Stronki na blogu

niedziela, 27 grudnia 2020

Natalia Kassa „Marnotrawny”

 

Podróż służbowa młodej dziennikarki Erny Brown zostaje gwałtownie przerwana w jednym z kanadyjskich lasów. Chcąc jak najszybciej wydostać się z tego miejsca, kobieta postanawia oddalić się od zepsutego samochodu i rozejrzeć po okolicy w nadziei na znalezienie kogoś, kto mógłby jej pomóc. Jej wędrówka nie trwa długo, bo nieopodal samochodu dostrzega pomiędzy drzewami duży stary budynek, niegdysiejszy hotel o nazwie Hommanger, który bynajmniej nie jest pusty. Schorowany człowiek w podeszłym wieku, niejaki Adolfo Patino, który tytułuje się Gospodarzem pozwala Ernie dołączyć do swoich gości. Oprócz niego w hotelu przebywa jego „prawa ręka”, rosły, szorstki mężczyzna nazwiskiem Stefan Kruger, który w tym tajemniczym gronie cieszy się tytułem Kucharza oraz sześć innych osób pochodzących z różnych stron świata, którzy podobno przybyli do tego miejsca w poszukiwaniu chwilowego oderwania od cywilizacyjnego zgiełku. Erna jest przekonana, że nie zabawi tutaj długo, ale kiedy pogoda się pogarsza, musi zgodzić się z gospodarzem, że najlepiej będzie przedłużyć swój pobyt w hotelu Hommanger. Wśród obcych ludzi, którzy coś przed nią ukrywają. W pachnącym stęchlizną, zakurzonym, ale i pełnym drogocennych przedmiotów, przestronnym budynku, w którym Ernę nawiedzają niezwykle realistyczne i coraz bardziej zastanawiające koszmarne sny.

Debiutująca na literackiej scenie polska autorka Natalia Kassa. Debiutująca przeszło sześćset stronicowym „Marnotrawnym”, powieścią będącą mieszanką horroru i thrillera, wypuszczoną w 2020 roku przez wydawnictwo Novae Res. O „sprawczyni tego zamieszania” na razie nie ujawniono wiele. Pedagog z wykształcenia, kolekcjonerka płyt analogowych, miłośniczka mrocznej prozy, kulinariów, muzyki z lat 80-tych XX wieku i wycieczek do opuszczonych miejsc z ciekawą historią. Tak mniej więcej przedstawia się tę, uważam, bardzo utalentowaną autorkę. Wschodzącą gwiazdę polskiej literatury grozy? Mam nadzieję. Ufam, że o Kassie rychło zrobi się naprawdę głośno. I nie tylko za sprawą „Marnotrawnego”, jak wnioskuję z jego treści, utworu, który ma być częścią jakiejś większej całości. Innymi słowy: wygląda na to, że Kassa w planach ma przynajmniej jedną kontynuację mrocznych przeżyć fascynującej dwudziestoośmioletniej Kanadyjki, którą w pierwszym literackim osiągnięciu Natalii Kassy poznajemy jako Ernę Brown.

Julius Throne („Gulu. Pamiętne lato”), Konrad Możdżeń („Chodź ze mną”), a teraz do tych panów dołącza Natalia Kassa. Moja trójca najlepiej rokujących polskich pisarzy. Wąskie grono osób, które miały porywające wejścia na rynek literacki. Powieściowe debiuty, które autentycznie mnie zachwyciły. Powieści grozy, które, moim skromnym zdaniem powinny być naszym (tj. polskim) towarem eksportowym. „Marnotrawny” to rzecz popełniona przez doświadczoną pisarkę... Tak to wygląda, ale oficjalna wersja głosi, że to pierwszy występ Natalii Kassy na literackiej scenie (przyjmuję, ale nie zdziwiłoby mnie, gdyby się okazało, że to pseudonim osoby już od jakiegoś czasu i nie bez sukcesów realizującej się w tym zawodzie). Zaczyna się od zaproszeń. Zaproszeń z niekłamaną radością odbieranych przez ludzi z różnych stron świata. Młodą mieszkankę Chicago, Cindy Walker, która rozkręciła dochodowy jednoosobowy biznes (mięsne potrawy z food trucka); stylowego Japończyka Gaku Harę, właściciela słynnego na cały świat kluby Vampirio, londyńczyków, niekochające się (właściwie to każdy z nich marzy o śmierci tego drugiego/tej drugiej) majętne małżeństwo Charlesa i Cecile Bennettów; polskiego katolickiego księdza Piotra Uchto, działającego w swoim rodzinnym Aniołowie, gdzie ludzie wciąż pamiętają straszliwą zbrodnię, za którą osądzono jego ojca; i wreszcie bogatą Rosjankę, Idę Abramovą, która w równym stopniu jest uzależniona od wódki, co adrenaliny. Wszyscy ci ludzie zostają zgromadzeni w jednym miejscu przez zmagającego się z poważną chorobą, leciwego mężczyznę nazwiskiem Adolfo Patino, dumnego posiadacza tytułu Gospodarza. Jego „prawą ręką” jest natomiast niejaki Stefan Kruger, noszący miano Kucharza, gburowata postać słusznej postury. Tym miejscem jest wspomniany hotel Hommanger – budowla ukryta w kanadyjskim lesie, nieopodal mniej uczęszczanej drogi prowadzącej między innymi do Ottawy. Gwoli ścisłości, dawniej był to hotel, ale nazwa została. Kassa nie ukrywa, że ci wszyscy wchodzą w skład jakiegoś tajnego stowarzyszenia oddającego hołd Andreasowi Wesaliuszowi, historycznej postaci, twórcy nowożytnej anatomii. Stowarzyszenia, które w chłodnych murach hotelu Hommanger najpierw zorganizuje tak zwaną Wielką Grę, a parę dni później przystąpi do czegoś, co zowie się Świętą Ucztą. Łatwo się domyślić, na czym ma to polegać. Autorka chyba nawet zdawała sobie sprawę z tego, że przynajmniej długoletni fani mrocznej prozy z miejsca rozszyfrują główny powód tego niecodziennego spotkania. Na szczęście zamiast na siłę starać się odgonić od nas te potworne domysły, tajemniczość rozpalała pod innymi kotłami. Inaczej mówiąc: niespodzianek w „Marnotrawnym” nie brakuje, tyle że nie dotyczą one ceremonii zorganizowanej przez parającego się historią medycyny Adolfo Patino i jego wiernego pomocnika, Stefana Krugera. Ale stowarzyszenia, do którego obaj przynależą już tak. W centralnym puncie tej naprawdę mrocznej opowieści, Natalia Kassa, postawiła jednak dwudziestoośmioletnią kobietę spoza tego zaklętego kręgu. Niezapowiedzianego gościa. Kanadyjkę, która na skutek awarii samochodu pewnego październikowego dnia ugrzęzła w lesie. Zmierzała gdzieś, gdzie miała wykonać być może najważniejsze zlecenie w swojej karierze. Ernie Brown – bo o niej mowa – grozi bowiem utrata pracy. Długo była niedysponowana, tkwiła w szponach depresji, która naturalnie nie pozwalała jej należycie wykonywać swoich obowiązków zawodowych. Erna przeżyła jakąś traumę, w jej życiu stało się coś, co zrobiło z niej zupełnie inną osobę. Twarda kobieta, którą znała odeszła, a jej miejsce zajęła krucha, przygnieciona smutkiem, pogubiona niewiasta, która desperacko stara się odzyskać swoje poprzednie życie. Dawną siebie. „Marnotrawny” ma dość szeroką płaszczyznę psychologiczną. Kassa stworzyła dogłębne portrety psychologiczne wszystkich ważniejszych postaci. Zróżnicowanej zgrai w pewnym sensie uwięzionej w kanadyjskiej, przepastnej nieruchomości skrywającej straszne tajemnice. Możliwe, że nawiedzonej przez duchy, które z jakiegoś powodu dręczą... jedną z najlepszych literackich bohaterek, z jaką w całym swoim życiu miałam przyjemność się spotkać!


Nie od dziś wiadomo, że historia ludzkości jest przekłamana […] Naginana, ubarwiana, zakrzywiana i dopowiadana na potrzeby tak zwanego większego dobra. Tym przynajmniej zasłaniają się wszyscy ci nic niewarci historyczni bandyci.”

Odludna sceneria. Klaustrofobiczne wnętrza, w których panuje atmosfera starości (archaiczny wystrój i przykra woń, której nie sposób się pozbyć). Ośmioro ludzi zgromadzonych tutaj w jakimś konkretnym i najprawdopodobniej niecnym celu. I jeden niespodziewany gość. Jedyna niewtajemniczona osoba w podejrzanym i w sumie barwnym gronie relaksującym się w leśnych ostępach. Choć niezupełnie, bo wraz z pojawienie się Erny Brown w tych nieskromnych i nie do końca gościnnych progach, wkracza chaos. Sytuacja komplikuje się stopniowo. Najpierw jest tylko zwyczajna nieufność do niezapowiedzianego gościa. Ponadprogramowej jednostki, której bez trudu udało się zjednać sobie Gospodarza. Najważniejszego człowieka w tym wyjątkowym towarzystwie. Bo da się odczuć, że przynajmniej część osób, które Erna Brown zaskoczyła swoją obecnością w hotelu Hommanger, za takowych się uważa. Wybrańców. Ludzi, którzy dostąpili zaszczytu, jakiego zdecydowana większość globalnej ludności nigdy nie zazna. Wielka Gra i Święta Uczta – to ów zaszczyt. Zaszczyt, który zawdzięczają wielkiemu Adolfo Patino. Człowiekowi, który z jakiegoś kompletnie nieznanemu im powodu, okazał serce dwudziestoośmioletniej nieznajomej kobiecie. Kobiecie nie mniej tajemniczej od nich. Natalia Kassa w „Marnotrawnym” nie szczędzi długich, szczegółowych, niesamowicie plastycznych opisów właściwe wszystkiego (wydarzenia przeszłe, umownie teraźniejsze i tylko potencjalnie wyśnione, przedmioty, stroje, postacie, otoczenie). Bogate słownictwo i gawędziarskie zacięcie: lekkość z jaką przychodzi jej raczenie innych swoimi mniej i bardziej mrocznymi wizjami (parę niefortunnych sformułowań się znalazło, ale to detal). Jest też w „Marnotrawnym” trochę humoru, którego główną nosicielką jest Ida Abramova, nadużywająca alkoholu Rosjanka, jedna z osób zaproszonych przez Adolfo Patino do Wielkiej Gry (jaki jest najlepszy na świecie drink? Odpowiedź: wystarczy zmieszać wódkę rosyjską i polską). Ale dominuje poczucie nieuchronności nie tylko tragedii, ale wręcz istnej rzezi. W rolach rzeźników przewiduje się oczywiście sekretne stowarzyszenie „zapatrzone” w swojego Gospodarza, a ofiary... Na pewno zagrożone jest życie niczego niespodziewającej się Erny Brown, ale wszystko wskazuje na to, że nie tylko ona powinna czym prędzej opuścić ten przeklęty budynek, który przed laty był całkiem ekskluzywnym hotelem. Koszmarne sny, jakie główna bohaterka miewa w tym zapomnianym przybytku dodają tej historii tajemniczości – a właściwie przez jakiś czas praktycznie w pojedynkę pracują na zagadkowość tej diabelsko wciągającej publikacji. Ilość stron, w dodatku wypełnionych dość drobnym drukiem, kazała mi przygotować się wielowątkową opowieść, ale ku swojemu niemałemu zaskoczeniu odkryłam, że Natalia Kassa miast ożywiać akcję coraz to nowymi pomysłami, w „nieskończoność płodzić” coraz to bardziej wydumane lub po prostu dobitniejsze motywy, skoncentrowała się na tych kilku zaakceptowanych już wcześniej. Mamy więc duszące, przesycone jakimś niedookreślonym, ale najpewniej nadnaturalnym zagrożeniem, bardzo realistyczne koszmary senne – tak bardzo, że można spokojnie założyć, iż w „Marnotrawnym” świat wyśniony w jakiś niepojęty sposób łączy się z twardą rzeczywistością Erny Brown. Elementy tego pierwszego coraz to agresywniej wkraczają do jej z pewnością nie szarej codzienności w hotelu Hommanger. Jest jeszcze przeszłość głównej bohaterki, która objawia się nam fragmentarycznie we wspomnieniach tejże, i która jak można się tego domyślić nie będzie bez znaczenia dla przyszłych, nieuchronnie zbliżających się dramatów w życiu tej fenomenalnej kobiety, która ma szansę przeżyć tylko wtedy, jeśli uda jej się odzyskać dawną siebie. I oczywiście egzotyczni ludzie, z którymi nasza Erna jest zmuszona spędzić kilka najbliższych dni. Nie wszyscy patrzą na nią z jawną niechęcią (Gaku Hara), a nawet wrogością (Stefan Kruger), niektórzy sprawiają nawet sympatyczne wrażenie. To znaczy Ernie udaje się nawiązać kilka, powiedzmy, bliższych relacji. Czerpać jakąś tam przyjemność z towarzystwa co poniektórych osób, którym swoim niespodziewanym przybyciem niewątpliwie zakłóciła jakąś arcyważną ceremonię. Nie udaremniła jej jednak. Przynajmniej jeszcze nie. Inna sprawa, czy ktoś taki, jak Erna w ogóle uzna za konieczne przeszkadzać takim ludziom, jak... jej nowi znajomi. Podejrzani w sumie są wszyscy tymczasowi mieszkańcy hotelu Hommanger. A raczej powinni być, ale Erna... Powiedzmy, że Natalia Kassa zrobiła wszystko, co możliwe w takim, nazwijmy to, problematycznym przypadku, żeby na trwałe (na dobre i na złe) przywiązać czytelnika do tej postaci. I nie jest to zbyt komfortowa sytuacja, ta sympatia w pewnym sensie może okazać się dość bolesna – w tym, moim zdaniem, jej największy urok. Kassa w centralnym punkcie tej zachwycającej opowieści postawiła jednostkę, którą trudno zaszufladkować, która wymyka się jednoznacznym, kategorycznym ocenom, która ma swoje wady... Wady? Cóż za eufemizm. Niemniej Erna Brown to ktoś, kogo opuszczałam z łezką kręcącą się w oku. I nadzieją, że już niedługo znowu się spotkamy. Bo się z nią zżyłam, a i Natalia Kassa nie pozostawiła mi wątpliwości, że Stowarzyszenie Wesaliuszy dopiero się rozkręca.

Prośba do wydawców: jakby przypadkiem pani Natalia Kassa podesłała komuś dalszy ciąg „Marnotrawnego”, to byłabym niezmiernie wdzięczna, gdyby ktoś się tym tekstem zainteresował. I założę się, że nie jestem w tym życzeniu osamotniona. Trochę sympatyków „Marnotrawny” już bowiem zyskał i zapewne wszyscy oni z najwyższą ochotą weszliby w drugi etap tej mrocznej, mocno trzymającej w napięciu i bądź co bądź całkiem pomysłowej przygody, choć korzystającej ze sprawdzonych motywów tak w horrorze, jak w thrillerze. Przygody u boku naprawdę fascynującej żeńskiej postaci. Nie mam też wątpliwości, że grono miłośników „Marnotrawnego” będzie rosło – trzeba tylko rzecz rozreklamować. Więc reklamuję: bardzo, bardzo, bardzo gorąco debiutancką powieść Natalii Kassy polecam absolutnie wszystkim fanom literackich horrorów i thrillerów!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

3 komentarze:

  1. Jestem w trakcie czytania tej książki (przeczytałam połowę) i mogę powiedzieć, że książka bardzo wciąga ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jacek Protasiuk27 grudnia, 2020 23:18

    Przeczytałem, potwierdzam wszystko co zostało napisane powyżej. Zdecydowanie polecam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie skończyłam.... to jest genialne! Świetna recenzja, zapraszam również do mnie :) Będzie mi bardzo miło gdy zostaniesz na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń