Stronki na blogu

wtorek, 8 lutego 2022

Kamil Staniszek „Pętla”

 

Dwa lata po odejściu ukochanej nauczyciel języka polskiego z Warszawy Rafał Topielec postanawia odejść z tego świata. Próby samobójcze podejmuje w hostelu, w którym kiedyś gościł z miłością swojego życia. I wtedy dzwoni do niego babcia, Amelia Topielec, mieszkająca wraz z mężem Czesławem na zapadłej wsi Pogorzelisko w województwie lubelskim, która zaprasza go do siebie. A on praktycznie natychmiast, bez bagażu, wyrusza do krainy swojego dzieciństwa. Rafał szybko dochodzi do wniosku, że Pogorzelisko wygląda tak samo, jak w jego wakacyjnych wspomnieniach. Co jest niczym balsam na jego okrutnie poranione serce. Ale ma też powody do niepokoju. Przerażające zjawiska zachodzące w jego otoczeniu, sekrety tutejszych mieszkańców i ich alarmujące zachowania, jego własnych dziadków nie wyłączając... Rafał nie ma pewności, czy to wszystko dzieje się naprawdę. Zadręcza się myślami, czy to aby nie projekcie jego udręczonego, chorego umysłu.

Kamil Staniszek, wydawca i redaktor naczelny „Kuriera Południowego”, autor „Kociej mordy” i „Zemsta ma smak czerwieni”, powieści kryminalnych z dziennikarzem Andrzejem Kalickim. Jako pisarz zadebiutował w 2001 roku opowiadaniem pod tytułem „Gracz”, które ukazało się na łamach „Nowej Fantastyki”. Inne jego opowiadanie, „Nagła śmierć”, zasiliło pierwszy tom „Grobowca”, „Zarazę” - w planach cały cykl antologii krótszych opowieści grozy rodzimych autorów pod redakcją wydawnictwa Vesper. „Pętla”, trzecia powieść Kamila Staniszka, swoją premierę miała w 2021 roku - tak samo jak „Nagła śmierć”, i tak samo wyszła pod szyldem wydawnictwa Vesper. W upiornej, hipnotyzującej twardej okładce zaprojektowanej przez, długoletniego kolegę Staniszka (znają się od przeszło dwudziestu lat), Michała Loranca, który też zilustrował powieść: czarno-białe grafiki poprzedzające wszystkie rozdziały tej nieopasłej publikacji. Staniszek w jednym z wywiadów żartobliwie stwierdził, że ojcem „Pętli” jest kamień nerkowy. Gdy trochę osłabła intensywność i częstotliwość bolesnych kolek, Staniszek zdecydował się wykorzystać czas wolny od pracy... pracując. Tak powstała mroczna historia ku pokrzepieniu złamanych serc.

Kamil Staniszek zauważył, że w polskim społeczeństwie osoby, które nie potrafią przepracować rozstania z ukochaną osobą, które tracą wówczas wszelką chęć do życia, spotykają się z dużym niezrozumieniem. Problem jest bagatelizowany, umniejszany, czasami wręcz wyśmiewany. Dlatego tak mało ludzi o tym mówi, cierpiąc w samotności. Co czasami kończy się tragicznie. Niektórzy, podobnie jak bohater „Pętli”, niestety, dochodzą do wniosku, że najlepsze, co mogą w tej sytuacji zrobić, to odejść z tego padołu łez. Targnąć się na własne życie. Człowiek umiera, a ludzie pukają się w czoło. Oczywiście, nie wszyscy, ale powiedzmy sobie szczerze, i takich reakcji można się spodziewać. Głupiec - mówią. Tego kwiatu przecież pół światu. I weź tu takiemu współczuj... Rafał Topielec, nauczyciel języka polskiego w liceum pod Warszawą, to jeden z takich „głupców”. Zostawiła go kobieta, a on zamiast szybko wziąć się w garść, jak oczekiwali niektórzy, już od dwóch lat snuje się jak zombie, bez żadnej nadziei na lepsze jutro. Zaniedbuje pracę, unika kontaktów towarzyskich, konsekwentnie odtrąca pomocną dłoń, którą niestrudzenie wyciąga do niego, bądź co bądź coraz bardziej zniecierpliwiona jego zachowaniem, młodsza siostra, Beata Topielec-Kańska. Agentka nieruchomości, która w przeciwieństwie do Rafała, zdążyła uwić sobie rodzinne gniazdko. Wyszła za mąż, doczekała się dziecka, podczas gdy jej brat, prawdziwy romantyk, podtrzymywał w sobie nadzieję na coś więcej. Jego zdaniem siostra zadowoliła się „pierwszym lepszym”, mężczyzną, który nie był jej przeznaczony. To znaczy Rafał przez całe życie czekał na swoją drugą połowę, na Tę Jedyną. Czekał na swoją Martę. Ich związek trwał pięć lat – pięć bodaj najszczęśliwszych lat w życiu Rafała – i nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia, zdaniem mężczyzny bez żadnego powodu, wszystko się skończyło. Marta Skibińska, mało znana autorka powieści kryminalnych, z jakiegoś kompletnie nieznanego Rafałowi powodu, ponownie związała się z Wojciechem Świdnickim, aroganckim prawnikiem, swobodnie skaczącym z łózka do łóżka (zmienia partnerki seksualne jak rękawiczki, kobiety lgną do niego jak muchy... wiadomo do czego) i mającym rozległe kontakty, znajomości, które w razie potrzeby chętnie wykorzystuje. Po dwóch długich latach katuszy, Rafał ma dość. Dochodzi do kresu swojej wytrzymałości. Jak młody Werter (porównanie autora) zamierza zakończyć swój przeklęty żywot. Pozbyć się kolczastego drutu oplatającego jego biedne serce. Uwolnić się od tego nieznośnego cierpienia. Nie czuć już absolutnie nic. Nicość, niebyt: tego mu trzeba. W pokoju hostelowym – tym samym, w którym w innym życiu gościł ze swoją drugą połową – podejmuje aż trzy próby samobójcze. I zapewne próbowałby aż do skutku, gdyby nie interwencja jego babci. Zupełnie jakby wyczuła, że jej wnuk znalazł się na zakręcie, że już prawie witał się z panią Śmiercią. Przeczucie, instynkt kochającej babci, czy coś więcej? Tak czy inaczej, nieoczekiwana rozmowa telefoniczna z dawno niewidzianą krewną, skutkuje zatrzymaniem zdesperowanego, ewidentnie potrzebującego wsparcia, mężczyzny, na tym świecie. Tylko że wieś na Lubelszczyźnie, w której Rafał w dzieciństwie zwykle spędzał lato, wieś, w której od kiedy sięga pamięcią mieszkają jego dziadkowie, w jego oczach przybiera tę specyficzną teksturę, którą ja zwykłam nazywać Strefą Mroku. Coś w rodzaju alternatywnej rzeczywistości. Miejsce, w którym nie obowiązują żadnej znane nam reguły. Niby niezbywalne, twarde prawa, jakimi rządzi się świat, w którym żyjemy. W którym dotąd żył też Rafał Topielec.

(źródło: https://pl-pl.facebook.com/kamilstaniszek/)

W „Pętli” Kamil Staniszek pod płaszczykiem prostej opowieści grozy skrupulatnie, cegła po cegle, wznosi „budowlę egzystencją”. Horror nadnaturalny i psychologiczny koegzystuje z bardziej uduchowioną historią o bolesnej samotności ludzkiej jednostki w szerokim świecie, poszukiwaniu sensu życia i walce z wewnętrznymi demonami. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Permanentny mutualizm. Dwa organizmy stopione ze sobą. Dwa nie tak znowu odległe od siebie, jeśli się nad tym zastanowić (albo przypomnieć sobie inne takie spotkania; żeby daleko nie szukać za przykład niechaj posłuży tu „Golem” Gustava Meyrinka), obszary gatunkowe, które tak ściśle do siebie przylegają, że co bardziej dociekliwy odbiorca, może mieć problem z rozsądzeniem gdzie kończy się horror, a zaczyna opowieść egzystencjalna. Początkowo starałam się to jakoś rozgraniczać, ale gdy już dałam porwać się tej historii... Nie walczyłam z tym, pozwoliłam, by te dwa stworzenia, te dwa potwory, mówiły jednocześnie. Nie przekrzykiwały się, śpiewały dla mnie. Harmonijny dwugłos lamentujący o smutnym, złamanym człowieku, który w dość drastycznych, niepospolitych okolicznościach, stopniowo, kroczek po kroczku, odzyskuje chęć do życia. „Pętla” to opowieść o utraconych marzeniach. Ambicjach zjedzonych przez szarą prozę życia. Śmierć tyleż naturalna, co potworna. Niesprawiedliwa, ale takie jest życie. Tacy ludzie jak Wojciech Świdnicki biorą wszystko, a takie szaraczki jak Rafał Topielec muszą się zadowalać okruchami z pańskich stołów. Zostają z niczym, a przynajmniej tak im się wydaje. Rafał zdążył już nasiąknąć przekonaniem, że nic już nie trzyma go przy życiu. Stracił wszystko. Bezkresny tunel. Nieprzenikniona czerń, której przypuszczalnie nic już nie rozproszy. Garbiący się pod ciężarem rozpaczy, samotny wędrowiec, który po dwóch latach dostrzega wreszcie światełko w tej okropnej ciemnicy, którą stało się jego życie. Wystarczyło się cofnąć, dopuścić do głosu swoje młodsze ja. Spojrzeć na świat jego ufnymi oczyma. Pogorzelisko w odbiorze Rafała wygląda dokładnie tak, jak w jego dzieciństwie. Z ponurej Warszawy bohater „Pętli” przeniósł się do mieniącej się żywymi kolorami, magicznej krainy. Ożywają wspomnienia (Staniszek dał swojemu bohaterowi trochę własnych wspomnień z dzieciństwa). Idylliczne obrazki z czasów, kiedy życie na pewno było prostsze, niemniej w jakimś stopniu zapewne są one nieco podkoloryzowane. Pamięć to podstępna bestia. Ale nie tak jak miłość. Ta to uwielbia lukier. Przeżycia Rafała w Pogorzelisku zajmują najwięcej miejsca, ale będziemy przenosić się też do jego byłej dziewczyny Marty Skibińskiej i jej aktualnego partnera Wojciecha Świdnickiego – oraz młodszej siostry Rafała, Beaty Topielec-Kańskiej – co pozwoli nam bardziej obiektywnym okiem spojrzeć na ideał czołowej postaci książki. Staniszek daje nam tutaj jasno do zrozumienia, że miłość, czy raczej zauroczenie, nie zawsze jest dobrym doradcą. Wizerunek Marty, jaki zachował się w głowie Rafała, najprawdopodobniej jest jeszcze bardziej wyidealizowany od jego wspomnień z wakacji w Pogorzelisku. Wsi, w której panuje dość ciężka, duszna atmosfera, jednakże z czasem powietrze nieco się rozrzedzi. Co wydaje mi się przemyślanym, w gruncie rzeczy całkiem sprytnym zabiegiem – klimat panujący w tym miejscu jest swego rodzaju odbiciem stanu ducha Rafała, co powinno podsycić podejrzenia, że wszystkie osobliwe zjawiska, którym mężczyzna świadkuje w Pogorzelisku nie mają nadnaturalnego charakteru. Zielone muchy, jak gdyby nigdy nic, pochłaniane przez mieszkańców Pogorzeliska. Upiorny chłopiec, osamotniony, w zaniedbanym domu nieopodal farmy Topielców. Dziadek z lubością konsumujący surowe mózgi swoich ptasich ofiar. Identyczne kwestie w różnych ustach. Dawni znajomi, w których zaszły jakieś niepokojące zmiany. W zachowaniu, charakterze, ale nie zawsze w wyglądzie. O ile faktycznie to rówieśnicy Rafała, z którymi w innym, lepszym życiu bawił się praktycznie każdego lata. Można odnieść wrażenie, że Pogorzelisko gdzieś pomiędzy wtedy i teraz zostało skażone. Naznaczone. Przeklęte. Jakby jakaś zgnilizna nie od dziś toczyła to miejsce. Miejscowość pełną widm, upiorów niewykluczone, że zrodzonych w obłąkanym umyśle. Może się Wam wydawać, że znacie tę historię, że z tak wyświechtanych motywów nie sposób złożyć czegoś, co mogłoby Was zaskoczyć. Może się Wam wydawać, że rozwiązaliście zagadkę Pogorzeliska. Wiecie, do jakiego punktu Staniszek Was doprowadzi. Jak skończy się ta historia. Jak musi się skończyć... „Pętla” nie idzie tak prostą drogą, jak mogłoby się wydawać. Ta tkanina okazuje się nadzwyczaj przewiewna i elastyczna. Tak lekka, że wystarczy dmuchnąć, żeby przybrała jakiś fantazyjny, zupełnie niespodziewany kształt. Dmuchnij mocniej, to jeszcze inaczej się poskłada. „Pętla” to jedna z tych opowieści, które zostają z czytelnikiem na dłużej. Kamil Staniszek zachęca nas do tworzenia własnych teorii, uporczywego obracania w głowie poszczególnych elementów, przyglądania się im pod różnymi kątami. Sklej, przyjrzyj się temu co powstało, a potem spróbuj inaczej. Niechaj wyłoni się inny obraz, choć najpewniej nie bardziej podnoszący na duchu.

Depresyjna, ciężka, mroczna opowieść o życiu. Twardej rzeczywistości, która nagle staje się bardziej płynna, traci ostrość. Wkraczamy do strefy, w której dosłownie wszystko może się zdarzyć. Przenosimy na mocno niepewny, grząskim grunt. Do świata ekstremalnie niestabilnego, odkształconego, szkaradnego, plugawego. Ta tajemnicza kraina ma jednak też piękne zakątki, czystsze, sentymentalne oblicze. Ten oniryczny, surrealistyczny, szalony światek wykreowany przez Kamila Staniszka. Jest coś hipnotyzującego w tej jego „Pętli”. Niepokojącej, nieoczywistej opowieści o człowieku, który w upiornych realiach, jak na ironię, znajduje dawno niewidziane światło. Katusze istnienia w horrorowym, według mnie, bardzo twarzowym płaszczu.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz