Sally Jones jest nauczycielką w wiejskiej australijskiej szkole,
składającej się z jednej klasy, do której przynależą dzieci w różnym wieku.
Pewnego dnia prowadzone przez nią zajęcia zostają przerwane przez grupę
zamaskowanych, uzbrojonych mężczyzn, którzy porywają Sally i jej uczniów,
licząc na wyłudzenie okupu od rodziców dzieci. Przestępcy przewożą ich do podziemnej
jaskini usytuowanej na rozległych terenach leśno-trawiastych, barykadują
wyjście i odjeżdżają. Początkowo Sally wychodzi z założenia, że najbezpieczniej
będzie podporządkować się woli porywaczy i czekać na pomoc z zewnątrz, ale w
końcu daje się przekonać starszym chłopcom, którzy opowiadają się za ucieczką.
Wraz z nastoletnim Sidem znajduje drugie wyjście z jaskini, ale to jeszcze nie
koniec ich koszmaru. Na rozległych, dzikich terenach czyhają bowiem ich
porywacze, którzy nie zawahają się ich skrzywdzić.
„Forteca” to zrealizowany dla telewizji australijski survival Archa Nicholsona, posiadający cechy zarówno filmowego
thrillera, jak i horroru. Scenariusz napisał Everett De Roche na podstawie
powieści Gabrielle Lord, po raz pierwszy wydanej w 1980 roku. Fabuła książki
była luźno oparta na prawdziwym wydarzeniu, mającym miejsce w latach 70-tych w
Australii. Dwaj bezrobotni przyjaciele Edwin John Eastwood i Robert Clyde
Boland porwali wówczas sześć uczennic i ich nauczyciela, w celu wyłudzenia
okupu. Ofiarom udało się uciec, a ich oprawców osądzono i skazano. Niedługo
potem Eastwood uciekł z więzienia i znowu dopuścił się porwania kilku osób,
jednakże organom ścigania szczęśliwe udało się udaremnić jego dalsze plany.
Połowę budżetu na realizację adaptacji powieści Lord przekazała telewizja HBO,
która uparła się, aby główną rolę powierzono jakiejś znanej aktorce.
Zdecydowano się na Sigrid Thornton, ale ciąża udaremniła jej udział w filmie.
Projekt został na jakiś czas odłożony, dopóki w Australii nie pojawiła się
Rachel Ward, którą ostatecznie zaaprobowano. Pod koniec 1985 roku „Fortecę”
wyemitowano na kanale HBO w Stanach Zjednoczonych, zaskakując publiczność
śmiałymi, jak na standardy ówczesnej telewizji scenami mordów, a w 1986 roku
film Nicholsona wyświetlono w australijskich kinach.
Akcję „Fortecy” umiejscowiono w słabo zaludnionym zakątku Australii.
Skąpane w gorących promieniach słonecznych, połacie suchej ziemi, gdzieniegdzie
porośnięte żółtą trawą, rozciągające się w oddali gęste lasy i ubogo się
prezentująca wioska, ze znacznie oddalonymi od siebie zabudowaniami. Arch
Nicholson już podczas wstępnych, sielankowych ujęć samym krajobrazem sygnalizuje
widzom potężne wyobcowanie protagonistów, ale równocześnie dba o lekko
familijny wydźwięk, głównie dzięki wykorzystaniu chwytliwego muzycznego motywu
przewodniego skomponowanego przez Danny’ego Beckermanna charakteryzującego się
sielską tonacją, acz delikatnie podszytą jakąś złowrogością. Oprócz
wspomnianych dwóch elementów niejaką podejrzliwość może zasiać zachowanie co
poniektórych uczniów głównej bohaterki, Sally Jones. W drodze do szkoły jeden z
chłopców z fascynacją szturcha rozkładające się ciało zwierzęcia, nie zapominając
„poczęstować go śliną”, natomiast nieco później już w klasie z pasją opowiada o
okrutnym traktowaniu ssaków. De Roche tym wątkiem ostrożnie zasygnalizował
widzom podszytą okrucieństwem naturę co poniektórych dzieci, ale zaraz potem na
jakiś czas zrezygnował z ciągnięcia tej myśli, błyskawicznie przechodząc do
właściwej tematyki „Fortecy”. Przebywających w szkole Sally i jej uczniów w
pewnym momencie zaskakuje grupa uzbrojonych mężczyzn, z twarzami przysłoniętymi
pomysłowymi, w pewnym sensie złowieszczymi maskami, wyobrażającymi Świętego Mikołaja,
kaczkę, mysz i kota. Mężczyźni wymuszają na nich wejście do ciężarówki, ale już
w trakcie transportu ma miejsce pierwsza komplikacja. Sally udaje się
wykorzystać chwilę ich nieuwagi i nakazać jednemu z chłopców odłączenie się od
grupy, celem sprowadzenia pomocy. Niniejszy ustęp podobnie, jak wcześniejszą
sekwencję porwania nacechowano sporą dozą podskórnego napięcia, jednakże tym
razem podszytego nadzieją. Nie na długo, bo porywacze szybko orientują się, że
zostali oszukani i niezwłocznie wracają po małego uciekiniera, tym samym
udaremniając próbę ucieczki. Jedne z najciekawszych wydarzeń mają miejsce w
podziemnej jaskini, do której w końcu trafiają zakładnicy niezidentyfikowanych
mężczyzn. Ogromna przestrzeń, spowita gęstą ciemnością, odrobinę rozpraszaną
przez ofiary za pomocą naprędce skonstruowanych, prowizorycznych świec. Kiedy
protagoniści bezczynnie siedzą w mrocznej jaskini, czekając na pomoc scenarzysta
na chwilę skupia się na kreśleniu ich rysów psychologicznych, szybko dając do
zrozumienia, że najzaradniejszy jest nastoletni Sid (bardzo charyzmatyczna,
wręcz zachwycająca kreacja Seana Garlicka), zdający się doskonale odnajdywać w
tych ciężkich warunkach, lepiej nawet niż jedyna dorosła osoba zasilająca to
grono. Jednakże Sally przez długi czas nie chce oddać Sidowi inicjatywy, drżąc
o jego bezpieczeństwo, co zresztą dotyczy wszystkich jej podopiecznych, również
nastoletniego Dereka, który zauważalnie konkuruje z kolegami o przywództwo w
grupie. Everett De Roche scharakteryzował młodych bohaterów z taką
starannością, dbając o akcentowanie ich najprzeróżniejszych, ze względu na wiek
wprost zdumiewających cech, że właściwie nie miałam innego wyjścia, jak gorąco kibicować
im w nierównej walce, do jakiej zostali przymuszeni. Swoją uwagę koncentrowałam
głównie na dzieciach - odtwórczyni roli Sally Jones, Rachel Ward, warsztatowo
znacznie od nich odstawała, w moim odczuciu zbyt często uderzając w podniosłą
dykcję, wręcz teatralny sposób ekspresji. Młodzi aktorzy, szczególnie przodujący
w grupie chłopcy byli za to całkowicie naturalni – przekonujące kreowanie postaci
zauważalnie nie sprawiało im żadnych trudności.
„Forteca” to jeden z nielicznych przykładów filmu grozy umiejętnie
wykorzystującego lekko familijną otoczkę. Arch Nicholson porwał się na coś
niebywale trudnego, ale wyszedł zwycięsko z tej próby. Naprawdę niełatwo jest
utrzymać wysokie napięcie w obrazie, który tak często uderzałby w familijną narrację,
prawdziwą sztuką jest przekucie stricte familijnych elementów w coś podszytego
potężną dawką grozy. Poza sielankowo-złowieszczą ścieżką dźwiękową twórcy
wykorzystali lekko familijną narrację przy portretowaniu kilku młodych protagonistów,
przez długi czas kreując ich na nieustraszonych bohaterów. Choć zamaskowani
oprawcy, niestrudzenie ścigający ich po trawiasto-leśnych australijskich
terenach są gotowi ich zabić paru chłopców pragnie stawić im czoła, stanąć do
walki zamiast ciągle tylko uciekać. Nie zniechęca ich nawet całkiem mocna, jak
na telewizyjny obraz, przygnębiająca scena zastrzelenia starszego małżeństwa,
do domu którego w końcu trafiają bohaterowie „Fortecy”. Najbardziej zasmuca przeszywający
wrzask przerażonych młodszych dzieci i zachowanie nastoletniej dziewczyny klęczącej
w kałuży krwi i starającej się uratować spoczywające na podłodze rybki. Krzywda
dzieci, czy to fizyczna, czy psychiczna, wzbudza najwięcej emocji i twórcy
rzeczywiście nie wahali się pogrywać na tego rodzaju uczuciach, choć należy
zaznaczyć, że unikali skrajności. Nade wszystko starali się (i to z sukcesem)
nakreślić zagubienie protagonistów, rozczulające pragnienie życia i niedogodności
(głód, chłód, zmęczenie), jakie wiązało się z sytuacją, w której ich postawiono
i oczywiście widmo śmierci wiszące nad nimi w postaci agresywnych mężczyzn,
wściekłych z powodu nieprzewidzianych komplikacji w realizacji ich planu.
Scenarzysta nie ograniczył się jedynie do podejmowania prób zawiązywania
swoistej więzi pomiędzy odbiorcą i zwłaszcza młodymi protagonistami tylko i
wyłącznie za sprawą akcentowania ich cierpienia, skutecznie zmuszając mnie do sympatyzowania
z nimi również dzięki ich przebiegłości i hardości
ducha, gotowości stanięcia do walki oraz oczywiście pomysłowości w
konstruowaniu różnych pułapek. Właściwie byłam dosłownie zachwycona
postaciami Sida i Dereka, tak potężnie, że szybko straciłam zainteresowanie
główną bohaterką, która w końcu oddała inicjatywę zaprawionym w egzystowaniu na
łonie natury, sprytnym uczniom. W „Fortecy” pomimo miejscami ewidentnie familijnej
narracji (podszytej jednak ogromnym napięciem) pojawia się kilka umiarkowanie
krwawych ujęć, które przede wszystkim zwracają uwagę realistycznym wykonaniem i
w dwóch przypadkach pomysłowością – mowa o sekwencji, w której głowa trupa
zostaje "w powietrzu", a reszta ciała odpada i oczywiście nadzianiu na zaostrzone
gałęzie. Aczkolwiek największe emocje wzbudza ostatnie zabójstwo, niepokazane w
całej drastycznej postaci, ale niosące przygnębiające przesłanie. Wiele widzów
narzeka na zakończenie „Fortecy”, ale akurat mnie całkowicie ukontentowało, UWAGA SPOILER ponieważ tylko pozornie jawiło
się szczęśliwie – jeśli wejrzeć głębiej sygnalizowało pewne negatywne, być może
nieodwracalne skutki wcześniejszych wydarzeń na psychikę dotychczas niewinnych dzieci
KONIEC SPOILERA.
„Forteca” to solidny australijski survival,
pokazujący jak z korzyścią dla jakości filmu przemieszać narrację typową dla
kina grozy z elementami kojarzonymi głównie z kinem familijnym. W dziele Archa
Nicholsona nader zaskakująco to drugie potęguje wydźwięk pierwszego,
sprawiając, że właściwie nie sposób oderwać oczu od ekranu, aż do napisów
końcowych. Moim zdaniem „Forteca” to wyśmienita survivalowa rozrywka, którą każdy wielbiciel gatunku powinien znać,
choćby po to, żeby przekonać się, że można stworzyć coś niebanalnego na kanwie
prostego pomysłu, równocześnie dbając o niezwykle wysoki poziom techniczny, nie
tylko jak na standardy telewizyjne, ale kina grozy w ogóle.
Hm, wygląda ciekawie, mogę się skusić
OdpowiedzUsuńWłaśnie obejrzałem i nie zgadzam się. Film co najwyżej średni, każe się nam polubić postaci, których od początku nie lubiliśmy, porywacze są głupi, dzieci aż za mądre, ścieżki dźwiękowej już zapomniałem. Niech sobie i będzie na podstawie prawdziwych wydarzeń czy książce, mnie nie przekonał.
OdpowiedzUsuń