Sześciotomowe „Księgi krwi” to niedługie zbiorki opowiadań z gatunku
horroru, które stały się przepustką do pisarskiej kariery Clive’a Barkera.
Autor początkowo rozważał wydanie zbiorcze, wszystkie księgi w jednej
publikacji, ale ostatecznie zdecydował się na oddzielne, krótkie tomy. Z czasem
ukazały się anglojęzyczne wydania zbiorcze – trzy „Księgi krwi” w każdym, ale w
Polsce poprzestano na początkowej formule. Pierwszą „Księgą krwi”, która
premierowo ukazała się w 1984 roku Clive Barker debiutował na rynku literackim
(wcześniej pisywał jedynie scenariusze) i właściwie z miejsca zwrócił na siebie
uwagę opinii publicznej, w tym kolegów po fachu - Stephen King po przeczytaniu
pierwszego tomu „Ksiąg krwi” nazwał nawet Barkera przyszłością horroru. Ponadto
publikacja została uhonorowana British Fantasy Award i World Fantasy Award. Opus
magnum Clive’a Barkera zawiera trzydzieści opowiadań. W pierwszym tomie
opatrzonym przedmową angielskiego autora horrorów, Ramsey’a Campbella, znajdziemy
sześć z nich. Znamienne jest, że polscy wydawcy poprzestali na jednym wydaniu,
bez wznowień, co zważywszy na międzynarodową sławę „Ksiąg krwi” jest zwyczajnie
skandaliczne. Tym bardziej, że pierwsze trzy części, wydane przez Phantom Press,
nie grzeszą dobrym tłumaczeniem i staranną korektą, co rzutuje na ogólne wrażenia
z lektury.
Obok cokolwiek niechlujnego tłumaczenia Roberta Mrozińskiego pierwsza „Księga
krwi” razi ogólnikowym stylem. Niniejszą publikację Barkera od jego
późniejszych powieściowych dzieł pod kątem warsztatu oddziela prawdziwa
przepaść, co dowodzi, że w późniejszych latach autor znacząco się rozwinął.
Zgoła inaczej sprawa się ma z samymi pomysłami na fabuły poszczególnych utworów.
Jak słusznie zauważył Ramsey Campbell w przedmowie Barker posiadł rzadką
zdolność przekuwania pospolitych motywów w kółko obracanych przez jego kolegów po fachu, w coś nietuzinkowego,
niespotykanego, czego niejednokrotnie zwyczajnie nie sposób całościowo objąć
rozumem. Widać to już w pierwszym opowiadaniu zamieszczonym w „Księdze krwi 1”,
zatytułowanym „Krwawa księga”. Rzecz traktuje o badaczce zjawisk paranormalnych,
która zawiązuje współpracę z młodym mężczyzną rzekomo utrzymującym kontakt z
bytami zza światów, lęgnącymi się w pewnym starym domostwie. Brzmi, jak kolejna
ghost story, która uraczy nas
pospolitymi trickami a la skrzypiące podłogi, samoistnie zamykające się drzwi,
przemykające cienie i tym podobne. Barker dostrzegalnie chciał, żebyśmy tak to
odbierali, początkowo poruszając się jedynie w obrębie ciasnych ram owego
nurtu, co tylko wzmogło zaskoczenie końcowym, makabrycznym zwrotem akcji. Sam
pomysł na sfinalizowanie fabuły poraża innowacyjnością, równocześnie
udowadniając, że gore może z sukcesem
koegzystować z horrorem nastrojowym, a ostatnie zdania, przewrotnie dają do
zrozumienia, że nie mieliśmy do czynienia z opowiadaniem sensu stricto tylko swoistym
wstępniakiem, podwalinami pod kolejne historie zamieszczone w tej i kolejnych „Księgach
krwi”. Jedyne, co można zarzucić temu opowiadaniu, zresztą tak samo, jak prawie
wszystkim utworom widniejącym w niniejszej publikacji to oszczędne opisy
makabry. Owszem, Barkerowi udaje się pobudzić wyobraźnię, nawet tymi
ogólnikami, ale taki koncept bez wątpienia wypadłby lepiej, gdyby skupił się na
detalach. Wówczas przynajmniej nie miałoby się wrażenia niedosytu, które szczerze
mówiąc ogarnęło mnie po skończonej lekturze. „Krwawa księga” została
przeniesiona na ekran w 2009 roku – film bazował zarówno na niniejszym opowiadaniu,
jak i innym utworze Barkera „Przy Jerusalem Street” zamieszczonym w szóstym
tomie „Ksiąg krwi”, ale osobiście nie polecam tego widowiska, podobnie, jak
adaptacji kolejnej historii opublikowanej w tym zbiorze.
„Język
zwisający z otwartych ust. Głowa kiwająca się na poderżniętej szyi. Nawet penis
chłopaka kiwał się na prawo i lewo, zwisając z wyskubanej pachwiny. Z ran na
głowie i szyi krew spływała wciąż do czarnego wiadra. […] Plecy od szyi po
pośladki zostały całkowicie pozbawione skóry. Rzeźnik usunął także mięśnie.
Widać było błyszczący kręgosłup.”
Zapewne nie ostało się zbyt wiele osób nieznających filmowej adaptacji „Nocnego
pociągu z mięsem” Clive’a Barkera. Literacki pierwowzór w Polsce nie
jest tak dobrze znany, a szkoda, bo w porównaniu do filmu urasta do rangi
arcydzieła. Drugie opowiadanie zamieszczone w pierwszej „Księdze krwi” moim
zdaniem błyszczy najjaśniej, przede wszystkim dlatego, że to właściwie jedyny
utwór w niej widniejący, który charakteryzuje się długimi opisami. Traktuje o
nieuchwytnym Rzeźniku, który nocami morduje pasażerów nowojorskiego metra. Jego
mimowolnym przeciwnikiem staje się Leon Kaufman, który wracając metrem po pracy
do domu zasypia po to, żeby obudzić się w samym środku istnej rzezi. Abstrahując
od finału, który nawiasem mówiąc jawi się nieco absurdalnie, opowiadanie nie
wspina się na wyżyny oryginalności. Główny wątek jest prosty i schematyczny –
zimny morderca kontra zdeterminowany pasażer metra. Tym, co odróżnia ten utwór
od innych rąbanek jest narracja, która angażuje już od pierwszej stronicy. Najpierw
Barker obnaża przed nami grzechy Nowego Jorku, zjadliwe akcentując jego
plugastwo, dając do zrozumienia, że to jedno z najbardziej zdeprawowanych
miejsc na świecie, gdzie morderstwa i samobójstwa są na porządku dziennym. W
międzyczasie przybliża nam sylwetkę głównego bohatera oraz co zaskakujące
tajemniczego Rzeźnika z Metra. Można się domyślić, do czego doprowadzi nas
niniejszy wstęp, ale nic nie wskazuje na ogrom szarpiącego nerwy napięcia i
duszącego klimatu, zawartych w środkowej partii opowiadania. Odrażający modus
operandi sprawcy, okaleczającego wybranych pasażerów metra po to, aby
przygotować ich ciała na odrażającą ucztę, choć oddany dosyć szczegółowo i tak
blednie w zderzeniu z podskórnym napięciem, skrupulatnie budowanym w trakcie
ukrywania się Kaufmana w ciasnym, mrocznym przedziale. W „Nocnym pociągu z
mięsem” Clive Barker wzbił się na tak wysoki poziom pisarstwa, że moje spotkanie
z kolejnym utworem pozostawiło jedynie niesmak. Dowcipne spojrzenie na znany
motyw prób zawłaszczenia duszy człowieka przez siły piekielne w „Yatteringu
i Jacku” niemalże niczym nie przykuło mojej uwagi. Niemalże, bo
ożywiony nadziewany indyk w piekarniku i eksplodujący kot miały w sobie swego
rodzaju groteskowy, przyjemny posmaczek. Ale tym krótkim ustępom niestety nie
udało się znacząco ożywić doprawdy nudnawej historyjki o demonie zesłanym z
Piekła do domu poczciwego Jacka, aby doprowadzić go do szaleństwa. Barker
bardzo topornie, głównie przez wymuszony humor i mnogość nużących, bezproduktywnych
zabiegów niewidzialnego demona Yatteringa, przedziera się przez meandry niniejszej
historii, dosłownie irytując niemożnością zgrabnego zrównoważenia makabry z
humorem. Podobnie, jak poprzednie utwory „Yattering i Jack” doczekały się
swojej filmowej wersji, przeniesionej na mały ekran w oparciu o scenariusz samego Clive’a
Barkera, w czwartym sezonie serialu „Opowieści z ciemnej strony”.
Kolejne opowiadanie „Blues świńskiej krwi” to przyjemny
powrót Barkera do stylistyki, w której czuje się najlepiej, bez irytującego
dowcipkowania. Akcję niniejszego utworu autor umieścił w Centrum dla
Młodocianych Przestępców, w którym nowy nauczyciel, były policjant, zgłębia
tajemnicę zaginionego chłopca i jego przerażonego kolegi, czekającego na rychłą
śmierć. Klucz do tej zagadki zdaje się znajdować w należącej do ośrodka
zapuszczonej farmie, w której żywy inwentarz tonie w ekskrementach, wyłączając
ogromną, zadbaną maciorę. Odstręczające opisy tego miejsca i wręcz namacalna
aura mrożącej krew w żyłach tajemnicy, wisząca nad protagonistami w połączeniu
z diablo pomysłowym, krwawym zamknięciem akcji znacząco rekompensują niesmak
wywołany poprzednim utworem. Troszkę słabiej wypada natomiast „Seks,
śmierć i światło gwiazd”, traktujące o młodym reżyserze, wystawiającym
sztukę Szekspira, który na swej drodze spotyka tajemniczego znawcę tej
profesji. Barker zdecydowanie za często skacze z wątku w wątek, czym
niejednokrotnie dezorientuje czytelnika, odbierając mu radość z silnego
zaangażowania w snutą opowieść. Ale jednocześnie jego śmiałe podejście do
nekrofilii i przesłanie wskazujące, że miłość do sztuki jest w stanie przetrwać
nawet śmierć, oddane dosłownie, nieco rekompensują rozproszoną narrację. W
ostatnim opowiadaniu natomiast, Barker, na szczęście zrezygnował z tej maniery,
oddając w nasze ręce coś tak kuriozalnego, że aż wymykającego się wyobraźni
większości śmiertelników. „W górach, miastach” skupia się na
parce homoseksualistów, która wybrała się w podróż do Jugosławii. Na odludnym
odcinku swojej drogi, w otoczeniu bezkresnych pól kukurydzy i ciągnących się
daleko jak okiem sięgnąć traw spotykają olbrzymów stworzonych z mieszkańców
dwóch bliźniaczych miasteczek. Dwa monstrualne organizmy stworzone z setek
obywateli, jak zdradza Barker mające stanowić analogię do jednomyślności
społeczeństw zaludniających takie małe przestrzenie i ich mentalnego zamknięcia
na szeroki świat. Nie zdziwiłabym się, gdyby „Ludzka stonoga” była inspirowana
tym utworem, przy czym u Barkera wszystko odbywa się na szerszą skalę, z nieporównanie
większym rozmachem, choć znowu za pośrednictwem lakonicznych opisów.
Po przeczytaniu pierwszej „Księgi krwi” Clive’a Barkera tylko utwierdziłam
się w przekonaniu, że Polsce potrzebne jest nowe, staranniej przetłumaczone
wydanie. Bo choć za niektóre niedostatki tej publikacji odpowiada sam autor,
wówczas jeszcze niedysponujący nazbyt dojrzałym warsztatem, ogólnikowo
pochodzący do wielu opisów wymagających zgoła odmiennego podejścia to myślę, że
ogólne wrażenia z lektury i tak byłyby większe, gdyby zatrudnić lepszego
tłumacza. Mimo wszystko jednak polecam wielbicielom prozy ekstremalnej, choćby
za same pomysły na fabuły, którymi Barker udowodnił, że zasłużył sobie na miano
przodującego autora tego konkretnego prądu literackiego horroru.
"Księga krwi" to książka, której przeczytanie przewiduję, jeśli pojawi się na naszym rynku, co zapowiadał Mag, jakiś czas temu. Podobno opowiadania tego autora są lepsze od powieści. Zobaczymy. :)
OdpowiedzUsuńJuż straciłam nadzieję, że to wydanie Maga się ukaże:/
Usuń"Podobno opowiadania tego autora są lepsze od powieści."
Ja jak na razie wolę Barkera "powieściowego". No, ale może zmienię zdanie po zapoznaniu się z kolejnymi tomami "Ksiąg krwi".
No przeciągają to i przeciągają. Ja myślę, że to się najprędzej pojawi, kiedy ta nowa seria z horrorami ruszy. Czyli pewnie w 2017.
UsuńKiedyś wynalazłem "Księgę Krwi" w bibliotece wciśniętą pomiędzy książeczkę G.N.Smitha a D.Koontza. I o tyle przyciągnęła moją uwagę, że kojarzyłem nazwisko autora z filmami. Podobało mi się samo wprowadzenie, ale cała "Księga krwi" raczej nie przypadła mi do gustu.
OdpowiedzUsuń