Na terenie dawnego Centrum Ogrodniczego i Farmy w Uptown zostają odkopane zwłoki dziecka. Badania ujawniają, że to Ava Sawyer, dziewczynka, która zaginęła przed dwoma laty w wieku pięciu lat, podczas urodzinowego przyjęcia jej koleżanki ze szkoły. Sprawę prowadzi komisarz Natalie Ward, matka dwójki nastoletnich dzieci, która ma wyrzuty sumienia w związku z inną sprawą dotyczącą zabójstwa osoby nieletniej. Tym razem Natalie z pomocą swojego zespołu zamierza sprawdzić wszystkie, nawet na pierwszy rzut oka nieistotne tropy. Niedługo po odnalezieniu zwłok Avy dochodzi do zabójstwa innej uczestniczki feralnego przyjęcia urodzinowego, Audrey Briggs.
Carol Wyer to brytyjska satyryczka i powieściopisarka specjalizująca się w komediach i kryminałach/thrillerach, zdobywczyni między innymi The People's Book Prize Award. Najpierw koncentrowała się wyłącznie na lżejszej, humorystycznej prozie, ale z czasem uświadomiła sobie, że wymyśla coraz więcej zwrotów akcji, które, jak uznała, bardziej pasowałyby do mroczniejszych klimatów. W 2017 roku otwarła się więc kolejna ścieżka jej pisarskiej kariery, wraz z pojawieniem się na rynku jej pierwszego kryminału „Little Girl Lost” (pol. „Ostrze czerwonej kredki”), otwierającego cykl z detektyw Robyn Carter. W 2018 roku natomiast swoją światową premierę miała pierwsza część przygód komisarz Natalie Ward zatytułowana „The Birthday” (pol. „Urodziny”). W 2020 roku seria ta liczyła już siedem tomów. A w 2021 roku Carol Wyer ruszyła z kolejnym kryminalnym przedsięwzięciem – powieść „An Eye for an Eye”, otwierająca planowaną serię z detektyw Kate Young.
„Urodziny” Carol Wyer to kryminał w starym stylu. Klasyczne podejście do gatunku. Policyjne śledztwo w sprawie zabójstw małych dziewczynek i niewiele ponadto. Nie mają „Urodziny” solidnej otoczki obyczajowej, autorka „nie zawraca nam zbytnio głowy” prywatnym życiem swoich postaci, nie wyłączając głównej bohaterki, komisarz Natalie Ward. Zajmujemy się głównie jej najnowszym śledztwem, z rzadka i zwykle na szybko zaglądając w inne sfery jej życia. Wiemy, że ma piętnastoletniego syna Josha i trzynastoletnią córkę Leigh, którym nie poświęca tyle czasu, ile by chciała. Jej mąż, David, często jej to wypomina – ma pretensje o to, że więcej czasu poświęca pracy niż swoim bliskim. Nie potrafi pogodzić się z tym, że to jego żona jest głównym żywicielem rodziny, że podczas gdy ona robi karierę, on zajmuje się domem i opieką nad dorastającymi dziećmi. David dokłada się wprawdzie do ich wspólnego budżetu – przyjmuje jakieś drobne zlecenia – ale od kiedy stracił stałą pracę, ma świadomość, że finansowo jest w zasadzie zależny od żony. Czuje się jak jej utrzymanek, choć Natalie absolutnie nie patrzy na niego z góry. Traktuje go jak równego sobie, a czasami wręcz można odnieść wrażenie, że kobieta stara się, by David czuł się od niej lepszy. Podczas gdy ona obchodzi się z nim jak z jajkiem, on nie szczędzi jej wyrzutów. Ona robi wszystko, by uniknąć kłótni, a on wręcz przeciwnie. Tak jakby ciągle szukał zwady. Natalie zdaje się tego nie widzieć, ale czytelnik zapewne bez trudu zauważy, że David wyładowuje na niej swoją złość za przykrości, jakie go spotkały. Za życiowe niepowodzenia, porażki, błędy. Jego frustrację może potęgować przeświadczenie, że Natalie nie popełnia tak poważnych błędów, jak on. Pytanie: czy jego samopoczucie by się polepszyło, gdyby odkrył bodaj największy sekret swojej żony? To mało prawdopodobne. Prędzej poczułby się jeszcze bardziej zraniony. A możliwe, że to byłby koniec ich, już teraz niezbyt szczęśliwego, małżeństwa. To wszystko i trochę więcej to tak na marginesie. Jak już wspomniałam, Carol Wyer nie wrzuca w „Urodziny” wielu szczegółowych obrazków z prywatnej sfery życiowej Natalie i innych. W trakcie policyjnego śledztwa, w wątku kryminalnym, któremu poświęca zdecydowanie najwięcej uwagi, w zasadzie też nie ujawnia się wiele cech bohaterów i bohaterek. Raczej zawiodą się ci, którzy oczekują pogłębionych, szerokich portretów psychologicznych członków policyjnego zespołu, obecnie zajmującego się wyłącznie sprawą zabójcy małych dziewczynek. Najprawdopodobniej wszystko zaczęło się przed dwoma laty, na przyjęciu urodzinowym Harriet Downing, która kończyła wówczas sześć lat. Przyjęciu zorganizowanym w Centrum Ogrodniczym i Farmie w Uptown. I zakończonym tragicznie – zniknięciem pięcioletniej Avy Sawyer. Wytężone poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Dziewczynka przepadła jak kamień w wodę. Ale wszelka nadzieja, że Ava wciąż jest wśród żywych, została odebrana jej rodzicom dopiero dwa lata później. Wraz z odnalezieniem jej zwłok. Wkrótce potem zostaje zamordowana Audrey Briggs, która też brała udział w nieszczęsnym przyjęciu sprzed dwóch lat. Na dodatek sprawca ubrał ją w żółtą sukienkę podobną do tej, jaką miała na sobie Ava Sawyer na tytułowych urodzinach. Wygląda więc na to, że wszystko sprowadza się do owego przyjęcia, że na tym wątku należy się skupić, tam szukać rozwiązania tej kryminalnej zagadki. I zespół pod kierownictwem Natalie Ward bada rzeczony trop, ale nauczona doświadczeniem komisarz pilnuje, by jej ludzie nie zafiksowali się na tym jednym wątku. Żeby nie zamykali się na inne możliwości. Nie wyrabiali sobie opinii z góry. Nie snuli domysłów, tylko trzymali faktów. Faktem jest, że tajemniczy zabójca przyodziewa swoje ofiary w żółte sukienki, ale już przypuszczeniem jest związek tego wdzianka z przyjęciem urodzinowym, które skończyło się tragicznie dla pięcioletniej Avy Sawyer.
Pierwsza odsłona powieściowego cyklu z komisarz Natalie Ward pióra Carol Wyer to, jak na dzisiejsze standardy, bardzo skromny kryminał. Może nawet niepozorny. Samo się czytający, zapewniający jakąś tam rozrywkę, ale też szybko uciekający z głowy. Jakoś nie chcący rozgaszczać się w pamięci. Praktycznie niczym się niewyróżniający, ale poprowadzony na tyle sprawnie, żeby chciało się dociągnąć rzecz do końca. Gdy już rozpocznie się to policyjne śledztwo, gdy już wejdziemy w ten świat przedstawiony, to przypuszczalnie nie będziemy widzieli powodu, by przedwcześnie go opuszczać. Najpewniej zostaniemy z komisarz Natalie Ward do końca, do czasu schwytania, a przynajmniej ujawnienia tożsamości zabójcy kilkuletnich dziewczynek. Muszę przyznać, że Carol Wyer skutecznie odciągała moją uwagę od tego człowieka. Od właściwie jedynej niespodzianki, jaką dla nas w „Urodzinach” przygotowała. Efektu „wow” raczej nie będzie, ale można liczyć chociaż na to, że tożsamość sprawcy będzie dla nas nieznana aż do końca tego wyczerpującego, bardzo trudnego i można chyba powiedzieć, traumatycznego, śledztwa. W końcu ofiarami są dzieci. Zaledwie kilkuletnie dziewczynki, które, jak się wydaje, sprowadziły na siebie śmierć przez coś tak niewinnego, tak zwyczajnego, jak udanie się na przyjęcie urodzinowe swojej koleżanki z klasy. Zastanawiające jest, że solenizantka, Harriet Downing, przemądrzała, wywyższająca się, roszczeniowa sześciolatka (szkolna gwiazdeczka), tak długo pozostaje poza polem zainteresowania zabójcy. Może w jej przypadku nie trafiła się jeszcze okazja – taka sposobność, jak w przypadku Audrey Briggs. Sprawca mógł też zostawić ją sobie na koniec – taka tam ohydna wiśnia na jego zabójczym torcie. Ale nie mniej prawdopodobne jest to, że nigdy nie brał jej pod uwagę, że Downing nie znalazła się na jego liście ofiar. Zespół Natalie Ward nie poświęca jednak Downingom tyle uwagi, ile Sawyerom. Rodzicom niekoniecznie pierwszej ofiary osobnika, którego starają się schwytać. Policjanci uważają, że zbrodnicza seria zapoczątkowana niedługo po znalezieniu zwłok Avy Sawyer, która od mniej więcej dwóch lat miała status osoby zaginionej, może być aktem zemsty. Matka lub ojciec nieszczęsnej Avy, albo oboje, w ten sposób mogą karać rodziców dziewczynek z klasy ich córki, którzy, mówiąc delikatnie, nie okazali im większego współczucia w związku ze stratą, jakiej doświadczyli. Sawyerów spotkała ogromna tragedia – największy koszmar, jakiego może doświadczyć kochający rodzic – a ludzie, jak to ludzie, jeszcze dołożyli im cierpień. Sprawili by żyło im się jeszcze ciężej. Kopanie leżącego: jedna z ulubionych rozrywek Homo sapiens. Tak samo jak osądzanie bliźnich na podstawie na przykład takich „zaniedbań rodzicielskich”, jakie samozwańczym sędziom też się przydarzają. Widzisz drzazgę, ale belki już jakoś nie dostrzegasz. Reasumując: to może być zemsta. Ale na Sawyerach lista podejrzanych się nie kończy. Bynajmniej. Policjanci mają aż za dużo nazwisk, które wymagają prześwietlenia. W międzyczasie my – nie oni – śledzimy wydarzenia z przeszłości. W starannie dawkowanych, nieobszernych fragmentach, Wyer przedstawia nam historię chłopca, który marzy o zaprzyjaźnieniu się z jedną ze swoich rówieśniczek. Jego starania przynoszą jednak skutek odwrotny do zamierzonego. Dość smutna historia, której związek z toczonym dużo później śledztwem w sprawie zabójstw małych dziewczynek (podpis sprawcy: odświętne żółte sukienki), dla odbiorców „Urodzin” pewnie będzie oczywisty. Na szczegóły oczywiście będzie trzeba trochę poczekać, ale myślę, że już przy pierwszej dawce retrospektywnej nikt nie będzie miał wątpliwości, w czyje dzieciństwo autorka pozwala nam zajrzeć. Swoją drogą, da nam też wgląd w ostatnie chwile życia, jak się wydaje, dziewczynek, które nikomu nic złego nie zrobiły... Ktoś jednak uznał, że zasłużyły sobie na śmierć. Dlaczego? Na to pytanie między innymi będą szukali odpowiedzi policjanci pracujący nad tą sprawą. Tropów, które trzeba sprawdzić jest dużo, a czas działa na ich niekorzyść. Im później rozwiążą tę niełatwą zagadkę, tym więcej dzieci straci życie. Obciążając tym samym i tak już nielekkie sumienie komisarz Natalie Ward – policjantki, która zwykła bardzo osobiście traktować ten straszny aspekt swojej pracy. Ryzyko zawodowe, koszmarny element, który jest właściwie wpisany w jej pracę i z którym bohaterka „Urodzin” nie najlepiej sobie radzi.
Pierwsza część literackiej serii między innymi z komisarz Natalie Ward autorstwa brytyjskiej powieściopisarki Carol Wyer, to propozycja, którą rozważyć powinni przede wszystkim zwolennicy starej szkoły kryminału. Cieniutka warstwa obyczajowa i grubiutka sfera stricte kryminalna. W przenośni, bo „Urodziny” to generalnie niedługa opowieść o policjantach zajmujących się sprawą zabójcy małych dziewczynek, które gościły na pewnym przyjęciu. Przyjęciu urodzinowym. Jakichś silniejszych emocji to dziełko wprawdzie mi nie dostarczyło, ale czytało się lekko i przysięgam, że bezboleśnie. W sam raz na raz.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz