Aaron
Boone jest przekonany, że z pomocą swojej dziewczyny Lori i
psychiatry Deckera wyleczył się z choroby psychicznej, z którą
przez dłuższy czas się zmagał. Zmienia zdanie, gdy jego terapeuta
pokazuje mu zdjęcia jedenastu ofiar nieuchwytnego seryjnego mordercy
i zwierza mu się ze swoich podejrzeń względem niego samego. Boone
niczego takiego nie pamięta, ale szybko dochodzi do wniosku, że
odpowiada za śmierć tych wszystkich ludzi: mężczyzn, kobiet i
dzieci. Próbuje popełnić samobójstwo, ale rozpaczliwy krok nie
przynosi pożądanego skutku. Zostaje odwieziony do szpitala, gdzie
spotyka mężczyznę rozprawiającego o mieście, o którym Boone już
wcześniej słyszał. Midian stanowi ponoć oazę dla takich
wyrzutków jak on, ludzi, którzy nie pasują do cywilizowanego
świata, Boone uznaje więc, że to najlepsze miejsce dla niego.
Udaje się do Midian, leżącego nieopodal miasteczka Shere Neck,
miasta, które okazuje się być opuszczone. Pod usytuowaną tam
nekropolią, w podziemiach, ukrywają się jednak niezwykłe istoty,
tworzące tak zwane Nocne Plemię, w szeregi którego Aaron Boone
postara się wstąpić.
„Cabal.
Nocne plemię” to krótka powieść Clive'a Barkera pierwotnie
wydana w 1988 roku i przeniesiona na ekran w 1990 roku. Za reżyserię
i scenariusz ekranizacji odpowiadał sam autor pierwowzoru, a obsadę
zasilił zasłużony dla filmowego horroru David Cronenberg. W 1992
roku Clive Barker wyznał, że planuje napisać dwie kolejne części
omawianej powieści, ale jak dotąd nie wprowadził tego zamysłu w
życie. „Cabal. Nocne plemię” ma o wiele mniejsze gabaryty od
wydanego rok wcześniej „Kobierca” tego samego autora, ale w 1986
roku po raz pierwszy opublikowano inną minipowieść tego
znakomitego pisarza - „Powrót z piekła”, który to także
został przeniesiony na ekran przez samego Clive'a Barkera
(„Hellraiser”). A jego debiutancka powieść, „Potępieńcza
gra”, choć dłuższa od obu wcześniej wymienionych utworów,
warsztatem przypomina „Cabala. Nocne plemię”. Dopiero w kilku
powieściach, które nastały po tej publikacji Barker pokazał
najprawdziwszy stylowy rozmach, w niektórych przypadkach na miarę,
a w innych jeszcze większy od tego zaprezentowanego w „Kobiercu”
- „Imajica”, „Sakrament”, „Wąwóz Kamiennego Serca”,
„Wielkie sekretne widowisko”, „Everville”, „Galilee”.
Clive
Barker powiedział, że w „Cabalu. Nocnym plemieniu”
skonfrontował ze sobą potwory XIX-wieczne z potworami z XX wieku.
Mitologiczne, demoniczne stwory spowite gęstą aurą tajemnicy
zderzył z maniakalnym mordercą zainspirowanym Freddym Kruegerem,
Jasonem Voorheesem i im podobnymi, zapytując przy tym czytelnika,
czy naprawdę woli tych drugich od dziwnych, tajemniczych i
niezwykłych stworów będących główną podporą horroru.
Reprezentantem XX-wiecznych potworów na kartach omawianej powieści
Barkera jest Maska – mężczyzna, który dopuszcza się okrutnych
zbrodni „za podszeptem” kawałka materiału (biały len) z
guzikami zamiast oczu i suwakiem w miejscu ust. Gdy wkłada rzeczoną
maskę na głowę, czy to tylko w swoim mniemaniu, czy w
rzeczywistości (raczej to pierwsze) staje się zupełnie kimś
innym. Istotą opanowaną żądzą mordu, którą to z radością
zaspokaja wybierając na swoje ofiary zarówno osobników dorosłych
obojga płci, jak i dzieci. Maska nazywana też Starą Twarzą z
Guzikami nie jest jednak jedynym członkiem frakcji złożonej z
(kontynuując myśl Barkera) XX-wiecznych potworów, a moim zdaniem
nie jest nawet najbardziej przerażającym osobnikiem wykreślonym w
„Cabalu. Nocnym plemieniu”. Najbardziej niepokojący są ludzie
nieskrywający swoich twarzy pod maskami i pozbawieni potwornej
anatomii. Śmiertelnicy. Tacy ludzie, jakich codziennie mijamy na
ulicach swoich miast, jednostki uważane za okazy zdrowia
psychicznego. Ludzie, którzy z nienawiści, zazdrości bądź ze
strachu przed innością dopuszczają się najobrzydliwszych czynów,
wyzuci z moralności, niepotrafiący zaakceptować różnorodności,
dążący do tego żeby każdy był taki, jak oni. Barker ze słuszną
pogardą pisze: „Przywłaszczyli sobie władzę, samozwańcy.
Arbitrzy dobra i zła, tego co naturalne i nieludzkie,
usprawiedliwiający swe okrucieństwo fałszywymi prawami”. I w
ten oto sposób, w podtekście, trafnie podsumowuje procesy myślowe
rasistów, homofobów, ksenofobów etc. A kto jak kto, ale akurat
Clive Barker doskonale wie, jak żyje się w mniejszości w tak
zwanym cywilizowanym świecie, a w „Cabalu. Nocnym plemieniu”
pokazał, że potrafi trafić w samo sedno bez porywania się na
wielostronicowe analizy. Jego historia przeraża nie dlatego, że aż
roi się w niej od potwornych postaci, okrutnych mordów dokonywanych
przez zamaskowanego człowieka niby żywcem wyjętego z nurtu slash,
tylko dlatego że osobami stającymi do walki z monstrami są jeszcze
większe potwory i to w dodatku takie, które żyją wśród nas,
których spotykamy w rzeczywistości, i których grono zdaje się
nieustannie powiększać. Clive Barker wyraźnie sympatyzuje ze
stworami ukrywającymi się w podziemiach nekropolii usytuowanej w
wyludnionej mieścinie Midian (w filmie jest tylko cmentarz i jego
podziemia), a jego sympatia naturalną koleją rzeczy udziela się
czytelnikowi. Nie trzeba być wybitnie błyskotliwą jednostką, żeby
zauważyć, że w umyśle autora owe monstra reprezentowały
wszystkie mniejszości wypchnięte poza nawias społeczeństwa –
opluwane, wyszydzane przez tych, którzy uważają, że mają prawo
mówić innym jak żyć, tworzyć definicję normalności i
akceptować tylko to, co mieści się w jej ramach. Nocne Plemię,
żywe trupy o zróżnicowanych niezwykłych anatomiach, unikający
światła słonecznego, bo jest ono dla nich zabójcze i zdolne
przybierać różne kształty, przed laty na własnej skórze
przekonali się do jakiego bestialstwa popycha ludzkość strach
przed innością bądź w niektórych przypadkach najczystsza
zazdrość. W ekranizacji omawianej powieści pada stwierdzenie, że
ludzie zwykli niszczyć wszystko, czego nie zdołali posiąść, z
czego można wnioskować, że według Barkera niejeden członek tak
zwanej większości marzy o dostąpieniu zaszczytu zasilenia którejś
z mniejszości. Zaznaczam jednak, że to tylko podtekst, w tej
opowieści bowiem dosłownie sprowadza się to do tego, że co
poniektórzy z nas pragną stać się nieśmiertelnym potworem,
zaznać rozkoszy płynącej z bycia odrażającą bestią władającą
nadzwyczajnymi mocami.
Charakter
tej opowieści i w pewnym stopniu także styl obrany przez Clive'a
Barkera, negatywnie wpływają na atmosferę grozy, wręcz
przygniatającą aurę niebezpiecznej tajemnicy podszytej beznadzieją
uosabianą arcyniewygodnym położeniem głównego bohatera, Aarona
Boone'a i przekonaniem o potwornościach kryjących się w
mieście-widmie. Jakich potwornościach? Jeszcze wtedy nic o nich nie
wiemy – Barker daje nam tylko do zrozumienia, że w podziemiach
ponurej nekropolii ukrywa się coś, co wymyka się ludzkiemu
pojmowaniu i wiele wskazuje na to, że konfrontacja z tym czymś
tylko pogorszy i tak trudną sytuację czołowej postaci. Po
zastosowaniu przewrotnego zabiegu UWAGA SPOILER kojarzącego
się z „Psychozą” Roberta Blocha zekranizowaną przez Alfreda
Hitchcocka (ale później pociągniętego w innym kierunku) KONIEC
SPOILERA, na pierwszy plan wysuwa się dziewczyna Aarona Boone'a,
Lori, starająca się dowiedzieć, co tak naprawdę spotkało jej
ukochanego. Jego śladami udaje się więc do Shere Neck, miasteczka
nieopodal którego przycupnęło tajemnicze Midian, czyli następny
przystanek w podróży młodej kobiety. Jeszcze wtedy, pomimo
uchylenia rąbka tajemnicy na wcześniejszych stronach, Clive Barker
bardzo ciasno oplata czytelnika atmosferą przyczajonego zagrożenia,
stwarzanego przez osobników dużo potworniejszych od tych, które
dane nam było zobaczyć w naszych najgorszych koszmarach sennych.
Ten autor przyzwyczaił nas już do tworzenia mocno zróżnicowanych
i nieziemsko pomysłowych bestii, do maszkar, które w umyśle
większości ludzi nigdy by się nie wykluły, do potworów, do
których wyobraźnia wielu autorów horrorów zwyczajnie nie sięga.
Dopóki Clive Barker nie powoła ich do życia, dopóki nie postawi
ich przed naszymi oczami w całej ich odrażającej okazałości.
Pomysłowych potworów w „Cabalu. Nocnym plemieniu” nie zabrakło,
ale maksymalnie uproszczony styl, nazbyt krótkie opisy
uniemożliwiają wyobrażenie sobie wszystkich anatomicznych
szczegółów. Jest tylko zarys tej wspaniałej brzydoty. I tego
ostatniego określenia, po części zapożyczonego z „Galilee”,
użyłam celowo, bo wydaje mi się, że doskonale opisuje ono
podejście Clive'a Barkera do potworów wykreślonych na kartach
„Cabala. Nocnego plemienia”. Ten pisarz jeszcze przed wydaniem
omawianej powieści (potem również) dawał jasno do zrozumienia, że
jest turpistą, człowiekiem rozmiłowanym we wszystkim co
nieestetyczne, potrafiącym szokować wszelkiego rodzaju ohydztwami,
ale też zmuszać nas do odbierania ich jako coś pięknego, co swoją
drogą też jest mocno szokujące. W „Cabalu. Nocnym plemieniu”
Clive Barker daje wyraz tym swoim zapatrywaniom na brzydotę w
drugiej partii powieści. UWAGA SPOILER Sprawia, że czytelnik
solidaryzuje się z bestiami żyjącymi w podziemiach cmentarza w
Midian, to właśnie im kibicuje w walce z reprezentantami swojej
własnej rasy – można wręcz powiedzieć, że zrzeka się
człowieczeństwa, że to ono go mierzi i że tak jak Lori daje się
porwać zewowi potworności. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego,
że Barker chwyta jego dłoń i prowadzi go przez świat, którego
tak się obawiał, pokazując, że pozory mogą mylić, że nie
zawsze to czego nie znamy, nie rozumiemy i to co prezentuje się nad
wyraz odrażająco jest gorsze od tego co znamy, rozumiemy i co z
zewnątrz przypomina nas samych. Autor „Cabala. Nocnego plemienia”
oswaja nas z istotami zrodzonymi z najgorszych koszmarów, a nawet
więcej: sprawia, że to właśnie im kibicujemy, im współczujemy,
z nimi się utożsamiamy i nie ma przy tym dla nas żadnego znaczenia
jak te postacie wyglądają i jakimi mocami dysponują. Sam zamysł
całkowicie mnie przekonał, to swoiste odwrócenie ról było
nadzwyczaj interesującym zabiegiem, podejrzewam nawet, że wielu
zmusi ono do myślenia, że zachęci ich do spojrzenia na pewne
rzeczy z innej perspektywy, z takiej której dotychczas w ogóle nie
przyjmowali, ale moim zdaniem jeszcze więcej odbiorców „Cabala.
Nocnego plemienia” dojdzie do wniosku, że autor mocno przy tym
zaniedbał atmosferę oblepiającą tę opowieść. Na niekorzystne
następstwa obnażenia tajników Midian nie mógł nic zaradzić (na
odarcie z atmosfery tajemniczości), ale sama zmiana źródła
zagrożenia nie powinna wpływać negatywnie na klimat grozy z taką
siłą emanujący z pierwszej partii powieści. Wystarczyło bowiem
zbudować go wokół ludzi atakujących Nocne Plemię KONIEC
SPOILERA. Barker starał się tak zrobić, ale w moich
oczach na tym polu nie odniósł porównywalnego sukcesu, głównie
dlatego, że mocno zdynamizował końcowe partie powieści,
skoncentrował się na akcji, po kawałku zabijając przy tym duszący
klimat wypracowany wcześniej.
„Cabal.
Nocne plemię” nie jest moim ulubionym utworem Clive'a Barkera,
wolę wszak jego późniejsze oblicze, nieporównanie obszerniejsze i
dużo bardziej fantazyjne powieści, których nie sposób przeczytać
w jeden wieczór. Ten autor lepiej się odnajduje w historiach
napisanych z dużym rozmachem, w wielowątkowych utworach z mnóstwem
dogłębnie scharakteryzowanych postaci, zarówno tych ludzkich, jak
i zasilających inne rasy, które narodziły się w niezwykłym
umyśle tego utalentowanego Anglika. Ale to nie znaczy, że „Cabal.
Nocne plemię” w moich oczach plasuje się poniżej średniej, że
czas poświęcony na ten lekturę był dla mnie czasem straconym.
Gdyby tak było to poprzestałabym na jednej lekturze, nie wracałabym
do tej opowieści i nie planowałabym tego powtórzyć wówczas, gdy
wszystkie szczegóły rozmyją się w mojej pamięci. Bo to tego
rodzaju horror, do którego chcę wracać pomimo lapidarnego stylu i
tendencji spadkowej, która dla mnie bardzo wyraźnie unaocznia się
w trakcie każdej lektury „Cabala. Nocnego plemienia”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz