Stronki na blogu

wtorek, 30 marca 2021

Dolores Redondo „Ofiara dla burzy”

 

Wydział zabójstw Policji Statutowej Nawarry pod kierownictwem inspektor Amai Salazar otrzymuje zgłoszenie dotyczące nagłego zgonu niemowlęcia, które zostaje uznane za śmierć łóżeczkową. Babcia zmarłego dziecka rzuca jednak podejrzenia na jego ojca. Śledczy znajdują dowody potwierdzające wersję starszej kobiety i zatrzymują podejrzanego o zabójstwo swojego własnego dziecka. Amaia i jej koledzy dowiadują się o podobnych sprawach, które miały miejsce w dolinie Baztán w mniej i bardziej odległej przeszłości. W śledztwie przewija się też demon z baskijskiej mitologii, Inguma, sprowadzający na swoje ofiary koszmary senne, paraliż, a na końcu często śmierć przez uduszenie. Trop prowadzi do domniemanej sekty, w skład której wchodzą odnoszący sukcesy, powszechnie szanowani ludzie z tych okolic.

Finał Trylogii Baztán, najbardziej dochodowego osiągnięcia hiszpańskiej powieściopisarki Dolores Redondo. „Ofiara dla burzy” (oryg. „Ofrenda a la tormenta”) swoją światową premierę miała w 2013 roku, tym samym, w którym wydano drugą odsłonę cyklu, „Legado en los huesos” (pol. „Świadectwo kości”) i mniej więcej rok po otwierającym Trylogię Baztán „El guardián invisible” (pol. „Niewidzialny strażnik”), a jej filmowa wersja – tak jak poprzednie w reżyserii Fernando Gonzáleza Moliny - ukazała się w roku 2020. W 2019 roku cykl wzbogacono o prequel, powieść „La cara norte del corazón” (pol. „Kształt serca”). W posłowiu dodanym do „Ofiary dla burzy” Dolores Redondo przytacza autentyczną sprawę kryminalną, dotyczącą rytualnego zabójstwa czternastomiesięcznej dziewczynki imieniem Ainara, która popchnęła ją do stworzenia tej serii.

Ofiara dla burzy” swój początek znajduje miesiąc po wydarzeniach opisanych w „Świadectwie kości” i przeszło rok po sprawie basajauna, seryjnego mordercy grasującego w dolinie Baztán, którego poznaliśmy w „Niewidzialnym strażniku”. W drugiej odsłonie intrygę kryminalną autorka wzniosła na fundamencie zaakcentowanym już w „Niewidzialnych strażniku” - jeden szczegół z tamtej powieści dał początek nowej sprawie. Ten ruch powtórzyła w „Ofierze dla burzy”, tyle że tym razem odniosła się do motywów delikatnie zaznaczonych w „Świadectwie kości”. Tak jak poprzednio Redondo rozwija wątki, którym wcześniej nie nadawała aż takiej wagi. Mowa o domniemanej sekcie okultystycznej prawdopodobnie zawiązanej w latach 70-tych XX wieku w dolinie Baztán oraz, jak podejrzewa inspektor Amaia Salazar, ściśle powiązanymi z tą sprawą nagłymi zgonami dzieci, które nie przekroczyły drugiego roku życia. Pamiętamy, że w „Świadectwie kości” emerytowana pielęgniarka z Elizondo przyznała się Amai do odrażającego procederu pozbywania się niechcianych noworodków. Stąd wyrasta intryga przedstawiona na kartach „Ofiary dla burzy” - to wyznanie stanowi podstawę nowej i chyba najbardziej przygnębiającej sprawy w dotychczasowej karierze policyjnej Amai Salazar. Żeby było jeszcze ciekawiej, „Ofiara dla burzy” kwestionuje wnioski, do jakich śledczy doszli w sprawach basajauna i Tarttala, odpowiednio z „Niewidzialnego strażnika” i „Świadectwa kości”. Czyli w zgodzie z tradycją – tak to zazwyczaj odbywa się w trylogiach. W finale dosłownie wszystko może odwrócić się o sto osiemdziesiąt stopni. Drastycznie zmienić się mogą obrazy, których dotąd nie mieliśmy powodu podważać. Kryminalne sprawy, które wydawały się rozwiązane, teraz prześledzimy nowym okiem. Redondo wydobędzie na światło dzienne wszystko to, co w poprzednich tomach nie zostało odkryte, a ma, być może, decyduje znaczenie tak w sprawach basajauna i Tarttala, jak w sprawie podejrzanych zgonów niemowląt, którą w „Ofierze dla burzy” rozpracowuje zespół Amai Salazar. Nieoficjalnie, bo brakuje dowodów na poparcie dość śmiałej tezy wystosowanej przez tę nadzwyczaj błyskotliwą panią inspektor, która jak wiele na to wskazuje może liczyć na wsparcie istot nie z tego świata, ale i musi uważać na przeciwstawne siły tej samej, nadprzyrodzonej, natury. Właściwie cała Trylogia Baztán jest naznaczona potężnym, chwilami trudnym do wytrzymania, cierpieniem, niewyobrażalną męką, katuszami człowieczego istnienia, potwornościami zgotowanymi bliźnim. Także własnym dzieciom. Mając na uwadze wstrząsającą autentyczną sprawę, która natchnęła Dolores Redondo do spisania tej kilkutomowej historii, a którą przytacza na końcu omawianej publikacji, nie mam wątpliwości, że ta ciężka atmosfera stanowiła swoiste odbicie stanu ducha samej autorki. Uczuć, jakie wlała w nią sprawa śmierci czternastomiesięcznej dziewczynki o imieniu Ainara. Okrucieństwo zrodzone z fanatycznej wiary, niewyobrażalnego egoizmu i materializmu. Nadzwyczaj rozbuchanego, chorobliwego wręcz pragnienia poprawienia swojego statusu społecznego. W „Ofierze dla burzy” policyjne śledztwo częściej niż w poprzednich tomach, ustępuje miejsca bardziej osobistym kwestiom. Prywatnej sferze życia inspektor Amai Salazar, która już w „Świadectwie kości” znalazła się na rozstaju, stanęła na życiowym rozdrożu, ale tak naprawdę dopiero teraz dokonuje wyboru. A przynajmniej stawia parę dużych kroków, które oddalają ją od jednej z najbliższych jej osób. To nie jest ta Amaia, którą zdążyliśmy tak dobrze poznać. Silna, stanowcza, prawie nieomylna, wiedząca czego chce od życia, inteligentna policjantka, kochająca żona, a od niedawna także matka przeuroczego chłopca. W „Ofierze dla burzy” Amaia Salazar jest mocno pogubiona. Ona sama dochodzi do wniosku, że popełnia karygodne błędy w pracy, ale takiego rachunku sumienia nie dokonuje już w przypadku tej drugiej sfery swojego życia. Odbiorca „Ofiary dla burzy” w przeciwieństwie do niej, zapewne będzie śledził jej poczynania z narastającym niepokojem. Będzie coraz bardziej obawiał się o jej przyszłość, aczkolwiek nie można wykluczyć, że znajdą się i tacy, którzy szybko dojdą do wniosku, że Amaia potrzebowała takiej zmiany, że dobrze robi otwierając ten nowy rozdział swojego życia i jednocześnie zamykając inny, który niewiele miał już jej do zaoferowania.

Jest taki moment, taki gest, taka rozmowa telefoniczna, takie słowa, które zmieniają wszystko. A kiedy to się zdarza, kiedy nadchodzi ten moment, kiedy padają te słowa, rozbijają na drobne kawałki stery, którym – jak ci się wydawało – kontrolowałeś swoje życie, rujnują złudzenia i plany, które snułeś, i ukazują ci surowe oblicze rzeczywistości. Pokazują ci, że to, co wydawało się niezmienne, nie jest takie, że wszystkie starania są absurdalne, że jedyną rzeczą absolutną jest chaos, który zmusza się do zgięcia karku, do poddania się i poniżenia przed potęgą śmierci.”

Mistyczna aura znana z poprzednich tomów cyklu Dolores Redondo nie odstępuje od doliny Baztán. W „Ofierze dla burzy” też obracamy się w takich magicznych klimatach obciążonych jakąś nadnaturalną groźbą, ale autorka już dużo rzadziej pozwala sobie na dobitniejsze emanacje nieznanego. Rzadziej eksploatuje ziemie fantasty/dark fantasy, ale to nie znaczy, że odstępuje od swojego zwyczaju naprowadzania śledczych na trop kolejnej postaci z mitologii baskijskiej. Do basajauna i Tarttala, dołącza Inguma, demoniczna istota atakująca ludzi we śnie. Istota tak naprawdę obecna w wielu kulturach, tyle że różnie nazywana – polskim czytelnikom może być znana jako zmora lub mara. Oczywiście w Trylogii Baztán przewija się więcej istot z mitologii baskijskiej, ale wyszczególniona trójca, że tak to ujmę, reprezentuje śledztwa prowadzone przez inspektor Amaię Salazar. Trzy śledztwa, które ponad wszelką wątpliwość łączą się w drobniejszych punktach, ale w miarę rozwoju „Ofiary dla burzy” w czytelniku będzie rosło przekonanie, że te związki są dużo większe, że autorka przez cały czas nas zwodziła, że prawda jest bardziej złożona, niż się nam wydawało. Albo nie. Albo sprawa nagłych zgonów niemowląt, której teraz przygląda się Amaia Salazar, jeśli w ogóle jest w niej coś podejrzanego, nie pokrywa się aż tak bardzo jak myślimy ze sprawami basajauna i Tarttala. Może Amaia Salazar pobłądziła i na tym polu, może błędnie odczytuje poszlaki, może nawet jej dotychczas praktycznie niezawodny policyjny instynkt, w tym przypadku okazuje się mylący. Co prawda główna bohaterka cyklu Baztán ma już doświadczenie w prowadzeniu spraw, w które jest też osobiście zaangażowana, które dotykają jej prywatnego życia, ale być może doszła już do granicy swojej wytrzymałości. Może psychicznie nie jest już w stanie udźwignąć kolejnego śledztwa, które jak jej się wydaje, dotyczy także jej osoby. Wiąże się ono z historią jej rodu, z demonami przeszłości, których Amaia jeszcze nie zwalczyła i co gorsza patrząc na nią teraz, nie można oprzeć się wrażeniu, że się poddała. Oddała zwycięstwo Złu, tym samym godząc się z tym, że już do końca swoich dni na tym smutnym padole będzie rozpamiętywać straszliwą przeszłość na jawie i we śnie. Pogodziła się z tym, że jej wróg nigdy jej nie odstąpi, że już zawsze będzie kładł się cieniem na jej życiu? Że jego duch zawsze będzie jej towarzyszył, już zawsze będzie ją dręczył? Moim zdaniem największą siłą „Ofiary dla burzy” jest właśnie ta zmiana, jaka zachodzi w dotychczas tak walecznej, nieustępliwej i niezmiennie fascynującej postaci, jaką jest czołowa postać tej niebanalnej serii. W omawianej powieści Amaia Salazar fascynowała mnie chyba jeszcze bardziej niż dotychczas. Proces, jaki tym razem w niej zachodzi jest nie tylko bardziej złożony, ale i zdecydowanie bardziej niepokojący. Oblicze, jakie ta nadzwyczaj ciężko doświadczona przez życie bohaterka pokazuje w „Ofierze dla burzy”, nie tylko oddala ją od przynajmniej jednej z najbliższych jej osób, ale wręcz w ogóle od światła. Innymi słowy, od pewnego momentu nie odstępowało mnie przeczucie, że prawie rozstrzygnęła się już walka nadnaturalnych istot, które ciągle toczą zajadły bój o jej duszę. I to, jak szczerze mówiąc od początku zakładałam, na jej niekorzyść, bo szala w moim pojęciu, coraz to mocniej przechylała się tam, gdzie stoi jej największy wróg. W środkowej części książki Dolores Redondo moim zdaniem zbyt mało miejsca poświęca kryminalnej sprawie, którą nieoficjalnie zajmuje się zespół śledczych, któremu szefuje nasza już nie tak dzielna i nie tak imponująco domyślna jak wcześniej – co w moich oczach tylko dodawało, w żadnym razie nie ujmowało, jej wiarygodności, a przecież już wcześniej nie miałam powodów do narzekań w tej materii - inspektor Amaia Salazar. Przydałoby się bardziej rzecz rozwinąć, ale muszę zaznaczyć, że natężenie niewygodnych emocji, których przecież oczekuje się od tego rodzaju literatury („Ofiara dla burzy” to przede wszystkim thriller psychologiczny, a dopiero w dalszej kolejności kryminał z domieszką dark fantasy) było u mnie bardzo wysokie. Właściwie to nie jestem pewna, czy zniosłabym jeszcze więcej szczegółów tej domniemanej zbrodniczej działalności rozpoczętej dziesiątki lat wcześniej przez pseudosatanistyczną sektę. Taką teorię wysnuwa inspektor Amaia Salazar, ale tym razem może się mylić. Dolores Redondo niekoniecznie więc podepnie się pod znany motyw morderczej sekty, ludzi których wiara, ale i skrajnie egoistyczna natura, popchnęły do wyjątkowo ohydnych zbrodni. Ten wątek łączy się z demoniczną istotą z mitologii baskijskiej, która osobom zaznajomionym z poprzednimi odsłonami tej trylogii (tak, tak, jest jeszcze prequel) niekoniecznie będzie się jawiła jedynie jako wytwór chorej wyobraźni bandy zwyrodnialców, którym prawdopodobniej jakiś nawiedzony guru wyprał mózgi. Rzecz jasna, jeśli przyjąć wersję, której przynajmniej przez jakiś czas twardo trzyma się... jedna z najlepszych literackich postaci, jaką miałam przyjemność poznać. I mam nadzieję, że obietnica, którą Dolores Redondo kończy „Ofiarę dla burzy” znajdzie pokrycie. Sugestia, że historia Amai Salazar i innych będzie miała swój ciąg dalszy. Liczę na to, bo uzależniłam się od tej oszałamiającej prozy.

Ofiara dla burzy” w moim osobistym rankingu powieści wchodzących w skład cyklu Baztán autorstwa Dolores Redondo, zajmuje drugie miejsce. Moim numerem jeden pozostaje „Świadectwo kości”, a „Niewidzialny strażnik” siłą rzeczy spada na sam dół podium, a przecież już to „uroczyste otwarcie” Trylogii Baztán wysoko zawiesiło poprzeczkę. Wysoko postawiła ją ta hiszpańska autorka, ta mistrzyni pióra, ten ogromny talent, który mam nadzieję będzie pożytkowany również na dalsze dzieje między innymi inspektor Amai Salazar. Prequel Trylogii Baztán jeszcze przede mną, ale już chciałabym trzymać w rękach część czwartą, a portem piątą, a potem jeszcze jedną i jeszcze... Takie mam marzenie, żeby to trwało i trwało. Ta wspaniała przygoda z Amaią Salazar, którą nie ja jedna pragnę kontynuować. Jest więc nadzieja, że Dolores Redondo ugnie się po presją:) czytelników z różnych stron świata.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz