Stronki na blogu

czwartek, 30 lipca 2015

„Cień” (2009)


Po powrocie z misji w Iraku żołnierz David przyjeżdża do leśnej doliny w Europie, aby pojeździć na rowerze. W barze jest świadkiem nagabywania kobiety, Angeline, przez dwóch myśliwych, Freda i Bucka. David staje w jej obronie, a ona odwdzięcza się miejscem w namiocie, kiedy mężczyzna traci swój. Nazajutrz Angeline i David decydują się razem przemierzać na rowerach tutejsze szlaki. Jednakże miłe chwile w otoczeniu przyrody ponownie zakłóca scysja z myśliwymi, którzy tym razem nie zamierzają puścić ich wolno. Uzbrojeni Fred i Buck rozpoczynają polowanie na rowerzystów, które doprowadza wszystkich do miejsca żerowania tajemniczego osobnika.

Okres największej świetności włoskiego kina grozy przypada na lata 60-te, 70-te i 80-te XX wieku. Dlatego też, ilekroć na rynku pojawi się jakiś subiektywnie lepszy horror nakręcony przez Włocha niektórzy recenzenci, chcąc wyrazić swój zachwyt porównują go do osiągnięć Mario Bavy, Lucio Fulciego i Dario Argento, równocześnie podkreślając, że oto dostaliśmy zapowiedź odrodzenia włoskiego kina grozy, film mogący konkurować z najlepszymi horrorami z lat 70-tych i 80-tych. Właśnie takie opinie krążyły przez jakiś czas na temat „Cienia” Federico Zampaglione, reżysera, który przedtem nakręcił tylko jedną komedię. Włoch zapewne nie spodziewał się tak dużego uznania na różnego rodzaju festiwalach filmowych i w doniesieniach prasowych, ale faktem jest, że udało mu się zwrócić uwagę szerokiej opinii publicznej na swoją osobę. Z czasem recenzje krytyków i wielbicieli kina grozy stały się mniej entuzjastyczne. Rzadziej porównywano Zampaglione z legendami włoskiego horroru, a „Cieniowi” zaczęto zarzucać zbyt wielką brutalność (!) i kopiowanie jednego motywu z pewnego arcydzieła kina grozy.

W moim odczuciu „Cień”, ani nie przystaje poziomem do włoskich horrorów z lat 70-tych i 80-tych, ani nie epatuje nadmierną, niepotrzebną przemocą. Zamysł scenarzystów, Giacomo Gensiniego oraz Federico i Domenico Zampaglione, odebrałam jako klasyczną grę na oczekiwaniach częstego odbiorcy kina grozy. Pierwsza połowa seansu skłania się w stronę nastrojowego survivalu – typowej walki o przetrwanie na nieprzyjaznych leśnych terenach. Dwoje rowerzystów kontra dwóch uzbrojonych myśliwych. Treść może i mało odkrywcza, ale angażująca uwagę dzięki oprawie wizualnej. Operatorzy wydobyli maksimum klimatu wyalienowania i tajemniczości z leśnej, osnutej gęstą mgłą scenerii, serwując widzom serię naprawdę mrocznych, silnie skontrastowanych zdjęć. Gdyby twórcy generowali atmosferę grozy jedynie za pośrednictwem przekazu wizualnego pewnie byłabym jeszcze bardziej zachwycona, ale mój odbiór odrobinę zakłócała oprawa audio. Dopóki kompozytorzy uderzali w spokojne, nastrojowe tony idealnie dopełniali obraz, ale z czasem pokusili się o skoczną, kontrastującą z akcją ścieżkę dźwiękową, która wprowadzała pewien nieprzyjemny w odbiorze dysonans, odrobinę obniżając poziom napięcia. Wracając jednak do fabuły, jak już wspomniałam pierwszą połowę seansu osadzono w tradycji survivalowej. Nietrudno się domyślić, że właściwa problematyka „Cienia” nie będzie się zasadzać na rozgrywce pomiędzy rowerzystami i myśliwymi. Scenarzyści na początku najsilniej skupiają się na owym wątku, ale w międzyczasie Angelina wspomina o miejscu, w którym niegdyś doszło do tragedii i od tego czasu jest uznawany za nawiedzony. To każe przypuszczać, że z czasem akcja skręci w stronę horroru, bazującego na zjawiskach nadprzyrodzonych. I rzeczywiście, chwila wkroczenia wszystkich bohaterów filmu w niepokojący, sprawiający wrażenie wymarłego zakątek lasu (notabene idealnie oddany na ekranie, z poszanowaniem gęstego klimatu niezdefiniowanej grozy) obiecuje eksploatację motywów paranormalnych. Gdyby Zampaglione zdecydował się obrać taką drogę pewnie byłabym bardziej zadowolona, pomimo przewidywalności. Ale pragnienie zaskoczenia widzów, zagrania na jego oczekiwaniach widać było silniejsze.

