Stronki na blogu

poniedziałek, 2 września 2019

Blake Crouch „Rekursja”

Recenzja przedpremierowa

Rok 2018. Barry Sutton, detektyw z Centralnego Wydziału Rabunków nowojorskiej policji, próbuje powstrzymać zdesperowaną nieznajomą kobietę przed samobójczym skokiem z wieżowca. Wszystko wskazuje na to, że cierpi ona na tak zwany Zespół Nieprawdziwych Wspomnień (ZNW) , który od jakiegoś czasu dotyka niektórych ludzi. Z niewiadomych przyczyn zyskują oni wspomnienia z życia, którego nie przeżyli, nie tracąc przy tym tych prawdziwych. Suttonowi nie udaje się ocalić nieznajomej, ale to, co powiedziała mu tuż przed śmiercią zmusza go do zbadania tej sprawy.
Rok 2007. Doktor neuronauki Helena Smith dostaje ofertę nie do odrzucenia. Bogaty biznesmen, wynalazca i filantrop, Marcus Slade, proponuje jej pracę na swojej stacji oceanicznej nad projektem, który kobieta od dawna stara się wcielić w życie. Mężczyzna jest gotowy go sfinansować i wraz ze swoimi pracownikami pomóc Helenie w realizacji jej marzenia. A jest nim fotel umożliwiający ludziom powracanie do wybranych wspomnień. Efekty ich pracy przekraczają jednak najśmielsze wyobrażania doktor Smith.

Blake Crouch jest amerykańskim pisarzem znanym głównie z literackiej trylogii „Wayward Pines”, która stanowiła podstawę dla serialu stacji FOX w Polsce dystrybuowanego pod tytułem „Miasteczko Wayward Pines”, nad którym pracowali między innymi M. Night Shyamalan i właśnie Blake Crouch. Pisarz wziął również udział w pracach nad innych serialem - „Dobrym zachowaniem” („Good Behavior”) dla kanału TNT - opartym na jego twórczości, a konkretniej na powieści „Good Behavior”. Obecnie Crouch pracuje nad scenariuszem dla Sony Pictures, którego podstawą jest jego powieść „Dark Matter”. Thriller science fiction pt. „Recursion” („Rekursja”) swoją światową premierę miał w czerwcu 2019 roku i został bardzo entuzjastycznie przyjęty przez krytyków, innych autorów, fanów gatunku i... ludzi z branży filmowej. A przynajmniej niektórych, na co wskazują plany platformy Netflix związane z tą powieścią (prawa do zekranizowania „Rekursji” zakupiła już w 2018 roku, jeszcze przed jej publikacją). Netflix ma zamiar przenieść tę historię na ekran w formie albo serialu, albo serii, albo filmu pełnometrażowego. Rozważa się również wybór dwóch z powyższych wariantów. Autor pierwowzoru pozytywnie zapatruje się na inicjatywę Netflixa.

Co by było, gdybyśmy nagle zyskali dodatkowy zestaw wspomnień? Wspomnień z życia, którego nie przeżyliśmy. Z życia lepszego bądź gorszego od obecnego, a w naszych umysłach prawie tak samo realnego. Pewna kobieta, Ann Voss Peters, doświadcza czegoś takiego i bynajmniej nie jest pierwsza. W jej głowie ni z tego, ni z owego pojawiają się wspomnienia męża i syna, których przecież nigdy nie miała. Wie kim jest, nie zapomniała swojego podobno prawdziwego życia, ale... A co jeśli te nieproszone wspomnienia nie są fałszywe? Co jeśli jej syna i całe poprzednie życie po prostu wymazano i zastąpiono go tym, które dotychczas uważała za prawdziwe? Mniej więcej tak zaczyna się elektryzujący thriller science fiction pióra dotychczas nieznanego mi pisarza Blake'a Croucha. Powieść, która do doskonale znanego, zwłaszcza miłośnikom fantastyki naukowej, motywu, podchodzi w dosyć pomysłowy sposób. Ten amerykański autor zachęca nas w „Rekursji” do rozważań na temat między innymi wspomnień. Czy możemy im ufać? Czy możemy być absolutnie pewni, że w naszych umysłach zachowują się prawdziwe wspomnienia? Oczywiście nie. Już w początkowej partii powieści Blake'a Crouch daje nam jasno do zrozumienia (i bez wątpienia nie jest to odkrywczy wniosek), że czas zniekształca pamięć. Inaczej mówiąc: wraz z upływem czasu przynajmniej niektóre wspomnienia ulegają wypaczeniu. Zniekształcają się. Fakty stopniowo się zacierają, a na ich miejsce wchodzą fałszywe wyobrażenia. Crouch pokazuje to w rozmowie detektywa nowojorskiej policji Barry'ego Suttona z jego byłą żoną Julią, w której wspominają między innymi rodzinną wyprawę na biwak. Wtedy okazuje się, że każde z nich inaczej to zapamiętało. A żadne nie zostało przecież dotknięte tajemniczą przypadłością zwaną Zespołem Nieprawdziwych Wspomnień (ZNW), która od jakiegoś czasu szerzy się w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze nie. Bo jak łatwo się tego domyślić, Barry już wkrótce znajdzie się w centrum wydarzeń mających związek z tą nową chorobą. Wcześniej jednak poznamy Helenę Smith, doktor neuronauki, która nieoczekiwanie dostaje szansę na spełnienie swojego marzenia. Ta inteligentna pracoholiczka otrzymuje oto wsparcie bardzo majętnego i wpływowego biznesmena, który nie ma wątpliwości, że kobieta wymyśliła coś, co może zmienić świat. Chcąc pomóc swojej cierpiącej na Alzheimera matce (i w dalszej kolejności innym ludziom trącącym cenne wspomnienia), doktor Smith od lat, bezskutecznie, stara się stworzyć fotel, który pozwalałby na nowo przeżywać wybrane chwile ze swojego życia. Marcus Slade, człowiek, który zaprasza ją na swoją stację badawczą ulokowaną na Pacyfiku, widzi w tym ogromny potencjał. Jest przekonany, że da się to skonstruować i że ludzkość tego potrzebuje. Myślę, że fani science fiction będą zapatrywać się na tę postać jak na klasycznego burzyciela – szalonego naukowca, których w tym gatunku nie brakuje. Podejrzliwość względem Slade'a będzie sukcesywnie narastać, wraz z Heleną Smith coraz bardziej będziemy utwierdzać się w przekonaniu (niekoniecznie właściwym), że człowiek ten coś istotnego ukrywa, że ma jakieś niecne, zamiary. Być może nie wszyscy domyślą się w czym rzecz, do jakich rezultatów doprowadzi naukowców ciężka praca na tzw. Stacji Fawkesa, ale na pewno znajdą się tacy, którzy przedwcześnie rozpracują motyw, pod który Blake Crouch się tutaj podpina. Wiem to z własnego doświadczenia. Co nie znaczy, że nie uradował mnie kierunek, w jakim ten amerykański pisarz popchnął opowieść o Zespole Nieprawdziwych Wspomnień. Raz, że mam dużo sympatii dla tej problematyki, a dwa: sposób prowadzenia opowieści sprawiał, że naprawdę ciężko było mi się od niej oderwać.

Historia przedstawiona na kartach „Rekursji” została rozsnuta niejako z punktu widzenia dwóch postaci. Blake Crouch postawił na narrację trzecioosobową, przeplatając rozdziały poświęcone doktor neuronauki Helenie Smith i detektywowi nowojorskiej policji Barry'emu Suttonowi. Tą pierwszą poznajemy w roku 2007, kiedy to dostaje obiecującą propozycję pracy od domniemanego burzyciela Marcusa Slade'a, którą oczywiście przyjmuje. Suttona poznajemy jeszcze wcześniej, w momencie, gdy styka się z jedną z ofiar choroby, o której na razie niewiele wiadomo, a którą nazwano Zespołem Nieprawdziwych Wspomnień. Związek pomiędzy tymi oddalonymi od siebie w czasie historiami praktycznie od razu się nasuwa. Wiemy, że chodzi o wspomnienia, że tak Helena, jak Barry zaczynają oto mroczną przygodę związaną z ludzką pamięcią. To znaczy Barry dopiero ją zaczyna, umowna teraźniejszość rozpoczyna się bowiem w roku 2018 przez jakiś czas „zarezerwowanym” dla tego policjanta. Helena natomiast weszła w to lata wcześniej – w ten naukowy eksperyment, który jak widzimy w czasach Barry'ego, bynajmniej nie skończył się dobrze. Czyżby? Barry wkrótce wyrabia sobie inne zdanie na temat tego niezwykłego wynalazku. I doprawdy trudno mu się dziwić. Helena wprost przeciwnie: jest coraz mniej pozytywnie nastawiona do prac nad zaawansowanym technologicznie fotelem pamięciowym. „Rekursja” to nie tylko trzymająca w napięciu historia o niezwykłym wynalazku, który może drastycznie zmienić rzeczywistość. Niezbyt skomplikowana, acz z pewnych względów, których wyjawić nie mogę, wymagająca od czytelnika niemałej uwagi, opowieść o mężczyźnie i kobiecie zderzającymi się z różnymi skutkami tego zdumiewającego osiągnięcia zainicjowanego przez damski pierwiastek owego duetu. „Rekursja” to w pewnym sensie również analiza ciemnej strony natury ludzkiej. Doktora Helena Smith niejako przypadkiem daje światu wspaniały wynalazek. Jeden z tych, które można wykorzystać do zmiany świata na lepsze. Ale kobieta nie ma wątpliwości, że coś takiego będzie wykorzystywane do potwornych czynów. Takie przypadki znamy w końcu z historii. Nawet jeśli coś tworzone jest w dobrej wierze, z myślą o poprawieniu jakości życia na Ziemi, to zawsze znajdą się osoby, które zamienią to w broń. Amerykanie coś o tym wiedzą... Helena Smith nie ma wątpliwości, że „jako niedoskonały gatunek nigdy nie będziemy gotowi na posługiwanie się tak wielką mocą” i że światu [w domyśle: ludzkości] najwyraźniej bardzo zależy na samozniszczeniu. Jest też przekonana o czymś jeszcze. Otóż, według Heleny Smith najgorszym możliwym koszmarem jest... dostanie się jej wynalazku w ręce rządu. Jak to się mówi „jej własnego rządu”. Kto więc jest twoim największym wrogiem? Zawsze to powtarzam: rząd „twojego własnego” kraju. To już w domyśle, bo w tym momencie Helena ma na myśli władze Stanów Zjednoczonych. Doktor Helena Smith budziła we mnie niemały podziw. Imponowała mi jej postawa: przedkładanie dobra innych nad własne, gehenna, na jaką się godzi w poczuciu, że jest to winna światu. Blake Crouch nie musiał mocno zagłębiać się w tę obdarzoną przeogromnym poczuciem odpowiedzialności postać, bym mocno się do niej przywiązała. Barry Sutton też nie był mi obojętny, o nim jednakże dowiedziałam się więcej. A z racji tego, że na ogół ze zdecydowanie większą łatwością przychodzi mi sympatyzowanie z tymi literackimi bohaterami/bohaterkami, w które ich twórcy bardziej się zagłębiają, to nikogo nie powinno dziwić to, że cenniejsza, można nawet powiedzieć, że lekko zaskakująca, była moja reakcja na doktor Helenę Smith. Niektórzy mogą uznać, że postać ta została zanadto wyidealizowana, może być im ciężko uwierzyć w to, że ktoś taki mógłby zaistnieć w rzeczywistości. Jestem pesymistką, więc skłaniam się ku tej teorii, ale w moim oczach to nie umniejsza tej postaci. Jakoś zupełnie mi to nie przeszkadza. Może dlatego, że ktoś taki idealnie wpasowywał się w ramy tej emocjonującej opowieści opartej na bardzo popularnym tak w literaturze, jak kinie fundamencie. Przydałoby się jednakże trochę rozciągnąć dalsze partie książki, bo to spowolniłoby tempo, które w moim odczuciu później bywało nazbyt zawrotne. Poza tym zakończenie przyniosło mi spore rozczarowanie. Było blisko UWAGA SPOILER – Blake Crouch mógł zamknąć „Rekursję” trochę wcześniej, w bardzo dramatycznym punkcie, w chwili, w której tylko my wiemy, że da się jeszcze wszystko naprawić - KONIEC SPOILERA ale szansa nie została wykorzystana. Tak ja to odbieram, ale przypuszczam, że niejednego odbiorcę „Rekursji” jej finał nielicho ucieszy. Bo co to by było gdyby...

Nie uważam, że w „Rekursji” Blake Crouch osiągnął jakieś niespotykane dotychczas w gatunku science fiction szczyty. Delikatny powiew świeżości wprawdzie dotarł do mnie podczas lektury tej powieści, ale moim zdaniem to jeszcze nie to. Nie mogę powiedzieć, że książka ta wprowadza nową jakość, że Crouch w przeważającym stopniu eksploatuje tutaj dziewicze tereny. Nie, to raczej taka znana-nieznana opowieść. Oparta na jednym popularnym i jednym, jeśli już nie nowatorskim, to na pewno nie tak rozpowszechnionym motywie, historia duetu, z którym z łatwością można się zaprzyjaźnić. Trzymający w napięciu thriller science fiction, który może nawet poszukiwaczom oryginalności udowodni, że ona wcale nie musi przesądzać o jakości fikcyjnej historii. Blake Crouch pokazuje w „Rekursji”, że nawet te wielokrotnie już wykorzystane wątki mogą niebywale ekscytować. Dosłownie porwać odbiorcę, skraść całą jego uwagę na długie godziny. Tak, myślę, że ci entuzjaści science fiction, którzy szukają czegoś innego, dotychczas niespotykanego, powinni dać szansę tej powieści. Bo chociaż „Rekursja” tego ich pragnienia raczej nie spełni, to jestem prawie pewna, że co najmniej części z tych osób w najmniejszym stopniu nie będzie to przeszkadzało. Bo zatracą się w świecie detektywa Barry'ego Suttona i doktor Heleny Smith. W świecie stanowiącym przestrogę przed bezmyślnym pędem naszego gatunku za tak zwanym postępem technologicznym i naukowym. Krótko mówiąc: uprzejmie zachęcam do zakosztowania tej „niebezpiecznej” przygody!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz