Niemiecka telepatka, Helga Ulmann, zostaje zamordowana. Zaalarmowany jej
krzykiem pierwszy na miejscu zbrodni pojawia się pianista Marcus Daly. Policja
wszczyna dochodzenie, które wkrótce rozrasta się na kolejne ofiary tego samego
sprawcy. Tymczasem Daly nie może oprzeć się uczuciu, że morderca go obserwuje.
Postanawia połączyć siły z piszącą artykuł o tej sprawie, dziennikarką Gianną
Brezzi i odnaleźć zabójcę zanim ten obierze sobie jego za kolejny cel.
„Głęboka czerwień” to obok „Suspirii” najsłynniejsza produkcja najbardziej
docenianego przez masowych widzów i krytyków włoskiego twórcy kina grozy, Dario
Argento. Scenariusz wirtuoz nurtu giallo
napisał wspólnie z Bernardino Zapponim, a muzykę skomponował kultowy już zespół
Goblin, który zastąpił pianistę i kompozytora jazzowego Giorgio Gasliniego (ostatecznie
parę jego utworów wykorzystano w filmie). Obecnie „Głęboka czerwień” jest
dostępna w kilku wersjach – najdłuższa ma 126 minut, pozostałe poddano różnej
długości cięciom. Niektóre wydania już na początku filmu w jednym kadrze
ujawniają mordercę. Lwia część wielbicieli twórczości Dario Argento mianem jego
najlepszego horroru określa „Głęboką czerwień” bądź „Suspirię”. Mnie wybór nie
nastręcza żadnych problemów, bowiem po obejrzeniu tego drugiego na długo
zniechęciłam się do produkcji Argento. Surrealistyczny klimat i widowiskowa
realizacja oczywiście zachwycały, ale w obliczu tak mało interesującej fabuły
szybko przestały mi wystarczać. W „Głębokiej czerwieni” natomiast wszystko stoi
na naprawdę wysokim poziomie, łącznie ze scenariuszem.
Już pierwsze ujęcia z przemieszczającej się kamery z licznymi zbliżeniami
sygnalizują widzom podejście twórców do narracji. Sporo subiektywnego
filmowania z punktu widzenia mordercy, osobliwe tricki chaotycznego
rejestrowania otoczenia, mające sprawiać wrażenie, jakby operatorzy, co jakiś
czas poszukiwali bohaterów filmu, kilka surrealistycznych (ale bez przesady)
wstawek, w których centrum znajdują się na przykład oczy postaci bądź kapiący z
ich twarzy pot. Realizację znacząco wpiera ścieżka dźwiękowa zespołu Goblin i
Giorgio Gasliniego, płynnie przechodząca z mrocznych po skoczne tony przyjemnie
kontrastujące z sekwencjami szczytowej grozy. To wszystko ze swego rodzaju
lekkością tworzy naprawdę niepokojący, lekko przybrudzony klimat, tak jakby
Argento generował atmosferę automatycznie, bez rzucającego się w oczy
szczególnie we współczesnych horrorach, wymęczania mrocznej aury wszechobecnego
zagrożenia. Owo niebezpieczeństwo uosabia tajemniczy seryjny morderca w
skórzanych rękawiczkach (jak to zwykle w giallo
bywa), który bynajmniej nie ogranicza się do jednego modus operandi – do pozbawiania życia swoich ofiar wykorzystuje wszystko,
co akurat ma pod ręką. Pierwsza osoba, telepatka Helga, ginie nadziana na odłamki
szkła ze stłuczonego okna. Pornograficzne zbliżenia na spływające wściekle
czerwoną, wręcz groteskową krwią udowadniają, że Argento nie boi się daleko
idącej dosłowności, na którą porywa się również podczas późniejszych mordów.
Moim zdaniem najbardziej realistyczna sekwencja mordu, obrazuje podtapianie
kobiety we wrzącej wodzie, zakończone długim ujęciem jej pokrytej pęcherzami
twarzy. Ale uderzanie zębami mężczyzny o kanty mebli również sprawia odstręczające
wrażenie – tym bardziej, że tak mocno rozwleczono tę sekwencję w czasie. Oprócz
wymienionych scen mordów zobaczymy jeszcze dwa szybkie finalne zgony (nie licząc
tego z retrospekcji). Jak na przeszło dwugodzinny film to niewiele, ale o dziwo
nie miałam poczucia niedosytu, pewnie dlatego, że twórcy zrekompensowali mi tę
niewielką ilość mordów ich należytą długością oraz odwagą w epatowaniu makabrą.
Ale niemałą rolę w podsycaniu mojej ciekawości „Głęboką czerwienią” odegrała
również doskonale przeprowadzona intryga kryminalna.
Głównych bohaterów wykreowali David Hemmings i Daria Nicolodi, oboje mocno
wyegzaltowani, chwilami wręcz groteskowi, ale znając stylistykę filmów Argento
nie zdziwiłabym się, gdyby był to celowy zabieg. Relacja odgrywanych przez nich
postaci, Marcusa i Gianny, jest dynamiczna – od nienawiści po sympatię.
Początkowo ich kłótnie koncentrują się na kwestii równouprawnienia płci. Gianna
to typowa wyzwolona, bezkompromisowa kobieta, która pragnie we wszystkim
dorównywać mężczyznom (ujęcia z siłowaniem się na rękę). Marcus jest bardziej konserwatywny
i narcystyczny. Uważa, że rola kobiety w społeczeństwie powinna być
ograniczona, że to na mężczyznach ciąży obowiązek budowania kraju. Posiłkując
się tymi zgoła odmiennymi światopoglądami głównych bohaterów scenarzyści nie
tylko poruszyli odwieczny problem równouprawniania płci (obiektywnie, bez
narzucania widzom swoich poglądów), ale również zdynamizowali relację
pierwszoplanowej parki. Z czasem twórcy dotknęli również tematyki
homoseksualizmu, w równie bezstronny, ale dający do myślenia sposób. Jednak na
pierwszym planie nieodmiennie pozostaje jakże trzymające w napięciu, pełne
zwrotów akcji, wciągające śledztwo Marcusa i Gianny. Argento nie tylko zadbał o
obsesyjne wręcz budowanie suspensu i przyspieszające tętno momenty szczytowej
grozy, ale również wtłoczył w scenariusz kilka zgrabnych zmyłek, mających za
zadanie oddalić podejrzenia od właściwego mordercy (dałam się na to złapać – po
drugim morderstwie, pod subtelne dyktando scenarzystów, aż do końca typowałam
na sprawcę niewłaściwą osobę). Ciekawy okazał się również mylący zabieg
sygnalizowania ingerencji sił nadprzyrodzonych, uosabianych dziecięcą piosenką
zwiastującą rychłe pojawienie się mordercy i wątkiem rzekomo nawiedzonego domu,
w którego wnętrzu moim zdaniem mają miejsce najbardziej klimatyczne ujęcia.
Moim zdaniem w „Głębokiej czerwieni” Dario Argento osiągnął wyżyny klimatu
i makabry, a to wszystko w tle jednego z najbardziej intrygujących dochodzeń
kryminalnych, jakie dane mi było do tej pory w giallo oglądać. Film zasłużenie zaskarbił sobie sympatię opinii
publicznej, bo naprawdę grzechem byłoby nie zachwycać się nad takim kunsztem
realizatorskim i fabularnym.
Kurka, też się wiele lat temu zniechęciłem do Argento - za ciężkie te jego filmy były jak na umysł kilkunastolatka. Muszę się przełamać i znów do niego podejść, dziś zapewne byłbym w stanie te produkcję odpowiedniej docenić - mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuńNo grzechem jest się nie zachwycać :) Ale moim ulubionym filmem Argento nie jest ani "Głęboka czerwień", ani "Suspiria", tylko niedoceniana, skromniutka "Phenomena" (chociaż oczywiście dwie kultowe pozycje też obóstwiam).
OdpowiedzUsuńMoim numerem jeden Daria Argento jest zaiste nie z tego świata pochodzące ,, Inferno'' , które wraz z ,, La Setta'' Soaviego i ,, The Beyond'' Fulciego stanowią niepodzielną Świętą Trójcę Italohorroru
OdpowiedzUsuńin saecula saeculorum amen
Film rewelacyjny. Przede wszystkim pod względem fabuły, zdjęć, muzyki, a także gry aktorskiej. Dla mnie zarówno „Profondo rosso” jak i „Suspiria” to świetne filmy. Nie potrafię powiedzieć, który film jest lepszy. Argento większość filmów ma udanych. Przede wszystkim tych starszych do 1996 roku. Z nowszych najbardziej podobało mi się „Non ho sonno”. Jednak ulubionego jego filmu nie potrafię wskazać.
OdpowiedzUsuńNajlepsze są Dracula 3D i Ti piace Hitchcock? ... Żartuje :) ja lubię Tenebre.
OdpowiedzUsuń