Problem drugiej połowy „Cienia” nie tkwi w samej fabule tylko w formie przekazu. Po niezwykle klimatycznej pierwszej połowie projekcji naturalną koleją rzeczy oczekuje się zagęszczenia atmosfery w dalszej części seansu, a taki przeskok z aury niezdefiniowanego zagrożenia w niebezpieczeństwo o racjonalnym podłożu mocno rozczarowuje. Kiedy cała tajemnica tak sprawnie akcentowana wcześniej zostaje rozwiana klimat dosłownie znika, a cały scenariusz zostaje sprowadzony do torturowania trzech (a właściwie dwóch) mężczyzn. Same pastwienie się nad ofiarami jest dosyć pomysłowe – nadpalone plecy przyklejone do blatu i odcięta powieka – acz oszczędne w ilości i przekazie. Dokładnie przyjrzeć możemy się jedynie efektowi pozbawienia człowieka powieki, pozostałe aspekty gore natomiast sprowadzono do szybkich migawek. Jedynie kreacja wychudłego, niemego oprawcy, z całą gamą iście demonicznych min niemalże mnie zahipnotyzowała. Tylko do aktorstwa Nuota Arquinta nie miałam żadnych zastrzeżeń. Wszystko inne, po klimatycznej pierwszej połowie najzwyczajniej w świecie mnie rozczarowało, łącznie z nieprzewidywalnym, acz mało pomysłowym finałem, istotnie żerującym na motywie jednego z ponadczasowych horrorów UWAGA SPOILER „Drabiny Jakubowa” KONIEC SPOILERA.

Pierwsza połowa „Cienia” jak najbardziej na plus, ponieważ to znakomity przykład umiejętnego wykorzystania znanej konwencji – z poszanowaniem napięcia i klimatu grozy. Druga część tymczasem w moim odczuciu niszczy wszystko, co twórcy wypracowali sobie wcześniej. Po sprawnym oddaniu na ekranie jednego często eksploatowanego w kinie wątku Zampaglione zabiera się za drugi mało odkrywczy motyw, z tą różnicą, że ten prowadzi tak mało zajmująco, jakby chciał powiedzieć, jak nie należy wykorzystywać konwencji. Innymi słowy: mogło być idealnie, a wyszło średnio.  

3 komentarze:

  1. Tego nie znam, ale widziałem kolejny film Zampaglione - ,, Tulpa'' z 2012 - gdzie zmierzył się z formułą giallo . Jak dla mnie , wyszedł z tej próby z kurewsko wielką tarczą. ,Tulpa '' to film , jakby żywcem wyjęty z lat 70 ; nie w sensie udanego pastiszu , czy stylizacji , a wywołania prawdziwego, frenetycznego ducha tamtych produkcji . Żaden poetycki eksperyment ,, na bazie'', a la duet Catet/Forzani - ,,Tulpa'' to giallo całą gębą z całym B klasowym złodziejstwem inwentarza ( współscenarzystą jest sam Dardano Sacchetti ). Według mnie najbardziej udane spośród neo gialli , dużo lepsze niż ,, Black Aria'' czy ,, Crystal Eyes' . Zampaglione jest wokalistą italo-popowej kapelki Tiromancino - reaktywacja giallo zdecydowanie lepiej mu wychodzi niż pitolenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aa, jeszcze jedno :
    ,,..Okres największej świetności włoskiego kina grozy przypada na lata 70-te i 80-te XX wieku...''

    A 60-te, to pies?

    OdpowiedzUsuń