W Edelvine Academy, prestiżowej szkole dla dziewcząt, grupa zaprzyjaźnionych uczennic odprawia rytuał jakoby mający przywołać ducha, o którym mówi tutejsza legenda. To, co miało być niewinną zabawą, kończy się tragicznie, gdy jedna z nich, Kerrie, umiera. Niedługo potem do szkoły przybywa nowa uczennica, Camille Meadows, która zajmuje dawny pokój Kerrie. Nawiązuje nową przyjaźń i wdaje się w konflikt z dziewczynami, z którymi trzymała się poprzednia lokatorka jej pokoju. Dziewczynami, którym jak wszystko na to wskazuje, udało się przywołać Ducha Edelvine tej katastrofalnej w skutkach nocy. Istotę, która najprawdopodobniej nie spocznie, dopóki nie zabije ich wszystkich. Camille obawia się, że jej życie także jest zagrożone, a nawet jeśli nie, to zamierza zrobić wszystko co w jej mocy, by zahamować rozlew krwi w Edelvine Academy.
„Ty jesteś następna” (oryg. „Seance”) to pełnometrażowy debiut reżyserski Simona Barretta, scenarzysty między innymi „Następny jesteś ty” (2011), „Gościa” (2014) i „Blair Witch” (2016). Niskobudżetowy amerykański obraz, łączący w sobie różne tradycje kina grozy. I zainspirowany między innymi takimi uwielbianymi przez Barretta klasycznymi produkcjami, jak „La residencia” Narciso Ibáñeza Serradora, „Co się stało z Solange?” Massimo Dallamano i „Aenigma” Lucio Fulciego. Główne zdjęcia ruszyły w listopadzie 2019 roku. Filmowcom nie udało się znaleźć funkcjonującej szkoły, którą pozwolono by im wykorzystać – władze wszystkich placówek, do których zwrócili się z taką prośbą, grzecznie odmówiły. Ostatecznie postawiono na osiem różnych lokalizacji – szkoła żeńska, w której troczy się akcja „Ty jesteś następna”, to w rzeczywistości zlepek różnych lokalizacji. Na przykład opuszczony budynek banku i prywatny dom mieszkalny. W lutym 2019 roku prawa do dystrybucji filmu na terenie Stanów Zjednoczonych nabyła firma RLJE Films. Światowa premiera odbyła się w maju 2021 roku, a we wrześniu tego samego roku produkcja trafiła do internetu (Shudder).
Simon Barrett nie jest miłośnikiem horrorów z podtekstami, drugim dnem, bo obcując z nimi zwykle nie może oprzeć się wrażeniu, że ich twórcy nie dowierzają w inteligencję odbiorców. Jakby wychodzili z założenia, że „widzowie są zbyt tępi, by to zrozumieć”. Reżyser i scenarzysta „Ty jesteś następna” twierdzi, że to nie jego styl, że w swojej pracy dąży do czegoś innego. Prostszego? Powiedzmy, że mniej zobowiązującego. Niemniej nie zaprzecza, że „Ty jesteś następna” pod przykrywką historii o duchach UWAGA SPOILER (w zasadzie przede wszystkim jest to teen slasher z elementami ghost story, a jakby tego było mało, to również mały hołd dla obrazów z włoskiego nurtu giallo) KONIEC SPOILERA przemyca opowieść o niemożności dogłębnego poznania drugiego człowieka, z czego ma płynąć jeszcze bardziej niepokojący wniosek, że w istocie nie znamy nawet samych siebie. Barrett chciał by na tym zasadzała się cała groza sytuacji, jaką wykreował w „Ty jesteś następna”. Reszta to tylko dodatki:) Pierwszy pełnometrażowy film Simona Barretta to „dzieło absolwenta starej szkoły straszenia”. Reżyserowi zależało na „staromodnym” opakowaniu, na przywołaniu klimatu strasznych opowieści z dawnych lat. To w końcu miał być hołd... W każdym razie ten cel, w moim poczuciu, został w dużym stopniu osiągnięty. Pachniało latami 70-tymi i 80-tymi XX wieku. Na tyle mocno, żeby ogarniała mnie lekka konsternacja, ilekroć w kadr wchodził smartfon czy komputer. Ten „klasyczny duch” nie był tak silny, by towarzyszyło mi złudzenie obcowania z horrorem z dawnych lat, ale ciągle zapominałam, że Berrett nie osadził fabuły w przeszłości. Zapominałam, że akcję „Ty jesteś następna” („Ty będziesz następna” Stewarta Hendlera, „Następny jesteś ty” Adama Wingarda, notabene na podstawie scenariusza Simona Barretta, a teraz taki „błysk kreatywności”... Nie lepiej byłoby postawić na dosłowne tłumaczenie, nie lepszy byłby po prostu „Seans”?) umieścił w czasach współczesnych. Za zdjęcia - wyblakłe, jakby przymglone, nawet trochę obskurne - odpowiada Karim Hussain (m.in. „Zaraźliwi” i „Possessor” Brandona Cronenberga, syna Davida, mistrza body horroru), ale przy całym moim zadowoleniu sferą wizualną, uważam, że największą różnicę robi ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Tobiasa Vethake'ego. Melancholijna muzyka instrumentalna, a od czasu do czasu i kobiece głosy: nucenie, zawodzenie, lament, skarga rzucana w próżnię. To nadaje tej historii ciekawy ton. Ciekawy, bo gdyby nie te dźwięki, to zapewne przez myśl by mi nie przeszło, by doszukiwać się w tej historii jakichś depresyjnych nutek. Gdyby nie ta muzyka, to pewnie przyjmowałabym to, jak, owszem całkiem klimatyczny (zdjęcia), ale jednak zwyczajny horror młodzieżowy. Wyznaczający sobie dokładnie takie cele – ni mniej, ni więcej – jak pierwszy z brzegu obraz o grupie nastolatków konsekwentnie uszczuplanej przez tajemniczego agresora, ewentualnie agresorkę. Już „pierwszy rozdział” tego dokonania Simona Barretta wskazuje na tę drugą możliwość. A im bardziej będziemy zagłębiać się w tę naprawdę niewyszukaną opowiastkę grozy, tym bardziej będzie wzrastało w nas przekonanie, że Simon Barrett chce byśmy źródła zagrożenia doszukiwali się w sferze nadprzyrodzonej. Konkretniej, antybohaterce legendy od lat krążącej w żeńskiej szkole z internatem, do której po zagadkowej śmierci jednej z uczennic, zostaje przyjęta Camille Meadows. Główna bohaterka filmu, którą w irytującym mnie stylu („wiecznie” skwaszona mina, flegmatyzm) wykreowała Suki Waterhouse, którą Barrett najpierw obsadził w roli Alice, ale po przesłuchaniu Inanny Sarkis, zmienił zdanie. Suki, można powiedzieć, awansowała, a Inanna, wykreowała już bardziej znośną dla mnie dziewczynę, która „trzęsie” Edelvine Academy. To znaczy stoi na czele – wyraźna liderka – grupki uczennic, którym lepiej ustępować. Schodzić im z drogi, nie podskakiwać, bo Alice i jej świta nie mają w zwyczaju odpuszczać niepokornym. Z całą pewnością mocno uprzykrzą życie każdej uczennicy, która odmówi wykonania ich rozkazu. Chyba że nagle poczują oddech Śmierci na swoich karkach...
Simon Barrett w realnym świecie właściwie nie miał styczności ze szkołami z internatem, ale mimo to już dawno temu wyrobił w sobie opinię, że to wprost wymarzona lokalizacja dla opowieści grozy. Do takiego przekonania doprowadziły go kontakty z gatunkowymi dokonaniami innych filmowców. Głównie te powstałe w XX wieku. A wśród nich zapewne były i „Odgłosy” Dario Argento. Z wypowiedzi Barretta dla mediów, wnioskuję, że był gotów bardziej upodobnić swój film do „Odgłosów”, ale przeszkodą nie do pokonania okazał się budżet. Ocenił, że pieniędzy nie wystarczy na postawienie godnego pomnika dla takiej legendy gatunku. Skojarzenia, mimo wszystko, mogą się pojawić. Bo na dobrą sprawę „Odgłosy” to czołowy reprezentant - a przynajmniej jeden z najważniejszych - „horrorów w internacie”. Cała akcja „Ty jesteś następna” rozgrywa się na terenie prestiżowej szkoły dla dziewcząt. Przestrzeń jest więc mocno ograniczona – tym bardziej że w pobliżu nie widać żadnego miasteczka akademickiego. Ot, wiekowy, dość przestronny budynek i średniej wielkości podwórze rozciągające się wokół niego, gdzie (legalnie) można dostać się tylko przez wielką bramę z przylutowanym napisem „Edelvine Academy”. Ziemię przykrywa cienka warstwa śniegu, a w powietrzu zdecydowanie wisi coś niedobrego. Atmosfera jest ciężkawa, duszna, lekko klaustrofobiczna. Czuć zgnilizną, która niewątpliwie rozprzestrzenia się w tych starych murach. Zimnych, pożądanie odpychających, zdecydowanie nieprzyjaznych. Dyrektorką tego przybytku jest starsza kobieta nazwiskiem Landry (przyzwoita kreacja Mariny Stephenson Kerr), która robi wszystko, by uczennice zanadto się nie rozbestwiły. Nie daje sobie wchodzić na głowę, aczkolwiek nie należy przez to rozumieć, że narzuca jakąś haniebną dyscyplinę nieszczęsnym nastolatką. Można jednak odnieść wrażenie – czy trafne, to się okaże – że Landry, czy to z premedytacją, czy nieświadomie, bagatelizuje wypadki, do jakich dochodzi w Edelvine Academy. Uparcie odrzuca możliwość – a przynajmniej w słowach, trudno wszak zgadnąć, co siedzi w głowie tej kobiety – że na terenie jej szkoły grasuje zabójca. Obstaje przy zwykłych wypadkach. Nieszczęśliwych, tragicznych, ale tylko wypadkach. Losowych zdarzeniach, za które nikt nie ponosi winy. Camille Meadows, jej nowa przyjaciółka Helina (taki sobie występ Elli-Rae Smith), a także Alice i jej świta, z czasem zaczynają jednak dopatrywać się w tym czegoś więcej. Dochodzą do wniosku, że ktoś na nie poluje. A ich głównym podejrzanym jest Duch Edelvine. Właściwie to podejrzaną, bo jak głosi miejscowa legenda, owym duchem jest dawna uczennica tej szkoły. Dziewczyna, która żyła i zmarła w XX wieku. Istnieje rytuał na przywołanie Ducha Edelvine, ale dotychczas chyba nikt nie próbował. Po co kusić los? Alice i jej przyjaciółki na początku filmu decydują się jednak na ten krok. Część z nich traktuje to jak zabawę, niektórych wyraźnie niepokoi ten pomysł ich liderki, jeszcze inne wychodzą z założenia, że to czysta głupota. Dziecinada, strata czasu, bo duchy nie istnieją. Ale gdy z wanny wypełnionej czerwoną cieczą nagle wynurzy się jakaś istota... Koniec zabawy. Do Edelvine Academy wkracza Śmierć, która z całą pewnością nie zadowoli się jedną ofiarą. Może nawet postara się zetrzeć z powierzchni ziemi wszystkie dziewczęta, które odprawiły nieszczęsny rytuał. Które śmiały zakłócić jej spokój? Spokój Ducha Edelvine? Czy to tylko koszmarne sny, czy dziewczyny zaczynają widywać najprawdziwszego ducha? W sumie nie jednego, bo najwyraźniej nie tylko zjawa z tutejszej legendy zagnieździła się w tym miejscu. Szczerze mówiąc, większych niespodzianek ten tekst mi nie dostarczył. Wszystko jest tak straszliwie czytelne, tak oczywiste... a przy tym tak odprężające. Jakkolwiek dziwnie to brzmi. Simon Barrett utrzymuje, że chciał straszyć klasycznie, że to miał być horror w starym stylu, ale podejrzewam, że gdyby miał do rozdysponowania większy budżet, to pokusiłby się o więcej „bajeranckich” dodatków. Zapewne nie byłoby tak skromnie – manifestacji potencjalnych istot, czy istoty z zaświatów byłoby więcej i pewnie w moich oczach nie wypadałoby to tak realistycznie (urocza minimalistyczna charakteryzacja, ale czy upiorna? Tylko odrobinkę). To samo można powiedzieć o zabójstwach, jakie dokonują się na ekranie. W decydujących momentach kamera często gdzieś nam ucieka, ale czasami błyśnie coś więcej niż tylko odrobina (albo kałuża) substancji udanie imitującej krew. Podcięcie gardła, czy dekapitacja – taka tam standardowa działalność w „porąbanym” świecie horroru. Nic kreatywnego, ani w scenach mordów, ani nigdzie indziej. Chociaż pomieszanie tradycji tego niezwykle pojemnego gatunku, miks motywów, które nieczęsto występują obok siebie, na upartego można uznać za przejaw jakiejś tam inwencji. Ostateczna konfrontacja to już czyste wygłupy. Miało być zabawnie. Simon Barrett chciał poprawić nam humor, zależało mu byśmy też trochę się na tym pośmiali i przyznaję, że raz nie wytrzymałam – chichrałam się, aż (nie)miło – ale czy to ładnie komponuje się z resztą? Według mnie zrobił się z tego taki trochę jazgot. Nieharmonijna kompozycja. Nieuporządkowane należycie zestawienie dwóch przeciwstawnych biegunów (horror i czarna komedia), które oczywiście w kinie wielokrotnie się już spotykały. Często z lepszym efektem.
„Ty jesteś następna”, pełnometrażowy debiut reżyserski Simona Barretta, w mojej ocenie bardziej broni się klimatem, płaszczyzną techniczną, oprawą audiowizualną niż fabułą. W gruncie rzeczy nieskomplikowana i mocno przewidywalna historyjka złożona ze znanych motywów, niezbyt skoordynowany zlepek różnych tradycji z powierzchownie wykreślonymi, wręcz płaskimi postaciami (ode mnie plus tylko za Alice, ale za to wielgachny minus za główną bohaterkę Camille), na którym mimo wszystko czas szybko mi zleciał. Obserwowanie zmagań uczennic położonej na odludziu żeńskiej szkoły z internatem, przyglądanie się temu polowaniu na młode panny w potencjalnie nawiedzonym przez duchy naprawdę mrocznym budynku (i wokół niego, na zmrożonej, przykrytej cienką warstwą śniegu ziemi, otaczającej to „straszne zamczysko”), z ogromnym trudem mi nie przychodziło. Jakaś tam rozrywka była. Średnia, ale była.
super
OdpowiedzUsuń