Stronki na blogu

piątek, 26 lutego 2016

„Nina Forever” (2015)


Dziewiętnastoletnia Holly interesuje się swoim kolegą z pracy, Robem, mającym opinię niedoszłego samobójcy. Chłopak szybko przyjmuje jej zaloty i zabiera ją do swojego mieszkania, ale w trakcie stosunku seksualnego w łóżku pojawia się okaleczony żywy trup jego byłej dziewczyny, Niny, utrzymujący, że zawsze będzie przy nim. Holly dowiaduje się, że była dziewczyna Roba zginęła w wypadku samochodowym, co chłopak bardzo ciężko przeżył, ale mimo wszystko decyduje się kontynuować ich romans, pomimo obecności Niny podczas każdego ich zbliżenia.

Brytyjski horror braci Bena i Chrisa Blaine’ów na podstawie ich scenariusza, którzy po raz pierwszy porwali się na pełnometrażową produkcję przynależącą do niniejszego gatunku. Pragnąc zachować twórczą niezależność postanowili pozyskać pieniądze niezbędne do sfinansowania projektu od przedsiębiorstwa użyteczności publiczne Kickstarter. Choć pomysł na scenariusz był cokolwiek kuriozalny bracia Blaine zdecydowali się nadać mu dosyć poważny ton, dalece minimalizując akcenty humorystyczne - właściwie sprowadzając je jedynie do miejscowych dowcipnych dialogów. Taka narracja nie przypadła do gustu paru krytykom (choć większość pozytywnie przyjęła „Ninę Forever”), przekonanym, że elementy komediowe uczyniłyby ten obraz przystępniejszym. Jednak scenarzyści i oczywiście reżyserzy projektu uznali, że taki sznyt kolidowałby ze stylowością filmu, którą koniecznie chcieli zachować.

Naprawdę niewiele brakowało, żebym uznała „Ninę Forever” za jeden z ciekawszych kuriozalnych horrorów ostatnich lat. Najbardziej intrygował cokolwiek dziwaczny pomysł na temat przewodni scenariusza. Poharatany żywy trup kobiety pojawiający się w łóżku w kałuży krwi, ilekroć jej były chłopak, Rob oddawał się miłosnym igraszkom z nową dziewczyną, Holly, już sam w sobie był osobliwy, ale Blaine’owie spotęgowali groteskowy wydźwięk swojego konceptu nie do końca zdrowymi reakcjami głównych bohaterów na istniejący stan rzeczy. Pierwsze pojawienie się Niny przynosi zrozumiałą panikę, przerażenie i dezorientację. Wciąż niemogący pogodzić się z jej śmiercią Rob w końcu „wpada w jej ramiona”, acz dosyć apatycznie, co zapewne jest następstwem szoku. Tymczasem zazdrosna Holly wybiega z jego mieszkania i na jakiś czas kontakt pomiędzy nimi się urywa. Po paru dniach dziewiętnastolatka wraca z silnym postanowieniem przezwyciężenia owego niecodziennego kryzysu. I od tego momentu zachowanie głównych bohaterów, szczególnie Holly staje się tak dziwaczne, że jak wynika z niektórych recenzji, dla wielu widzów wręcz niezrozumiałe. Podczas kolejnego zbliżenia zarówno Rob, jak i jego nowa dziewczyna starają się wciągnąć żywego trupa w swoje miłosne ekscesy, czym twórcy dosyć wyraźnie dotykają tematyki nekrofilskiej. Rob ogranicza się jedynie do wymiany pocałunków z Niną, ale Holly bez krępacji stara się palcami doprowadzić ją do orgazmu. Jak się okazuje bezskutecznie, bo przecież Nina nie żyje… Później zachowanie naszej pary staje się bardziej zrozumiałe, na tyle, na ile może być w tej niezdrowej sytuacji. Holly i Rob starają się ignorować obecności Niny w trakcie ich stosunków seksualnych, a czasami odwieść ją od nagabywania ich, poprzez próby uświadomienia jej, że Rob zasługuje na ułożenie sobie życia z kimś innym. W mainstreamowym kinie grozy zapewne kolejnym krokiem głównych bohaterów byłoby opracowanie planu, który pozwoliłby na zawsze uwolnić się od natrętnego żywego trupa, ochoczo konwersującego z nimi i mechanicznie zarzucającego swoim ciałem na wąskich przestrzeniach. Ale Blaine’owie zdystansowali się od kina głównego nurtu, spychając fabułę na inną, nieczęsto obieraną przez twórców horrorów ścieżkę. Zamiast wprowadzić choćby strzęp nadziei na pozbycie się Niny, poprzez formułowanie przez bohaterów jakiegokolwiek planu dalszych zdecydowanych posunięć postawili na poczucie beznadziei, bierność w obliczu makabry, a nawet niechętną akceptację istniejącego stanu rzeczy. Melancholijny wydźwięk fabuły dopełniają silnie skontrastowane, płynnie zmontowane zdjęcia szarego miasta, w jakim przyszło żyć Robowi i Holly oraz ciasnych, często mrocznych, acz nowocześnie urządzonych pomieszczeń w mieszkaniu chłopaka. W zasięgu Blaine’ów znajdowało się więc niemalże wszystko, co potrzebne do stworzenia wyróżniającego się horroru, celującego głównie w niszę, ale kilka wręcz „szkolnych błędów” zniszczyło ogromny potencjał tkwiący w pomyśle na fabułę i sprawiło, że z czasem solidna oprawa audiowizualna straciła dla mnie znaczenie.

Jednym z głównych mankamentów „Niny Forever” są oszczędne wizualizacje makabry, wymuszone zapewne ograniczonymi nakładami pieniężnymi bądź brakiem wyobraźni twórców. Choć obsadzona w roli żywego trupa Fiona O’Shaughnessy samymi wyłupiastymi oczami, rozmazanym makijażem i mechanicznymi ruchami sprawiała dosyć upiorne wrażenie to już poważne obrażenia, jakie odniosła w wypadku samochodowym unaoczniono w milisekundowych migawkach, dosłowną makabrę zamykają w długich najazdach kamery na zakrwawiony materac i zadrapania na jej twarzy. Barwa i konsystencja sztucznej krwi są realistyczne, ale nie mogę przeboleć faktu, że twórcy nie wypełnili czymś dosadniejszym pola, jakie rozciągnął przed nimi pomysł na fabułę, wszak można to było przekształcić w widowiskowy body horror. Zamiast tego, i tutaj przechodzimy do moim zdaniem poważniejszego niedociągnięcia, Blaine’owie skupili się na romansie głównych bohaterów, rozkwit którego blokuje zmarła partnerka chłopaka. Do pewnego momentu ich rozterki budzą ciekawość, ale w drugiej połowie scenarzyści się zapętlili – częste zjawianie się zakrwawionej Niny oddarte z efektu nowości, wszak ten wątek w pełni wyeksploatowano w pierwszej partii filmu, nierzadkie artykulacje przytłoczenia tą sytuacją przez Roba i Holly oraz ich rozstania i powroty zaczęły mnie zwyczajnie nudzić. Scenarzyści nie wykazywali najmniejszej chęci ożywienia liniowej akcji, aż do końcówki, w której pojawia się, co prawda przewidywalny zwrot akcji, ale zbyt późno żeby puścić w niepamięć wcześniejsze przestoje. Blaine’owie lepiej by zrobili, gdyby ostatni stosunek Holly pokazali nieco wcześniej i na jego kanwie oparli kolejny, z lekka dynamizujący akcję wątek. Zamiast tego zaraz potem błyskawicznie sfinalizowali fabułę, notabene bez większych fajerwerków.

W moim pojęciu „Nina Forever” jest niepodważalnym dowodem na to, że czasami intrygujący, kuriozalny pomysł wyjściowy i profesjonalna strona techniczna nie wystarczają do stworzenia godnego uwagi horroru. Jeśli wyobraźnia twórców zamyka się w jednym wątku, tenże szybko powszednieje, a widz zaczyna poszukiwać czegoś nowego, na czym mógłby skupić uwagę. Problem w tym, że w „Ninie Forever” nie ma praktycznie niczego innego, co przedstawiałoby jakąś wartość dla wielbicieli kina grozy. A przynajmniej nie dla mnie, bo jak zwykle nie wykluczam, iż taka wielce stonowana, zapętlona koncepcja znajdzie swoich zwolenników.

3 komentarze:

  1. Z jednej strony to trochę chory, a z drugiej niezwykle intrygujący i pociągający scenariusz :) W każdym razie film jest warty obejrzenia ;) Polecam wszystkim xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, też dziś obejrzałam ten film :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Straszny ten plakat. Tematyka jak dla mnie odstręczająca.

    OdpowiedzUsuń