Studentka Sam zostaje rzucona przez swojego chłopaka za pośrednictwem popularnego
portalu The Social Redroom. Po tym zdarzeniu dziewczyna usuwa swoje konto z
serwisu i daje się namówić długoletniemu przyjacielowi, Markowi, na imprezę
sylwestrową organizowaną w jego mieszkaniu w gronie kilku znajomych. Sam nie
planuje zostać tam zbyt długo ze względu na swoje kiepskie samopoczucie, ale niedługo
po dotarciu dziewczyny na miejsce świat obiega wiadomość o pandemii. Ludzie
padają ofiarami nowego wirusa, zamieniającego ich w agresywne, bezrozumne
istoty. Władze nie wiedzą, jak choroba się rozprzestrzenia, ale apelują do
obywateli o pozostawanie w zabarykadowanych domach. Sam, Mark i troje pozostałych młodych ludzi
stosują się do wskazówek nadawanych poprzez środki masowego przekazu, ale choć
ich kontakt z zarażonymi jest znikomy wirus jakoś przedostaje się do wewnątrz
zabarykadowanego mieszkania.
Kanadyjski pełnometrażowy debiut Cody’ego Calahana, do którego spisał
również scenariusz wspólnie z Chadem Archibaldem. „Antisocial” w pewnym stopniu
miał zapewne stanowić krytyczny komentarz do popularnych portali
społecznościowych, które stały się areną do uzewnętrzniania się przed całym
światem. Pomysł niezbyt odkrywczy, ale nierozpropagowany w kinie grozy do tego
stopnia, żeby męczyć powtarzalnością, co zauważyli również krytycy, spośród
których wielu pochwaliło jedynie tę konkretną część składową fabuły. Pozostałe
elementy okazały się tak niemiłosiernie sztampowe, że raczej nie pozostawiały
większej możliwości do zaspokojenia oczekiwań wymagających odbiorców, co też
znalazło odbicie w chłodnych recenzjach zarówno wielu krytyków, jak i zwykłych
widzów.
Motyw ukrywania się kilku niedobitków w jakimś przybytku w obliczu
szalejącej na zewnątrz zarazy wielbicielom kina grozy jest doskonale znany.
Wystarczy choćby wspomnieć legendarną „Noc żywych trupów” George’a Romero,
która nadal stanowi inspirację dla niektórych twórców horrorów. Być może
Calahan również sięgał do tego źródła, albo naoglądał się współczesnych
horrorów w mniejszym lub większym stopniu inspirowanych „Nocą żywych trupów”.
Tego nie wiem na pewno, ale za to z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że
reżysera „Antisocial” dotknęła ta sama przypadłość, co wielu innych
początkujących artystów, którym się wydaje, że najłatwiej nakręcić rąbankę.
Przecież wedle obiegowych opinii masowych odbiorców proces zniesmaczania widzów
nie wymaga większych nakładów pracy, a i klimat na ogół nie gra w tego typu
filmach większej roli, więc tę najtrudniejszą sztukę można sobie darować. Cóż,
wielbiciele kina gore mają na to
zupełnie innych pogląd – żadnemu z nich zapewne nikt nie zdoła wmówić, że
najlepsi reprezentanci owego nurtu są wyjałowieni z klimatu, a dbałość o
realistyczne efekty specjalne nie wymaga od ich twórców żadnego wysiłku. Ale
Calahan widać nie kręcił swojego filmu z myślą o długoletnich miłośnikach gore, celując raczej w mainstream,
oparty na motywie często wykorzystywanym w zombie
movies, ale z jednym wyjątkiem nie prezentując zarażonych, jako żywych
trupów. Pandemia, która ogarnia społeczeństwo w noc sylwestrową nie
charakteryzuje się powstawaniem z martwych. Osobnicy dotknięci tą niezwykłą
przypadłością na początku krwawią z nosa i uszu oraz miewają dziwaczne wizje, a
niedługo potem zamieniają się w bezrozumne (acz nadal oddychające) bestie
atakujące wszystko, co się rusza tylko po to, żeby skończyć z eksplodującym
mózgiem. Sposób rozprzestrzeniania choroby zostaje wyartykułowany przez
scenarzystów dopiero pod koniec, ale jestem w pełni przekonana, że praktycznie
każdy widz domyśli się tego już w momencie zarażenia pierwszego gościa Marka.
Zresztą podobnie, jak wszystkiego innego, bo Calahan nie potrafi dezorientować
odbiorców, choćby poprzez podrzucanie mylących tropów – właściwie wszystko
wyłuszcza już w początkowych scenach i naprawdę nie potrzeba doktoratu, żeby
właściwie sobie to poskładać. A kiedy już wszystko wiemy pozostaje nam szukać,
czego innego na czym warto zawiesić oko, żeby tylko przetrwać jakoś seans.
