Norah
Richter przeprowadza się z Berlina do Wiednia, gdzie dostała pracę
w charakterze dziennikarki, zawodzie, w którym ma już
doświadczenie. Niedługo potem pewna żebraczka mówi jej, że
jedenastego lutego z własnej, nieprzymuszonej woli zabije niejakiego
Arthura Grimma. Norah nie ma powodów, by poważnie brać słowa
nieznajomej kobiety, ale ciekawość zmusza ją do zebrania
informacji na temat Grimma. Ciekawość i dziwne zbiegi okoliczności.
W życiu Nory dochodzi do coraz to bardziej zagadkowych i
niepokojących zdarzeń mających związek z przepowiednią
żebraczki. Dostaje anonimowe wiadomości od osoby jakoś związanej
z tą sprawą, a z jej mieszkania znikają niektóre bezwartościowe
przedmioty i pojawiają się inne. Jest tego dużo więcej i wszystko
najwyraźniej ma ścisły związek z Arthurem Grimmem. I najbardziej
bolesnymi wspomnieniami Nory.
Niemiecka
pisarka, dawniej dziennikarka, Melanie Raabe, serca czytelników z
wielu krajów świata, podbiła już swoją pierwszą wydaną
powieścią, thrillerem psychologicznym „Die Falle” (pol.
„Pułapka”). „Cień” (oryg. „Der Schatten”) to jej
trzecia powieść. Premierowe wydanie tego thrillera psychologicznego
ukazało się w 2018 roku, dwa lata po jeszcze niewydanej w Polsce
powieści „Die Wahrheit”. W 2019 roku wydano czwartą powieść
Raabe pt. „Die Wälder”, która też jeszcze nie doczekała się
polskiej edycji. Wedle słów autorki „Cień” powstawał w
okresie, w którym często targała nią złość powodowana różnymi
wydarzeniami politycznymi. Książka traktuje przede wszystkim o
sprawiedliwości, jak stwierdziła Raabe także w kontekście
globalnym, biorąc pod uwagę jej ówczesne żywe reakcje na
podupadającą kondycję międzynarodowej sceny politycznej. W
„Cieniu” skupiła się jednak na jednostkach – na fikcyjnych,
acz pewnie zainspirowanych autentycznymi przypadkami (bo takich
niestety nie brakuje) kobietach przeżywających swoje osobiste
tragedie powodowane przez mężczyzn i system.
Okładka
polskiego wydania „Cienia” Melanie Raabe (Czarna Owca, rok 2020)
- kruk na tle szarego wycinka metropolii - może bardziej kojarzyć
się z fantasy niźli thrillerem psychologicznym, do którego to
gatunku powieść ta niewątpliwie przynależy. Grafika ta nie jest
jednak przypadkowa, oderwana od treści i klimatu książki.
Bynajmniej. Wystarczy rzut oka na front pierwszego polskiego wydania,
by zorientować się, w jakim mniej więcej duchu utrzymana jest ta
historia. W bardzo ogólnym zarysie, nie w szczegółach. Trudno
bowiem spodziewać się, nawet po tak wiele mówiącym zdjęciu,
czegoś tak mrocznego, ponurego i mistycznego. Z kart „Cienia”
właściwie od początku emanuje jakaś nadnaturalność. Treść
również sugeruje ingerencję sił nadprzyrodzonych, ale nie tak
silnie jak klimat. Wiedeń. Zima. Szare ulice, szarzy ludzie, szare
budynki i szara egzystencja. Samotność, rozpacz, monotonia. Brak
nadziei. Życie wyprane z kolorów. Mrok goszczący w ludzkich
duszach. Oprawcy i ofiary. I żadnej sprawiedliwości. Życie w
pośpiechu, ale i w kleszczach osobistych traum, rozterek, małych i
wielkich problemów, z którymi tak wielu musi radzić sobie w
pojedynkę. Główna bohaterka „Cienia”, dziennikarka Norah
Richter, ma powody, by patrzeć na świat w ciemnych barwach.
