„Pokój 415”
Polska publikacja:
dodatek do czwartego numeru magazynu „Coś na progu”
Zdecydowanie
najlepszy krótszy utwór literacki Edwarda Lee, z jakim dotychczas miałam do
czynienia, udowadniający, że pisarz równie dobrze odnajduje się w zasadach
budowania suspensu i warstwie stricte psychologicznej, co we wszelkiej maści
wynaturzeniach. Nowela opowiada o Jake’u Floodzie, który przyjeżdża z Seattle
do St. Pete Beach w celach biznesowych. Od rozstania z żoną przed trzema laty
mężczyzna nie może osiągać orgazmów, co frustruje go na tyle, żeby korzystać z
pomocy psychoterapeuty. Rady specjalisty okazują się jednak mniej skuteczne od
widoku, jaki po zatrzymaniu się w hotelu w St. Pete Beach rozciąga się przed
oczami Flooda. Biznesmen widzi dwóch alfonsów katujących i wykorzystujących seksualnie
pracującą dla nich prostytutkę w innym pokoju hotelowym. Ich okrucieństwo tak
go podnieca, że nareszcie osiąga satysfakcję seksualną, co tak go przeraża, że
zaczyna zastanawiać się nad swoją prawdziwą naturą, dotychczas pozostającą w
uśpieniu. Ale niepokój nie powstrzymuje go przed wypatrywaniem w kolejnych
dniach dalszych bezeceństw. Flood przygląda się między innymi nieprzerwanemu
uderzaniu w krocze kobiety dopóki całe nie opuchnie i przekłuwaniu piersi,
celem uszkodzenia implantów, co dowodzi dużej pomysłowości Edwarda Lee, w
procesie wymyślania technik znęcania się nad fikcyjną ofiarą o zabarwieniu
seksualnym. O wiele ciekawsze są jednak psychologiczne konsekwencje tego, czemu
świadkuje główny bohater, z czasem podsłuchujący dwóch alfonsów planujących
morderstwo jednej z prostytutek. Biorąc pod uwagę zalążki obsesji, jaką
wykazuje Flood na widok odrażających czynów kryminalistów czytelnik nie może
być pewien jego ewentualnej interwencji. Czy uwolnienie się od długoletniego
celibatu będzie dla Flooda ważniejsze od uratowania życia kobiecie, czy może
spróbuje pokrzyżować plany alfonsów kosztem własnego bezpieczeństwa? Na to
pytanie Lee odpowiada w zaskakujący, przewrotny sposób, po ówczesnym
podtrzymywaniu czytelnika w ciągłej niepewności, co do dalszych wydarzeń, jak i
finalnego stanu nadwątlonej psychiki głównego bohatera.
„Matka”
Polska
publikacja: antologia „15 blizn”
Ze wszystkich
omawianych historii tylko w „Matce” Edward Lee uderzył w tony o podłożu
nadprzyrodzonym, w zwyczajowym bezkompromisowym stylu. Opowiadanie traktuje o koronerze
Smithcie, który pomimo szczęśliwego pożycia z żoną, którego owocem jest
aktualnie siedmioletnia dziewczynka, dużo czasu spędza na podglądaniu przez
lornetkę dziewiętnastoletniej sąsiadki, opalającej się przed domem. Pewnego
dnia, podczas folgowania swoim voyeurystycznym zapędom, nieopodal swojego domu
dostrzega podejrzaną beczkę, która okazuje się być wypełniona czarną mazią,
wydzielającą zapach zbliżony do woni psującego się mięsa. Z obawy przed
zagrożeniem biologicznym anonimowo informuje o znalezisku odpowiednie służby,
ale jak się z czasem okazuje kontakt z beczką ma zupełnie nieoczekiwane
konsekwencje. Wskazówką jest klimatyczno-odrażający sen Smitha, idealnie
rozpisany przez Lee, w którym widzi swoją roznegliżowaną żonę spożywającą
tajemniczą maź i obściskującą się z dziewiętnastoletnią sąsiadką, obiektem
skrywanego pożądania Smitha. Nazajutrz mężczyzna z łatwością odnajdzie echa
koszmarnego snu w rzeczywistości, czując, że czarna breja odgrywa ważną rolę w
swoistym szerzącym się w jego otoczeniu kulcie, w którym on sam zajmuje ważne
miejsce. Lee w typowy dla siebie sposób ożywił opowiadanie kilkoma ustępami
natury erotycznej, ale oddał je w atmosferze tajemniczości i zagrożenia o
podłożu nadprzyrodzonym, którego istotę ujawnił dopiero w zaskakującym,
tragicznym finale, będącym zwiastunem dalszych, acz już niespisanych
dramatycznych wydarzeń.
„Pan Kadłubek”
Polska
publikacja: antologia „13 ran”
W niniejszym
utworze Edward Lee przemieszał stylistykę kryminalną z wymyślnym gore, snując opowieść na dwóch
płaszczyznach, z punktu widzenia śledczego Tippsa i obiektu jego dochodzenia,
mocno zaburzonego seryjnego mordercy, Luda, zwanego Panem Kadłubkiem. Mężczyzna
porywa młode prostytutki i przetrzymuje je w piwnicy, w czym nie byłoby niczego
nietypowego, gdyby uprzednio nie pozbawiał ich rąk i nóg, nie robił im
lobotomii, nie sklejał powiek, nie wyrywał zębów i wreszcie nie przekłuwał
bębenków. Same ogłupione i pozbawione niektórych zmysłów torsy są mu niezbędne
do urojonej misji w imię Boga, której przebieg jest równie odrażający, co modus
operandi sprawcy. Wszak Lud umyślił sobie, że Bóg pragnie, aby zapładniał
okaleczone kobiety i sprzedawał dzieci ludziom zbyt niecierpliwym, aby czekać
na legalną adopcję. W ten oto sposób podstarzały Lud przetrzymuje torsy w
warunkach zbliżonych do tych, w jakich hoduje się zwierzęta przeznaczone na
ubój i co miesiąc zmienia niewolnicę, którą regularnie gwałci, podgrzewając się
magazynami erotycznymi. Przypadek doprawdy tak dalece zaburzony i odrażający,
że wprost nie można oderwać się od długich opisów jego zwichrowanych procesów
myślowych, czego nie sposób powiedzieć o szczątkowych ustępach kryminalnych, które
moim zdaniem niezbyt obrazowo wyłuszczają sposób postępowania Pana Kadłubka.
Ale za to interesująco sportretowano osobowość Tippsa, który nieustannie roztrząsa
trudne zagadnienia egzystencjalne, na każdym kroku dostrzegając szerzący się
nihilizm. Zakończenie również poczytuję na plus, głównie dzięki typowemu dla
Lee obraniu najbardziej wstrząsającego kierunku, bo o większym zaskoczeniu
mówić już nie można.
„Oddział
zamknięty”
Polska publikacja:
antologia „999” tom 1
„Oddział
zamknięty” to w moim pojęciu najsłabsze opowiadanie ze wszystkich omawianych,
głównie przez zbyt dalece idącą przewidywalność niszczącą wszelkie zalążki
suspensu i odniesienia do światka zorganizowanej przestępczości, za którym to
nie przepadam w literaturze grozy. Ale gwoli sprawiedliwości Lee przygotował
dla mnie małą niespodziankę w postaci szokujących szczegółów nielegalnej
profesji głównego bohatera. Rzecz opowiada o mężczyźnie, Francisie Paone, który
budzi się w miejscu przypominającym pokój szpitalny i odkrywa, że stracił dłoń
oraz nogę, a na jego brzuchu widnieje paskudna rana. Po krótkiej konwersacji z
pielęgniarką Lee przechodzi do retrospekcji, unaoczniającej nam wydarzenia
poprzedzające jego pobyt w szpitalu. Pisarz zdradza (i w tym miejscu pojawiają
się najbardziej odrażające elementy opowiadania), że Paone zajmował się
rozprowadzaniem amatorskich filmików, traktujących o wszelkiego rodzaju
wynaturzeniach. Pornografia dziecięca, gwałty, sadomasochizm, sodomia,
koprofilia, zoofilia oraz seks z ciężarnymi, staruszkami, kalekimi i
zdeformowanymi, czasami również tak zwane snuff movies – wszystkim tym trudnił
się główny bohater, co naturalną koleją rzeczy z miejsca nastawia czytelnika
antypatycznie do jego osoby. Lee chciał żebyśmy wróżyli mu straszny koniec,
przez co odarł finał z aury tragizmu, nie wspominając już o jego
przewidywalności. Moim zdaniem w miarę popisał się jedynie odstręczającymi
detalami jego haniebnej profesji, ale z uwagi na to, że nie pokusił się o kilka
dewiacji w czasie rzeczywistym o jakichś skrajnościach w tej sferze również nie
może być mowy.
Bonusowo krótkie
opowiadanie zatytułowane „Stół” i opublikowane na portalu Horror Online.
Delikatniejszy w formie utwór o kobiecie zafiksowanej na punkcie morderców, w
ręce której trafia stół, na którym niegdyś popełniono zbrodnię i chce się na
nim przespać ze swoim nowym partnerem. Krótka, treściwa opowieść o zboczeniu,
które ma opłakane skutki, podana w wersji lajt, oczywiście jak na standardy
Edwarda Lee, ale mimo to ciekawie ujmująca temat.
Czytałem dwie powieści od Lee - Sukkuba i Ludzi z bagien. I bez wątpienia koleś pisze ostro. Sukkuba to za nic w świecie nie czytałbym w komunikacji miejskiej, bo byłoby mi wstyd tym, co tam jest napisane. Te sceny z kopulacją i wbijaniem noża...miazga. :P Czytałem też jego "Makak", które pojawiło się w magazynie "Coś. Generalnie nie przepadam za opowiadaniami w antologiach, ale te było dobre. Mam też "15 blizn" na półce, ale nie wiem kiedy to sprawdzę. Wolę chyba powieści, a jak opowiadania to już bardziej zbiory jednego autora, bo w antologie nie potrafię się wczuć. Ale recenzja jak zwykle super. :)
OdpowiedzUsuńDawno mnie tutaj nie było, nadrabiam zaległości i takie coś :) Miło i nie ma za co ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że z wszystkich wspomnianych tutaj tekstów Pokój 415 jest najlepszy, ale jest to tylko zasługa jego długości. Lee nie musiał się tutaj spieszyć, mógł tą prostą (jak wszystkie w tym zestawieniu) historyjkę snuć w optymalnym tempie. Do dziś pamiętam kiedy czytałem to opowiadanie, w jakich godzinach, co robiłem przed, co robiłem po, ale z samego tekstu za wiele w głowie nie zostało. Nawet jeśli po lekturze byłem usatysfakcjonowany.
Najbardziej przez małą objętość ucierpiał moim zdaniem Pan Kadłubek, w którym widać niezły potencjał, ale skończyło się zanim zdążyłem się przyzwyczaić do pośpiesznych opisów tego tekstu. W moim odczuciu to zaledwie przyzwoity tekscik i nigdy zrozumiałem skąd ta nagroda i dlaczego ogół ludzi wychwalała to opowiadanie. Chociaż patrząc na ten okres, ludzie wychwalali także całe antologie Repliki...
Matkę chyba wspominam najmilej. Nie oznacza to, że jest najlepszym tekstem, ale kupiło mnie dzięki stylistyce częściowo zaczerpniętej z Lovecrafta (chociaż tak zmodyfikowanej przez Lee, że sam mam wątpliwości, czy sobie czegoś nie dopowiadam).
Odział zamknięty - również zgadzam się, że najgorsze opowiadanie, jednak tutaj przynajmniej nie rozczarowałem się, tak jak w przypadku Pana Kadłubka. Brak oczekiwań spowodował, że przebrnąłem bezboleśnie.
Z opowiadań Edwarda Lee pamiętam, że Makak również mi się podobał, podobnie jak opowiadanie zamieszczone w antologii Cienie spoza czasu. Natomiast teksty z Bizarro Bazar i jednej z darmowych antologii (chyba Gorefikacje) w ogóle mi nie podeszły, ale może dlatego, że nie do końca pasowały do konwencji tych zbiorków. Nie wiem. O ile książkami Lee byłem dość zauroczony (jak prawie każdy w tamtym czasie), tak jego opowiadania nigdy nie zrobiły na mnie aż takiego wrażenia.
W takim razie witam ponownie;)
UsuńTeż wolę Lee w dłuższych formach, ale w sumie nie tylko jego, bo na ogół większą sympatią darzę powieści niż opowiadania. Jednak podczas wyżej wspomnianych lektur również zaznałam sporo oczekiwanych emocji. W czym dużo Twojej zasługi, za co jeszcze raz bardzo dziękuję!