Podpisuję się pod opiniami niektórych krytyków, że jedyną atrakcją „Antisocial”
jest krytyczne spojrzenie na portale społecznościowe. Calahan i Archibald właściwie
nie pozostawiają żadnych wątpliwości, co do swoich osobistych zapatrywań na
ogarniające cały świat szaleństwo dzielenia się z internautami swoim życiem
prywatnym poprzez częste aktualizacje swoich kont na rzeczonych portalach. W filmie mamy serwis nazwany The Social Redroom, któremu miliony użytkowników
poświęca każdą wolną minutę swojego czasu, dzieląc się ze znajomymi „jakże ciekawymi”
newsami ze swojego życia i plotkując o innych. Ilekroć coś ważnego (w pojęciu
młodych ludzi) wydarzy się w życiu któregoś z użytkowników owa wiadomość
natychmiast obiega wszystkich zainteresowanych, nawet jeśli ich obiekt sobie
tego nie życzy. Twórcy „Antisocial” właściwie mówią wprost, że z jakiegoś
powodu wiele osób świadomie zrezygnowało ze swojej prywatności i konstruktywnego
spędzania wolnego czasu, skupiając się raczej na posiadającym jakieś małe znamiona
zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych częstym aktualizowaniu swoich kont na portalach
społecznościowych i oglądaniu jakże zajmujących materiałów dodawanych przez
innych (szkoda, że nie poświęcono troszkę miejsca całkowicie dla mnie
niezrozumiałej modzie na polubienia wpisów, również własnych…). Calahan i
Archibald znaleźli jakieś wyjaśnienie tego fenomenu, być może troszkę abstrakcyjne,
ale w sumie mające więcej sensu, aniżeli zwyczajne, dobrowolne zrzekanie się prywatność
w imię… czego? Pozornej popularności? Pragnienia przystosowania do mas?
Zwykłej, nieszkodliwej rozrywki? Sama nie wiem, bo i nie posiadam konta na
żadnym portalu społecznościowym UWAGA
SPOILER więc gdyby scenariusz „Antisocial” jakimś cudem się ziścił miałabym
troszkę większe szanse na zachowanie (w miarę) zdrowych zmysłów. To w sumie
mile łechce ego;) KONIEC SPOILERA. W każdym razie pomijając te mało odkrywcze,
acz trafne wynurzenia o portalach społecznościowych „Antisocial” nie prezentuje
sobą żadnych innych zajmujących treści. Chyba, że za takowe uznać ukrywanie się
grupy młodych ludzi w małym mieszkanku, w którym nie zaznamy klimatu rodem z
choćby „Thanatomorphose” (brudnych pomieszczeń odzwierciedlających rozpad ludzkiego
umysłu). Zobaczymy za to kilka sztucznych, pobieżnie sfilmowanych krwawych scen
i równie sfuszerowanych osobliwych wizji. Najbardziej charakterystyczne
sekwencje stanowią właściwie mierną podróbkę ujęć wykorzystanych w innych
horrorach. Wyjmowanie pnącza z jamy ustnej kojarzy się z „The Ring” (włosy), z tym że tam
twórcom rzeczywiście udało się wzbudzić we mnie dyskomfort, w przeciwieństwie
do tej operatorskiej amatorki. Podobnie w ujęciu wpełzania robala w oko
chłopaka, które przypomniało mi plakat serialu „Wirus”, a poza tym poraziło
miernym efekciarstwem, bez jakiejkolwiek dbałości o makabryczny wydźwięk. Na
dokładkę mamy takie szablonowe sceny mordów, jak na przykład poderżnięcie
gardła szyjką butelki, czy powieszenie na lampkach choinkowych. I oczywiście
sławetne wiercenie w głowie (pomijam stopień prawdopodobieństwa tej sekwencji),
oczywiście niemające w sobie nic ze sznytu Lucio Fulciego – migawki zamiast
zbliżeń, w dodatku podobnie jak pozostałe sceny gore podlane „plastikową” krwią. Wyżyny absurdu to jeszcze nie są, te Calahan zostawił sobie na
koniec w dodatku (o zgrozo) dając do zrozumienia, że ma zamiar nakręcić jeszcze
bardziej konwencjonalny sequel. I tak też się stało – kontynuacja tego doprawdy
kiczowato-nudnawego dziełka powstała w 2015 roku.
Fani współczesnych horrorów o wszelkiego rodzaju epidemiach zamieniających
ludzi w bezrozumne bestie mimo wszystko mają szansę odnaleźć się w obrazie Cody’ego
Calahana. Nie wiem, czy wszyscy, ale ta grupa może zaryzykować seans.
Pozostałym widzom odradzam ten film chyba, że nie przeszkadza im właściwie
zerowa dbałość o napięcie i brudny klimat, konwencjonalność i rzecz jasna
nierealistyczne, plastikowe efekty specjalne. Jeśli uda im się przymknąć oko na
niniejsze niedostatki może jako tako spędzą czas przed ekranem – w przeciwnym
razie pomęczą się tak samo, jak ja.
ciekawa recenzja pozdrawiam :) wi-kusia.blog.pl
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale wydaje się być mocno ciekawym filmem, ale zapewne nie znajdę dla niego czasu. ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
Mam małe pytanko. Czy widziałaś więcej dobrych horrorów, czy więcej złych horrorów? :D
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że więcej odebrałam na plus, ale głowy nie dam sobie za to uciąć;)
Usuń