Niejedno już przeżyła, ale oto zderza się z czymś nowym. Tyleż
niezwykłym, co niepokojącym. Niewiarygodną przepowiednią pewnej
żebraczki. Wtedy jeszcze tak myśli, ale wydarzenia, które zachodzą
w jej życiu od tego momentu... Norah co prawda nie nabiera
przekonania, że spotkała najprawdziwszą jasnowidzkę, że
złowieszczo brzmiące słowa dotyczące jej przyszłości, którymi
uraczyła ją ta najwidoczniej bezdomna kobieta, bez wątpienia się
spełnią, ale jej sceptycyzm ewidentnie słabnie. Powoli, ale
jednak. Norah nie jest osobą, która łatwo bierze coś na wiarę.
Nie wierzy w przesądy, przeznaczenie, ani zdolność przepowiadania
przyszłości. Ale też nie zwykła ignorować dowodów, które
przeczą jej osobistym poglądom na tak zwaną sferę duchową
człowieka. Melanie Raabe bez zbytniego pośpiechu zanurza czytelnika
w ten mroczny świat, w którym, jak wyraźnie daje nam do
zrozumienia, tak naprawdę od dawna tkwi czołowa bohaterka „Cienia”.
W jej przeszłości wydarzyło się coś, co kładło się głębokim
cieniem na całym jej dalszym życiu. Nadal bardzo to przeżywa, a
jej męka jeszcze wzrasta po wkroczeniu w jej życie domniemanej
prorokini i Arthura Grimma. Człowieka, którego wedle słów
tajemniczej żebraczki zabije jedenastego lutego z własnej,
nieprzymuszonej woli. Niewiarygodny charakter tego incydentu to
jedno, ale Norah zna siebie na tyle dobrze, że nawet gdyby wierzyła
w kasandryczne moce niektórych ludzi, to zapewne i tak zapewne
wątpiłaby w autentyczność tej konkretnej przepowiedni. Bo Norah
wie, po prostu wie, że nie potrafiłaby nikomu odebrać życia. Jej
niezachwiany system wartości absolutnie jej na to nie pozwala. Takie
ma przekonanie, ale ono z czasem zaczyna słabnąć. I bynajmniej nie
tylko dlatego, że dociera do niej coraz więcej sygnałów z
zewnątrz, w których trudno nie dopatrzeć się związku ze słowami,
jakie pewnego dnia skierowała do niej napotkana żebraczka. Otóż,
stosunkowo szybko dowiadujemy się, że pierwszoplanowa bohaterka
jest tym niestety dość rzadkim okazem człowieka, dla którego
najważniejsza jest sprawiedliwość. Czerwona lampka na tę wieść
może i nie każdemu automatycznie się zapali, ale te osoby, które
mają w zwyczaju równie uważnie obserwować otaczający je świat,
co autorka „Cienia”, prawdopodobnie już od dawna mają
przekonanie, że czego jak czego, ale sprawiedliwości bezsprzecznie
w nim brakuje. Jak to mówią ze świecą można jej szukać, a na
pewno takie wrażenie od dłuższego czasu ma Norah Richter. Kobieta
wyczulona na niepowetowaną krzywdę innych kobiet. Owszem, można to
traktować jak kolejny feministyczny manifest, ale co trzeba
zaznaczyć, trudno dopatrzeć się tutaj tak charakterystycznej dla
niejednego utworu feministycznego daleko idącej stronniczości. I że
tak powiem szukania dziury w całym. Raabe roztrząsa na kartach
„Cienia” nader poważne problemy kobiet, a nie mało znaczące
detale. Wielkie cierpienia i dotkliwą niesprawiedliwość, które
swoją drogą czytelnik, jeśli zechce, bez trudu będzie mógł
odnieść również do mężczyzn. Autorka nie stawia w złym świetle
całej męskiej populacji. W „Cieniu” samo bycie mężczyzną
jeszcze nie oznacza, że jest się potworem albo że ma się życie
usłane różami, co mam wrażenie coraz wyraźniej przebija w tej od
wieków toczącej się wojnie damsko-męskiej. Czytając „Cień”
nie miałam poczucia, że jest on kolejnych orężem na tym ogromnym
polu bitwy. Kolejnym utworem, który ma przekonać nas, że mężczyźni
są źli, a kobiety dobre. Oskarżycielski palec wymierzony w system
prawny, to bez wątpienia jest. Ale w mężczyzn w ogóle? Absolutnie
nie!
„Przed
oczami mając tę trzęsącą się, przerażoną dziewczynę, a w
duszy dojmujące poczucie, że ten pieprzony świat jest cholernie
niesprawiedliwy i że nic, ale to zupełnie nic nie może na to
poradzić.”
Coś
wisi w powietrzu. Coś straszliwego, niepojętego, potężnego i...
niebywale fascynującego. Wiedeń na kartach „Cienia” zyskuje tak
specyficzny wymiar, że trudno znaleźć mi słowa, które mogłyby
przywołać choćby cząstkę tego magicznego krajobrazu. Bo w tym
niewątpliwie jest jakaś magia. Czarna magia. Myślę, że takiego
klimatu nie powstydziłby się żaden szanujący się utwór z
gatunku dark fantasy, ani nawet czyściutki horror o
zjawiskach nadprzyrodzonych. Takiego zarysu fabularnego też prędzej
bym się spodziewała po horrorze, a nie thrillerze psychologicznym.
Sięgając po powieść wpisującą się w ten drugi gatunek, nie
nastawiam się na takie pierwiastki, jakie Melanie Raabe, szczęśliwie
dla mnie, tutaj rozpostarła. Motywy, które ostatecznie mogą zostać
w pełni zracjonalizowane, które mogą być tylko pozornie
nacechowane nadnaturalnością, ale nawet jeśli, to wszystko, czemu
świadkujemy wcześniej pozwala nam poczuć się trochę jak... w
Strefie Mroku? To chyba dobre określenie, bo Norah Richter, a wraz z
nią i my, przynajmniej pozornie zderza się z czymś z pogranicza
dwóch światów. Zupełnie jakby nagle znalazła się w jakiejś
równoległej rzeczywistości, w której są tylko czerń i szarość.
I mroczna przepowiednia, która, jak wszystko na to wskazuje,
istotnie się ziści. Norah zabije Arthura Grimma. Co do tego nie
miałam najmniejszych wątpliwości. Zagadką pozostawał jednak
motyw i pewne wydarzenie z przeszłości Nory, które wedle
rozlicznych sugestii ma jakiś związek z tą sprawą (z biegiem
lektury zagadki się mnożą). Sugestii zawartych przez autorkę na
pierwszym etapie tej niezwykle fascynującej podróży u boku wielce
charyzmatycznej, szczegółowo scharakteryzowanej bohaterki.
Bohaterki kompletnej, dogłębnie zanalizowanej, przedstawionej w
sposób godny gatunkowej szufladki, w którą powieść tę włożono.
Długoletni fani literackich thrillerów psychologicznych,
prawdopodobnie aż nadto dobrze wiedzą, że czasami ta etykietka
jest mocno na wyrost. Powierzchowne portrety osobowościowe raczej
nie najlepiej wpasowują się w tradycję powieści psychologicznych,
prawda? No dobrze, nie każdy wychodzi z takiego założenia, ale
zaryzykuję twierdzenie, że wielu miłośników tego typu prozy
oczekuje pełnowymiarowych, dokładnie wykreślonych rysów
psychologicznych przynajmniej czołowych postaci. Dokładnie takiego
podejścia, jakie ma Malenie Raabe do Nory Richter. Naturalnie jej
poświęca najwięcej miejsca, ale muszę dodać, że nie dała mi
też powodów do narzekań na postacie drugoplanowe. Mnogość
informacji na ich temat to jedno, ale ten styl... W tych zdaniach
łatwo się zatracić. Rozsmakować w starannych, dojrzałych,
długich opisach miejsc, wydarzeń i oczywiście postaci. Zapewne nie
każdy odnajdzie się w takim poszanowaniu detali, tym bardziej, że
w oczach niektórych mogą spowalniać one akcję. Nie mam jednak
wątpliwości, że „Cień” trafi też na takich odbiorców, dla
których akcja „Cienia” będzie wzmożona dosłownie przez cały
czas. Opisy wbrew pozorom nie nadają tej historii stateczności, a
przynajmniej nie z mojego punktu widzenia. Niby nic konkretnego w
danej chwili się nie dzieje, a emocje aż się kłębią. Karuzela
silnych wrażeń dla mnie pozostawała w ruchu przez dosłownie cały
czas trwania tego doprawdy niepospolitego thrillera psychologicznego.
Tak innego. I bez wątpienia poruszającego ważne problemy świata,
w którym żyjemy. Nieprzewidywalnego i piorunująco klimatycznego
dreszczowca, którego, według mnie (poza końcówką), jedynym
felerem jest jego objętość. Blisko czterysta stron zapełnionych
dość drobnym drukiem... Mało, zdecydowanie za mało. Takiej
bohaterce jak Norah Richter życzyłabym sobie towarzyszyć
nieporównanie dłużej. Dłużej stać przy niej w obliczu tej
nadzwyczaj frapującej sprawy, z którą zderza się tuż po
przeprowadzce do Wiednia. Depresyjnego, posępnego, ale i
przepełnionego jakąś realną, jeszcze niezdefiniowaną groźbą.
Nieokreśloną, wyraźnie niewskazaną przez autorkę, ale to
umniejsza przeczucia, że coś złego wisi w tym mieście. I nie jest
to jedynie widmo śmierci niejakiego Arthura Grimma, którą to
najpewniej sprowadzi na niego Norah Richter. Czy ta sympatyczna
kobieta wytrwale walcząca o sprawiedliwość dla innych (te bitwy
zwykle przegrywa, ale to nie tylko nie osłabia w niej woli walki,
ale wręcz dzieła na nią mobilizująco) naprawdę wkroczy na
zbrodniczą ścieżkę? Wszystko wskazuje na to, że takie jest jej
przeznaczenie. Całkowity upadek nader sympatycznej istoty? A może
tak bardzo wytęsknione poczucie sprawiedliwości? Tak czy inaczej
Melanie Raabe każe się nad tym zastanowić...
Beznadziejna
walka o sprawiedliwość na tym świecie. Aura beznadziei spowijająca
skupiska ludzkie. Egzystencjalna męka. Dotkliwa samotność i
pewność, że będzie tylko gorzej. Przeznaczeniem Nory Richter
prawdopodobnie jest zabicie człowieka, ale możliwe, że tylko od
niej zależy, czy przepowiedziany jej los się dopełni. Melanie
Raabe w swojej trzeciej, porywającej powieści osadzonej w gatunku
thrillera psychologicznego (według mnie z dodatkami horroru) mówi o
proroctwie, ale i wolnej woli. Czy los człowieka jest mu z góry
pisany? Jeśli tak, to główna bohaterka „Cienia” jest skazana
na piętno zabójczyni. I nic tego nie zmieni. Z drugiej strony,
jeśli przeznaczenie nie istnieje, jeśli może dokonać wyboru, to
wziąwszy pod uwagę całokształt... Tak czy inaczej Arthur Grimm
prawdopodobnie zostanie ograbiony z życia przez tę zaciekłą
bojowniczkę o sprawiedliwość. „Cień” moim zdaniem przewyższa
hitową „Pułapkę” Melanie Raabe – to już jest wyższa półka
psychologicznego dreszczowca. Jedna z najbardziej klimatycznych,
najciekawszych i zagadkowych powieści grozy, z jaką w ostatnich
latach miałam przyjemność się zapoznać. Niemal doskonały
thriller psychologiczny z nie gorzej poprowadzonymi elementami
nastrojowego horroru. Tak to widzę i naturalnie chcę więcej takich
klimatów!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Trochę mi się ten opis skojarzył z 8-odcinkowym serialem Grzesznica z Jessicą Biel w roli głównej. Tam też żona i matka, zabiła na plaży człowieka, z którym niby nie miała nic wspólnego. Jeśli nie widziałaś, to polecam, wzruszający i trzyma w napięciu.
OdpowiedzUsuń