Warszawa.
Komisarz Bruno Wilczyński angażuje się w sprawę śmierci młodej
kobiety. Dowody wskazują na samobójstwo, ale Bruno w
przeciwieństwie do swoich kolegów i przełożonego nie wyklucza
zabójstwa. Ta zagadkowa śmierć przypomina mu inną, sprzed wielu
lat, która miała znaczący wpływ na całe jego życie. Komisarz
bierze pod uwagę, że obie te sprawy mogą się ze sobą łączyć.
Tymczasem dziennikarka Larysa Luboń trafia na ślad sadystycznego
sponsora, człowieka, który zapewnia młodym kobietom dostatnie
życie w zamian za brutalny seks. Starając się odkryć jego
tożsamość, Lara zapoznaje się z wyjątkowo potworną sprawą z
przeszłości, jak wszystko na to wskazuje, mającą jakiś związek
z seksbiznesem, który od dłuższego czasu zgłębia nie tylko w
celach zawodowych. Drogi Larysy i Brunona przetną się za sprawą
człowieka, który jest niczym cień. Śmiertelnie niebezpiecznego
przeciwnika, który prowadzi z nimi przebiegłą grę.
Była
dziennikarka prasowa i telewizyjna oraz recenzentka scenariuszy filmowych,
Izabela Janiszewska, długo zwlekała ze spełnieniem swojego
marzenia o zostaniu powieściopisarką, ponieważ wiedziała, że ten
krok w jej przypadku będzie się wiązał z wieloma wyrzeczeniami.
Pisała, ale „do szuflady”, aż w końcu, wspierana przez swoich
najbliższych, dokonała swoistej rewolucji w swoim życiu. Porzuciła
dziennikarstwo na rzecz niepewnego projektu: powieści kryminalnej,
której nadała tytuł „Wrzask”. Książka ukazała się w
kwietniu 2020 roku nakładem wydawnictwa Czwarta Strona, spotykając
się z bardzo dobrym przyjęciem czytelników, którzy teraz z
niecierpliwością oczekują kolejnej części mrocznych przygód
bohaterów „Wrzasku”. Którą, można powiedzieć, Janiszewska
już im obiecała...
… Mnie
także, bo z całą mocą stwierdzam, że „Wrzask” to jedna z
lepszych powieści kryminalnych, jakie dane mi było przeczytać. Co
o tyle mnie zdziwiło, że nie mam za sobą satysfakcjonujących
doświadczeń z polską literaturą kryminalną. Ani częstych, żeby
być maksymalnie szczerą. Przyznaję więc, że fundamentalne zmiany
na tym polu mogły mi umknąć, że mogłam przegapić poprawę
jakości polskiej literatury kryminalnej. Tak czy inaczej debiutancka
powieść Izabeli Janiszewskiej zabrała mnie, niestety, w stanowczo
zbyt krótką (prawie czterysta stron) podróż przez wielowarstwową,
złożoną, sprawę nieuchwytnego zbrodniarza. Frapującą zagadkę z
seksbiznesem w tle i z niezwykle zajmującymi, wielowymiarowymi
postaciami dążącymi do jej rozwiązania. Niepokorna,
nietowarzyska, podążająca własnymi, zwykle bardzo ryzykownymi
ścieżkami, pyskata dziennikarka z traumatyczną przeszłością,
Larysa 'Lara' Luboń, jak wyznała autorka „Wrzasku”, jest
ucieleśnieniem jej wewnętrznego pragnienia całkowitej wolności i
buntu. Janiszewska stworzyła ją też z myślą o kobietach
tłamszonych przez konwenanse, z nadzieją, że ta postać pomoże im
pozbyć się kajdan „powinności”. Larysa Luboń silnie kojarzyła
mi się z kultową bohaterką trylogii Stiega Larssona (i dalszymi
częściami stworzonymi przez Davida Lagercrantza), Lisbeth Salander.
Poza już ujawnionymi cechami łączą je dość oryginalny wygląd
zewnętrzny, skłonność do podejmowania potężnego ryzyka w imię
swoich niezachwianych ideałów i wreszcie Luboń, tak samo jak
Salander, nie zwykła odpuszczać oprawcom kobiet. Przemoc względem
płci żeńskiej i dzieci stanowi główny przedmiot jej
dziennikarskiego zainteresowania. Tego rodzaju sprawy relacjonuje
(pod pseudonimem) dla gazety funkcjonującej pod niewyszukaną nazwą
„Magazyn”, przy czym nie traktuje tego jak zwyczajną pracę. Dla
niej ma to bardziej osobisty niźli zawodowy wymiar. Można
powiedzieć, że Luboń wytrwale prowadzi coś w rodzaju wendety na
ludziach, którym czystą przyjemność sprawia krzywdzenie
słabszych, choćby przez to, że zajmują dużo niższą pozycję w
hierarchii społecznych od swoich oprawców. Dziennikarstwo
wcieleniowe odważnie praktykowane przez Larysę, Janiszewskiej jest
znane z doświadczenia. Ta metoda pozyskiwania informacji przydała
jej się w pracy nad „Wrzaskiem” - Janiszewska stworzyła sobie
fałszywy wizerunek kobiety zainteresowanej sponsoringiem, który
umożliwił jej kontakt z mężczyznami płacącymi za seks.
Oczywiście autorka „Wrzasku” nie posunęła się za daleko w tym
swoim śledztwie, ale bezsprzecznie podjęła pewne ryzyko dla swojej
debiutanckiej powieści. Centralną postacią której uczyniła nie
tylko Larysę Luboń, ale także komisarza Brunona Wilczyńskiego
oraz blogerkę, a poza tym gospodynię domową, Emilię Lewicką. Ta
druga jest oddaną żoną i matką dwóch kilkuletnich bliźniąt,
która z dnia na dzień coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu,
że bezpieczeństwo jej i jej bliskich jest zagrożone. Natomiast
Bruno... Pod pewnymi względami przypomina Larysę. Nie jest
szczególnie lubiany w pracy i nie wykazuje najmniejszych starań by
to zmienić. Wręcz przeciwnie: robi wszystko, by zrazić do siebie
ludzi. Ponadto, tak jak Luboń, nie ma w zwyczaju stosować się do
tych poleceń swojego przełożonego, z którymi się nie zgadza.
Niesubordynowany, cyniczny, nietowarzyski i niewolny od
autodestrukcyjnych zapędów, z czego zresztą zdaje sobie sprawę. I
najwyraźniej ma głęboko w nosie fakt, że sam sobie szkodzi.
Uczucia innych też zdają się kompletnie go nie interesować –
gardzi kurtuazją, woli sarkazm i ironię. A największą radość
zdaje się czerpać ze słownych przepychanek i prowokacji, które
mocno uświetniają tę publikację. Zresztą nie tylko dialogi z
udziałem Brunona Wilczyńskiego stanowią pasjonującą żonglerkę
zjadliwymi, niegrzecznymi, ale i żartobliwymi słowami, często
wymierzanymi w osoby nieposiadające arsenału umożliwiającego
przystąpienie do kontrataku. Jak można się tego spodziewać owe
słowne rozgrywki na wyższy poziom będą wchodzić w kontaktach
Larysy i Brunona. Niezwykle zdeterminowanej dziennikarki i
nieustępującego jej pola w tym względzie komisarza wydziału
kryminalnego, których połączy domniemany seryjny morderca.
„Nie
wierzyła w morderców idealnych, dużo bardziej prawdopodobna
wydawała jej się wersja o nieudolnych śledczych.”
|
(źródło: https://www.facebook.com/czwartastronakryminalu/) |
Chwilę
zajęło mi odnalezienie się w historii rozsnutej na kartach
„Wrzasku” przez jak myślę wschodzącą gwiazdę polskiej
literatury kryminalnej, Izabelę Janiszewską. Nie dlatego, że ta
debiutująca przecież powieściopisarka jeszcze nie do końca
opanowała „swoje pióro”. Bynajmniej. W sumie to, wiedząc że
wcześniej realizowała się w dziennikarstwie przygotowałam się na
suche, niepogłębione opisy, bardziej nastawione na meritum, niż
poruszającą wyobraźnię otoczkę. A dostałam aż kipiącą od
emocji, pełną pasji, szczegółowo wykreśloną opowieść o...
Właściwie nie do końca orientowałam się, w czym rzecz. Z jakiego
rodzaju sprawą kryminalną Janiszewska mnie skonfrontuje?
Seksbiznes? Wojeryzm? Stalking? Seryjne mordy? A może po prostu
samobójstwa kobiet, które przynajmniej w swoim mniemaniu za głęboko
utkwiły w dochodowej, acz wiążącej się ze zniewoleniem, bólem i
poniżeniem działalności? Założyłam, że co najmniej część z
tego tworzy jedną całość, że te oderwane informacje z czasem
zaczną się ze sobą zazębiać. Tylko, u licha, jakim sposobem? Jak
rozplątać ten informacyjny węzeł? Od czego zacząć? Jaki kąt
patrzenia na tę sprawę obrać? Dziennikarskie śledztwo zachęca do
wejścia w to od strony seksbiznesu, do rozpracowania roli i
tożsamości sadystycznego sponsora w tej złożonej intrydze.
Policyjne śledztwo natomiast każe nam zagłębić się w sprawę
śmierci pewnej młodej kobiety. Albo samobójczej, albo co bardziej
prawdopodobne zadanej przez tajemniczego mężczyznę, dla którego
mogło to nie być pierwszego morderstwo. Z kolei przeżycia Emilii
Lewickiej skłaniają nas do pochylenia się nad motywem prześladowcy
– stalkera, być może z morderczymi zapędami. No i jak się w tym
połapać? Odpowiedź jest prosta: pozwolić autorce prowadzić się
po tych coraz bardziej wzburzonych wodach. Przynajmniej przez chwilę,
bo z czasem sytuacja wyklaruje się na tyle, by można było podjąć
próbę wyprzedzenia jej. Co nie znaczy, że się powiedzie.
Właściwie to jestem pewna, że nie znajdzie się wielu odbiorców
„Wrzasku”, którym uda się przedwcześnie poskładać te
wszystkie przemyślnie porozkładane elementy w spójną całość.
Janiszewska to przebiegła pisarka, można powiedzieć wytrawna
manipulantka, która praktycznie niczego nie pozostawia przypadkowi.
Wszystko we „Wrzasku” ma znaczenie – każdy szczegół tej
zawiłej intrygi w końcu wskoczy na swoje miejsce, nawet jeśli
wcześniej nic nie wskazuje na to, by mógł się nam do czegoś
przydać. Nie każdy oczywiście będzie miał fundamentalne znacznie
dla rozwiązania tej wielopiętrowej kryminalnej sprawy, którą z
imponującą determinacją, nawet z narażeniem własnego życia
starają się rozwiązać dwie niepowierzchownie sportretowane,
niebanalne, bardzo intrygujące postaci. Z pomocą paru innych osób,
których Janiszewska też nie zaniedbuje, choć oczywiście poświęca
im mniejszą uwagę od tej, jaką cieszą się Larysa Luboń i Bruno
Wilczyński. Których przeszłość... Ujmę to tak: czasy minione
pełnią ważną rolę w tej historii. Nie tylko dają odpowiedzi na
to, dlaczego Larysa i Bruno są tacy, jacy są, ale i stosunkowo
szybko staje się też jasne, że gdzieś w odmętach historii
znajduje się klucz do aktualnie rozpracowywanych przez nich spraw.
Dość wstrząsający, przygnębiający, żeby nie rzec depresyjny
obraz kogoś, kto przeszedł w życiu niewyobrażalne męki i nawet
jeśli jeszcze żyje, to najwyraźniej nikt nie wie, gdzie aktualnie
przebywa. Tę potworną historię zainspirowało życie –
Janiszewska wyjawiła, że natchnienie przyniosła jej sprawa pewnych
bliźniąt z Łomży. Sponsoring i przemoc domowa, których to
tematów, nie bez emocji zresztą, dotyka we „Wrzasku” również
są swego rodzaju owocem jej dziennikarskich doświadczeń. Swoją
drogą po kim, jak po kim, ale po dziennikarce (nawet byłej) nie
spodziewałam się takiej oto konstatacji: „Bawiło go, że w
zależności od opcji politycznej, jaką reprezentowali twórcy
danego serwisu [mowa o portalach informacyjnych], otrzymuje inny
rodzaj informacji. Na kilometr widać było, kto z kim trzyma i że
obiektywne przekazywanie treści nie istnieje”. To szczera
prawda, nieobca chyba każdemu dorosłemu człowiekowi, ale pisze to
ktoś związany ze środowiskiem dziennikarskim? Cóż, samo to każe
mi sądzić, że w swojej pisarskiej twórczości Janiszewska niczego
lukrować nie zamierza. A w każdym razie mam nadzieję, że tego
będzie się trzymać: podawania nieupiększonej prawdy o tym, jak
skonstruowany jest ten nieidealny świat. Mroczna rzeczywistość, w
której nie brakuje odrażających potworów. Jak to się mówi: w
ludzkiej skórze. Bestii z wyboru, ale i niejako ukształtowanych
przez inne, nie zawsze zepsute, zdemoralizowane, z gruntu złe
jednostki. Czasami wystarczy bowiem jeden nieprzemyślany krok, by
zniszczyć niejedno istnienie. I z takim przesłaniem Izabela
Janiszewska mnie zostawiła.
Mam
nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Ja i Izabela Janiszewska. Nowa
mistrzyni polskiej literatury kryminalnej? Jak nie obniży poziomu,
to według mnie ten tytuł na stałe do niej przylgnie. „Wrzask”
to jedno z moim większych powieściowych odkryć ostatnich lat.
Misternie skonstruowany nielicho emocjonujący, przemyślany, dający
do myślenia, nieprzewidywalny i dostatecznie mroczny kryminał, z
niejednowymiarowymi, wyrazistymi bohaterami. Barwnym duetem, który
może i novum nie stanowi (a na pewno nie jeśli chodzi o żeński
pierwiastek tej zwariowanej pary śledczych), ale to jakoś nie
umniejsza mu w moich oczach. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby
Larysa Luboń i Bruno Wilczyński na trwałe zapisali się w historii
polskiego, a może nawet światowego kryminału. Moim zdaniem na to
zasługują, ale co ja tam wiem? Wiem tylko, że nie mogę doczekać
się kolejnej powieści Izabeli Janiszewskiej, bo takie to było
dobre! Ten przenikliwy „Wrzask”.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz