Stronki na blogu

poniedziałek, 18 stycznia 2021

Louise Candlish „Tuż za ścianą”

 

Lowland Way, enklawa części londyńskiej wyższej klasy średniej. Leżąca na obrzeżach miasta idylliczna ulica z pięknymi domami i skonsolidowaną społecznością. Cisza, spokój, bezpieczeństwo. Z tego słynęła Lowland Way do czasu pojawienia się Darrena Bootha i jego partnerki Jodie. Nowych sąsiadów, którzy nawet nie próbowali dostosować się do panujących tutaj zasad. W stosunkowo szybkim tempie zniszczyli wszystko, na co w ścisłym porozumieniu przez lata pracowali pozostali mieszkańcy Lowland Way. Ulica ta przestała być istnym rajem na ziemi, a stała się prawdziwym polem bitwy. Aż w końcu doszło do tragedii. Z wyłącznej winy skrajnie nieodpowiedzialnego Darrena Bootha. Tak przynajmniej uważają jego sąsiedzi, ale podejrzenia policji skupiają się na nich. Na ludziach, którzy sporo wycierpieli przez nieprzystosowanych, uciążliwych nowych sąsiadów.

Tuż za ścianą” (oryg. „Those People”) to trzeci thriller brytyjskiej autorki Louise Candlish, a drugi wydany w Polsce, po „Na progu zła” (oryg. „Our House”), zdobywcy British Book Award 2019 Crime and Thriller Book of the Year oraz bestsellera numer jeden (wydanie w miękkiej oprawie, ebook i audiobook), którego filmowa wersja jest już w przygotowaniu. Po raz pierwszy wydana w 2019 roku entuzjastycznie przyjęta, również w kręgach tak zwanych znawców literatury, opowieść o sąsiedzkiej wojnie, która doprowadza do najprawdopodobniej nieplanowanej i na pewno nieodwracalnej tragedii. Chwalony między innymi za błyskotliwe ironiczne poczcie humoru, umiejętne dawkowanie napięcia i zaskakujące zwroty akcji, kolejny hit od cieszącej się międzynarodową sławą, obecnie mieszkającej w południowym Londynie, autorki między innymi „The Swimming Pool”, wspomnianego już „Na progu zła” i wypuszczonego w 2020 roku (premiera światowa) „The Other Passenger”.

Sąsiedzi potrafią uprzykrzyć człowiekowi życie. A nawet do szczętu je zniszczyć. Sprawić, że każdy dzień i każda noc staje się najprawdziwszą udręką. Sielankę zamienić w koszmar. Idyllę w horror. Mieszkańcy Lowland Way boleśnie się o tym przekonują po pojawieniu się nowych sąsiadów. Pary, która nie pasuje do tego spokojnego miejsca. Odstaje od tutejszej ludności. Zgranej, żyjącej w harmonii społeczności, która bardzo dba o swoje miejsce na ziemi. Wyższej klasy średniej, która wprawdzie nie patrzy z góry na gorzej sytuowanych obywateli... Tak im się wydaje, ale postronny obserwator może odnieść zgoła inne wrażenie. Louise Candlish „Tuż za ścianą” oparła na niejednokrotnie już wykorzystywanym tak przez pisarzy, jak filmowców, motywie, delikatnie rzecz ujmując, sąsiedzkich nieporozumień w pozornie idyllicznej scenerii tym razem nie amerykańskiego, a angielskiego przedmieścia. W dzielnicy, gdzie na pierwszy rzut oka wszyscy są ze sobą bardzo zżyci, gdzie nikt nie ma prawa czuć się wykluczony, gdzie nikogo nie pozostawia się samego z jego przejściowymi problemami. Mieszkańcy Lowland Way razem pracują na wspólne dobro. Tak jest od lat, aż przychodzi nowe... Ale czy na pewno? Czy rzeczywiście przed pojawieniem się Darrena Bootha i jego drugiej połówki Jodie, na Lowland Way panowała taka powszechna zgoda? Czy faktycznie wszyscy tutaj tak bardzo się lubili? Formę, jaką Candlish nadała „Tuż za ścianą” trudno nazwać tradycyjną, choć część z tego ostatnimi czasy jest częstą praktyką zwłaszcza wśród autorów literackich dreszczowców. Mowa o przyjmowaniu wielu perspektyw (w trzeciej osobie), naprzemiennym serwowaniu rozdziałów każdorazowo tytułowanych imieniem postaci, którą stawia się w centrum wydarzeń. Czymś rzadziej spotykanym są fragmenty z policyjnych przesłuchań mieszkańców Lowland Way tuż po jakiejś wielce zagadkowej tragedii. Candlish ogranicza się do odpowiedzi udzielanych policjantom zajmującym się tą tajemniczą sprawą – pomija ich pytania – ale najlepsze jest to, że rzeczone urywki rozmów wybranych mieszkańców Lowland Way wyprzedzają właściwą akcję książki (jak w „Carrie” Stephena Kinga). Po każdej takiej wstawce Candlish włącza przewijanie do tyłu. Przenosi nas w tygodnie poprzedzające nieznaną katastrofę, która wstrząśnie tą sąsiedzką wspólnotą. Autorka „Tuż za ścianą” tą tajemniczą tragedię na londyńskim przedmieściu potraktowała jako punkt, z którego odchodzą dwie linie. Jedna idzie do wewnątrz, a druga na zewnątrz. Od retrospekcji z krótkimi i na dobrą sprawą niewiele mówiącymi skokami w przyszłość (każdy taki pobyt jest krótkotrwały) do umownej teraźniejszości. Jeśli brzmi to skomplikowanie, to przepraszam za wprowadzenie w błąd, bo naprawdę łatwo się w tym odnaleźć. Ani razu nie dopadło mnie przeświadczenie o narracyjnym chaosie, ani razu nie miałam wrażenia, że Candlish niepotrzebnie rzecz komplikuje, że wprowadza niepożądane zamieszanie poprzez tę niecodzienną formę. Jak to się mówi: przerost formy na treścią? Nie w „Tuż za ścianą”. Uważam, wprawnie skonstruowanej, misternie splecionej intrydze, która jest pochodną kilkutygodniowej zawziętej wojny sąsiedzkiej. A w tego rodzaju bitwach zwykle nie bierze się jeńców...

Wyobraźcie sobie, że tuż za ścianą macie ludzi, którzy nie tylko za dnia, ale również w środku nocy, zwykli na cały regulator puszczać muzykę heavymetalową. Telewizję zresztą też lubią na maksa pogłaśniać. A jakby tego było mało są w trakcie generalnego remontu, który jak wszystko na to wskazuje, szybko się nie skończy. Wiercą, stukają, piłują od rana do wieczora. Sześć dni w tygodniu, ale i w każdą niedzielę zazwyczaj przez parę godzin w ten sposób zakłócają Wasz spokój. Do tego każdą wolną przestrzeń zastawiają starymi samochodami, w ten sposób zmuszając Was do parkowania dość daleko od domu. Nic przyjemnego, prawda? No to teraz wyobraźcie sobie, że mieszkacie w dzielnicy, w której panują ściśle określone zasady. Zasady narzucane przez innych. Samozwańczą władzę. Władzę sąsiedzką. Nie hałasuj. Nie uruchamiaj samochodu w niedzielę, bo w tych dniach cała ulica staje się placem zabaw dla dzieci. Nie wychylaj się, a jeśli już koniecznie chcesz wyjść z jakąś inicjatywą, to postaraj się jak najlepiej ją przedstawić, tak żeby zyskać poparcie sąsiadów. Nie, nie wszystkich. Wystarczy jedna, góra dwie osoby. Wystarczy zyskać akceptację przywódców lokalnej społeczności. Niby na Lowland Way nie ma hierarchii, niby wszyscy są równi... no, ale niektórzy są równiejsi. Naomi i Ralph Morganowie. Najbogatsi ludzie w tej podmiejskiej dzielnicy. On impulsywny, zarozumiały, skory do bitki właściciel wartej wiele milionów firmy; ona ostrożna, działająca w zgodzie z literą prawa, temperująca narwanego męża, właściwie to trzymają go pod pantoflem, mająca najprawdziwszy talent do opracowywania różnych strategii, które nadzwyczaj energicznie wciela w życie. Dla dobra ogółu. Ta dwójka tak naprawdę rządzi na Lowland Way. To oni cieszą się największym autorytetem w tej niewielkiej społeczności. Czy się to komuś podoba, czy nie. Bratowej Ralpha, Tess, z całą pewnością to się nie podoba. Nie podoba jej się, że jej własny mąż, Finn, bardziej liczy się ze zdaniem swojego brata i jego małżonki niż jej, swojej życiowej wybranki. I nie podoba jej się, że Naomi uczyniła ją samą kimś w rodzaju swojej służącej, która nie tylko ma robić, co jej każe, ale i myśleć tak jak ona. A przynajmniej tak to odbiera Tess, bo postacie zaludniające ten thriller psychologiczny raczej nie są osobami godnymi zaufania. Candlish daje nam rozliczne powody, by sądzić, że w sumie każdy z tych dumnych mieszkańców Lowland Way może mieć nieco wypaczony obraz świata. Że ci ludzie nie do końca myślą w taki sposobów, co cichy obserwator wydarzeń, jakie rozgrywają się na tym londyńskim przedmieściu od chwili pojawiania się nieprzyjaźnie nastawionego Darrena Bootha i jego nie mniej zadziornej partnerki Jodie. Z drugiej strony z ich perspektywy może to wyglądać zgoła inaczej. W oczach tej dwójki ta zwarta, hermetyczna wręcz społeczność ma prawo jawić się jako... banda pomyleńców uważająca się za nie wiadomo kogo. Nieudolnie maskująca swoją pogardę dla ludzi gorzej sytuowanych. Nie wiem, kto gorszy. Nie wiem kogo wolałabym mieć za sąsiadów – hałaśliwych, skupionych wyłącznie na sobie Darrena i Jodie, czy narzucających jakieś własne zasady (niefunkcjonujące w systemie prawnym, legalne, ale bardziej restrykcyjne), wręcz z butami wchodzących w życie innych, przemądrzałych, zadufanych... bogaczy? W każdym razie na pierwszy rzut oka może wydawać się, że na Lowland Way mieszkają tylko ludzie, którym powodzi się finansowo. Tylko Darren i Jodie odstają od reszty. Wyglądają, jakby wyszli wprost ze slumsów. I tak też się zachowują. Stereotyp? A i owszem, ale w „Tuż za ścianą” może nie tyle przejmujemy, ile konfrontujemy się ze spojrzeniem „tych lepszych”, a oni tak właśnie myślą. Tak, choć się do tego nie przyznają (nawet przed sobą) sąsiedzi Darrena i Jodie uważają się za lepszych od innych. Zapewne nie wszyscy, ale zwykle tak są odbierani na zewnątrz. Niekoniecznie taki jest ich zamiar, ale tak czy inaczej emanują jakąś energią, która każe innym trzymać się na dystans, która działa odpychająco na (generalizując) osoby z tak zwanych niższych warstw społecznych. „Tuż za ścianą” to nie tylko trzymający w napięciu thriller psychologiczny o eskalacji przemocy na pozornie sielskim, coraz mniej malowniczym przedmieściu, ale i inteligentna satyra na klasę średnią i szerzej życie na „wymarzonym” angielskim osiedlu. W miejscu jak z pocztówki. Okazałe domy, równo przystrzyżone trawniki, kolorowe rabaty pod oknami, kameralne przyjęcia w sąsiedzkim gronie, oddolne inicjatywy hipotetycznie jeszcze poprawiające jakość życia wszystkich mieszkańców tego „rajskiego zakątka planety”. Tej Wisteria Lane w wydaniu brytyjskim. Tego przepięknego obrazka, który przypuszczalnie już od jakiegoś czasu gnije od środka. Można założyć, że ten proces zaczął się na długo przed pojawianiem się Darrena Bootha i jego kochanej Jodie. „Anomalii”, odchyłów od normy, jednostek nieprzystosowanych. Do życia w tym miejscu. Przykuwające uwagę, dość pieczołowicie rozpisane i wbrew pozorom bardzo zróżnicowane portrety psychologiczne. Zręczne podsycanie ciekawości w odbiorcy – nie tylko co do szczegółów tragedii, do jakiej, jak uświadamia się nas już na początku tej zwariowanej, ale i całkiem mrocznej przygody, ale tutaj moim zdaniem Candlish zaszalała najmocniej. Bawiła się tą niebywale uwierającą mnie zagadką, która na dodatek znalazła doprawdy wstrząsające, depresyjne rozwiązanie. A te z kolei przyniosło kolejne pytania. Wiemy co i domyślamy się jak, ale nie wiemy kto. I nie myślcie, że na tym ta nowa architekt intryg wszelakich na beletrystycznych poletku, poprzestanie w drugiej partii tego prawie doskonale skonstruowanego thrillera. Prawie, bo późniejsze zwroty akcji, udało mi się przedwcześnie rozpracować. Niemniej nader niechętnie opuszczałam ten (nie)gościnny światek sąsiedzkich knowań, złośliwości, narastającej agresji tak słownej jak fizycznej i bezradności systemu przynajmniej dopóki ktoś nie straci życia. Z wrednym sąsiadem nie wygrasz...

Louise Candlish nie wyhamowuje. Po emocjonującym thrillerze psychologicznym w Polsce wydanym pod tytułem „Na progu zła”, na naszym rodzimym rynku zawitało kolejne, moim zdaniem, udane dzieło tej brytyjskiej bestsellerowej powieściopisarki. Właściwie to „Tuż za ścianą”, to efektywne zestawienie ironicznego dowcipu, błyskotliwej satyry z mrocznym psychologicznym dreszczowcem, dostarczyło mi jeszcze większych wrażeń. I tylko utwierdziło w przekonaniu, że Louise Candlish to jedna z tych autorek, której pisarski rozwój śledzić po prostu muszę. Jeśli tylko wytrwa w gatunku, w którym w moim uznaniu spisuje się na medal i oczywiście jeśli polscy wydawcy wytrwają przy niej:) we mnie na pewno będzie miała stałą czytelniczkę. Jedną z wielu.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz