Stronki na blogu

wtorek, 23 listopada 2021

Hilary Davidson „Jedno małe poświęcenie”

 

Nowy Jork. Zmagający się z zespołem stresu pourazowego Alex Traynor, fotograf wojenny, autor poczytnej książki i prowadzący warsztaty z fotografii terenowej na Uniwersytecie Nowojorskim, staje się głównym podejrzanym w sprawie zaginięcia jego narzeczonej, doktor Emily Teare. Mniej więcej rok wcześniej mężczyzna wzbudził zainteresowanie policji w związku ze śmiercią jego przyjaciółki Corinthii 'Cori' Stanton. Detektyw Sheryn Sterling zawsze była przekonana, że to Alex odpowiada za śmierć tej młodej kobiety, ale nie potrafiła tego udowodnić. Teraz pojawia się kolejna szansa, by zatrzymać człowieka, który w jej mniemaniu stanowi śmiertelne zagrożenie dla innych. Wraz ze swoim nowym zawodowym partnerem, detektywem Rafaelem Mendozą, Sheryn stara się odnaleźć, żywą lub martwą, znaną z poświęcania się dla innych, lekarkę, która najwyraźniej tuż przed swoim zniknięciem zerwała z Alexem Traynorem. Co mogło popchnąć go do zbrodni.

Hilary Davidson urodziła się w Kanadzie, a po ukończeniu studiów na University of Toronto zajęła się dziennikarstwem: pracowała dla „Harper's Magazine” i „Canadian Living”. W 2001 roku osiadła w Nowym Jorku (Davidson ma podwójne obywatelstwo: kanadyjskie i amerykańskie), a w 2010 roku pojawiła się jej debiutancka powieść (wcześniej pisała dla Frommer's Travel Guides), uhonorowana Anthony Award „The Damage Done”. Pierwotnie wydane w 2019 roku „Jedno małe poświęcenie” (oryg. „One Small Sacrifice”) otwiera planowany powieściowy cykl - „Shadows of New York” - z detektywami Sheryn Sterling i Rafaelem Mendozą. Drugi tom, „Don't Look Down”, swoją światową premierę miał w roku 2020. „Jedno małe poświęcenie” zaczęło się od bohatera z zespołem stresu pourazowego. Budując w głowie jego obraz, Davidson myślała o książkach, które pokochała między innymi z uwagi na fascynujące postacie i o swoich własnych doświadczeniach z PTSD. Tuż po ukończeniu studiów Davidson przeżyła atak bezdomnego chorego psychicznie mężczyzny. Człowiek ten wzniecił pożar w Veterans Government Department w Toronto. Późniejsza nagradzana pisarka dostała nagrodę od rządu za bohaterską postawę w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia – pomogła innym wydostać się z płonącego budynku. Niedługo po tych koszmarnych przejściach rozpoczęły się jej zmagania z zespołem stresu pourazowego.

Kryminał/thriller podany z kilku perspektyw (narracja trzecioosobowa), ze zdecydowaną przewagą fotografa wojennego Alexa Traynora oraz detektyw nowojorskiej policji Sheryn Sterling. „Jedno małe poświęcenie” opiera się na sprawdzonym motywie zaginięcia, które w tym przypadku będzie rozpracowywane zarówno przez policję, jak... głównego podejrzanego. Człowieka, który ponad wszelką wątpliwość nie pamięta wszystkiego z ostatniego weekendu. Kiedy to wszelki słuch po jego narzeczonej zaginął. Alex założył, że Emily wyjechała, bo taką informację zostawiła mu w ich wspólnym mieszkaniu. Ponadto w swoim liście dała mu wyraźnie do zrozumienia, że to koniec ich związku. Kobieta nie wyjaśniła, skąd ta nagła decyzja. Alex mógłby przysiąc, że nie stało się nic takiego, co mogłoby popchnąć Emily do tak drastycznego kroku. Alex wprawdzie urządził jej małą awanturę, ale jest przekonany, że sam ten fakt nie zmusiłby jej do odejścia. Nie kłótnia jako taka, ale już jej powód, dokonane przez niego odkrycie, według niego mogło skłonić jego narzeczoną do... działania na własną rękę? Hilary Davidson szybko daje nam odczuć, że doktor Emily Teare, nie była takim aniołem, za jakiego ją uważano. Zawsze przedkładająca dobro innych ponad własne. Modelowa altruistka, która, podobnie jak Alex, doskonale zna piekło wojny. Właśnie w takich realiach się poznali, ale większe zawirowanie w ich życiu pojawiło się nie w Syrii, Afganistanie czy w Iraku, tylko w Nowym Jorku. Cori Stanton, przyjaciółka Alexa, która zaopatrywała go w narkotyki, pewnego wieczora spadła bądź, co bardziej prawdopodobne skoczyła z dachu kamienicy, w której ten znany fotograf wojenny wynajmował mieszkanie. Właściwie, gdy go poznajemy mieszka w tym samym miejscu. Z tą różnicą, że już nie sam (pomijam tutaj niepięknego, acz na swój sposób czarującego, wiernego pieska Alexa), tylko ze swoją ukochaną. Która teraz jakby zapadła się pod ziemię. Ich kontakt niespodziewanie się urwał. Co więcej, wygląda na to, że ta zwykle dyspozycyjna, łatwo uchwytna, bardzo poukładana i nadzwyczaj odpowiedzialna kobieta, zerwała kontakt ze wszystkimi osobami, do których udaje się dotrzeć policjantom zajmującym się tą sprawą. Albo się ukrywa, albo została porwana, albo nie żyje. Detektyw Sheryn Sterling najwyraźniej skłania się ku temu ostatniemu. Tak czy inaczej, już na początku wytypowała winnego zbrodni. Musi tylko jeszcze odkryć jej charakter – kwalifikacja czynu zabronionego – i znaleźć dowody obciążające Alexa Traynora. Sheryn jest na tyle doświadczoną policjantką, by wiedzieć, że takie podejście do śledztwa jest skrajnie nieprofesjonalne. Klasyczny błąd: najpierw wskaż winnego, a potem poszukaj obciążających go dowodów. Sheryn wie, że śledczy nie powinien zafiksowywać się na punkcie jednej teorii, jednym podejrzanym, ale ta świadomość nie osłabia jej determinacji, by wreszcie znaleźć coś na tego człowieka. W końcu Sterling od mniej więcej roku żyje w przekonaniu, że Alex zabił Cori Stanton. Nieustępliwa pani detektyw przypuszcza, że była to zbrodnia popełniona w afekcie i obawia się, że na tym destrukcyjna działalność Alexa się nie skończy. Że mężczyzna stanowi śmiertelne zagrożenie dla innych. Patrzy na niego, jak na tykającą bombę. Być może słusznie. Być może Alex faktycznie doprowadził do kolejnej tragedii, ale to nie zmienia faktu, że śledczy nie powinni uznawać tej wersji za pewnik. To dotyczy nie tylko Sterling. Jej nastawienie bowiem udziela się Rafaelowi Mendozie, jej nowemu partnerowi, który wcześniej nie miał do czynienia z Alexem, nawet nie mieszkał w Nowym Jorku, gdy toczyło się śledztwo w sprawie podejrzanej śmierci Cori Stanton. W takim układzie cała nadzieja w Alexie Traynorze. To oczywiście w każdej chwili może się zmienić, ale na początku wydaje się – ja w każdym razie tak na to patrzyłam – że tylko Alex, człowiek niekoniecznie godny zaufania, może rozwikłać tę, naturalnie bardzo bolesną dla niego, sprawę. Sprawę, która dotyczy go osobiście i niewykluczone, że nie tylko dlatego, iż zaginiona to miłość jego życia. Winny czy wrabiany? A jeśli wrabiany to przez kogo? Czy detektyw Sheryn Sterling może mieć w tym jakiś udział? Czy ta kobieta mogłaby posunąć się do mataczenia na niekorzyść człowieka, na którego najzwyczajniej się uwzięła? I najważniejsze: co przydarzyło się Emily Teare? A po drodze cała masa innych, pomniejszych pytań, wątpliwości i podejrzanych.

Kiedyś myślałem, że jeśli opinia publiczna zobaczy, co się dzieje na wojnie, konflikty po prostu przestaną wybuchać […] Ale nic z tego. To tylko mrzonka.”

Motyw zaginięcia, który może się łączyć ze starszą sprawą tragicznej śmierci młodej kobiety, a w tle istne piekło na ziemi. Ludzkość i jej wojny. Cierpienia, których wielu woli nie dostrzegać. Nie wiedzieć. Alex Traynor zajął się fotografią wojenną głównie z potrzeby pokazywania całej, nieupiększonej, prawdy o wojnie. W Syrii, Iraku, Afganistanie. Uczulania na krzywdę, jakiej wielu nie potrafi sobie nawet wyobrazić. Alex nie ma wątpliwości, że wielu jego kolegów po fachu udaje się w te niebezpieczne miejsca głównie dla pieniędzy i sławy. Ale on zawsze miał się za jednego z tych nielicznych fotografów wojennych, którzy ryzykowali własnym życiem w imię wyższych celów. Znajomi Alexa mają go za cynika, ale w ich oczach na pewno nie jest materialistą. Traynor postawił na szali własne życie, by pokazać niewygodną, straszną, odrażającą rzeczywistość jaką człowiek zgotował człowiekowi. Myślał, że to coś zmieni, że jego zdjęcia z miejsc, w których masowo giną ludzie – mężczyźni, kobiety, dzieci – wstrząsną opinią publiczną. Że z całą mocą ujawni się wreszcie to „człowieczeństwo”, o którym tyle się rozprawia. Fakt, Alex stał się gwiazdą – zrobił niezłą karierę w swoich rodzimych Stanach Zjednoczonych, ale czy osiągnął swój główny cel? Hilary Davidson nie daje nam tego odczuć w swoim „Jednym małym poświęceniu”. Ludzie nadal zajmują się swoimi sprawami, na co dzień nie myśląc o koszmarach uwiecznionych między innymi przez Alexa. Ale tak, są wyjątki (które w sumie zawsze były), są jeszcze takie osoby jak Emily Teare. Jedna na milion. Nie tylko nieobojętna, ale i robiąca wszystko co w jej mocy, by ulżyć innym w cierpieniu. W kraju i poza jego granicami. Tam, gdzie z jednego człowieka wyłazi wszystko, co najgorsze, a z innego... Cóż, jedni z wojny wracają wzmocnieni, a inni złamani. Alex wpisuje się do tej drugiej grupy. Zespół stresu pourazowego, uzależnienie od narkotyków. Sława, której raczej nie chciał. Przynajmniej tak mu się wydaje. Jedna z najbliższych mu osób już nie żyje – i to on był, a właściwie wciąż jest, głównym podejrzanym w sprawie jej śmierci (nie tylko policja, ale i sam Alex dopuszcza możliwość, że zepchnął z dachu swoją przyjaciółkę – prawie nic z tego nie pamięta), a druga - miłość jego życia - właśnie została uznana za zaginioną. Trwają poszukiwania, które wprawdzie nie obfitują w piorunujące zwroty akcji, co prawda śledztwo prowadzone przez detektywów nowojorskiej policji Sheryn Sterling i Rafaela Mendozę, którzy z czasem zyskali w moich oczach, jest w gruncie rzeczy standardowe, ale jest coś takiego w tej niezbyt wyróżniającej się powieści kryminalnej, z dość silnie rozwiniętą warstwą psychologiczną i społeczno-obyczajową, co z najprawdziwszymi wypiekami na twarzy kazało mi przypatrywać się pracy w sumie sympatycznych detektywów. Interesujące osobowości, z którymi tylko do pewnego momentu „nie było mi po drodze”. Potem już między nami narodziła się dość silna więź – mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy, że kolejna sprawa tego barwnego, znakomicie się uzupełniającego duetu niebawem pokaże się na polskim rynku. Równie, jeśli nie bardziej zajmujące, były dla mnie przeżycia (kiedyś i dziś) umęczonego blisko czterdziestoletniego mężczyzny, który na własną rękę stara się odnaleźć swoją drugą połówkę. Która, jak zdążył sobie uświadomić, nie mówiła mu wszystkiego. Miała swoje najwyraźniej mroczne sekrety. Nie była tak krystalicznie czysta, tak cnotliwa, za jaką uchodziła nie tylko w jego oczach. Miała swoje grzeszki? Jeśli nawet, to Alex nie wyobraża sobie, żeby dopuściła się czegoś, czego nie mógłby jej wybaczyć. Dlaczego więc wolała zakończyć ich związek, niż zwierzyć mu się ze swoich problemów? Tak jak on zawsze zwierzał się jej, a ona nie ustawała w wysiłkach, by wydobyć go z najczarniejszych otchłani, w jakich długo błądził. Czyżby Emily, zresztą zgodnie ze swoim zwyczajem (taka jej natura), w ten sposób próbowała go chronić? W tę stronę biegną myśli Alexa zaraz po zniknięciu Emily, ale w swoim dochodzeniu do prawdy - i ma nadzieję żywej Emily, w co wchodzący w tę opowieść czytelnik może mocno powątpiewać – niebawem skupi się przede wszystkim na wątku podsuniętym mu przez policję. Czyli potencjalnym porwaniu. Straszna wizja, ale i tak lepsza od tej, przy której zdaje się upierać kobieta od jakiegoś roku będąca jego zmorą. Pani detektyw, która wie swoje i najwyraźniej nie spocznie dopóki nie wyśle Alexa za kratki. Plastyczne opisy Nowego Jorku. Szczegółowe portrety bohaterów, w tym naprawdę przekonująca, przygnębiająca, a przy tym niesamowicie angażująca analiza jednostki walczącej z wojennymi demonami; studium człowieka zmagającego się z okropną przypadłością psychiczną - widać, że autorka zna to z autopsji. Przerażające obrazki, które z pewnością napisało samo życie – wojenna rzeczywistość, twarde realia, a nie jakieś tam romantyczne mrzonki o heroicznym zaprowadzaniu nowego, wspaniałego ładu (zostaną zgliszcza i tłumy niechcianych uchodźców). Ale będzie o poświęceniu. Nie tylko tym mniejszych, także największym, na jakie mający jakąś wolę życia człowiek, może się zdobyć. Przewidywalna, ale też dobrze przemyślana, nienaciągana i dokładnie, z dbałością o detale, naświetlona intryga kryminalna.

Całkiem emocjonująca lektura, która otwiera zaplanowaną powieściową serię z detektywami nowojorskiej policji, ciemnoskórą Sheryn Sterling i Rafaelem Mendozą, w którego żyłach płynie latynoska krew. Cienie Wielkiego Jabłka od amerykańsko-kanadyjskiej dość poczytnej pisarski, Hilary Davidson. Petarda? Moim zdaniem, do tego „szacownego” miana, trochę, może nawet więcej niż trochę, „Jednemu małemu poświęceniu” brakuje, ale i tak dobrze się czytało. Przeżywało. Jeśli lubisz rozwiązywać kryminalna zagadki w literackich światach przedstawionych, to myślę, nie zaszkodzi pochylić się i nad tą pozycją. Mnie w każdym razie czkawką się to nie odbiło. Nic z tych rzeczy.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz