiety w czerni” bardzo irytował mnie swoją „kwadratową dykcją”, ale widocznie od tego czasu zrobił duże postępy, albo po prostu Aja potrafił wydobyć z niego prawdziwy kunszt aktorski. Trudno nie zauważyć, że Radcliffe rozkwitł w roli Iga, pokazując widzom ogrom różnorodnych emocji, jakże przekonująco oddanych za pomocą mimiki i co najbardziej mnie zaskoczyło profesjonalnej dykcji. W każdej odsłonie Perrisha Daniel spisał się na medal, a tych odsłon doprawdy jest całe mnóstwo. Od szarmanckiego kochanka przez odrzuconego przez społeczeństwo samotnika po wcielonego diabła, którym notabene kierowały szczytne pobudki. Kiedy Ig odkrywa, że szatańskie rogi, które pewnego ranka wyrosły na jego czole (nawet mu z nimi do twarzy) mają specyficzne właściwości postanawia wykorzystać je w swoim amatorskim dochodzeniu tropem prawdziwego mordercy Merrin. W atmosferze mrocznego fantasy najpierw ze zdumieniem będzie wysłuchiwał osobistych, przezabawnych zwierzeń przypadkowych osób, którzy też w jego obecności wpadali na naprawdę dziwaczne pomysły, które z kolei mogli zrealizować jedynie za jego przyzwoleniem. A to lekarz nagle poczuł nieprzepartą ochotę na „szybki numerek” z pielęgniarką, a to recepcjonistka uznała za konieczne zbesztać rozwiązłą mamuśkę, czekającą w kolejce do specjalisty, a to wreszcie właściciel baru zdecydował podpalić swój przybytek. Miejsce na wątek homoseksualny też się znalazło, jak to w wielu współczesnych hollywoodzkich filmach, ale pomimo tych dużych ustępów komediowych „Rogi” konsekwentnie trzymały się głównych wątków. Wielkiej miłości Iga i Merrin pokazywanej w retrospekcjach i śledztwie chłopaka, tropem mordercy dziewczyny, z wykorzystaniem biblijnego atrybutu. Aja podkreślał, że wątki religijne, tak jak w książce były konieczne do przekazania ważnych treści i zdynamizowania fabuły, z czym się zgadzam. Rozciągnęłabym też tę myśl na ustępy romantyczne, które miejscami oczywiście mogłyby być nieco mniej przesłodzone, ale jakby na to nie patrzeć pełniły integralną rolę w rozwoju akcji i charakterystyce głównego bohatera.

Obrażony na Boga za odebranie mu głęboko wierzącej Merrin Ig z początku myśli, że sprowadził na siebie przekleństwo, że rogi są piętnem, swego rodzaju wizualizacją wyobrażeń mieszkańców miasteczka odnośnie jego osoby. Ale z czasem uświadamia sobie, że to raczej błogosławieństwo, które pomoże mu oczyścić swoje imię i pomścić śmierć ukochanej. Śledztwo Iga obfituje w wiele wydarzeń stricte fantastycznych, co tym bardziej przyciągnęło moją uwagę, ale na największą pochwałę zasługuje przekonujące dochodzenie do prawdy, pozbawione irytujących zbiegów okoliczności i trzymające się logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego. W drugiej połowie filmu atmosfera znacznie zgęstnieje, ograniczając humor do absolutnego minimum, ale za to szafując bardziej dosłownymi wątkami fantastycznymi. Interakcje Iga z wężami, znakomicie zmontowane wizje jego naćpanego brata oraz ciągłe przemiany w wyglądzie głównego bohatera. Wszystko to podano przy akompaniamencie znakomicie współgrającej z obrazem ścieżki dźwiękowej oraz malowniczych, ale też podskórnie niepokojących scenerii. Jedyne poważne mankamenty „Rogów” pojawiają się pod koniec. Prawdziwą tożsamość mordercy przewidziałam już podczas pierwszych scen filmu i bynajmniej nie dlatego, że posiadam jakieś zdolności jasnowidzenia. Po prostu rozwiązanie tej zagadki jest aż nazbyt oczywiste. Ponadto twórców mocno poniosło z efektami komputerowymi w finalnym pojedynku, które trąciły zwykłym kiczem. Samo zakończenie wydaje się być jedynym możliwym, aczkolwiek Aja mógł sobie odpuścić maksymalnie przesłodzone ostatnie ujęcie.

Moim zdaniem „Rogi” to prawdziwie zachwycające widowisko dla wielbicieli dark fantasy, zgrabnie poruszające się też w obrębie innych gatunków (romansu, komedii, dramatu i kryminału). Jak się okazuje Aja spełnia się też w produkcjach nieprzystających do horroru, potrafiąc całkowicie zatopić widza w opowiadanej historii. Oczywiście „Rogi” nie są pozbawione kilku wad, szczególnie w końcówce, ale w moim mniemaniu nie niszczą tego, co twórcy wypracowali sobie wcześniej. Czytelnicy Hilla być może będą mieli inne zdanie, ale mnie ten obraz dostarczył sporo rozrywki. A chyba to jest nadrzędnym celem tego typu produkcji.