Szeryf
Dan Tashtego organizuje obławę na Smakosza, potwora, który budzi
się co dwadzieścia trzy lata, aby przez dwadzieścia trzy dni
polować na ludzi. Policjanci starają się zabić bestię zanim ta
zapadnie w długi sen, choć z powodu niewyobrażalnej siły jaką
posiada ich przeciwnik szanse nie są wyrównane. Tymczasem Gaylen
Brandon dowiaduje się od swojego zmarłego syna, że Smakosz
niedługo pojawi się nieopodal jej domu, aby odzyskać coś, co
stracił przed dwudziestoma trzema laty. Kobieta zamierza na kilka
najbliższych dni odesłać gdzieś swoją nastoletnią wnuczkę
Addison, która pozostaje pod jej opieką. W ten sposób chce ją
ochronić przed bestią, przed którą sama nie zamierza uciekać,
chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie
jej grozi.
Rozmowy
na temat trzeciej części „Smakosza” Victora Salvy rozpoczęły
się jeszcze przed premierą drugiej odsłony, a w 2006 roku podano
do wiadomości publicznej informację o przymiarkach do kręcenia
trzeciej części „Smakosza”. Jednakże mającej finansować ten
projekt firmie MGM zabrakło pieniędzy na wdrożenie tych planów w
życie. Projekt przejęła więc firma Myriad Pictures, która w 2015
roku dała ekipie „zielone światło”, ale zdjęcia opóźniły
kontrowersje wokół Victora Salvy – przypominano jego kryminalną
przeszłość (reżyser i scenarzysta w 1988 roku został skazany za napastowanie seksualne, gwałt oralny na małoletnim aktorze oraz gromadzenie pornografii dziecięcej, do czego zresztą się przyznał). Pierwszy scenariusz „Smakosza 3”
autorstwa Victora Salvy różnił się od wersji, którą przełożono
na ekran. Pierwotnie akcja rozgrywała się dwadzieścia trzy lata po
wydarzeniach zaprezentowanych w odsłonie drugiej, a scenariusz nie
przewidywał udziału Giny Philips wcielającej się w postać Trishy
Jenner, bohaterki dobrze znanej fanom pierwszej części „Smakosza”.
Wydaje
mi się, że informacją niepożądaną nie będzie wyjawienie, że
„Smakosz 3” jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej odsłony z
2001 roku, ponieważ ten szczegół poznajemy już na początku
seansu. Scenariusze wszystkich trzech części „Smakosza” napisał
Victor Salva, każdorazowo brał także na siebie reżyserię, a w
jednym z wywiadów Gina Philips ujawniła, że pracuje on już nad
kolejną odsłoną tego tytułu. Jeśli to prawda to miłośnikom
cyklu pozostaje mieć nadzieję, że nie będą musieli znowu przez
kilkanaście lat wypatrywać kolejnej odsłony tej historii
(niektórzy pewnie już myśleli, że na trzecią cześć przyjdzie
im czekać dwadzieścia trzy lata...), ja natomiast mam poważne
wątpliwości co do tego, czy uda mi się zmusić do pochylenia się
nad kolejną częścią „Smakosza”. Wydawać by się mogło, że
skoro projektem kierowała ta sama osoba, która stworzyła znakomitą
odsłoną pierwszą i słabszą od niej, ale i tak w miarę
zadowalającą kontynuację to istnieje spora szansa, że część
trzecia nie będzie zbytnio odstawała przynajmniej od tej gorszej
odsłony. A już na pewno żaden miłośnik tego tytułu nie mógł
się spodziewać czegoś na kształt parodii czarnego charakteru.
Tak, Victor Salva niezamierzenie ośmieszył swoją własną postać,
fikcyjnego potwora, któremu dużo zawdzięcza, z czego pewnie sam
doskonale zdaje sobie sprawę. Nie chciał kręcić komedii tylko
kolejny horror o bestii grasującej w jednym z rolniczych rejonów
Stanów Zjednoczonych. To wyszło niechcący i szczerze powiedziawszy
ubaw jaki miałam podczas kilku sekwencji „Smakosza 3” to
najlepsze co od niego dostałam. Nie zrozumcie mnie źle, lubię
„Terminatora” (zwłaszcza dwójkę), nie mam absolutnie żadnych
powodów żeby wyśmiewać filmy wchodzące w skład tego cyklu, ale
ukazanie Smakosza w zbliżony sposób jest czystym absurdem.
Szczególnie jak się zna poprzednie odsłony tego tytułu. W tamtych
częściach antybohater atakował ze swoistą gracją, jego ruchy
były wykalkulowane, a jego manifestacje, poprzedzane umiejętnym
potęgowaniem napięcia, spowijał całkiem mroczny klimacik
(zwłaszcza w jedynce). Tymczasem tytułowa postać omawianego obrazu
jak taran prze do przodu siejąc spustoszenie w rolniczej
społeczności. Kule się go nie imają, wybuchy mu niestraszne –
zresztą sam wypuszcza kilka bomb ze swojego Batmobila. Tak, samochód
Smakosza (gadżetami, nie modelem) przypomina pojazd Batmana. Jest pełen śmiercionośnych
bajerów, które zaprojektowano tak, aby mogły aktywować się bez
ingerencji właściciela samochodu. Przynoszą one śmierć zarówno
osobom przebywającym wewnątrz, jak i tym znajdującym się na
zewnątrz wozu, często w przesadnie efekciarskim stylu podlanym
jednakowoż minimalną dawką substancji imitującej posokę. Patrząc
na to tylko czekałam na przemianę samochodu w chodzącego robota,
jak w „Transformers”. I oczywiście zrywałam boki ze śmiechu. W
tych chwilach, w których nie pukałam się w głowę wpatrując się
z niedowierzaniem w ekran (szarże Smakosza w zwolnionym tempie,
wciąganie liny holowniczej z przytwierdzonym doń chłopakiem
ciągniętym w przeciwnym kierunku przez swoich kolegów, rzuty
harpunem etc.) i nie odpływałam gdzieś myślami, bo strzelanki i
pościgi na ogół szybko mnie męczą, a w tymże obrazie nie dość,
że jest ich pełno to jeszcze niemiłosiernie je przedłużano.
Fabuła
„Smakosza 3” toczy się na dwóch splatających się
płaszczyznach, reprezentowanych przez inne postacie, acz osadzonych
w tym samym czasie. Wydarzenia, w centrum których tkwi szeryf Dan
Tashtego nade wszystko oferują nam beznamiętny popis taniego
efekciarstwa rodem z filmów akcji, a nie horrorów. Zorganizowana
przez niego obława, która ma zaowocować zgładzeniem bestii zanim
ta ponownie zapadnie w dwudziestotrzyletni sen jest kompletnie wyzuta
z napięcia. Chaotyczny montaż, nacisk na dynamikę, brak
odpowiednio mrocznej oprawy wizualnej, rezygnacja ze z wolna
budujących napięcie sekwencji bezpośrednio poprzedzających atak
potwora tj. scenek, które z całą mocą i bez pośpiechu
zwiastowałyby rychłe pojawienie się Smakosza. Tutaj wszystko
rozgrywa się w zastraszająco szybkim tempie i bez choćby krztyny
wyczucia takiego gatunku jak horror. To czysta akcja z wojowniczym,
czy to tylko pozornie, czy faktycznie niezniszczalnym, potworem w
roli antybohatera. Drugi człon ten historii, który oczywiście jest
połączony z tą pierwszą płaszczyzną koncentruje się na
nastoletniej Addison, podkochującym się w niej Buddym i babci tej
pierwszej imieniem Gaylen, która zwykła rozmawiać ze swoim synem,
zabitym przez Smakosza przed dwudziestoma trzema laty. Wszyscy są
przekonani, że kobieta ma omamy, ale ona sama nie ma żadnych
wątpliwości, że jest odwiedzana przez ducha swojej latorośli
ostrzegającego ją przed zbliżającym się zagrożeniem.
Terminator, Batmobil, duch albo objaw choroby psychicznej – chyba
wystarczy tego udziwniania, prawda? No nie, Victor Salva miał inne
zdanie na ten temat. Uznał, że w tym garnku jest jeszcze trochę
miejsca i że wypadałoby go zapełnić rekwizytem, który przywiódł
mi na myśl „Rodzinę Addamsów”. Tam wprost uwielbiałam tę
atrakcję, ale do opowieści o Smakoszu w ogóle mi nie pasowała.
Zresztą tak samo, jak pozostałe dopiero co wymienione wtręty.
Czekałam tylko na człowieka opętanego przez demona (choć z
drugiej strony sceny doznawania wizji lekko przywodziły na myśl ten
motyw), ożywioną lalkę i Antychrysta... I Ginę Philips, bo
jeszcze przed seansem dowiedziałam się, że wystąpi w tej
odsłonie. Nie wiedziałam tylko, że dostała zaledwie epizodyczną
rólkę, i że tak długo przyjdzie mi na nią czekać. Ale gdybym
była tego świadoma to pewnie i tak dałabym szansę ten produkcji,
z sympatii do poprzednich odsłon „Smakosza”. Choć oczywiście
wolałabym, żeby to Trishę Jenner umieszczono na pierwszym planie.
Ale wracając do do fabuły „Smakosza 3”. Wątki skupiające się
na Addison, jej babci i Buddym są mniej chaotyczne od tych
skoncentrowanych na szeryfie i jego załodze. Pozbawione
oryginalności, przewidywalne, mało emocjonujące (tylko miłość
do konia i jego niepewna przyszłość lekko mnie poruszyły) i także
pozbawione mrocznego klimatu (poza hipnotyzującym, ponurym niebem
rozpościerającym się nad Gaylen i jej zmarłym synem podczas ich
pierwszego z pokazanych spotkań), ale mimo wszystko do pewnego
momentu jako tako się to przyswaja. A na pewno lepiej niż wstawki z
ludźmi polującymi na bezwzględną bestię gromadzącą przysmaki w
swoim Batmobilu.
„Smakosz
3” to jakaś farsa godząca w wielu miłośników tego tytułu i
samego potwora, który co dwadzieścia trzy lata budzi się i rusza
na polowanie trwające dwadzieścia trzy dni. Jak dla mnie dno
zostało tutaj osiągnięte. Victor Salva i jego ekipa zepsuli
wszystko, co tylko się dało – odeszli od klimatu poprzednich
części na rzecz taniej akcyjki, która zapewne wbrew ich zamiarom,
miejscami zwyczajnie śmieszy. Częściej jednak wprawia w istne
zażenowanie połączone z tak ogromną irytacją, że autentycznie
ma się ochotę rzucić czymś w ekran. Nie wiem po co oglądałam to
do końca, bo przecież już początkowe sceny kazały mi przygotować
się na kompletnego gniota. Nie pytajcie mnie po co skazywałam się
na taką mękę. Wiedziecie jednak, że głęboko tego żałuję.
Wolałabym bowiem zachować w pamięci tylko ten obraz Smakosza,
który miałam do momentu obejrzenia tego czegoś. Obyłabym się bez
znajomości tej oto parodii jednego z najpopularniejszych potworów
XXI-wiecznego kina grozy.
Kompletnie zapomniałem o Smakoszu. Istnienie trzeciej części jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Chyba nad dokręcaniem "trójek" po latach ciąży jakaś klątwa - Ring, Blair Witch, Ju-On...
OdpowiedzUsuńCiekawa jedynka miała swój klimat. Dwójka już mnie rozczarowała. Trójka to kompletna tragedia. Po słabej drugiej części, powinni zamknąć temat Smakosza. Niestety ktoś chciał jeszcze zarobić i utopił temat całkowicie.
OdpowiedzUsuńWitaj Buffy! Jestem, właśnie po seansie trójki i na całej płaszczyźnie się z Tobą zgadzam. Smakosz jest tutaj całkowicie "obdarty" że swojej tajemniczości i grozy, jaką mogłam oglądać w części pierwszej. Cóż co już się zobaczyło nie da się odzobaczyć...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie! Regularnie czytam Twojego bloga :-)
Dzięki wielkie i też pozdrawiam!
Usuń