Stronki na blogu

sobota, 4 czerwca 2016

„Forteca” (1985)


Sally Jones jest nauczycielką w wiejskiej australijskiej szkole, składającej się z jednej klasy, do której przynależą dzieci w różnym wieku. Pewnego dnia prowadzone przez nią zajęcia zostają przerwane przez grupę zamaskowanych, uzbrojonych mężczyzn, którzy porywają Sally i jej uczniów, licząc na wyłudzenie okupu od rodziców dzieci. Przestępcy przewożą ich do podziemnej jaskini usytuowanej na rozległych terenach leśno-trawiastych, barykadują wyjście i odjeżdżają. Początkowo Sally wychodzi z założenia, że najbezpieczniej będzie podporządkować się woli porywaczy i czekać na pomoc z zewnątrz, ale w końcu daje się przekonać starszym chłopcom, którzy opowiadają się za ucieczką. Wraz z nastoletnim Sidem znajduje drugie wyjście z jaskini, ale to jeszcze nie koniec ich koszmaru. Na rozległych, dzikich terenach czyhają bowiem ich porywacze, którzy nie zawahają się ich skrzywdzić.

„Forteca” to zrealizowany dla telewizji australijski survival Archa Nicholsona, posiadający cechy zarówno filmowego thrillera, jak i horroru. Scenariusz napisał Everett De Roche na podstawie powieści Gabrielle Lord, po raz pierwszy wydanej w 1980 roku. Fabuła książki była luźno oparta na prawdziwym wydarzeniu, mającym miejsce w latach 70-tych w Australii. Dwaj bezrobotni przyjaciele Edwin John Eastwood i Robert Clyde Boland porwali wówczas sześć uczennic i ich nauczyciela, w celu wyłudzenia okupu. Ofiarom udało się uciec, a ich oprawców osądzono i skazano. Niedługo potem Eastwood uciekł z więzienia i znowu dopuścił się porwania kilku osób, jednakże organom ścigania szczęśliwe udało się udaremnić jego dalsze plany. Połowę budżetu na realizację adaptacji powieści Lord przekazała telewizja HBO, która uparła się, aby główną rolę powierzono jakiejś znanej aktorce. Zdecydowano się na Sigrid Thornton, ale ciąża udaremniła jej udział w filmie. Projekt został na jakiś czas odłożony, dopóki w Australii nie pojawiła się Rachel Ward, którą ostatecznie zaaprobowano. Pod koniec 1985 roku „Fortecę” wyemitowano na kanale HBO w Stanach Zjednoczonych, zaskakując publiczność śmiałymi, jak na standardy ówczesnej telewizji scenami mordów, a w 1986 roku film Nicholsona wyświetlono w australijskich kinach.

Akcję „Fortecy” umiejscowiono w słabo zaludnionym zakątku Australii. Skąpane w gorących promieniach słonecznych, połacie suchej ziemi, gdzieniegdzie porośnięte żółtą trawą, rozciągające się w oddali gęste lasy i ubogo się prezentująca wioska, ze znacznie oddalonymi od siebie zabudowaniami. Arch Nicholson już podczas wstępnych, sielankowych ujęć samym krajobrazem sygnalizuje widzom potężne wyobcowanie protagonistów, ale równocześnie dba o lekko familijny wydźwięk, głównie dzięki wykorzystaniu chwytliwego muzycznego motywu przewodniego skomponowanego przez Danny’ego Beckermanna charakteryzującego się sielską tonacją, acz delikatnie podszytą jakąś złowrogością. Oprócz wspomnianych dwóch elementów niejaką podejrzliwość może zasiać zachowanie co poniektórych uczniów głównej bohaterki, Sally Jones. W drodze do szkoły jeden z chłopców z fascynacją szturcha rozkładające się ciało zwierzęcia, nie zapominając „poczęstować go śliną”, natomiast nieco później już w klasie z pasją opowiada o okrutnym traktowaniu ssaków. De Roche tym wątkiem ostrożnie zasygnalizował widzom podszytą okrucieństwem naturę co poniektórych dzieci, ale zaraz potem na jakiś czas zrezygnował z ciągnięcia tej myśli, błyskawicznie przechodząc do właściwej tematyki „Fortecy”. Przebywających w szkole Sally i jej uczniów w pewnym momencie zaskakuje grupa uzbrojonych mężczyzn, z twarzami przysłoniętymi pomysłowymi, w pewnym sensie złowieszczymi maskami, wyobrażającymi Świętego Mikołaja, kaczkę, mysz i kota. Mężczyźni wymuszają na nich wejście do ciężarówki, ale już w trakcie transportu ma miejsce pierwsza komplikacja. Sally udaje się wykorzystać chwilę ich nieuwagi i nakazać jednemu z chłopców odłączenie się od grupy, celem sprowadzenia pomocy. Niniejszy ustęp podobnie, jak wcześniejszą sekwencję porwania nacechowano sporą dozą podskórnego napięcia, jednakże tym razem podszytego nadzieją. Nie na długo, bo porywacze szybko orientują się, że zostali oszukani i niezwłocznie wracają po małego uciekiniera, tym samym udaremniając próbę ucieczki. Jedne z najciekawszych wydarzeń mają miejsce w podziemnej jaskini, do której w końcu trafiają zakładnicy niezidentyfikowanych mężczyzn. Ogromna przestrzeń, spowita gęstą ciemnością, odrobinę rozpraszaną przez ofiary za pomocą naprędce skonstruowanych, prowizorycznych świec. Kiedy protagoniści bezczynnie siedzą w mrocznej jaskini, czekając na pomoc scenarzysta na chwilę skupia się na kreśleniu ich rysów psychologicznych, szybko dając do zrozumienia, że najzaradniejszy jest nastoletni Sid (bardzo charyzmatyczna, wręcz zachwycająca kreacja Seana Garlicka), zdający się doskonale odnajdywać w tych ciężkich warunkach, lepiej nawet niż jedyna dorosła osoba zasilająca to grono. Jednakże Sally przez długi czas nie chce oddać Sidowi inicjatywy, drżąc o jego bezpieczeństwo, co zresztą dotyczy wszystkich jej podopiecznych, również nastoletniego Dereka, który zauważalnie konkuruje z kolegami o przywództwo w grupie. Everett De Roche scharakteryzował młodych bohaterów z taką starannością, dbając o akcentowanie ich najprzeróżniejszych, ze względu na wiek wprost zdumiewających cech, że właściwie nie miałam innego wyjścia, jak gorąco kibicować im w nierównej walce, do jakiej zostali przymuszeni. Swoją uwagę koncentrowałam głównie na dzieciach - odtwórczyni roli Sally Jones, Rachel Ward, warsztatowo znacznie od nich odstawała, w moim odczuciu zbyt często uderzając w podniosłą dykcję, wręcz teatralny sposób ekspresji. Młodzi aktorzy, szczególnie przodujący w grupie chłopcy byli za to całkowicie naturalni – przekonujące kreowanie postaci zauważalnie nie sprawiało im żadnych trudności.

„Forteca” to jeden z nielicznych przykładów filmu grozy umiejętnie wykorzystującego lekko familijną otoczkę. Arch Nicholson porwał się na coś niebywale trudnego, ale wyszedł zwycięsko z tej próby. Naprawdę niełatwo jest utrzymać wysokie napięcie w obrazie, który tak często uderzałby w familijną narrację, prawdziwą sztuką jest przekucie stricte familijnych elementów w coś podszytego potężną dawką grozy. Poza sielankowo-złowieszczą ścieżką dźwiękową twórcy wykorzystali lekko familijną narrację przy portretowaniu kilku młodych protagonistów, przez długi czas kreując ich na nieustraszonych bohaterów. Choć zamaskowani oprawcy, niestrudzenie ścigający ich po trawiasto-leśnych australijskich terenach są gotowi ich zabić paru chłopców pragnie stawić im czoła, stanąć do walki zamiast ciągle tylko uciekać. Nie zniechęca ich nawet całkiem mocna, jak na telewizyjny obraz, przygnębiająca scena zastrzelenia starszego małżeństwa, do domu którego w końcu trafiają bohaterowie „Fortecy”. Najbardziej zasmuca przeszywający wrzask przerażonych młodszych dzieci i zachowanie nastoletniej dziewczyny klęczącej w kałuży krwi i starającej się uratować spoczywające na podłodze rybki. Krzywda dzieci, czy to fizyczna, czy psychiczna, wzbudza najwięcej emocji i twórcy rzeczywiście nie wahali się pogrywać na tego rodzaju uczuciach, choć należy zaznaczyć, że unikali skrajności. Nade wszystko starali się (i to z sukcesem) nakreślić zagubienie protagonistów, rozczulające pragnienie życia i niedogodności (głód, chłód, zmęczenie), jakie wiązało się z sytuacją, w której ich postawiono i oczywiście widmo śmierci wiszące nad nimi w postaci agresywnych mężczyzn, wściekłych z powodu nieprzewidzianych komplikacji w realizacji ich planu. Scenarzysta nie ograniczył się jedynie do podejmowania prób zawiązywania swoistej więzi pomiędzy odbiorcą i zwłaszcza młodymi protagonistami tylko i wyłącznie za sprawą akcentowania ich cierpienia, skutecznie zmuszając mnie do sympatyzowania z nimi również dzięki ich przebiegłości i hardości ducha, gotowości stanięcia do walki oraz oczywiście pomysłowości w konstruowaniu różnych pułapek. Właściwie byłam dosłownie zachwycona postaciami Sida i Dereka, tak potężnie, że szybko straciłam zainteresowanie główną bohaterką, która w końcu oddała inicjatywę zaprawionym w egzystowaniu na łonie natury, sprytnym uczniom. W „Fortecy” pomimo miejscami ewidentnie familijnej narracji (podszytej jednak ogromnym napięciem) pojawia się kilka umiarkowanie krwawych ujęć, które przede wszystkim zwracają uwagę realistycznym wykonaniem i w dwóch przypadkach pomysłowością – mowa o sekwencji, w której głowa trupa zostaje "w powietrzu", a reszta ciała odpada i oczywiście nadzianiu na zaostrzone gałęzie. Aczkolwiek największe emocje wzbudza ostatnie zabójstwo, niepokazane w całej drastycznej postaci, ale niosące przygnębiające przesłanie. Wiele widzów narzeka na zakończenie „Fortecy”, ale akurat mnie całkowicie ukontentowało, UWAGA SPOILER ponieważ tylko pozornie jawiło się szczęśliwie – jeśli wejrzeć głębiej sygnalizowało pewne negatywne, być może nieodwracalne skutki wcześniejszych wydarzeń na psychikę dotychczas niewinnych dzieci KONIEC SPOILERA.

„Forteca” to solidny australijski survival, pokazujący jak z korzyścią dla jakości filmu przemieszać narrację typową dla kina grozy z elementami kojarzonymi głównie z kinem familijnym. W dziele Archa Nicholsona nader zaskakująco to drugie potęguje wydźwięk pierwszego, sprawiając, że właściwie nie sposób oderwać oczu od ekranu, aż do napisów końcowych. Moim zdaniem „Forteca” to wyśmienita survivalowa rozrywka, którą każdy wielbiciel gatunku powinien znać, choćby po to, żeby przekonać się, że można stworzyć coś niebanalnego na kanwie prostego pomysłu, równocześnie dbając o niezwykle wysoki poziom techniczny, nie tylko jak na standardy telewizyjne, ale kina grozy w ogóle.

2 komentarze:

  1. Hm, wygląda ciekawie, mogę się skusić

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie obejrzałem i nie zgadzam się. Film co najwyżej średni, każe się nam polubić postaci, których od początku nie lubiliśmy, porywacze są głupi, dzieci aż za mądre, ścieżki dźwiękowej już zapomniałem. Niech sobie i będzie na podstawie prawdziwych wydarzeń czy książce, mnie nie przekonał.

    OdpowiedzUsuń